opublikowano: 26-10-2010
W dodatku nie płaci czynszu, ma gdzieś rozliczenia z ZUS-em, zapomina o kredytach, nieraz o rodzinie i alimentach.
Na tej stronie zbieramy wpadki poselskie i ciekawostki o nich.
Dlaczego nie będzie wcześniejszych wyborów?
- logiczne, posłowie są niesamowicie zadłużeni - czyli nie pozwolą się
oderwać od żłobu. Tylko w sejmowej kasie zapożyczyli się na ponad 3mln zł
bezprocentowych pożyczek, które musieliby natychmiast zwrócić po zakończeniu
kadencji.
Ale te pożyczki to tylko kropla w morzu poselskich długów. Rekordzista, mało
znany poseł Prawa i Sprawiedliwości Marek Matuszewski, jest winny bankom i ZUS
w sumie prawie 1,5 mln zł. Nie lepiej jest w gronie koalicjantów. Prominentny
poseł Samoobrony Janusz Maksymiuk jest niewypłacalny - jego długi przekraczają
2 mln zł plus odsetki a na poselskiej pensji siedzi komornik. W popierającym
rząd Ruchu Ludowo - Narodowym zasiada poseł Bernard Ptak. Rolnik z wykształceniem
zawodowym ma pół miliona długu wobec banku i drugie tyle wobec skarbu państwa.
"On jest tu, żeby doprowadzić do ustawy o upadłości konsumenckiej.
Inaczej nie ma szansy się z tych długów wykaraskać" - mówi jeden z
parlamentarzystów koalicji.
Bez wątpliwości koniec kadencji to moment kiedy posłowie kończą otrzymywać
swoje pensje warte 10 tys. zł plus sporo dodatków Z trzymiesięcznej odprawy
nie da się spłacić zaciągniętych wielotysięcznych kredytów. A poza Sejmem
dla większości z nich pensje są zdecydowanie mniejsze.
I podajemy kolejne przykłady: Marek Jurek - kredyt hipoteczny 32 272 CHF,
kredyt konsumpcyjny 25 381 zł, Małgorzata Bartyzel - kredyt 125 tys CHF, Artur
Zawisza - kredyt budowlany 195 tys. zł, kredyt na zakup samochodu 50 tys. zł.
To przykłady, ale praktycznie większość naszych posłów jest zadłużona o
czym sami informują w swoich oświadczeniach majątkowych. Każdy
zainteresowany może się o tym przekonać.
I tak m.in. 15 czerwca 2007r RMF
przeanalizował informacje zawarte w 460 oświadczeniach majątkowych posłów.
Zbadał zeznania dotyczące poselskich oszczędności, zarobków, posiadanych
mieszkań i domów, ziemi, a także spłacanych kredytów.
Wyniki okazały się szokujące. RMF
- Sejmowi ciułacze i milionerzy

Szef Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej
Tomasz Nowakowski zdymisjonowany - podaje "Newsweek".
Przed dwoma tygodniami tygodnik opisał wystawne zakupy Tomasza Nowakowskiego,
za które płacił on służbową kartą kredytową. W ciągu kilkunastu miesięcy wydał ponad 4 tys. zł w luksusowych
perfumeriach, kolejne 6 tys. złotych w salonach EMPiK, a następne kilkanaście
- w restauracjach, które odwiedzał w weekendy. Służbową kartą kredytową płacił
również w salonach aranżacji wnętrz, sklepach z biżuterią i butikach z
luksusowymi krawatami.
Teraz premier odwołał Nowakowskiego ze wszystkich zajmowanych przez niego
stanowisk - sekretarza stanu w UKIE, wiceprzewodniczącego Komitetu
Europejskiego Rady Ministrów oraz sekretarza Komitetu Integracji Europejskiej.
Donald
Tusk zarządził też kontrolę wydatków opłacanych służbowymi kartami
kredytowymi w całej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Premier zwrócił się
do ministrów, by zlecili taką kontrolę w swoich resortach. "Prace kontrolne koordynuje
Julia Pitera, pełnomocnik rządu ds. opracowania programu zapobiegania
nieprawidłowościom w instytucjach publicznych, która wkrótce przedstawi nowe
zasady używania kart służbowych przez urzędników".
10 grudnia Blisko 80 tysięcy złotych - tyle wyniósł
rachunek służbowej komórki Piotra Piętaka, wiceministra spraw wewnętrznych
i administracji w rządzie PiS - dowiedział się
"Dziennik". Przełożeni nie byli dla niego surowi. Już po przegranych wyborach
zdecydowali, że zwróci do resortowej kasy jedynie 14 tysięcy złotych. -
Nie czuję się winny - broni się Piętak. Dziwne, bowiem wiceministra wpędziła
w kłopoty jego własna żona. Po korytarzach resortu spraw wewnętrznych
od kilku miesięcy krążyła plotka o niebotycznym rachunku za telefon komórkowy wiceministra Piętaka. - Tylko ścisłe kierownictwo znało szczegóły
sprawy. Ówczesny szef MSWiA Władysław Stasiak obawiał się reakcji opinii
publicznej, gdyby prawda wyszła na jaw - tłumaczy gazecie były już urzędnik
resortu. Na oficjalne pytanie o koszt komórkowych połączeń wiceministra
"Dziennik" uzyskał odpowiedź potwierdzającą płotki. - Z tytułu
użytkowania służbowego telefonu
od stycznia do listopada wyniosły 2234 zł. Z tytułu połączeń (za
pomocą komórki) do internetu: 76 337 zł. - poinformowała gazetę naczelnik
wydziału komunikacji MSWiA Emilia Salach-Pezowicz. Wiceminister, który w resorcie odpowiadał za informatyzację państwa
(m.in. akcję wymiany dowodów osobistych) nie czuje się winny. - Błąd tkwił
w administracji ministerstwa, która tak skandaliczną umowę podpisała
z operatorem, bez limitu kosztów - oburza się Piętak. Tymczasem, jak
się okazuje, służbowego laptopa wraz ze służbową kartą telefoniczną
pozwalającą na surfowanie w internecie zabrali ze sobą na urlop żona
i syn wiceministra.
- Wiceminister złożył oświadczenie, z którego wynikało, że w okresie
użytkowania telefonu wykonał połączenia o charakterze niesłużbowym na 14 282 zł. W dniu 22 listopada
uregulował tę kwotę dokonując przelewu na konto resortu - informuje
Salach-Pezowicz z MSWiA. Pozostałą część rachunku, czyli 62055 zł,
minister Stasiak lekką ręką uregulował z budżetu resortu.
8 lipca Sprawę
umorzono. Prokuratura nie będzie ścigała, tak jak tego chciał poseł PiS-u
Andrzej Szlachta, byłego podkarpackiego barona SLD Martensa, który rzekomo go pomówił.
- Nie ma interesu społecznego, żeby taką sprawą zajmowała się
prokuratura. Poseł Szlachta może skierować do sądu prywatny akt oskarżenia.
Prokuratura nie będzie się w to angażowała - mówi "Gazecie"
Stanisław Bończak, szef rzeszowskiej Prokuratury Rejonowej, która przez
prawie pół roku sprawdzała, czy ma podstawy do ścigania Krzysztofa
Martensa, byłego barona SLD na Podkarpaciu, za rzekome pomówienie posła
Andrzeja Szlachty.
Prokuratura badała doniesienie, które złożył sam Szlachta, gdy poczuł
się urażony słowami Martensa na grudniowej konferencji. Martens powiedział
wówczas, że Szlachta i drugi podkarpacki poseł PiS-u Stanisław Ożóg
byli odpowiedzialni za blokowanie poszerzenia granic Rzeszowa. Szlachta
twierdził, że nie miał z tym nic wspólnego. - Umorzyliśmy śledztwo o
rzekome pomówienie. Postanowienie jest nieprawomocne. Poseł może naszą
decyzję zaskarżyć - dodaje prokurator Bończak.
Martens jest zadowolony,
ale... żałuje, że z posłem nie spotka się w sądzie.
- Z chęcią bym
posłuchał argumentów pana Szlachty, na jakiej podstawie miałem go pomówić
- komentuje Martens. - Ale poważnie mówiąc, to umorzenie tej sprawy budzi
nadzieję na to, że prokuratura nie będzie ulegała naciskom politycznym -
dodaje.
Szlachta, oprócz ścigania Martensa, domagał się ukarania internautów,
którzy na forach rzekomo mu grozili.
05.07. Windykatorzy zajmą pensję
posła - wiceprzewodniczącego Samoobrony Janusza Maksymiuka
O oszustwach i bezkarności posła Maksymiuka pisaliśmy a artykule pt. Zbankrutowany poseł Samoobrony Janusz Maksymiuk spędza święta wielkanocne w Afryce z uroczą posłanką Sandrą Lewandowską - tu dokumentujemy za czyje pieniądze i jakie oszustwa popełnił poseł.
Zgodnie z naszą sugestią, jak dowiadujemy się z Dziennika Zachodniego, śląscy windykatorzy wkrótce
siądą na sejmowe uposażenie J. Maksymiuka.
Zakłady Chemiczne w Policach zleciły właśnie śląskim windykatorom odzyskanie 1,5 mln zł od posła. Firmy windykacyjne oceniają jego zadłużenie na ok. 10 mln zł. On sam w oświadczeniu majątkowym pisze o połowie tej kwoty.
Dług - zdaniem gazety - ma być ściągnięty z poselskiego uposażenia Maksymiuka. Ale nie tylko. Z informacji windykatorów wynika, że parlamentarzysta ma majątek, którego istnienie zataja w oświadczeniu majątkowym.
- To koniec bezkarności posłów. Do tej pory wierzyciele parlamentarzystów bali się upominać o swoje - twierdzą windykatorzy, z którymi rozmawiał dziennik.
Dług Maksymiuka, którego odzyskaniem dla Polic zajmą się windykatorzy ze Śląska, powstał w 1999 r. Wówczas wiceszef Samoobrony był
członkiem SLD i współwłaścicielem firmy handlującej nawozami i środkami ochrony roślin. On i jego wspólnik nie zapłacili za ok. 850 ton nawozów.
Prawomocny wyrok w tej sprawie zapadł w połowie 2004 r. W następnym roku Police odzyskały zaledwie 20 tys. zł - czytamy w gazecie.
Jak dowiedział się "Dziennik Zachodni", do Polic zgłosili się dwaj mężczyźni zainteresowani wykupem długu Maksymiuka. To mieszkańcy Szczecina i Stargardu Szczecińskiego. Nieoficjalnie mówi się, że istnieje spore prawdopodobieństwo, iż stoi za nimi sam poseł. Maksymiuk twierdzi, że skoro jego długi są na sprzedaż, to kupić może je każdy. Wcześniej część długów Maksymiuka wykupił Ryszard Bonda jego były kolega z ław poselskich.
03.07. Lider
Ligi Polskich Rodzin na Podlasiu Fedorowicz, stanął wczoraj przed sądem za głosowanie w
Sejmie na dwie ręce, czyli za kolegę
Prokurator zarzucił Fedorowiczowi poświadczenie nieprawdy i działanie na
szkodę interesu publicznego. Teoretycznie grozi za to do pięciu lat więzienia,
ale nawet skazujący wyrok nie pozbawia posła mandatu - jedynego dziś źródła
utrzymania Fedorowicza. Wyuczonego zawodu - technik weterynarz - nie
wykonuje już półtorej kadencji.To nie pierwszy konflikt Fedorowicza z prawem. Przed trzema laty w białostockiej galerii Arsenał zamazał długopisem napis "Censorus Wszechpolus. Bestia - nie głaskać" - na jednej z prac. Prokurator umorzył sprawę.
Do głosowania na dwie ręce Fedorowicz się nie przyznaje i z pomocą mec. Artura Przybory twardo walczy o uniewinnienie. Sprawa jest trudna, poszlakowa.
Sytuacja jest niezwykła: słowo dziennikarza kontra słowo posła. Grabowski, dziś europoseł, niewiele wnosi do sprawy: przyznaje że siedział koło Federowicza, ale wychodził często z komisji, bo na innej walczył o wstrzymanie prywatyzacji sektora energetycznego. - Przyjąłem wersję komisji, że mnie podczas głosowania tej poprawki nie było - oświadczył wczoraj.
