opublikowano: 26-10-2010
Prokuratorzy do zwolnienia od razu - dowody debilizmu prawnego i prokuratorskiego funkcjonariuszy którzy jakimś cudem podobno ukończyli prawo...
27.11.2006 Upychali akta za szafą
Co najmniej 200 osób uniknęło kary za popełnione przestępstwa. Ich sprawy
nigdy nie trafiły do sądu, bo prokuratorzy ukrywali akta w domach lub za
meblami w swoich gabinetach - alarmuje "Gazeta Wyborcza".
Krzysztof J., bogaty rolnik z małej wioski pod Pszczyną znęcał się nad
żoną i dziećmi. Kiedy kobieta zawiadomiła policję, mąż zagroził, że ją
za to zabije. Trzy lata temu prokuratura w Pszczynie oskarżyła mężczyznę
o znęcanie się nad najbliższymi i groźby karalne. Grozi za to 5 lat więzienia.
Rolnik do dzisiaj nie został ukarany. Nawet nie stanął przed sądem. -
Prokuratura nie przysłała nam takiej sprawy - poinformował pszczyński sąd.
Z informacji "GW" wynika, że przypadek Krzysztofa J. nie jest
jednostkowy. Prokuratura Okręgowa w Katowicach wpadła na trop największej
afery w historii śląskich organów ścigania.
Pszczyńska prokuratura od dłuższego czasu miała słabe wyniki, niewiele
spraw kończyło się wyrokami skazującymi, więc przełożeni zarządzili
tam kontrolę. Kontrolerzy sprawdzali akta, rozmawiali z prokuratorami.
Podczas jednej ze swoich wizyt w Pszczynie, w gabinecie jednego z prokuratorów
zauważyli... akta wystające zza szafy. Gdy ją odsunęli, wsypało się
jeszcze więcej dokumentów. To był tylko wierzchołek góry lodowej.
Okazało się, że w ciągu pięciu lat prokuratorzy z Pszczyny ukryli
przed sądem akta co najmniej 200 prowadzonych przez siebie postępowań.
Dotyczyły m.in. fałszowania dokumentów, jazdy po pijanemu, gróźb
karalnych, czynnej napaści na funkcjonariuszy i znęcania się nad rodziną.
Sprawcy uniknęli kary, bo choć pszczyńscy prokuratorzy pisali akty oskarżenia
i rejestrowali ich wysyłkę do sądu, to dokumenty nigdy tam nie docierały.
Śledczy pakowali akta w kartony i wywozili do swoich domów lub wrzucali za
meble w swoich gabinetach.
Taki sam los spotykał akta zawierające dowody zebrane przeciwko
podejrzanym i protokoły przesłuchań. Przez pięć lat kierownictwo pszczyńskiej
prokuratury zapewniało przełożonych z Katowic, że ukryte sprawy toczą się
przed sądem. Część z nich prawdopodobnie się już dawno się przedawniła.
W takim wypadku nie będzie ich można skazać.
- Na obecnym etapie sprawy mogę powiedzieć tylko tyle, że zostanie wszczęte
śledztwo, które wyjaśni wszystkie okoliczności tego skandalicznego
procederu - potwierdza prokurator Tomasz Tadla, rzecznik prasowy Prokuratury
Okręgowej w Katowicach. Postępowanie będzie prowadzone pod kątem
utrudniania spraw karnych, niedopełnienia obowiązków, poświadczenia
nieprawdy w dokumentach oraz korupcji.
Profesor Zbigniew Hołda z
Helsiskiej Fundacji przyznaje, że z taką historią spotyka się po raz pierwszy w swojej
karierze.
- Prokuratorzy są od łapania przestępców, a nie od ich
ukrywania. Poraża mnie to, co się stało w Pszczynie - mówił Hołda. -
Plusem jest jednak to, że udało się ten proceder wykryć.
Ja Panu profesorowi odpowiem, że tak samo postępują prokuratorzy w Sanoku i
Krośnie - służę dowodami wniesienia zawiadomień o przestępstwach, które
od lat zostają bez odpowiedzi. Domyślam się, że w wielu prokuraturach
"po znajomościach" znajdzie się wiele takich spraw wrzuconych do
kosza.
20.11.2006r Wrocław prokuratorzy zawieszeni w obowiązkach
Dwaj wrocławscy prokuratorzy podejrzani o korupcję zostali zawieszeni w
obowiązkach. Decyzję podjął ich przełożony - szef Prokuratury Apelacyjnej,
który nakazał także wszczęcie postępowania dyscyplinarnego.
Jeszcze w tym tygodniu lubelska prokuratura wystąpi o uchylenie im immunitetów.
Sprawa dotyczy byłych śledczych wydziału do zwalczania przestępczości
zorganizowanej - Marka Sz. i Zbigniewa Sz. - którzy prowadzili śledztwa w
najpoważniejszych sprawach, między innymi przeciwko mafii paliwowej i
przemytnikom papierosów.
Prowadzący śledztwo nie ujawniają żadnych informacji na ten temat. Dzisiaj
część z nich zostanie ujawniona na specjalnych konferencjach prasowych we
Wrocławiu i Lublinie. Nieoficjalnie Polskie Radio Wrocław dowiedziało się,
że chodzi o sprzedawanie informacji przestępcom i wypuszczanie ich z aresztu.
Według nieoficjalnych informacji, grono osób podejrzewanych o współudział
jest znacznie szersze i jest związane z wrocławskim wymiarem sprawiedliwości.
Jest to kolejna afera korupcyjna w środowisku wrocławskich prokuratorów. We
wrześniu opolska prokuratura wystąpiła o uchylenie immunitetów dwóm innym
wrocławskim prokuratorom, także podejrzewanym o korupcję. Od półtora roku w
sądzie dyscyplinarnym czeka na rozpatrzenie wniosek o uchylenie immunitetu
kolejnemu, czwartemu wrocławskiemu prokuratorowi podejrzewanemu o korupcję.
O korupcja we wrocławskiej prokuraturze
W aferę zamieszani są trzej wrocławscy prokuratorzy, a także dolnośląscy sędziowie,
policjanci i adwokaci. Tajne śledztwo od kilku miesięcy prowadzi Prokuratura
Apelacyjna w Lublinie.
W poniedziałek na specjalnej konferencji prasowej szczegóły dochodzenia
ujawni lubelski prokurator apelacyjny. Według naszych informacji zarzuty popełnienia
przestępstwa przygotowane są już dla dwóch prokuratorów z Prokuratury
Apelacyjnej we Wrocławiu.
Jednym z nich jest Zbigniew S., podejrzewany o branie łapówek, drugim Marek S.
Dla niego przygotowany jest zarzut handlowania informacjami ze śledztw. Miał
je sprzedawać za wódkę.
Zbigniewa S. obciążyła żona wrocławskiego biznesmena zamieszanego w
oszustwa i przestępstwa finansowe. Dzięki swoim układom z prokuratorami wiele
razy wyciągała go z aresztu. Płaciła za to po kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Kiedy wiosną tego roku pod zarzutem wielomilionowych oszustw sama trafiła za
kratki, ujawniła, komu i jak wysokie łapówki płaciła. Oprócz Zbigniewa S.
obciążyła jeszcze prokuratora z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, dwóch
sędziów, policjantów, adwokatów, lekarzy psychiatrów oraz samorządowego
polityka z Dolnego Śląska.
Korupcyjny wątek wyłączono do odrębnego postępowania i przekazano
prokuraturze z Lublina. Szybko okazało się jednak, że ktoś zdradził jednemu
z zamieszanych w sprawę prokuratorów informację o lubelskim śledztwie. Mimo
takich kłopotów udało się zebrać dowody obciążające funkcjonariuszy
wymiaru sprawiedliwości.
Przypomnijmy, że w różnych miejscach w Polsce prowadzone są aż cztery śledztwa,
w których przewijają się nazwiska sześciu wrocławskich prokuratorów
podejrzewanych o zdradzanie tajemnic i branie łapówek. Trzech czeka już na
uchylenie immunitetów.
2006-09-18 Szefowa
Prokuratury Apelacyjne Anna Pałka kradła bieliznę
Prokurator generalny Zbigniew Ziobro niespodziewanie odwołał ze stanowiska
szefową Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie Annę Pałkę. Okazało się, że
sprawę jej kradzieży chcieli sfałszować policjanci - pisze "Rzeczpospolita"."Rz"
ustaliła, że powodem odwołania szefowej rzeszowskiej apelacji jest
uzasadnione podejrzenie, że w jednym z rzeszowskich hipermarketów przyłapano
ją na kradzieży bielizny. Rok temu, miała wynieść z hipermarketu Leclerc
majtki i biustonosz. Z ustaleń "Rz" wynika, że tego dnia prokurator
długo robiła zakupy w sklepie. Nie wiedziała, że jest obserwowana przez
sklepowe kamery. Do kasy podeszła z kilkoma artykułami spożywczymi. Gdy zapłaciła
rachunek, podeszli do niej ochroniarze i poprosili na zaplecze. Nie protestowała.