- Nigdy za nikogo, w tym za posła Grabowskiego, nie głosowałem - oświadczył. Twierdzi, że nie ma żadnego motywu, urządzenia do głosowania się mylą, że wyjmując legitymację z czytnika, zasłania palcami zdjęcie i dziennikarz nie mógł go dostrzec. A poza tym - jak Homa mógł to zobaczyć skoro nosi okulary?
Kryminalni w
Sejmie? - Czternastu parlamentarzystów zasiadających obecnie w
sejmowych ławach ma na swoim koncie wyroki sądowe lub prokuratorskie
zarzuty. Nie jest to jednak zamknięty bilans, bo liczba ta może się zwiększyć.
Prawie każda partia ma w swoich szeregach parlamentarzystę, którym
interesuje się wymiar sprawiedliwości. Lista parlamentarzystów z
wyrokami znacznie uległaby wydłużeniu gdyby posłów nie chronił
immunitet.
Parlamentarzyści nie uchylili go Małgorzacie Ostrowskiej (SLD), której
prokuratura
zarzucała przyjęcie 150 tysięcy złotych łapówki od jednego z baronów
mafii paliwowej.
Z pomocy izby skorzystał również Waldy Dzikowski (Platforma
Obywatelska). Prokuratura Krajowa chciała uchylić mu immunitet, w związku z
podejrzeniem o korupcję - dotyczącego przyjmowania pieniędzy od przedsiębiorcy
Marka Trzmielewskiego w zamian za ułatwianie jego firmie wygrywania przetargów.
Najwięcej problemów z prawem mieli - co chyba nie jest zaskoczeniem - mają
przedstawiciele Samoobrony. To właśnie oni, na czele z Andrzejem Lepperem,
wiodą prym w liczbie sądowych wyroków. Wicepremier został skazany m.in. na
piętnaście miesięcy więzienia w zawieszeniu na pięć lat oraz 20 tys. zł
grzywny za pomówienie polityków PO i SLD z trybuny sejmowej. I choć Lepper
złożył apelację, to na
początku maja 2006 r. stołeczny sąd ją odrzucił utrzymując dotychczasowy
wyrok. To właśnie za znieważanie innych osób Andrzej Lepper najczęściej
trafiał przed sąd. W 2001 r. Sąd Okręgowy w Łodzi orzekł, że obecny
minister rolnictwa znieważył byłego wicepremiera Janusza Tomaszewskiego,
nazywając go publicznie „bandytą z Pabianic" (23 marca 2001). Lekko
ponad miesiąc później sąd okręgowy w Gdańsku uznał, że Lepper znieważył
głowę państwa Aleksandra Kwaśniewskiego oraz dwóch byłych wicepremierów
- Leszka Balcerowicza i Janusza Tomaszewskiego. Lepper od tego wyroku się
odwołał. Jednak kilka miesięcy później gdański Sąd Apelacyjny zdecydował,
że za ten czyn wicepremier ma zapłacić 20 tys. zł. Za zorganizowanie
blokady przejścia granicznego w Świecku w 1999 r. Lepper został skazany na
rok więzienia w zawieszeniu na cztery lata oraz 5 tys. zł grzywny.
Mimo tych wszystkich wyroków Lepper siedział w zakładzie karnym tylko
raz. Odbył dwa miesiące z półtorarocznej kary nałożonej na niego za
napad z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Trzymając w ręku cep zbożowy
chciał zaatakować Antoniego Chodorowskiego. Ciągle jeszcze trwa proces
przeciwko Andrzejowi Lepperowi oraz Krzysztofowi Filipkowi i Alfredowi
Budnerowi. Oskarżeni
są oni o wysypywanie zboża na tory kolejowe.
Ze swojego lidera i jego sześciu wyroków najwyraźniej brali przykład jego
podwładni. Byli karani głównie za fałszerstwa. Pod koniec czerwca 2006 r.
na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat została skazana Renata Beger.
Stawiano jej zarzut własnoręcznego sfałszowania wyborczych list poparcia.
Proces trwał przeszło półtora roku.
W marcu 2004 r. grzywną za niepłacenie podatków sąd w Radomiu ukarał małżeństwo
Łyżwińskich, Wandę i Stanisława. Nie wspominając już o
publicznych pieniądzach jakie wydali na paliwo mimo, że oboje nie mają
samochodu (w ciągu czterech lat ponad 300 tys. zł). Z kolei były poseł
Samoobrony Jan Bestry był skazany na rok i 6 miesięcy więzienia, w
zawieszeniu na 3 lata, za „spowodowanie naruszenia czynności narządów ciała".
Na swoim koncie wyroki mają jeszcze:
Danuta Hojarska - 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 5 lat - za przywłaszczenie
pięciu maszyn rolniczych, zakupionych z kredytu bankowego (ponad 200 tysięcy
złotych). Po dwóch latach przestała spłacać raty i zatrzymała maszyny,
które były zabezpieczeniem kredytu.
Renata Rochnowska - 1 rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata i grzywnę
2,5 tys. zł. za przywłaszczenie 5 tysięcy indyków, o wartości 110 tysięcy
zł.
Marek Wojtera - m.in. 2 lata w zawieszeniu na 3 za znaczne przekroczenie
prędkości na terenie zabudowanym i spowodowanie śmierci 15-letniego chłopca.
Janusz Maksymiuk - 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata oraz
4,5 tys. złotych grzywny za poświadczenie nieprawdy. Kiedy w 1999 r.
Maksymiuk był prezesem prezesem Krajowego Związku Rolników, sfałszował
dokumenty Rady Polkaru - sfabrykował nominacje Kazimierza Zdunowskiego na
prezesa spółki (to były doradca Leppera skazany za wyłudzenie z banku
ponad 3,6 mln zł kredytu - red.).
Janusz Wójcik zatrzymany na jeździe
na podwójnym gazie. Były trener reprezentacji Polski w piłce nożnej miał
w wydychanym powietrzu 1,48 promila alkoholu.
Poniżej kolejne ciekawostki i informacje o nieetyce naszych uwielbionych posłów :-)

Na ten pomysł "stary jak świat" wpadł niedouczony poseł PO Waldemar Szadny. Pytani posłowie oficjalnie chwalą pomysł tworzenia internetowych biur poselskich ale... dlaczego nie odpisują na majle wysyłane na ich adresy sejmowe? No i ten filtr odrzucający z automatu listy opieprzające posłów? - tylko komplementy są przyjmowane ? :-)
- Cóż takiego w tym nowego?" - pyta Janusz Maksymiuk z Samoobrony. Polityk chwali się, że odbiera pocztę elektroniczną, zdarza się mu organizować również czaty. Zaznacza jednak, że nie ma czasu odpisywać na wszystkie mailowe pytania.
Podobne zdanie ma Jolanta Szczypińska z PiS. W jej opinii, internetowe biuro poselskie to niezły pomysł kontaktu z wyborcami. Dodaje jednak, że nie jest to żadna nowość. Posłanka zaznacza, że sama odpowiada na wszystkie maile, których do niej przychodzi bardzo dużo - hee, sprawdzimy...
Z kolei Roman Kosecki (PO) woli patrzeć wyborcom w oczy, niż odpisywać na majle.
Za to Janusz Zemke (SLD) jasno odpowiada: "Ja już jestem zbyt stary, żeby to robić"
08.06.07 Sprzedajmy Euro 2012 za miliard
W środę media podały, że były poseł Samoobrony i ekstrawagancki
milioner Piotr Misztal wpadł na kolejny kuriozalny pomysł. Zaproponował, żeby
prawa do organizacji piłkarskich Mistrzostw Europy w roku 2012 sprzedać
krajom, które zapłacą za to najwięcej. Cena wywoławcza to - zdaniem posła - 1 mld euro. Prezydent Krakowa,
Jacek Majchrowski - jest oburzony
tym pomysłem.
- Idiotyzm ludzki jest jak widać niezmierzony. Są takie sytuacje, kiedy
wydaje się, że nie można już wymyślić nic głupszego, ale jak się
okazuje - można. Euro 2012 to nie jest tylko kwestia organizacji imprezy
sportowej. Euro 2012 służy przede wszystkim mobilizacji, rozwojowi
regionu, miast i całego kraju. Przyjmując taki punkt
widzenia, po co w ogóle się męczyć, najlepiej od razu popełnić samobójstwo.
Uważam, że pomysł posła Misztala jest zupełnie aberracyjny.
05.06.07 Posłanka
Anna Sobecka, stwierdza, że seks jest zły, bo nie rozwija
- Każda kobieta i mężczyzna ma prawo do czerpania przyjemności z
seksu, dostępu do bezpiecznej antykoncepcji i aborcji - z takim hasłem zjawi
się w przyszłym roku w Polsce pół tysiąca feministek z całej Europy. Posłanka
Anna Sobecka już protestuje twierdząc, że... seks jest zły - pisze
"Dziennik".
Przewodnicząca sejmowej Komisji Rodziny i Praw Kobiet Anna Sobecka z Ruchu
Ludowo-Narodowego nie widzi w seksie nic dobrego. Według niej kobieta i mężczyzna
nie są powołani do seksu, ale do życia rodzinnego. Dlatego takie hasła
feministek uważa za bezsensowne.
- Jeśli seks stawia się na pierwszym miejscu, to jest to hedonizm. Seks jest
integralną częścią człowieka. Ale musi być powiązany z uczuciami. Każdy
człowiek ma swoje powołanie w życiu. Nie uważam, żeby czy kobieta, czy mężczyzna
byli powołani do seksu. Są powołani do życia rodzinnego, do bycia ojcem
czy matką. Ale nie do seksu samego w sobie - mówi posłanka w wywiadzie
udzielonym gazecie.
- Seks sam w sobie jest zły? - dopytuje dziennik. - Tak. Jest zły, bo nie
rozwija człowieka, nie przynosi dobra, nie daje bliskości z drugą osobą.
Seks powinien dotyczyć małżeństw. Łączyć się z miłością - podkreśla
Sobecka.
Na pytanie, czy spotkania feministek należy zakazać, posłanka odpowiada: -
Zaraz by się odezwali obrońcy praw człowieka i demokracji. Trzeba z nimi
negocjować, przekonywać, że należy eksponować to, co jest piękne w
narodzie. Naszą kulturę i tradycję. Feminizm, szczególnie taki wojujący,
naprawdę nie daje przyszłości. Nie szanuje miłości bliźniego. Jest
nastawiony na egoizm - mówi w wywiadzie udzielonym "Dziennikowi".
Z wypowiedzi Sobeckiej można wywnioskować, że mężczyzna
powinien iść do łóżka z kobietą wyłącznie wtedy, gdy oboje chcą mieć
dziecko. A powinni chcieć - oczywiście - raz na dziewięć miesięcy.
To stawia pod znakiem zapytania wiedzę posłanki na temat intensywności
ludzkiego popędu seksualnego. I zrównuje nasz gatunek ze zwierzętami, które
nie potrafią czerpać świadomej przyjemności z aktu płciowego.
Policzmy. Idealna - według prawicy - sytuacja to taka, w której kobieta
wychodzi za mąż dzień po swoich 18. urodzinach. Jako że środowiska
narodowe nie lubią kuracji hormonalnych i innych "dopalaczy",
kandydatka na Matkę Polkę będzie spełniać swój obywatelski obowiązek -
powiedzmy - do 35. roku życia. Zgodnie z przyjętymi wytycznymi urodzi w tym
czasie 22 pociechy.
2007-05-26, Posłanka Hojarska zataiła majątek
Posłanka Samoobrony Danuta Hojarska zataiła część swojego majątku w
poselskim oświadczeniu majątkowym. Tymczasem wierzyciele mają problemy z
odzyskaniem od niej prawie 2 mln zł

Hojarska, przewodnicząca pomorskiej Samoobrony, ma od lat poważne problemy z sądami i wierzycielami. Jest w tej chwili jednym z najbardziej zadłużonych posłów. Przeciwko Hojarskiej prowadzonych jest 31 egzekucji na kolosalną sumę 1,8 mln zł!