Tam się okazało, że ma na sobie bieliznę ze sklepu. Oddała ją ochronie.
Wezwano policję, która spisała jej dane. Z informacji rzeszowskiej policji
wynika, że rzeczywiście tego dnia było wezwanie z Leclerca w sprawie drobnej
kradzieży. Przybyli do sklepu policjanci sporządzili notatkę, w której
napisali, że chodziło o drobne nieporozumienie przy kasie.
"Rzeczpospolita" piszę, że na prośbę pani prokurator mieli tak
sporządzić notatkę, aby z niej nie wynikało, kogo i na czym przyłapano.
Sprawą zaniechania czynności służbowych przez funkcjonariuszy i poświadczenia
nieprawdy zajęła się Prokuratura Okręgowa w Łodzi.Prokurator Anna Pałka
przyznaje, że rok temu doszło do nieporozumienia w sklepie. Zapewnia jednak,
że nie zamierzała ukraść bielizny, lecz zwrócić ją, bo cena okazała się
za wysoka.
jg za "Rzeczpospolitą"
2006-09-01 Prokurator, który po pijanemu spowodował wypadek, może
pracować Katowicki sąd uznał, że prokurator Zbigniew T., który jedenaście
lat temu po pijanemu spowodował wypadek ze skutkiem śmiertelnym, może dalej
pracować w zawodzie. - Przez ten czas awansował i dobrze wykonywał swoje
obowiązki - argumentowali sędziowie.
Chodzi o Zbigniewa T. z Bielska-Białej, najbardziej "znanego"
prokuratora w regionie. W 1995 r. jadąc samochodem po pijanemu, zabił człowieka.
Na miejscu tragedii działy się dziwne rzeczy: policjanci przenieśli ciało
ofiary, przestawili auto prokuratora i trzy godziny zwlekali z badaniem
alkomatem. Wykazało ono 0,4 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.
Z powodu wymienionych uchybień proces w tej sprawie trwał prawie dziesięć
lat. W końcu rok temu prokurator T. został skazany na dwa lata więzienia w
zawieszeniu. Po ogłoszeniu wyroku domagał się jednak wypłacenia przez sąd
zadośćuczynienia za... przewlekłość postępowania. Jego roszczenia zostały
odrzucone.
Sprawa Zbigniewa T. znowu wróciła na wokandę. Oskarżająca go prokuratura
domagała się, aby objęto go zakazem wykonywania zawodu. Sąd Okręgowy w
Katowicach jednak odmówił. Uznał, że Zbigniew T. przez jedenaście lat
wzorowo wykonywał swoje obowiązki i został nawet awansowany.
- Oprócz tego prawa do wykonywania zawodu mógł go pozbawić prokuratorski sąd
dyscyplinarny. Nie skorzystał jednak z tej możliwości i ukarał go tylko
naganą - przypomniał nam wczoraj jeden z sędziów.
Decyzja sądu wywołała zdziwienie wśród śląskich prokuratorów. Ich
zdaniem po spowodowaniu wypadku T. wcale bowiem nie awansował.
- Z Prokuratury Okręgowej w Bielsku został przeniesiony na szeregowego
pracownika Prokuratury Rejonowej w Jastrzębiu - potwierdził nam Michał Szułczyński,
rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
Orzeczenie sądu w sprawie Zbigniewa T. jest prawomocne. Oznacza to, że dalej
może pracować w prokuraturze.
09-08-2006 Detektyw Rutkowski obciąża prokuratorów
Detektyw Krzysztof Rutkowski przyznał, że z katowickiej prokuratury miał
otrzymywać poufne informacje o śledztwie prowadzonym przeciwko mafii
paliwowej. Śledczy sprawdzają też, czy zorganizował tajną operację, która
miała zdyskredytować Zbigniewa Ziobro, ministra sprawiedliwości.
Detektyw Krzysztof Rutkowski jest podejrzany o udział w mafii paliwowej i
pranie brudnych pieniędzy. Trafił do aresztu w Bytomiu. Podczas drugiego przesłuchania
poszedł na współpracę z katowickimi prokuratorami. Zeznał, że miał
otrzymywać poufne informacje na temat śledztwa prowadzonego przeciwko
Henrykowi M., śląskiemu baronowi paliwowemu (Rutkowski był u niego
zatrudniony jako doradca prawny). Dotarła do niego m.in. lista firm paliwowych,
przeciwko którym organa ścigania planowały kontrole, był też informowany o
ich wynikach.
Według naszych informacji Rutkowski miał w prokuraturze w Katowicach dwóch
informatorów. Jeden w dalszym ciągu tam pracuje, drugi odszedł. Detektyw na
razie nie zdradził ich nazwisk. To jego atut w negocjacjach w sprawie obniżenia
kary.
20 lipca 2006 uwaga.onet.pl
Skazany prokurator nie pracuje, ale zarabia
W 1998 r. prokurator Maciej S. wykradł z prokuratury
rejonowej w Lubartowie akta sprawy dotyczącej brutalnego napadu rabunkowego.
Kopie akt trafiły następnie do adwokata, który na ich podstawie poinstruował
ofiarę napadu, w jaki sposób ma zeznawać przed sądem.
Maciej S. dostał za kradzież akt 1 tys. zł łapówki. Sprawa wyszła na jaw,
a nieuczciwy prokurator, syn znanego profesora prawa z Uniwersytetu im. Marii
Curie-Skłodowskiej w Lublinie, trafił przed oblicze sądu. Ten nie miał żadnych
wątpliwości, co do winy skorumpowanego prokuratora.
- Maciej S. został skazany na dwa lata pozbawienia wolności i pięcioletni
zakaz wykonywania zawodu prokuratora – mówi Barbara du Chateau, rzeczniczka Sądu
Okręgowego w Lublinie.
Skazany odwołał się od wyroku, podobnie jak prokuratura, która uznała, że
dla skorumpowanego przedstawiciela wymiaru sprawiedliwości, to zbyt łagodna
kara. Do dziś nie zapadł jednak prawomocny wyrok, mimo, że od początku
procesu minęło już pięć i pół roku. Bulwersujący jest przy tym fakt, że
nieuczciwy prokurator, choć zawieszony w pełnieniu obowiązków, prawie cały
czas pobiera pełne wynagrodzenie za świadczoną pracę.
- Jest to sytuacja, która może również budzić odczucie niesprawiedliwości
społecznej – przyznaje Ewa Piotrowska, rzeczniczka Prokuratury Apelacyjnej w
Lublinie.
W 1998 r. prokurator Maciej S. wykradł z prokuratury
rejonowej w Lubartowie akta sprawy dotyczącej brutalnego napadu rabunkowego.
Kopie akt trafiły następnie do adwokata, który na ich podstawie poinstruował
ofiarę napadu, w jaki sposób ma zeznawać przed sądem.
Jeszcze bardziej bulwersuje to, że prokurator mimo, że nie ma do tego prawa,
pomaga teraz w obsłudze klientów w kancelarii adwokackiej żony mieszczącej
się kilkadziesiąt metrów od prokuratury.
Jak to możliwe, że skorumpowany prokurator mający na karku, choć
nieprawomocny, to jednak wyrok sądu, pobiera pensję z naszych podatków? W
sumie już około ćwierć miliona złotych! Jak to możliwe, że przez ponad
cztery lata żaden z jego zwierzchników nie pofatygował się z wnioskiem do sądu
dyscyplinarnego o obniżenie mu pensji? Dziennikarze zapytali o to rzecznika
dyscyplinarnego Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie.
Prawda jest taka, że wniosek sądu dyscyplinarnego o obniżenie pensji
zawieszonemu prokuratorowi nie byłby potrzebny, gdyby sąd zdołał w terminie
zająć się jego sprawą. Niestety, tak się nie stało. Sąd Dyscyplinarny nie
zdążył na czas rozpocząć postępowania wobec Macieja S.
Były rzecznik dyscyplinarny i przewodnicząca sądu dyscyplinarnego dla
prokuratorów zarzucają sobie brak profesjonalizmu, na którym korzysta
skorumpowany prokurator. Nie musi pracować, pobiera pensję, a żaden proces,
ani karny, ani dyscyplinarny nie zakończył się jeszcze prawomocnym wyrokiem.