Wierzyciele mają jednak problemy z odzyskaniem swoich należności. - Komornik umarza postępowania, bo nie ma z czego odzyskać majątku, a tymczasem sama posłanka zataja informacje o swoim stanie majątkowym - oburza się przedstawiciel jednego z większych wierzycieli.
Dowód? W oświadczeniu majątkowym, które Hojarska złożyła w październiku 2005 r., podała, że jest jedynie współwłaścicielką budynku mieszkalnego o powierzchni 200 metrów w Lubieszewie pod Nowym Dworem Gdańskim. Ukryła jednak część swojego majątku. Jak sprawdziliśmy w księdze wieczystej, w 2005 r. Hojarska była również współwłaścicielką 36-hektarowej nieruchomości rolnej w Lubieszewie - należała do niej co najmniej jedna czwarta tych gruntów. Tej informacji w oświadczeniu majątkowym nie podała. A powinna.
- Ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora w artykule 35 przewiduje konieczność ujawnienia w oświadczeniu informacji o wszelkich składnikach majątku posła, w tym nieruchomości - komentuje Hubert Basiński z Kancelarii Adwokackiej dr Marcin Wojcieszak w Poznaniu. - Za zatajenie prawdy w oświadczeniu majątkowym grozi nawet do trzech lat więzienia - dodaje.
Tymczasem posłanka nie widzi problemu. Tłumaczy, że w 2001 r. wydzierżawiła ziemię na dziesięć lat synowi.
- Nie muszę tego podawać jako własność - mówi. - Pytałam się sejmowych prawników w 2001 r. - tłumaczy się posłanka Samoobrony.
- Fakt, że nieruchomość została oddana w dzierżawę, jest tu bez znaczenia - uważa mecenas Basiński.
W swoim oświadczeniu majątkowym z końca 2005 r. Hojarska wpisała dom o wartości 200 tys. zł. Tymczasem niewykazane przez nią w oświadczeniu gospodarstwo jest warte co najmniej 360 tys. zł.
Czy zatajenie informacji o współwłasności 36 hektarów miało być formą ucieczki przed ewentualnymi nowymi wierzycielami?
23 maja Popłoch w Sejmie
W Sejmie mógł działać układ korupcyjny, twierdzi
"Super Express". Potwierdzają to pracownicy parlamentu, którzy odsłaniają
kulisy skandalu. W Kancelarii Sejmu trwa nalot skarbówki: sprawdzanie
finansów i przesłuchiwanie pracowników.
Z ustaleń gazety wynika, że jest na tropie poważnych
nieprawidłowości. Sprawę ujawniła Emilia Woźnica, która w Sejmie
pracowała jako inspektor nadzoru i referent. Miała dostęp do faktur.
Zajmowała się także ewidencjonowaniem zakupów. To ona odkryła, że
rzekomo zakupiony sprzęt nigdy do Sejmu nie trafił. Sześć faktur opiewa na
kwotę ponad 173 tys. zł. Głównym "dostawcą" była firma "G." Dariusza Sz.
"Super Express" postanowił sprawdzić, co to za firma. Okazało się,
że pod widniejącym na fakturach warszawskim adresem zamiast dobrze prosperującej
firmy zaopatrującej Sejm jest dom jednorodzinny a w nim... przedszkole.
Na czym polegać miał przekręt? - Mam podejrzenia, że kancelaria
dogadywała się z firmą, która wystawiała lewe faktury. Nie mam dowodów,
że ktoś brał za to pieniądze, ale pewnie nikt charytatywnie tego nie robił
- tłumaczy Woźnica. Nieoficjalnie wiadomo, że to właśnie fakturami
zajmuje się w tej chwili policja skarbowa.
2007-05-21, Jakubowscy staną przed sądem
Opolska prokuratura wkrótce prześle do sądu akt oskarżenia Aleksandry
Jakubowskiej, jej męża Macieja oraz kilkunastu innych osób zamieszanych w
korupcję przy ubezpieczaniu elektrowni Opole.

Właśnie zakończone śledztwo rozpoczęło się jeszcze za rządów SLD. W grudniu 2004 r. zatrzymany został mąż Jakubowskiej oraz byli szefowie elektrowni Opole i dwoje brokerów ubezpieczeniowych. Według prokuratury brokerzy w zamian za zlecenie im ubezpieczenia elektrowni dzielili się prowizją (w wysokości 1,5 mln zł) z jej szefami oraz wskazanymi przez nich osobami.
W ub. roku zarzut prokuratura postawiła też Aleksandrze Jakubowskiej, która według śledczych miała wziąć ok. 0,5 mln zł łapówki. Pieniądze miały być przekazywane na podstawie fikcyjnych umów-zleceń, jakie brokerzy podpisywali z krewnymi i znajomymi podejrzanych. Jeszcze w 2004 r. siostra Jakubowskiej oraz jej siostrzenica przyznały się, że w ten sposób przekazywały jej mężowi łapówki od firmy brokerskiej.
Zarzuty dostało ponad 20 osób. Ale część chce się dobrowolnie poddać karze przed procesem.
Na pewno na ławie oskarżonych zasiądą Jakubowską i jej mąż (nie przyznają się do winy), b. opolski baron SLD Jerzy Szteliga, któremu zarzucono przyjęcie 90 tys. zł łapówki (też się nie przyznał).
Prokuratura czeka już tylko na sąd, który ma zdecydować, czy można przed procesem oddać Jakubowskim kaucję (po 200 tys. zł), za którą wyszli z aresztu.

Przejazdy konnymi bryczkami i rejs statkiem - to nie program wycieczki, ale wyjazdowego posiedzenia sejmowej komisji ochrony środowiska. Posłowie pojechali za publiczne pieniądze do miejscowości Sława w Lubuskiem. Tylko dwugodzinny przejazd bryczką kosztował podatników 600 zł - oburza się "Fakt".
Dwuosobowy pokój w ośrodku Słoneczko w Sławie kosztował 180 zł za dobę.
Goście mieli do dyspozycji restaurację, bar, saunę, jacuzzi i sprzęt
sportowy. A pojechało tam kilkunastu posłów z Komisji Ochrony Środowiska,
na czele z rodzynkiem Sandrą Lewandowską. Tematem wyjazdowej komisji były problemy ekologiczne gminy Sława. Dlatego
w czwartek rano posłowie na krótko odwiedzili urząd miejski i miejscową
oczyszczalnię ścieków. A potem kilkunastu posłów skorzystało ze sławskich
atrakcji. Najpierw popływali statkiem po jeziorze Sławskim.

"Puls Biznesu" zamieszcza rozmowę z dziennikarzami "Szkła kontaktowego" - Tomaszem Sianeckim i Grzegorzem Miecugowem.
- Jesteście wykształciuchami, a wasz cel to "dezawuowanie geniuszu rządzących i ośmieszanie realizowanego przez koalicję programu budowy solidarnego państwa".
Odpowiada Miecugow: - Ale przecież ten program jest dobroduszny, z humorem przyjacielskim. Jeśli ktoś twierdzi, że naszym celem jest zohydzanie wszystkiego, co związane z PiS, to jak wytłumaczyć, że pojawiają się u nas politycy wszystkich partii? Więcej jest przedstawicieli PiS, bo oni teraz podejmują najważniejsze decyzje w państw. - Kiedyś myślałem, że jak nastanie POPiS, to nie będzie co robić. Naiwność, bo ordynacja wyborcza jest tak skonstruowana, że politycy są marnej kategorii. I zawsze tacy będą, dopóki obowiązuje ordynacja proporcjonalna. Ona powoduje, że zamknięta kasta liderów ciągnie za sobą stado nieudaczników. Z tego stada nieudaczników też żyjemy. Z posłów, których nikt nigdy nie znał. Pokazujemy ich, bo takie bzdury opowiadają w oświadczeniach poselskich, że nie ma innego wyjścia - dodaje Grzegorz Miecugow.
27-04-2007 Straż
marszałkowska musiała interweniować podczas nocnej imprezy na cześć
Gosiewskiego
"Oto jest dzień, który dał nam Pan", "Przemek, Przemek
wicepremier", "Przemek Gosiewski naszym przyjacielem jest",
"Sto lat" i "Niech nam żyje Świętokrzyskie" – takimi
przyśpiewkami politycy PiS świętowali w hotelu poselskim awans Przemysława
Gosiewskiego na wicepremiera.
Polityków Prawa i Sprawiedliwości musiała uciszać straż marszałkowska, którą
wezwał poseł Tadeusz Aziewicz (PO).
Sam Gosiewski w rozmowie z "Wprost" utrzymuje, że nie opijał swojego
awansu.
hee, i chyba ma racje, ponieważ Giertych zapowiedział że
zrobi wszystko żeby Gosiewski nie został wicepremierem :-)
24-04-2007 Janusz
Palikot z wibratorem w ręku domagał się prawa i sprawiedliwości
Poseł
PO znowu zwraca na siebie uwagę. Tym razem na konferencję prasową przyniósł
sztucznego penisa i pistolet. Tak piętnował przestępczość wśród policjantów
i apelował do ministra sprawiedliwości, by zrobił z tym porządek.
Przypomniał dwie głośne ostatnio sprawy: zgwałcenie studentki w izbie zatrzymań przez strażnika i molestowanie dwóch nastolatek przez innego policjanta i strażnika miejskiego. Od początku zajmuje się tymi sprawami policja a podejrzani siedzą w areszcie.
2007-04-22 Daszyk
- podkarpacki poseł ma przeprosić wójta Sanoka i zapłacić grzywnę
2,5 tys. zł grzywny i przeprosiny na łamach lokalnego tygodnika - to
kary, jakie w piątek wymierzył Sąd Okręgowy w Krośnie posłowi Marianowi
Daszykowi, który pomówił wójta Sanoka.
Daszyk wyroku wysłuchał ze spokojem. Za nim siedziało kilkunastu jego
zwolenników, głównie w starszym wieku. Do sądu przyszli z
transparentami: "Wysoki sądzie zajmij się sytuacją w gminie
Sanok". Demonstracja zwolenników Daszyka opóźniła wydanie wyroku
o kilkadziesiąt minut.
Piątkowy wyrok to pokłosie kampanii wyborczej poprzedzającej ubiegłoroczne
wybory samorządowe. Marian Daszyk, dziś poseł niezależny, dawniej LPR,
nazwał wójta Sanoka Mariusza Szmyda "złodziejem". Mówił też,
że Szmyd wybudował sobie dom za gminne pieniądze. Wójt pozwał Daszyka
do sądu. Sędzia Małgorzata Pelczar, przewodnicząca składu orzekającego,
nakazała posłowi przeproszenie Szmyda na łamach "Tygodnika
Sanockiego" i ukarała go grzywną w wysokości 2,5 tys. zł, którą
Daszyk ma wpłacić na rzecz Stowarzyszenia Wsi Liszna. Poseł ma również
pokryć koszty sądowe.
Daszyk po wyroku wspólnie ze swoimi zwolennikami mówił przez megafon
przed siedzibą sądu: - Ta decyzja sądu jest dla mnie czymś zupełnie
nieprawdopodobnym w wolnej Polsce.
O pośle Daszyku nie po raz pierwszy zrobiło się głośno. Najbardziej
wsławił się organizacją głośnego protestu grupy mieszkańców Krosna
przeciwko prywatyzacji oddziału sztucznej nerki w tamtejszym szpitalu.
Daszyk do Sejmu startował z listy LPR, potem został wyrzucony z klubu
razem z innym podkarpackim posłem Zygmuntem Wrzodakiem. Dziś obaj są
posłami niezależnymi.
19 kwietnia Posłowie Samoobrony na plaży w Egipcie
W Samoobronie nie ma podrywu, niedwuznaczych propozycji, a jest wręcz
ojcowska troska - mówiła w jednym z wywiadów Sandra Lewandowska, młoda
posłanka Samoobrony.
Wspomnianą troskę "Super
Express" zaobserwował w święta wielkanocne na egipskiej plaży. O
atrakcyjną Sandrę dbał w kurorcie Szarm el-Szejk sam poseł Janusz
Maksymiuk, najbliższy współpracownik Andrzeja Leppera.