22-06-2006,
Prokurator
z Zamościa podejrzany o korupcję .
Prokurator Prokuratury Okręgowej w Zamościu Jerzy R. został zawieszony w
czynnościach. Prokurator podejrzewany jest o korupcję i przekazywanie
informacji ze śledztw. Zdaniem szefa prokuratury apelacyjnej w Lublinie Roberta
Bednarczyka, zarzuty, jakie ciążą na Jerzym R. są szczególnie hańbiące
dla osoby, która powinna stać na straży prawa. Prokurator w zamian za korzyści
osobiste lub gratyfikacje wchodził w układy z osobami wobec których toczyły
się postępowania przygotowawcze i ujawniał szczegóły tych śledztw.
Prokurator okręgowy w Zamościu zwrócił się też do sądu dyscyplinarnego o
obniżenie wynagrodzenia Jerzemu R. o połowę. Sprawę zamojskiego prokuratora
bada prokuratura we Wrocławiu.
za Gazeta.pl
14-06-2006
- Debilizm prokuratorów z warszawskiej prokuratury.
Prokuratura w Warszawie umorzyła śledztwo po pobiciu - bo nie potrafiła
odnaleźć policjantów wezwanych przez napadniętą kobietęPani Elwira została
niemal rok temu napadnięta w podziemnym parkingu warszawskiego centrum
handlowego "Blue City". Gdy wracała wraz ze swoim chłopakiem z zakupów
- napadł na nich mężczyzna, z którym kilka godzin wcześniej posprzeczali się
na skrzyżowaniu."Ja tylko krzyknęłam - Tomek uciekajmy" - opowiada
Radiu Tok FM pani Elwira. "W tym momencie dwóch kolegów których tamten
człowiek przyprowadził - wystartowało do Tomka i tylko widziałam, jak ciągnęli
go do jakiegoś samochodu" .Pani Elwirze udało się uciec i wezwać policję.
W tym czasie ochrona zatrzymała głównego napastnika. Dwaj pozostali uciekli.
Jednak pół roku później prokuratura umorzyła śledztwo. Nie przesłuchała
ochrony, nie ustaliła nawet nazwisk policjantów, którzy przyjechali na
wezwanie. Mariusz Sokołowski, rzecznik stołecznej policji zapewnia, że
ustalenie nazwisk policjantów jest możliwe. Od 2003 roku wszystkie rozmowy między
operatorem a patrolami wysyłanymi na interwencję są archiwizowane. Trzeba
tylko zwrócić się po nagranie do Komendy Stołecznej.Ustalenie tego zajęło
reporterom Tok FM około pięciu minut. Dla prokuratury z Ochoty - okazało się
zbyt trudne.
za TOK FM
04-04-2006 Prokuratorzy osłaniają mafię
Sąd dyscyplinarny zgodził się uchylić immunitet byłemu zastępcy
prokuratury w Wyszkowie Teresie W.-B. Wyszków, 27-tysięczne miasto nad Bugiem,
latami nie schodził ze szpalt gazet. "Miasto strachu", "Milczą
i płaczą" - krzyczały tytuły. Osiem lat miejscowość terroryzował
gang Sławomira O., ps. "Uchal". Miejscowi przedsiębiorcy, kupcy płacili
haracze, a zwykli mieszkańcy tzw. wykupki za odzyskanie skradzionych wcześniej
samochodów. Zmowy milczenia nie można było przerwać. Dziś wiadomo, że
ludzie widzieli korupcyjny układ. Kto odważył się walczyć z mafią, płacił
wysoką cenę. Jednym z nich był prok. Zbigniew Siejbik. Szefem wyszkowskiej
prokuratury został w 1996 r. Dwa lata później został napadnięty i pobity
kijami bejsbolowymi pod własnym domem w Pułtusku. Tak wspominał w rozmowie z
„Gazetą” : „W grudniu 1996 r. przyszedł do mnie policjant z prośbą o
wystawienie nakazów przeszukań u miejscowych bandziorów. Akurat wychodziłem
wcześniej z pracy, więc poprosiłem o to koleżankę. Parę dni później
poznałem "Uchala" czyli Sławomira O. Wszedł do prokuratury z dwoma
przybocznymi. Idą do pani prokurator Danuty K. i mówią: ty taka owaka, co ty
sobie myślisz. I dalej: "k..., nie za to płacimy, żeby się nakazy
przeszukania wystawiało bez naszej wiedzy:. Chcieli dać jej po twarzy, ale się
uchyliła. Z płaczem uciekła do mnie. Kazałem zatrzymać tych panów.
Ochroniarz, który stał trzy metry dalej, „nic nie widział, nic nie słyszał".
"Uchalowi" postawiłem zarzut czynnej napaści na funkcjonariusza
publicznego. Dopiero w ostatnich tygodniach - za sprawą świadków koronnych,
przestępców, którzy za cenę bezkarności poszli na współpracę z
prokuraturą - okazało się, co było dalej. Do zastępcy Siejbika prok. Teresy
W.-B. (dziś w stanie spoczynku) zgłosić się mieli "Uchal" i
niejaki "Leon". Prokurator za co najmniej 2 tys. zł, powołując się
na wpływy w sądzie, zgodziła się ochronić "Uchala" przed
aresztowaniem. Taki zarzut chce jej dziś postawić warszawska prokuratura. Sąd
dyscyplinarny uznał dowody prokuratury za mocne i się na to zgodził
(orzeczenie nie jest prawomocne). Za groźby i napaść na prokurator Danutę K.
herszt gangu skazany został na półtora roku więzienia dopiero w 2002 r. W
zeznaniach koronnych pojawia się też informacja, że pani prokurator
"wystawiła" potem przestępcom swojego szefa (podała jego domowy
adres). - To informacja bulwersująca, ale "ze słyszenia", nie przekłada
się na inne dowody, więc nie możemy postawić zarzutu - mówi prokurator znający
sprawę. Teresa W.-B. na wczorajsze posiedzenie sądu nie przyszła. Korupcyjny
wątek wyszkowskiego śledztwa liczy już 20 tomów. Poza prokuratorem
postawiony zarzut ma też adwokat "Uchala" mec. Andrzej P. A w sądzie
trwa proces byłego komendanta powiatowego policji Andrzeja S. i dwóch jego
podkomendnych. Oskarżeni są o przyjmowanie łapówek w zamian za informacje o
planowanych działaniach policji wobec gangu. Kilku innych funkcjonariuszy, także
ławnik, strażnicy więzienni i lekarz psychiatra latem 2005 r. zgodzili się
na kary bez procesu. W planach są zatrzymania kolejnych osób z kręgu wymiaru
sprawiedliwości. - Każdy przypadek oceniać będziemy indywidualnie - mówi
Maciej Kujawski z prokuratury okręgowej w Warszawie.Przed dwoma tygodniami
przed sądem w Ostrołęce rozpoczął się proces "Uchala" i jego
gangu. Immunitet chroni prokuratora (także sędziego) przed odpowiedzialnością
karną.
Nim prowadzący śledztwo przedstawi zarzut koledze po fachu, musi wystąpić do
korporacyjnego sądu o jego uchylenie. W 2005 r. w całej Polsce takich wniosków
do sądów dyscyplinarnych trafiło 21. Blisko połowa została uwzględniona. W
lutym ub.r. stracił immunitet Bogusław Jankowski z Pruszcza Gdańskiego (był
w korupcyjnym układzie z mec. Pietrasem), czeka na uchylenie immunitetu Elżbieta
K. z Białegostoku (miała przekupić sędzię, by podczas egzaminu na aplikację
przekazała jej córce pytania). W marcu uchylony został immunitet byłemu zastępcy
prokuratora generalnego Ryszardowi Stefańskiemu (ma mieć zarzut składania fałszywych
zeznań postawiony w śledztwie dotyczącym zatrzymania b. prezesa PKN Orlen).
Posiedzenia przed sądem dyscyplinarnym dla prokuratorów są tajne. Ma to się
zmienić, gdy wejdzie w życie projekt ministerstwa wspólnego sądu
dyscyplinarnego dla wszystkich korporacji prawniczych.
ŹRÓDŁO: Gazeta.pl
24 maja 2004 Tylko u
Nas TVP - czyli dowody debilizmu prokuratorskiego.
Skazany przed wyrokiem Dzisiaj powracamy do bezprecedensowej sprawy z
Lublina, której gospodarz prokurator Maciej Florkiewicz nigdy nie chciał się
z nami spotkać i odpowiedzieć na pytania - i to nie jakieś bardzo szczegółowe
pytania ale zasadnicze..... - pytania, od których zależy los człowieka. Ale
jednocześnie pytania na których zawisła reputacja prokuratury w Lublinie. Nic
dziwnego więc, że nasze i nie tylko nasze pytania są w tej sprawie
niewygodne. Pomimo wątpliwości dzisiaj oskarżenie jest już w sądzie a
prokurator mówi, że to już wszystko w rękach sądu i nic nie może powiedzieć.