Kolorowe rafy błękitna woda, gorący
piasek i piękna kobieta u boku. Czego może chcieć więcej wiceszef
Samoobrony, który ma ogromne długi, komornika na karku i... świeży wyrok
skazujący. Kilka dni po otrzymaniu 9 miesięcy więzienia w zawieszeniu,
spakował walizki i wyruszył na święta wielkanocne do Afryki. W wypadzie do
Egiptu towarzyszyła mu posłanka Samoobrona Sandra Lewandowska - pisze
"Super Express".
2007-04-17 Poseł
PiS Szlachta nasłał prokuraturę na Martensa
Podkarpacki poseł PiS Andrzej Szlachta nasłał prokuraturę na szefa
podkarpackiego SLD, bo uważa, że ten go zniesławił.
- Jak ktoś łże publicznie, kłamie na mój temat, niech teraz odpowie
za swoje brednie - Andrzej Szlachta nie zamierza popuścić Krzysztofowi
Martensowi, liderowi podkarpackiego SLD, który 18 grudnia ub.r. na
specjalnie zwołanej konferencji o poszerzeniu granic Rzeszowa mówił
m.in. tak:
- Mamy tu do czynienia ze złośliwością pana posła Andrzeja
Szlachty. To on był inspiratorem projektu przesunięcia rozszerzenia
granic miasta o rok. To sabotaż.
Szlachta poczuł się tymi słowami zniesławiony. Złożył doniesienie
do rzeszowskiej prokuratury, żeby ścigała Martensa, jak również
internautów, którzy na forach internetowych wygrażali posłowi PiS za
to, że blokuje poszerzenie granic Rzeszowa.
On sam kategorycznie
zaprzecza. - Co by pan zrobił, gdyby na forach czytał o sobie, że panu
mózg z głowy wydobędą? Dostawałem telefony z pogróżkami, ktoś mi
porysował samochód - mówi poseł PiS.
- Prokurator ma wszystko na tacy. Pan Martens nie będzie więcej
propagował kłamstw. Zostały naruszone moje dobra osobiste - przekonuje
Szlachta.
- Jak mi prokurator postawi zarzuty i sąd mnie potem skaże, kupię sobie
czarny długi płaszcz, który będzie oznaką kaczototalitaryzmu. W płaszczu
będę paradował po mieście. Zapiszę się też do Związku Bojowników
o Wolność i Demokrację - śmieje się Krzysztof Martens. z
Postępowania
prokuratorskiego się nie boi. - Czekam na proces. Będzie ciekawie -
ironizuje Martens
Prokuratura już czwarty miesiąc analizuje dowody. Sprawców gróźb pod
adresem Szlachty do tej pory nie ustaliła, nie myśli też o stawianiu
zarzutów Martensowi.
- Nie ma na razie podstaw - twierdzi Stanisław Bończak,
szef rzeszowskiej prokuratury rejonowej. Nie wiadomo, kiedy zakończy się
postępowanie.
Martens: - Prokuratura broni interesu politycznego pana Szlachty.
Szlachta: - Ludzie mają różne dewiacje, pan Martens także.
Prokurator Bończak: - Że niby bronimy interesu politycznego posła
Szlachty? Takie odczucie może być, ale my się polityką nie zajmujemy.
Wpłynęło doniesienie, więc musimy je rozpatrzyć.
Śledczy nie mogą się nadziwić, dlaczego Szlachta ściga Martensa za pośrednictwem
prokuratury. - Powinien skierować pozew cywilny, a nie nas angażować w
takie sprawy. Poseł Szlachta nie jest osobą biedną ani upośledzoną,
żeby nie wiedział, jaka jest właściwa droga przy takich postępowaniach
- słyszymy w prokuraturze.
Wypowiedz Prof. Marian Filar, karnista z Uniwersytetu
im. Kopernika w Toruniu
Poseł nie jest sierotką, żeby w takie spory angażował prokuratora. To
jest zły obyczaj, gdy parlamentarzysta wykorzystuje instytucje publiczne
do takich celów. Tym bardziej że jest z opcji rządzącej, której
podlega i tak już upolityczniona prokuratura. Poseł nie powinien uciekać
się pod jej skrzydła.
2007-04-17 Trzeci Kaczyński wraca do PiS
W rocznicę jazdy po pijanemu poseł Ryszard Kaczyński ma ponownie zostać
członkiem PiS. Wniosek o przyjęcie do partii skazanego na pół roku więzienia
w zawieszeniu parlamentarzysty czeka na podpis Jarosława Kaczyńskiego.

Pismo przygotowała posłanka Jolanta Szczypińska - przewodnicząca PiS w okręgu gdyńsko-słupskim. Ryszard Kaczyński otrzymał wsparcie od wielu posłów, między innymi od szefa klubu parlamentarnego Marka Kuchcińskiego - mówi Szczypińska.
W maju ub.r. Ryszard Kaczyński wjechał swoim autem w płot posesji pod Puckiem. Badanie alkomatem wykazało, że miał 1,6 promila alkoholu. W trybie ekspresowym został usunięty z klubu parlamentarnego oraz zawieszony w prawach członka PiS. Zgodnie ze statutem partii półroczne zawieszenie skutkuje wykreśleniem z listy działaczy.
Kaczyński dobrowolnie zrzekł się immunitetu, dzięki czemu prokuratura mogła mu postawić zarzut spowodowania zagrożenia w ruchu drogowym. W grudniu Sąd Rejonowy w Wejherowie skazał posła na karę 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata. Nakazał mu też zapłatę grzywny w wysokości 8 tys. zł i przelanie 2 tys. zł na konto fundacji pomagającej ofiarom wypadków drogowych. Poseł ma zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych przez 2 lata.
2007-04-13 Zatrzymany
poseł i wiceprezydent Krakowa za przekręt z działką
Prokuratura postawiła w czwartek zarzuty byłemu wiceprezydentowi
Krakowa, a dziś posłowi PO za transakcję sprzed ośmiu lat. W tej samej
sprawie nad ranem zatrzymano byłego wojewodę z SLD i byłego radnego. W odróżnieniu od czterech poprzednich wiceprezydentów, którym
prokuratura postawiła podobne zarzuty w tej sprawie, po Tomasza Szczypińskiego
nie przyjechali wczoraj nad ranem policjanci. Poseł PO dostał zwykłe
wezwanie do stawienia się w prokuraturze na godz. 9.30. To efekt tego, że
Sejm nie zgodził się na jego zatrzymanie. Szczypiński sam natomiast
zrzekł się immunitetu.
Byłego wiceprezydenta Krakowa przesłuchiwano przez ponad cztery godziny.
Zarzucano mu to samo co czwórce byłych wiceprezydentów zatrzymanych pod
koniec zeszłego roku: przekroczenie uprawnień oraz wyrządzenie gminie
szkody wielkich rozmiarów (5 mln zł) przy transakcji sprzed ośmiu laty.
Miasto kupiło wtedy za 5 mln zł dwie działki od Rafała R. i Mariana M.
(obaj też mają zarzuty w tej sprawie). Według śledczych kilkakrotnie
przepłaciło, bo półtora roku wcześniej biznesmeni ci nabyli te grunty
od Akademii Rolniczej za pięciokrotnie niższą cenę.
Tuż po pośle przywieziono do prokuratury byłego wojewodę z SLD Jerzego
A., którego nad ranem zatrzymano razem z byłym krakowskim radnym Władysławem
W. Akcja była tak utajniona, że nic o tym nie wiedzieli nawet
policjanci, którzy wcześniej w tej samej sprawie zatrzymywali czworo
wiceprezydentów. Tym razem bowiem po byłego wojewodę i radnego na
polecenie prokuratury przyjechali oficerowie ABW.
Śledczy nie kryją, że zatrzymania mają związek z zakupem działek
przez gminę od Rafała R. i Mariana M. Z nieoficjalnych informacji
wynika, że to właśnie dwaj biznesmeni mogli obciążyć ich swoimi
zeznaniami. Obaj bowiem w połowie marca niespodziewanie wyszli z aresztu
na wolność. Wcześniej nie przyznawali się do winy. - Prawdopodobnie
dostali od śledczych propozycję: albo zaczną mówić, albo zostają w
areszcie na kolejne trzy miesiące. Jak widać, wybrali pierwszą opcję -
mówi nam osoba dobrze znająca kulisy sprawy sprzedaży działek na Chełmie.
2007-04-12, Były senator PSL poszukiwany przez policję
Józef Sztorc, który w poprzedniej kadencji zasiadał w Senacie z
ramienia Polskiego Stronnictwa Ludowego, jest poszukiwany przez policję na
polecenie tarnowskiej prokuratury. Śledczy chcą mu postawić zarzuty w związku
z nieprawidłowościami w stowarzyszeniu przy parafii św. Filipa Neri w
Tarnowie.
Wcześniej zarzuty działania na niekorzyść firmy i fałszowania
dokumentów postawiono trzem osobom z jego firmy. Teraz śledczy chcieli
postawić zarzuty Sztorcowi i jego synowi.
Policjanci szukali Sztorca w jego domu i w firmie. Byłego senatora
jednak nie zastali tam. Od rodziny i współpracowników usłyszeli, że
nikt nie wie, gdzie przebywa.
O Sztorcu zrobiło się głośno dwa lata temu, gdy z konta zakonnego
stowarzyszenia przy tarnowskiej parafii św. Filipa Neri zniknęło
prawie 2,5 mln zł. O kradzież i działanie na szkodę kongregacji
został oskarżony zakonnik dysponujący kontem. Pieniądze trafiły do
stowarzyszenia jako darowizny z firm, w których udziały miał Józef
Sztorc. Przelewy wzbudziły jednak podejrzenia generalnego inspektora
informacji finansowej. Obawy te potwierdziła prokuratura - w wyniku śledztwa
okazało się, że darowizny były fikcyjne, a Sztorc miał je odpisać
od dochodu. W tym tygodniu prokuratura w Tarnowie chciała postawić
zarzuty byłemu senatorowi. Jednak od wczoraj Józef Sztorc jest
nieuchwytny dla policjantów, którzy próbują doprowadzić go przed
oblicze prokuratorów.
5 kwietnia
Chory psychicznie Stokłosa dostał pozwolenie na broń
Policja przedłużyła Henrykowi Stokłosie pozwolenie na
posiadanie broni, choć MSWiA i podległe mu służby wiedziały o psychicznych
problemach senatora. Reporterzy RMF FM dotarli do korespondencji mieszkańca Śmiłowa,
rodzinnej miejscowości byłego senatora, z komendantami wojewódzkim i głównym,
a także z resortem spraw wewnętrznych. Dwa lata temu Stokłosa oskarżył mężczyznę o oplucie. Proces w tej
sprawie do dziś toczy się w sądzie. Pozwany pisze, że obawia się o własne
życie, ponieważ wie, że Stokłosa leczy się psychiatrycznie - mimo to ma
pozwolenie na broń. Do pism załączył badania, które sam senator przyniósł do sądu.
Wynika z nich, że stan psychiczny Stokłosy wymaga leczenia. Odpowiedź
przychodzi dopiero po bardzo długim czasie i kilku zażaleniach.
Komenda
Główna Policji
informuje w niej, że nie ma podstaw do odebrania Stokłosie pozwolenia na broń,
gdyż senator przedstawił odpowiednie zaświadczenia lekarskie. Miało z nich
wynikać, że Stokłosa... jest zdrowy.
Dlaczego z dwóch sprzecznych zaświadczeń policja wybrała to drugie?
Istnieje podejrzenie, że nie dopełniono obowiązku dokładnego sprawdzenia
dokumentacji. A to już jest przestępstwo.
Henryk
Stokłosa poszukiwany jest międzynarodowym listem gończym. Prokuratura podejrzewa, że
biznesmen uzyskiwał nienależne wielomilionowe umorzenia podatkowe dzięki
powiązaniom ze skorumpowanymi urzędnikami resortu finansów, a także sędzią
z Poznania. Centralne
Biuro Śledcze zabezpieczyło majątek Stokłosy o wartości ponad 20 milionów złotych.
2007-04-05 Lepper
kolejny raz "olewa" sąd
Z powodu nieobecności Andrzeja Leppera po raz drugi warszawskiemu sądowi
nie udało się rozpocząć jego procesu za wysypanie importowanego zboża w
Warszawie w 2002 r. Oprócz przewodniczącego Samoobrony oskarżeni w tej sprawie są
jeszcze minister w kancelarii premiera Krzysztof Filipek i b. poseł
Samoobrony Alfred Budner (obaj przyszli do sądu). Sąd terminy rozpraw
uzgodnił z adwokatami już w lutym. Lepper nie pojawił się najpierw
23 marca, a wczoraj rano jego sekretariat poinformował, że spotkania z
związkami rolniczymi i służbą weterynaryjną uniemożliwiają mu
udział w rozprawie.
- Niektóre zadania pana premiera są pilne i wynikają z aktualnych
tematów - precyzowała adwokat Leppera mec. Róża Żarska.
Protestował mec. Piotr Jakubicz, pełnomocnik Polskich Młynów,
pokrzywdzonego w tej sprawie. Sędzia Janusz Jankowski uznał nieobecność
Leppera za nieusprawiedliwioną, ale odroczył rozpoczęcie procesu do
13 kwietnia.
Pół godziny później Lepper wystąpił na konferencji prasowej,
zapowiadając pozew przeciwko Waldemarowi Pawlakowi (PSL), który
zarzucił ministrowi rolnictwa "brak aktywności".
- Kilka dzisiejszych spotkań ze związkami zawodowymi spowodowało, że
nie mogłem być (na rozprawie), ale dałem zgodę na to, żeby sąd
prowadził sprawę - mówił Lepper.
W czerwcu 2002 r. posłowie i sympatycy Samoobrony wysypali na tory
bocznicy kolejowej na Żeraniu w Warszawie ponad 20 ton importowanego z
Niemiec zboża. Lepper twierdził, że pszenica była skażona
nitrofenem, co potem wykluczyła prokuratura. Prokurator zarzuca trzem
posłom (Budner potem odszedł z Samoobrony) "niszczenie cudzej
rzeczy", za co grozi do pięciu lat więzienia. Żaden z oskarżonych
do winy się nie przyznaje.
4 kwietnia Zagadkowe wytrzeźwienie posłanki
PO Sledzinskiej-K.
Posłanka PO Iwona Śledzińska-Katarasińska jest wielką
amatorką ziółek. Pije je nawet zanim wsiądzie do samochodu. Tylko czasami
skutki kuracji są zaskakującej - pisze "Fakt".
Gazeta wspomina, że przed dwoma laty skończyło się wypadkiem. Alkotest
wykazał, że parlamentarzystka jechała na podwójnym gazie. Ale ona zaklinała
się, że w dniu wypadku nie tknęła żadnego trunku. Skąd wziął się
alkohol w jej krwi? Z ziółek - przekonywała.
Posłowi wolno wszystko. Nawet jeździć na podwójnym gazie - komentuje
"Fakt". Sędziowie patrzą na to przez palce. Bo przecież nie są
tak naiwni, żeby uwierzyć, że posłanka PO piła tylko syropek?
Parlamentarzystka, mimo że jechała na rauszu i spowodowała wypadek, wykpiła
się od kary. Sędzia uznał, iż alkotest może się mylić. Czy powiedziałby
tak samo, gdyby na ławie oskarżonych nie siedziała ważna pani poseł? -
pyta gazeta.
22.03.2007
Karambol posła Zawiszy
Do karambolu z udziałem czterech samochodów doszło też pół godziny wcześniej
w Al. Ujazdowskich tuż przy pl. Trzech Krzyży. Jednak tym razem kierowca
renault laguny, który jechał za szybko i spowodował wypadek, nie został
ukarany. Był to poseł PiS Artur Zawisza. Przed mandatem uratował go
immunitet.
16 marca Posłowie uciekają z obrad
Aby uniknąć kary za wagary, posłowie uciekają się do
drobnych oszustw i kombinacji. Parlamentarzyści podpisują się na listach
obecności, a potem znikają z posiedzeń komisji. W Sejmie to
norma.
Nieuczciwych posłów zdemaskował "Fakt". Wszystko potwierdzają
wykonane w parlamencie zdjęcia. Udział w obradach sejmowych komisji to obowiązek posłów. Za każdą
nieusprawiedliwioną nieobecność marszałek Sejmu może nałożyć na nich
nawet 400 zł kary.
I dowód. Budynek Sejmu, zaczyna się posiedzenie komisji infrastruktury. Przed
drzwiami sali ruch jak w ulu. Posłowie karnie podpisują listę obecności.
Na posiedzeniu komisji będzie ważne głosowanie. PO
chce dymisji ministra transportu Jerzego Polaczka. Każdy głos się liczy.
Wśród podpisujących listę obecności jest poseł Łukasz Abgarowicz z
PO. Zaczynają się obrady. A poseł? Wciąż plotkuje na korytarzu. Pół
godziny później wstaje i zamiast do sali idzie w kierunku drzwi wyjściowych.
Wsiada do swego luksusowego rovera i na cały dzień znika. Oszukał w ten sposób nie tylko władze Sejmu i wyborców, którzy
obdarzyli go zaufaniem - ocenia dziennik. Do wiatru wystawił też własną
partię. Komisja odrzuciła bowiem wniosek PO o wotum nieufności wobec
ministra. Opozycji zabrakło jednego głosu - właśnie Abgarowicza.
- Miałem posiedzenie drugiej komisji - mówi parlamentarzysta, gdy gazeta
pyta go o wagary. Ale "Fakt" sprawdził: w tym czasie nie było żadnych
innych obrad komisji.
Poseł PO nie jest wyjątkiem. W ciągu kilku dni na podobnym kancie gazeta
przyłapała jeszcze kilku parlamentarzystów koalicji i opozycji: Bartłomieja
Szrajbera,
Marka Sawickiego,
a także Katarzynę Piekarską.
Zamiast nudnych obrad w komisji, wybrali spacer albo niekończące się plotki
na korytarzu. Pamiętali jednak o własnej kieszeni - złożyli podpis na liście
obecności, unikając regulaminowej kary za wagary - komentuje
"Fakt".
2007-02-15, Poseł nie pił, tylko
markował, wypluwał lub odlewał alkohol
:-)
Trzej świadkowie w procesie Grzegorza Gruszki, oskarżonego o nocną
ucieczkę autem po pijanemu przed policyjnym patrolem, potwierdzają, że
markowanie picia alkoholu podczas imprez było dla byłego posła normą.
Były poseł jest oskarżony o to, że w nocy z 1 na 2 grudnia 2004 r.,
wracając z imprezy barbórkowej w Myślęcinku, jechał po pijanemu,
szamotał się z policjantami, a potem im uciekł. Dał się zatrzymać
dopiero na policyjnych blokadach. Choć większość świadków, zeznających
dotąd na procesie, potwierdziła, że był pijany, Gruszka wszystkiego się
wyparł. - Źle się czułem, zażywałem silne leki przeciwbólowe, a
alkohol, który brałem do ust, natychmiast dyskretnie wypluwałem do
kubka - tłumaczył.
Instrukcje dla posłów i ich świadków:
1. Metoda Olszewskiego: wypluwać
Pierwszy o swoich kontaktach i spostrzeżeniach związanych z piciem
alkoholu przez Gruszkę mówił były wojewoda kujawsko-pomorski i
bydgoski radny - Wiesław Olszewski.
- Czy widział pan kiedyś Grzegorza Gruszkę pijanego? - Nie.
- A zdarzało się, że markował picie? - Tak. Zresztą ja na takich imprezach robiłem dokładnie tak samo -
wyznał Olszewski.
Olszewski przyznał, że Gruszka często towarzyszył mu podczas różnych
uroczystości, kiedy ten był wojewodą. - Tam zwykle podawano alkohol - oświadczył.
- Kiedy w trakcie powrotu z jakiegoś spotkania zapytał mnie, jak to
jest, że piję, a jestem trzeźwy, po prostu zażartowałem, że mam mocną
głowę. Później przyznałem się, że ja nie piję alkoholu, a jedynie
biorę wódkę do ust. Później alkohol wypluwam do filiżanki z herbatą
czy kawą. Po pewnym czasie oskarżony pochwalił mi się, że zaczął
stosować tę samą taktykę.
2. Metoda Graczkowskiego: nie dopijać
:-)
O tym, że Gruszka nie pije, a wypluwa, mówił też wezwany przez obronę
na świadka Jan Graczkowski, były starosta bydgoski.
- Wie świadek, czego dotyczy sprawa? - zapytała sędzia. - Wiem, że
Grzegorz Gruszka był na pewnej uroczystości, wypił odrobinę alkoholu i
nastąpiły jakieś zaburzenia w jego organizmie. Mówił mi, że brał
silne leki psychotropowe na chory kręgosłup.
-
Trzeba powiedzieć wprost, że w zwyczaju polskim jest, iż po imprezach
oficjalnych odbywają się bankiety, gdzie podawane są alkohole.
- Jeździł na imprezy samochodem, miał świadomość, że po piciu mogą
być kłopoty, dlatego pił symbolicznie, a później odlewał alkohol do
herbaty.
- Jak oskarżony odlewał ten alkohol? - Jeśli to była impreza plenerowa, to oczywiście dyskretnie na ziemię,
jeżeli w zamkniętym pomieszczenia, to - jak nikt nie widział - odlewał
wódkę z kieliszka do innego naczynia. Nie widziałem, aby brał alkohol
do ust. Chłopak musiał się jakoś bronić przed tym alkoholem.
- Czy pan też markował picie? - zapytał adwokat.
- Piję tyle, ile uznam za stosowne. Ale ja mam inny sposób, ja raczej
nie dopijam.
3. Metoda Ślachciaka: wódkę zamieniać w
wodę :-)
Ostatnim ze świadków, który przekonywał sąd, że Gruszka jest prawie
abstynentem, był Mirosław Ślachciak, prezes Kujawsko-Pomorskiego Związku
Pracodawców i Przedsiębiorców, a zarazem wieloletni kolega byłego posła.
- Bywaliśmy wspólnie na innych imprezach, ale
ja Gruszkę pijanego nie wiedziałem. Na takich spotkaniach najczęściej
mówił, że nie pije, albo po prostu markował. Kiedyś udawał picie
nawet na prywatnym spotkaniu, więc zwróciłem mu uwagę, że tak
oszukiwać kolegów nie wypada.
Wiem, że wypluwał wódkę, bo zwykle sok w jego szklance stawał się
coraz jaśniejszy.
- Czy regularnie stosował takie praktyki? - pytał sąd. - Nigdy nie
widziałem, aby po pijanemu prowadził samochód - odparł Ślachciak. Ja
mam swój sposób: do kieliszka wlewam wodę, a nie wódkę.
6 lutego Ostrowska
za udział w mafii paliwowej zostanie bez immunitetu?
Do Sejmu wpłynął wniosek krakowskiej prokuratury o uchylenie
immunitetu posłance SLD Małgorzacie Ostrowskiej, podejrzewanej o korupcję
w aferze paliwowej - poinformował rzecznik marszałka Sejmu Szymon Ruman.
Zastępca prokuratora apelacyjnego w Krakowie Ryszard Tłuczkiewicz mówił
w poniedziałek, że posłance ma być postawiony zarzut przyjęcia od
osoby związanej z mafią paliwową łącznie 155 tys. zł korzyści majątkowej.
W zamian posłanka miała pomóc w sprawie przejęcie terenu pewnej
fabryki. Po uchyleniu immunitetu i przesłuchaniu posłanki prokuratura
chce wystąpić do sądu o jej aresztowanie. Tłuczkiewicz nie chciał zdradzać szczegółów wniosku. Poinformował
jedynie, że sformułowano go na podstawie dowodów osobowych i z dokumentów,
w świetle których prokurator "miał tylko jedno wyjście: musiał
złożyć wniosek o uchylenie immunitetu".
O sprawie napisała poniedziałkowa "Rzeczpospolita", podając,
że zarzut dotyczy przyjęcia pieniędzy od "barona paliwowego"
Piotra K. nazywanego "królem Sztumu", zainteresowanego kupnem
terenu w Malborku. Jak podaje "Rz", zeznania obciążające posłankę
miał złożyć sam Piotr K. oraz policjant Piotr M. - pośrednik przekazujący
pieniądze.