Cała nadzieja, że niezawisły sąd już wkrótce zada te kilka pytań i nie usłyszy
w odpowiedzi tak jak usłyszeliśmy my: "a tego nie możemy powiedzieć, bo
to jest tajne".
Naszym zdaniem wydarzenia przedstawiają się następująco:
1. Prokuratura uznaje, że W. Szczeklik przyjmuje korzyść majątkową w
postaci magnetowidu, kamery video, walkmana. Jakby na potwierdzenie w mieszkaniu
oskarżonego zabezpiecza owe dowody przestępstwa. Kiedy jednak okazuje się, że
owe "dowody" nie są dowodami, ponieważ zostały przez niego legalnie
nabyte, prokuratura nie zrażona, kontynuuje udowodnienie założonej wcześniej
tezy. Nie przeszkadza jej przy tym fakt, że w toku postępowania owe dowody
zmieniają markę jak również, że zmienia się data ich wręczenia
Szczeklikowi, ważne jednak, by zgadzała się ilość i rodzaj a nie tożsamość
sprzętu.
2. Zdaniem prokuratury, na podstawie zeznań przestępców opisujących
osobę przyjmującą owe korzyści materialne jako blondyna z niskim głosem, jeżdżącego
samochodem marki Passat lub Audi, można oskarżyć bruneta o wysokim głosie jeżdżącego
samochodem marki Toyota.
3. Oskarżonemu przypisuje się ujawnienie tajemnic służbowych nie
wskazując jakie to tajemnice miałyby zostać ujawnione.
4. Następnie w trakcie postępowania bada się wszystkie dokumenty
pochodzące z lombardu, za wyjątkiem tych, które mogą odnosić się do
transakcji, która ma stanowić wręczanie korzyści majątkowych. Dokumenty te
wydaje się następnie nieuprawnionym osobom w taki sposób by nie można było
ustalić, gdzie one faktycznie się znajdują.
5. Dziennikarze na podstawie owych zagubionych przez Prokuraturę
dokumentów ustalają osobę - Krzysztofa Szczurowskiego, dokonującą
transakcji, na wartość adekwatną, do tej, której ma dotyczyć sprzęt
stanowiący rzekomo przyjętą przez Szczeklika korzyść. Osoba ta okazuje się
blondynem, dokładnie odpowiadającym rysopisowi podanemu przez świadka, jeżdżącemu
w owym czasie samochodem marki Passat i na dodatek potwierdzającemu fakt przyjęcia
(nabycia) sprzętu, o którym mowa.
6. Prokuratura, jednak jeszcze przed przesłuchaniem Krzysztofa
Szczurowskiego sugeruje, że jest to osoba niewiarygodna, nie zwracając
bynajmniej uwagi na to, że świadek prokuratury ma na koncie wiele wyroków
karnych, a w toku postępowania kilkukrotnie zmieniał zeznania, wreszcie, który
kilka lat wcześniej przyznał (w innej sprawie), że złożył zeznania obciążające
jego kolegów wyłącznie z zemsty na nich.
7. Prokurator stwierdza następnie, że świadek odnaleziony przez
dziennikarzy nie chce przyjść do prokuratury, choć jak przyznaje ten sam
prokurator, jak dotychczas nie został wezwany.
8. Prokuratura prowadząc w sposób niezwykle kompetentny śledztwo,
zapomina jednak o zbadaniu zarówno alibi Szczeklika, jak i Pawła Pawlaka, który
rzekomo miał wręczać korzyści majątkowe, a który w dniu, w którym te
czyny miały zostać popełnione przebywał w zupełnie innej części Polski, o
czym świadczą liczne dokumenty, w tym dokumenty posiadane przez Policję.
Zdaniem Prokuratury Okręgowej w Lublinie jest inaczej!
Mamy świadomość, że to do sądu należy ocena winy lub niewinności oskarżonego.
W naszym jednak przekonaniu sposób prowadzenia postępowania, liczba uchybień
w toku tego postępowania, może rodzić podejrzenia, że postępowanie to toczy
się w celu z góry założonej tezy, bez względu na to jak wygląda prawda.