2006-12-19, Nightclub w hotelu posła
Samoobrony Romaniuka
Policja sprawdza, czy w hotelu posła Samoobrony Wojciecha Romaniuka w Białej
Podlaskiej dochodzi do czerpania korzyści z nierządu. - Nie prowadzimy
takiej działalności - odpowiada poseł.
"Doskonałą rozrywkę zapewni państwu pobyt w naszym night klubie
(...) Atrakcją wieczoru są tańce erotyczne" - czytamy na stronie
internetowej bialskiego hotelu Capitol. Należy on do spółki, której
udziałowcami są: jeden z liderów Samoobrony na Lubelszczyźnie poseł
Wojciech Romaniuk i jego brat. W praktyce hotelem zarządza sam poseł.
Działalnością interesuje się policja. Funkcjonariusze sprawdzają, czy
w hotelu dochodzi do czerpania korzyści z nierządu. Potwierdza to Jerzy
Ignatowicz z bialskiej policji:
- Tak, ten hotel jest w naszym
zainteresowaniu pod tym względem.
O sprawie hotelu i możliwym prowadzeniu w nim tzw. "seksbiznesu"
wie także Komenda Wojewódzka Policji w Lublinie. - Wszystkie agencje
towarzyskie, w tym także hotel Capitol w Białej Podlaskiej są w naszym
zainteresowaniu. Prowadzimy postępowania mające na celu wyjaśnienie,
czy dochodzi w nich do czerpania korzyści z nierządu - mówi Janusz Wójtowicz,
rzecznik KWP w Lublinie.
Z danych przekazanych nam przez policję wynika, że tylko przez ostatnie
2,5 miesiąca w Capitolu i jego okolicach doszło do czterech pobić.
Policja była też wzywana z powodu zbyt głośnej muzyki. - Ekscesy dzieją
się nie tylko w hotelu, ale też poza nim. Klientela tego przybytku pije,
wrzeszczy, załatwia się pod płotami i uprawia seks na ulicy - mówi
jeden z sąsiadów hotelu. W piątek na spotkanie z dziennikarzem
"Gazety" stawiło się kilku mieszkańców ul. Reymonta, przy której
stoi hotel. Wszyscy boją się wypowiadać pod nazwiskiem, w obawie, że
Romaniuk jako poseł może im zaszkodzić. Jak mówią, w piątki i
soboty, kiedy w night klubie odbywają się nocne erotyczne
"show", nie da się spać. - Wielokrotnie prosiliśmy posła by
okiełznał jakoś swoich gości. On cały czas nam tłumaczy, że to nie
jego goście - informuje inny z sąsiadów. Mieszkańcy ul. Reymonta
kilkakrotnie występowali już do władz miasta o odebranie koncesji na
sprzedaż alkoholu w hotelu Capitol. Bez skutku.
Trzygwiazdkowy hotel Capitol mieści się w niedużym dwupiętrowym
budynku. Na górze są pokoje, na parterze restauracja, a w piwnicy klub
nocny. To w nim, w każdy piątek i sobotę można obejrzeć tańczące
przy rurze kobiety.
Chcieliśmy porozmawiać w hotelu z jego właścicielem, czyli posłem
Romaniukiem. Nie zastaliśmy go. Dowiedzieliśmy się jednak, że w
adwencie huczne imprezy się nie odbywają. Tancerki mają przyjechać po
świętach Bożego Narodzenia. A przyjeżdżają z oddalonego o ok. 40 km
od Białej Podlaskiej Brześcia na Białorusi. Na czas występów mieszkają
w hotelu.
Zadzwoniliśmy do posła Romaniuka. Ten zaprzeczył, by poza
"erotycznym show" tancerki uprawiały w hotelu płatny seks: -
Nie prowadzimy takiej działalności.
- Biznes, który prowadzi poseł Wojciech Romaniuk, jest co najmniej
nieetyczny, a na pewno nijak się ma do odnowy moralnej kraju, którą
zamierza przeprowadzać koalicja - ocenia poseł Tadeusz Sławecki z PSL,
który do Sejmu został wybrany z tego samego okręgu co Wojciech Romaniuk.
2006-12-18, Prokuratura wystąpiła o uchylenie immunitetu posłowi Szczypińskiemu
Krakowska prokuratura wystąpiła do Sejmu o uchylenie immunitetu posłowi
PO i niedawnemu kandydatowi Platformy na prezydenta Krakowa Tomaszowi Szczypińskiemu.
- Wniosek został już wysłany - potwierdza Bogusława Marcinkowska,
rzecznik krakowskiej prokuratury okręgowej. Śledczy nie chcą zdradzić
uzasadnienia, jednak według naszych informacji zarzuty są identyczne jak
w przypadku czwórki zatrzymanych w zeszłym tygodniu byłych
wiceprezydentów Krakowa: oszustwo, przekroczenie uprawnień oraz wyrządzenie
gminie szkody wielkich rozmiarów (chodzi o 5 mln zł).
Ryszard Terlecki (szef klubu PiS w radzie
miasta) współpracował kiedyś z Rafałem R. i Marianem M. -
biznesmenami aresztowanymi w tej sprawie. Przewodniczył radzie nadzorczej
spółki Tras Press SA, której prezesem był Rafał R., współpracował
również z należącym do R. pismem "Naprzeciw". W 1999 roku
Terlecki - wraz z 24 innymi radnymi - podpisał się pod wnioskiem o
przyspieszenie głosowania nad uchwałą o przesunięciu pieniędzy z budżetu
na zakup działek, z pominięciem drugiego czytania projektu.
Sprawa ma związek z zakupem w 1999 r. przez gminę Kraków działek od dwóch
biznesmenów Rafała R. oraz Mariana M. (obaj też mają zarzuty w tej
sprawie). Gmina zapłaciła za nie 5 mln zł. Prokuratura twierdzi, że
miasto straciło na tym, gdyż biznesmeni półtora roku wcześniej kupili
grunty od Akademii Rolniczej za pięciokrotnie niższą cenę. Ta skoczyła
do góry, bo tyle miał oferować drugi obok miasta nabywca zainteresowany
gruntem. Tyle że była nim firma Altkrak należąca do... obu biznesmenów.
Szczypiński - wówczas wiceprezydent Krakowa - wraz z zatrzymaną czwórką
byłych wiceprezydentów uczestniczył w posiedzeniu zarządu w 1999 r.,
który zdecydował o zakupie działek. Prawdopodobnie miasto będzie musiało
zwrócić je pierwotnym właścicielom, którym państwo przed laty zabrało
ziemię na podstawie dekretu o reformie rolnej. Wojewoda uznał bowiem
nacjonalizację za bezprawną.
Kolejna afera rozporkowa? Czy
poseł Łyżwiński zmuszał do seksu Anetę K., pracownicę swojego biura?
Czy zrobił jej dziecko? Mało prawdopodobne..., chociaż wiadomo że
Samoobrona to - oględnie mówiąc - partia aferzystów. Śmieszne, ponieważ
wszyscy z Kaczyńskimi na czele mogli się spodziewać po partii Leppera dosłownie
wszystkiego: Klewek, kurwików i Golików itd. To z taką partią, całkiem
świadomie, Kaczyńscy zostali zmuszeni do stworzyli rząd przez żydów z
PO. Na nic się zdały lamenty polskiej oraz kpiny zachodniej prasy. Kaczyński
musiał utrzeć nosa Tuskowi, zdecydował się więc na ten kompromitujący
go alians. I mamy, co mamy, czyli europosła, który zgwałcił w
Brukseli prostytutkę, posłankę, która była członkiem gangu prostytutek
(to ta sama, która potem została skazana za przyjęcie w łapówkę chińskiego
dywanu. Teraz jest członkiem Sejmowej Komisji ds. Sprawiedliwości i Praw
Człowieka).
Był jeszcze poseł Jan Bestry, który podobno też zabawiał się w
molestowanie swoją 12-letnią uczennicę i zgwałcił pasażerkę pociągu.
Co do Stanisława Łyżwińskiego – lista afer z nim związanych jest dość
długa.
Począwszy od tajemniczego pożaru jego domu – prawdopodobnie wywołanego
przez jego wierzycieli, poprzez przyznanie się do współpracy z SB, do
ostatniego skandalu już w tej kadencji Sejmu, gdy okazało się, że pobrał
z kancelarii Sejmu ok.240 tys. złotych na przejazdy samochodem, którego
nie ma. No i teraz seksskandal. :-)
Aleksandrze J. grożą 2 lata więzienia.
Zarzut jazdy w stanie nietrzeźwym postawiono Aleksandrze J., byłej
posłance SLD i szefowej gabinetu Leszka Millera.10 lipca w podwarszawskiej Podkowie była "lwica lewicy"
potrąciła rowerzystę. Miała prawie promil alkoholu w wydychanym
powietrzu. Na poczet przyszłej kary, zgodnie z nowymi przepisami zajęto
jej auto - audi A3.
Za jazdę po pijanemu, oprócz utraty prawa jazdy, grozi jej do dwóch lat
więzienia. Potrącony 64-letni mężczyzna z obrażeniami nogi i głowy
trafił do szpitala. Według policji, wypadek spowodował sam rowerzysta,
wymuszając pierwszeństwo i wjeżdżając wprost pod samochód
Jakubowskiej, która wyraźnie będąc w stanie pomroczności umysłowej
nie raczyła go zauważyć. Facet będzie miał szczęście, albo pecha -
to zależy od od sędziego i wpływów Jakubowskiej.
Aleksandra Jakubowska jest oskarżona w innej sprawie dotyczącej
nieprawidłowości w procesie legislacyjnym rządowego projektu
ustawy o radiofonii i telewizji. Grozi jej za to do 5 lat więzienia
Leszek Sułek z
Samoobrony tonie w długach, ale śpi spokojnie. Bo jest przekonany, że
nikt go nie ruszy.
Czytając oświadczenie majątkowe Leszka Sułka, czarno na białym widać,
że ma wszystkich w nosie. Zalega bowiem z rozmaitymi płatnościami na
ponad 70 tys. zł.
Lista długów posła Samoobrony robi wrażenie - podkreśla dziennik. Spółdzielni
mieszkaniowej w swym rodzinnym Ostrowcu Świętokrzyskim jest winien ponad
20 tys. zł za czynsz; kolejne 20 tys. zł zaległości ma wobec ZUS; 21
tys. zł długu nazbierało się za niepłacone alimenty.To nie wszystko -
wylicza dziennik. Poseł Samoobrony zalega też Ostrowieckiemu Towarzystwu
Budownictwa Społecznego za lokal, w którym od połowy lat 90. prowadził
bar piwny. I choć od dawna go nie prowadzi, to nie spłacił zadłużenia.
Co więcej - nie chce oddać lokalu.
"Mamy ogromny problem, by wyegzekwować od posła dług" - załamuje
ręce prezes OTBS Alfreda Kałuża. Nie radzi sobie także komornik,
którego o pomoc poprosiła pani prezes. Do ściągnięcia z Sułka zostało
mu jeszcze ponad 24 tys. zł, a nie - jak napisał poseł w oświadczeniu
majątkowym - 11 tys. zł.
- On teraz jest posłem i wiele może. Jeszcze więcej niż wtedy, gdy był
radnym - mówią "Faktowi" mieszkańcy Ostrowca Świętokrzyskiego.INTERIA.PL - Fakty - Poseł kpi sobie z prawa
O znieważenie policjantów podczas kontroli drogowej
oskarżyła Prokuratura Rejonowa w Radomiu posła Samoobrony z Ostrowca
Świętokrzyskiego, Leszka Sułka. Grozi mu kara grzywny, ograniczenie lub pozbawienie wolności do roku -
poinformował prokurator rejonowy w Radomiu, Mariusz Potera. Akt
oskarżenia wpłynął do radomskiego Sądu Rejonowego. Do zdarzenia doszło
14 października ubiegłego roku w Radomiu. Policjanci z radomskiej
komendy zauważyli opla, który przekroczył podwójną linię ciągłą,
przez co zmusił kierowcę jadącego z przeciwnego kierunku do gwałtownego
hamowania oraz zjazdu na krawędź jezdni. Kierowca opla wyprzedzał także
na przejściu dla pieszych i nie miał zapiętych pasów bezpieczeństwa.
Policja zatrzymała kierowcę. Okazał się nim poseł Leszek Sułek. Według
policjantów, parlamentarzysta używał wulgarnych słów. Miał się zwrócić
do nich słowami: "Powinniście się leczyć, nie jesteście w pełni
świadomi, co czynicie i z kim macie do czynienia. Powinienem postrącać
wam te czapki z głów. Teraz wam pokażę, barany, będziecie się tłumaczyć
z tego, najpierw wy, a później wasz przełożony". Następnie
- według policjantów - Sułek popukał się palcem w głowę, wsiadł
do samochodu i odjechał w kierunku Rzeszowa. Poseł nie był
badany alkomatem.
- Poseł nie przyznał się i złożył wyjaśnienia, w których
stwierdza, że być może poniosły go nerwy i być może używał słów
niecenzuralnych, ale nie pod adresem funkcjonariuszy. Z zeznań
policjantów nie ulega wątpliwości, że były to słowa, które ich
znieważały - powiedział Mariusz Potera. W grudniu ubiegłego roku
radomska Prokuratura Rejonowa rozpoczęła procedurę uchylenia posłowi
immunitetu, aby mogła go przesłuchać. Prokuratura Okręgowa w Radomiu
za pośrednictwem Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie przesłała do
ministra sprawiedliwości- prokuratora generalnego wniosek o uchylenie
immunitetu Sułkowi. Jak poinformował Potera, marszałek Sejmu za pośrednictwem
ministra sprawiedliwości przysłał do prokuratury pismo Leszka Sułka, w którym
zrzekł się on immunitetu.
Poseł
Samoobrony oskarżony o znieważenie policjantów
Danuta
Hojarska obok Wandy Łyżwińskiej i Renaty Rychnowskiej to kolejna skazana
posłanka Samoobrony. W odróżnieniu od swoich partyjnych koleżanek, na
swoim koncie ma już nawet dwa prawomocne wyroki. Pierwszy za przywłaszczenie
maszyn rolniczych.
Sąd skazał Danutę Hojarską za naruszenie artykułu 284, paragraf 2:
przywłaszczenie rzeczy ruchomej. Pani poseł nie przyznała się do winy.
Twierdzi, że maszyn, w tym kombajnu, nie przywłaszczyła, a jedynie użyczyła
swoim sąsiadom.
Lech
Kuropatwiński, reprezentujący Samoobronę z okręgu toruńskiego, zasiada
w Sejmie drugą kadencję. Co ciekawe poseł w sejmowej ławie zasiada obok
posła Sułka skazanego prawomocnym wyrokiem.
Piotr Misztal - poseł na Sejm V kadencji, reprezentujący Samoobronę,
obywatel Polski i Stanów Zjednoczonych. Poseł Misztal od niedawna mieszka w
Łodzi, gdzie prowadzi duża firmę budowlaną. Znany jest głównie jako
wielbiciel luksusowych samochodów.
Poseł Misztal, który o sprawiedliwość postanowił zawalczyć w szeregach
Samoobrony sam jest na bakier z prawem. Krótko przed wyborami parlamentarnymi
został skazany w procesie karnym za wprowadzenie do obrotu cementu bez
wymaganych dokumentów.
Leonard
Krasulski z Prawa i Sprawiedliwości trafił na Wiejską z okręgu elbląskiego.
Na posiedzenia Sejmu będzie musiał dojeżdżać pociągiem, bo niedawno
stracił prawo jazdy za jazdę po pijanemu.
Ludwik Dorn nie chciał wskazać nam swojego partyjnego kolegi, na którym ciąży
prawomocny wyrok. Mimo, iż to właśnie członkowie PiS-u szczególnie często
domagają się poszanowania prawa.
Telefoniczne rekordy parlamentarzystów
Telefoniczne rachunki parlamentarzystów są gigantyczne. Tylko za telefony
Bronisława Komorowskiego zapłaciliśmy w ubiegłej kadencji prawie 170 tys.
zł. Gdzie dzwonią i dlaczego tak dużo rozmawiają polscy posłowie?
Najczęściej wskazywanymi winowajcami gigantycznych rachunków telefonicznych
są dziennikarze. Ja jestem w stanie kilka stówek dziennie na rozmowy z
samymi dziennikarzami wydać - mówi poseł Wojciech Wierzejski. Trochę
to dziwne, bo to przecież dziennikarze zazwyczaj dzwonią. Oni dzwonią,
ale często ja oddzwaniam. Często jest tak, że rozmawiam z kimś jednym, a w
tym czasie 4 telefony już są oczekujące. Muszę na to wszystko oddzwonić
- skarży się poseł.
Telefoniczny rekordzista Bronisław Komorowski krótko ucina wszelkie dyskusje
na temat miejsc, w które dzwoni: Dzwonię wszędzie. Dodaje jednak od
razu, że koalicyjne kłopoty komunikacyjne nie mają nic wspólnego z
wysokością rachunków i zajętymi dzień i noc liniami. Czasami jest to
kwestia posiadania odpowiedniego telefonu, a czasami po prostu chęci
odbierania. Nie sposób umówić się na randkę, jeśli nie ma choćby
elementarnego zaufania - podkreśla Komorowski.
Niestety zaufania w polityce nie ma i prawie na pewno nie będzie. Trudne jest
życie posła i jeszcze na dodatek ci dziennikarze.
Warto dodać, że za 170 tys. zł, które wydaliśmy na rozmowy posła
Komorowskiego, przeciętny Polak rozmawiałby z osobą przebywającą w
Stanach Zjednoczonych prawie rok.RMF FM Radio Muzyka Fakty
Poseł PiS Jędrzej Jędrych w Spółdzielczych
Kasach Oszczędnościowo-Kredytowych zarobił w ostatnich latach ok. 380
tys. zł. Teraz wspiera w Sejmie poprawki, które mają ułatwić im działanie
- czytamy w " Życiu Warszawy".
Dzięki niemu SKOK-i już niedługo będą mogły zwiększyć swoje zyski o 15
proc. "Tak przynajmniej wynika z szacunków sejmowego eksperta, którego
poprosiłam o analizę" - twierdzi Joanna Senyszyn z SLD.
"Jędrych kuchennymi drzwiami wciągnął kasy do programu wspierania
rodzin w nabywaniu mieszkań" - mówi poseł PO Łukasz Abgarowicz.
Początkowo rządowy projekt ustawy przewidywał, że SKOK-i nie będą
uczestniczyć w tym programie, bo ani nie podlegają nadzorowi bankowemu,
ani nie dysponują własnymi rezerwami. Pominięcie SKOK- ów nie spodobało
się jednak Jędrychowi - uważa dziennik. Dlatego, jak sam przyznaje,
postanowił skonsultować z przedstawicielami kas poprawkę, która miała
to zmienić.
za GAZETA POLSKA
Jaki pan... taki
kram - Kogo zatrudniają posłowie? Bezrobotni "mędrcy" czy
prymitywizm? felieton: Rafał A. Ziemkiewicz GAZETA POLSKA
Na sejmowych stronach internetowych pojawiły się informacje o
pracownikach biur poselskich. Kogo zatrudniają posłowie? Pomyślałby
ktoś naiwny – najlepszych. Wykształconych, doświadczonych, rzutkich.
Myślałby kto głupi, że w Polsce jest jak w Ameryce, gdzie dla
kongresmena czy senatora pracuje zespół starannie dobranych fachowców,
przygotowujących mu codziennie „brify” i „risercze”, analizy i
ekspertyzy, doradzających, wskazujących niedopatrzenia, bo polityk
przecież tego potrzebuje.
Pieniądze na prowadzenie biura poseł traktuje więc
jak mannę, którą może z wyżyn obsypać wybrane przez siebie osoby.
Najchętniej, oczywiście, członków rodziny. Ale ponieważ o to już było
w poprzedniej kadencji sporo krzyku w prasie, w obecnej więc przeciętny
pracownik biura poselskiego to nie jest pociotek. Dziś okazuje się on człowiekiem,
który wprawdzie nie ma o tej robocie zielonego pojęcia, ale potrzebował
pracy.
Statystycznie – podkreślam, że
statystycznie, bo są chwalebne wyjątki – zaplecze intelektualne
naszego posła stanowi wieloletni bezrobotny, matka licznych dzieci,
emeryt albo rencista. Cóż, po co zatrudniać w Sejmie, dajmy na to,
prawnika albo ekonomistę? On przecież i tak robotę znajdzie. Wypada,
skoro ma się możliwość, dać pracę potrzebującemu. Zwłaszcza, jeśli
w potrzebie znalazł się partyjny kolega albo ktoś z jego znajomych.
Jaki pan, taki kram – mnie te dane w najmniejszym stopniu nie zdziwiły. Przecież i w sprawach publicznych większość naszych parlamentarzystów wykazuje taką właśnie mentalność, nazwijmy to wprost: skrajnie prymitywną. Sejm, najwyższy prawodawca, myli im się z komisją pomocy socjalnej nie tylko wtedy, gdy dobierają sobie pracowników. To jeszcze pikuś. Gorzej, że myślą tak również podczas stanowienia prawa. Na wszelkie kłopoty społeczeństwa jedyną radą, jaką ci ludzie potrafią wymyślić, jest przyznawanie zasiłków. Becikowe dla młodych matek, senioralne dla staruszków, bezpłatne paliwo dla rolników, to są parlamentarne szlagiery. Mędrcy z LPR, Samoobrony i PiS licytują się, kto chce dać matkom dłuższy urlop macierzyński. Że nie ma na to kasy? „Pieniondze na to som i bendom”, rozwiał był kiedyś z leninowską prostotą zgniłe wątpliwości przewodniczący Lepper. Że pracodawcy, gdy się ich tak obciąży kosztem cudzej ciąży, w ogóle nie będą chcieli zatrudniać kobiet? To się ich weźmie w kamasze!
Rządzenie państwem polega na byciu
paniskiem, co sięga do budżetowego wora i rozdaje. Nie podoba się wam?
Grunt, że wyborcom się podoba. A że Polskę w końcu szlag trafi, kto
by się przejmował.
PS. Amicus Łysiak, sed magna
amica vera – jeśli się mamy przerzucać łaciną. Cieszę się, że
ocena ekonomicznej linii Leszka Balcerowicza jest bodaj jedyną (może
obok paryskiej „Kultury”) sprawą, w której zasadniczo się z Łysiakiem
nie zgadzam, ale tak już zostanie; mocne słowa mają to do siebie, że słabo
przekonują. Ocena naszych argumentów należy do czytelników, ja ze swej
strony polecam im to, co o perspektywach gospodarczej transformacji pisał
niegdyś – celnie – Łysiak w „Lepszym”. Jego samego też pozwalam
sobie do odświeżenia tej lektury zachęcić. A co do brzytwy, to za
moich czasów chodziło się z nią na poziomki. Z małpami nigdy mi się
nie kojarzyła.
Poselska bieda
„Zawodowy” poseł otrzymuje „tylko gołą nieopodatkowaną pensję”, dodatki za pracę w komisjach sejmowych oraz diety. Według publikacji prasowych polski parlamentarzysta otrzymuje obecnie co miesiąc uposażenie w wysokości 8980 zł brutto, dietę 2245 zł, (z czego 2100 zł jest wolne od podatku), 9320 zł na utrzymanie biura poselskiego, w którym bywa rzadko bo musi przecież podróżować, 20 albo15 procentowy dodatek do uposażenia w przypadku pełnienia funkcji przewodniczącego lub wiceprzewodniczącego komisji. Parlamentarna klasa polityczna ma też przywilej podróżowania po kraju środkami komunikacji publicznej za darmo oraz prawo do bezpłatnych przelotów, ale tylko w krajowym przewozie lotniczym( www.aferyprawa.com.pl) . Na zagranicze porzeloty w tym roku przeznaczono jedynie 14 mln złotych polskich.
Trasy i koszty poselskich przemieszczeń
Statystyczny poseł ma do "wyjeżdżenia” rocznie około 30 tys. zł, a senator 57 tys. Od października 2005 do sierpnia 2006 wszyscy posłowie odbyli łącznie 8 686 lotów; średni koszt jednego lotu to 511,46 gr(podstawowa renta w Polsce wynosi 600 zł). Z budżetu państwa, czyli pieniędzy podatników, pokrywane są nie tylko koszty przejazdu parlamentarzystów, ale też hotel i diety (ich wysokość zależy od kraju, do którego posłowie wyjeżdżają).