Tymczasem konsekwencją wytężonej pracy prokuratora Florkiewicza było
skierowanie do sądu aktu oskarżenia przeciwko Władysławowi Szczeklikowi -
Komendantowi Miejskiemu Policji w Białej Podlaskiej.
![]() |
Okazuje się, że w naszym kraju to media pełnią role,
które powinny pełnić wyspecjalizowane i opłacane z naszych podatków oragana
ścigania. dr Janusz Kochanowski- Fundacja Ius et Lex |
Zadaniem prokuratury jest zbieranie całokształtu materiału
dowodowego. To nie jest tak, że prokurator ma tylko zbierać dowody przemawiające
na niekorzyść oskarżonego, ale obiektywnie zaznajomić ze wszystkimi faktami,
które mogą wpłynąć na postawienie zarzutu. Tutaj zasada obiektywizmu, którą
powinnien kierować się prokurator na pewno została złamana. Andrzej Łuczak - adwokat |
![]() |
![]() |
Komenendantowi Szczekilkowi należy się na pewno zadośćuczynienie,
pełne wyjaśnienie sprawy, jakiś komentarz ze strony zwierzchników osób, które
pracowały nad tą sprawą, który wyjaśni czy niedopatrzyli pewnych obowiązków,
czy działali zgodnie z obowiązującymi zasadami. prof. Jacek Hołówka - Instytut Filozofii UW |
Kolejne
strony stale uzupełniane dokumentujące nieodpowiedzialne zachowania funkcjonariuszy władzy:
Sędziowie
- oszuści. W tym dziale przedstawiamy medialne dowody łamania prawa przez sędziów
- czyli oszustwa "boskich sędziów". Udowodnione naruszania procedury
sądowej, zastraszania świadków, stosowania pozaproceduralnych nacisków na
poszkodowanych i inne ich nieetyczne zachowania. Czas spuścić ich "z
nieba na ziemię" :-)
Prokuratorzy do zwolnienia od razu - dowody debilizmu prawnego i
prokuratorskiego funkcjonariuszy którzy jakimś cudem podobno ukończyli
prawo...
Policyjne
afery - handel tajnymi informacjami ze śledztw, narkotykami, wymuszenia
policyjne, pijani policjanci, policjanci terroryzujący własną rodzinę i świadków...
oszustwa
komornicze - pasożytów społeczeństwa, często typowych chamów i nieuków,
którzy oszukują właścicieli firm, poszkodowanych i wierzycieli oraz w dupie
mają obowiązujące PRAWO
Dokumentujemy
tu oszustwa urzędników państwowych takich jak: polityk, wójt, starosta,
burmistrz, prezydent, rzecznik - wszelkich kombinatorów na których utrzymanie
pracujące całe społeczeństwo, a którzy swoje publiczne stanowisko
wykorzystują dla prywaty.
Pomówienia
- stan prawny. Prześladowanie dziennikarza i redaktora Zdzisława Raczkowskiego
przez skorumpowanych sędziów i prokuratorów podkarpackich.
Krytyka
wyroków sądowych nie jest godzeniem w niezawisłość sędziowską. Nadmiar
prawa prowadzi do patologii w zarządzaniu państwem - Profesor Bronisław
Ziemianin
NYCZ-GATE -
taka sobie afera w rzeszowskim sądzie, jedna z setek jakie tam robią, a potem
dziwią się, że 90% społeczeństwa nie wierzy w sprawiedliwość...
Biegli
dawno już "odbiegli" od prawdy... AFERY
UDOKUMENTOWANE
FAKTY POMYŁEK LEKARSKICH
Strona prawdy o polskim sądownictwie.
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla inteligentnych:
ARTYKUŁY
- tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
A dla odreagowania
sympatyczne linki dla poszkodowanych przez schorowane organy sprawiedliwości :-))
10
przykazań dla młodych adeptów prawa, czyli jak działa głupota prawników +
modlitwa...
"walczący
z wilkami, szeryf z Bieszczad czyli z impotentnymi organami (nie)sprawiedliwości?"
takie sobie dywagacje Z. Raczkowskiego
Wilk
Zygfryd - CZARNA BIESZCZADZKA RZECZYWISTOŚĆ...
"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo
Internetowe www.aferyprawa.com Redaktor Naczelny: mgr inż. ZDZISŁAW RACZKOWSKI |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.