Przeglądając aktywność polityczną i trasy przelotów tej i innych parlamentarnych delegacji ze zdumieniem trzeba stwierdzić, że niektórzy posłowie i senatorowie są właściwie stale „na wylocie”, gdyż 75% swojego czasu spędzaja poza krajem. Rekordzistą nie do pobicia jest w tej kadencji poseł Tadeusz Iwiński z SLD. Od października 2005 do stycznia 2007 poseł Iwiński wyjeżdżał z kraju aż 34 razy. Odwiedził m.in. Francję (11 razy), Belgię, Grecję, Kanadę Kazachstan, Rosję, i Szwajcarię. Drugi na liście jest Adam Struzik z PSL który, zaliczył do tej pory 26 delegacji i zaszczycił swoją obecnością takie kraje jak Wietman, Laos, Argentynę, Urugwaj, Mongolię, Japonię i Chiny. 27 zagranicznych podróży "zaliczył” Karol Karski z PiS (m.in. Austria, Azerbejdżan, Czechy, Finlandia, Maroko, Monako). W krajowej czołówce znajduje się też opolska poseł Danuta Jazłowiecka (PO). Od października 2005 do stycznia 2007 wyjeżdżała z kraju służbowo 17 razy, najczęściej do Francji, zaś jej koleżanka Alicja Grześkowiak z PSL w czasie 18-tu miesięcy swojej kadencji zdążyła już odbyć 16 zagranicznych podróży.
2007-04-04 Życie Warszawy - jak oszukują posłowie
Jak parlamentarzyści wydają pieniądze, które co miesiąc dostają na biura poselskie? Rekordy mogą zadziwiać. Ale posłowie chętnie zrezygnowaliby z obowiązku corocznego rozliczania tych środków.
500 km dzień w dzień
Małgorzata Olejnik z Samoobrony prawie 40 proc. swoich ryczałtów na biuro (69,9 tys. zł) przeznaczyła na podróże samochodem. Przy założeniu, że jej mercedes pali ok. 10 litrów, od początku kadencji posłanka codziennie musiałaby nim przejeżdżać ok. 400-500 kilometrów.
Średni miesięczny poselski rachunek telefoniczny Sławomira Nitrasa (PO) z ostatnich 14 miesięcy to ponad 3,2 tys. zł. Z kolei Roman Kosecki (PO) 64,5 proc. ryczałtu (93 tys. zł) przeznaczył na płace pracowników biura, choć tak naprawdę ma tylko jednego. Z pozostałymi sześcioma najwyraźniej się pokłócił, bo cofnął im pełnomocnictwa. Z kolei Arkadiusz Litwiński (PO) pracowników w biurze nie ma wcale. Zatrudnia za to zewnętrzną firmę od usług kancelaryjnych, której od początku kadencji zapłacił prawie 40 tys. zł. Jacek Kościelniak z PiS prawie 25 tys. zł wydał na opinie i ekspertyzy. Większość jego kolegów na ten cel nie przeznaczyła ani grosza. – A ja miałem takie potrzeby i tyle – ucina poirytowany, gdy go o to pytamy. Zdecydowana większość posłów na korespondencję z wyborcami przeznaczyła góra kilkaset złotych. Na tym tle wyróżnia się Jacek Tomczak (PiS), który wydał na to ponad 29 tys. zł. – Przed świętami rozesłaliśmy mailem życzenia do poznaniaków. Tak staram się ich informować o moich działaniach – tłumaczy.
Poseł SLD Wiesław Szczepański wydał w tym roku na służbowe delegacje 38 tysięcy złotych – wynika z wyliczeń Kancelarii Sejmu. Na dojazdy do Sejmu poseł wydał dodatkowo jeszcze 16 tysięcy:

Unikanie jak ognia interpelacji i oświadczeń to zazwyczaj domena mało znanych posłów. Okazuje się jednak, że to zachowanie nie jest obce poseł Joannie Senyszyn. Pani Senyszyn lubi być posłem przede wszystkim w mediach, a nie na sali posiedzeń. Chyba, że można na niej urządzić jakiś parlamentarny happening:

Aż 12 pracowników w swoich biurach poselskich zatrudnia poseł Grzegorz Dolniak z Platformy Obywatelskiej. Samych biur jest pięć. Poseł zapewnia, że wszyscy pracownicy są niezbędni, a ich oszałamiająca liczba bierze się z dobrego serca posła:

Jan Bestry z Koła Posłów Bezpartyjnych od początku roku ani razu nie był na głosowaniu. Na 884 głosowania opuścił...884! Poseł usprawiedliwia się, że był chory. Ale ta przypadłość nie przeszkadzała mu uczestniczyć w posiedzeniach sejmowych komisji. Jak poseł Bestry tłumaczy ten Fakt? Reporter RMF FM Mariusz Piekarski rozmawiał z sejmowym rekordzistą:

Ponad 45 tysięcy złotych wydane na rozmowy telefoniczne - to osiągnięcie Sławomira Nitrasa z Platformy Obywatelskiej. Podczas rozliczania wydatków swojego biura poselskiego, poseł przedstawił rachunki na taką właśnie kwotę. Z kim rozmawia poseł Nitras?:
Okazało się, że w polskim
parlamencie zasiadają prawdziwi posłowie-społecznicy, którzy przepracowali
calusieńki rok za darmo (w oświadczeniu nie ma żadnej informacji o wielkości
ich dochodów). Zaś porównanie zarobków tych, którzy uczciwie je
zadeklarowali, może wprawić w złość, bo dlaczego na przykład
niezwykle aktywny, uroczy, brylujący w mediach poseł Martyniuk zarobił
w 2006 roku tylko 19.247 zł, a uposażenie poselskie zdecydowanie
mniej aktywnego posła Misztala było ponad pięćdziesięciokrotnie wyższe i wyniosło
1.118.132,24 zł?
Są też tacy posłowie, jak np. Tomasz Szczypiński, którzy wprawdzie mają
parę nieruchomości, to jednak zapomnieli wpisać ich wartość, więc
wyliczany na podstawie oświadczeń majątek ww. parlamentarzystów ma wartość.
zero. Był też poseł, który uczciwie wyznał, że ma 120 000 tys. zł,
czyli 120 milionów zł kredytu. Wzbudził współczucie RMF, które
wyobraziliło sobie prawnuki Jana Dudy do starości dźwigające ciężar rat.
RMF wyliczył też, że aż 53 parlamentarzystów twierdzi, że nie ma własnego
kąta, choć trudno przypuszczać, by mieszkali tylko w hotelu poselskim,
a między obradami Sejmu lądowali pod mostem. Problemy, choć innego
typu, z nieruchomościami ma przytłaczająca większość posłów.
Wprawdzie posiadają własne mieszkania i domy, ale mylą się ci, którzy
twierdzą, że w Polsce własny kąt to prawdziwy majątek. Nieruchomości
poselskie należą do najmniej cennych w Polsce. Ich wartość
deklarowana jest wielokrotnie niższa, niż wynikałoby to z danych
przedstawianych przez firmy zajmujące się wyceną nieruchomości. To casus
posłanki Szczypińskiej, posłów Kalinowskiego, Schetyny i wielu, wielu
innych. Podobne problemy z wyceną mają parlamentarzyści-obszarnicy.
Mają wielohektarowe działki, a wielu z nich podaje tak niską cenę
za metr kwadratowy, że nie znajdzie się jej w jakichkolwiek danych
Agencji Rynku Rolnego. Przeciętne uposażenie posłów w roku 2006 wyraźnie
przekraczało 100 tys. zł, jednak wielu z nich nie zdołało zaoszczędzić
z tego nawet złotówki. Wielu też, by przeżyć, musiało zaciągnąć
kredyty i sięgnąć po pożyczki.
RMF zastanawia się, jak to możliwe. Czy nasi parlamentarzyści, ludzie
stanowiący prawo, mogą aż tak niefrasobliwie do niego podchodzić? Przecież
zgodnie z Art. 35 "Ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora",
każdy z zasiadających w polskim sejmie ma obowiązek przedstawić
prawdziwe, wypełnione z dochowaniem należytej staranności oświadczenie
majątkowe. Pod sankcją Art. 233 Kodeksu Karnego, czyli pod groźbą kary
pozbawienia wolności do lat trzech. Tymczasem większość oświadczeń
sprawia wrażenie, jakby były wypełnione ot tak, dla zabawy, niestarannie,
bez jakiejkolwiek weryfikacji danych. Celowo czy tylko przez niedopatrzenie?
Wybrane artykuły o posłach:
Bulterier
Kaczyńskich - Jacek Kurski znów atakuje
KARIERA
BARONA SLD POSŁA ANDRZEJA PĘCZAK
Kolejne
strony dokumentują stale uzupełniane cykle nieodpowiedzialnego zachowania się
funkcjonariuszy władzy i urzędników państwowych:
Sędziowie
- oszuści. W tym dziale przedstawiamy medialne dowody łamania prawa przez sędziów
- czyli oszustwa "boskich sędziów". Udowodnione naruszania procedury
sądowej, zastraszania świadków, stosowania pozaproceduralnych nacisków na
poszkodowanych i inne ich nieetyczne zachowania. Czas spuścić ich "z
nieba na ziemię" :-)
Prokuratorzy -
czyli tzw. "odpady prawnicze", śmiecie, najczęściej nieetyczni i
nie dokształceni funkcjonariusze władzy. Aktualizacja na rok 2007.
Prokuratorzy do zwolnienia od razu -
ARCHIWUM
- 2006r
SKORUMPOWANI
SĘDZIOWIE I PROKURATORZY - czyli nie tylko pijackie wpadki
"boskiej władzy" , którzy w końcu spadli na ziemię...:-)
Oszustwa
polityków - przekręty i wpadki znanych "mniej lub więcej" polityków,
czyli urzędników państwowych oszukujących i pasożytujących na narodzie -
stale uzupełniany cykl: POLITYKA WłADZA PIENIąDZ
Policyjne
afery 2007 - handel tajnymi informacjami ze śledztw, narkotykami, wymuszenia
policyjne, pijani policjanci, policjanci terroryzujący własną rodzinę i świadków...
- słowem "psie przękręty".
oszustwa
komornicze - pasożytów społeczeństwa, często typowych chamów i nieuków,
którzy oszukują właścicieli firm, poszkodowanych i wierzycieli oraz w dupie
mają obowiązujące PRAWO
Urzędnicy
państwowi i ich matactwa 2007 - dokumentujemy tu oszustwa urzędników państwowych
takich jak: polityk, wójt, starosta, burmistrz, prezydent, rzecznik - wszelkich
kombinatorów na których utrzymanie pracujące całe społeczeństwo, a którzy
swoje publiczne stanowisko wykorzystują dla swojej prywaty i zysku.
UDOKUMENTOWANE
FAKTY POMYŁEK LEKARSKICH
Psychiatryczne
przekręty pseudo-biegłych udających lekarzy - aktualny stale uzupełniany
cykl przedstawiający typowych schizofreników, decydujących o zdrowiu i majątkach
ludzi, którzy bez wiedzy za to za kasę wydają opinie niezgodne z prawdą i
nie mające nic z fachowością...
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla inteligentnych:
ARTYKUŁY
- tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
A dla odreagowania
sympatyczne linki dla poszkodowanych przez schorowane organy sprawiedliwości :-))
10
przykazań dla młodych adeptów prawa, czyli jak działa głupota prawników +
modlitwa...
"walczący
z wilkami, szeryf z Bieszczad czyli z impotentnymi organami (nie)sprawiedliwości?"
takie sobie dywagacje Z. Raczkowskiego
Wilk
Zygfryd - CZARNA BIESZCZADZKA RZECZYWISTOŚĆ...
"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo
Internetowe www.aferyprawa.com
Stowarzyszenia Ochrony Praw Obywatelskich Zespół redakcyjny: Zdzisław Raczkowski, Witold Ligezowski, Małgorzata Madziar, Zygfryd Wilk, Bogdan Goczyński, Zygmunt Jan Prusiński i sympatycy SOPO |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.