TERROR RODZI TERROR - AGONIA CZECZENII
- czy dojdziemy do setna prawdy?
Rosja jest największym państwem świata. Czeczenia jest od niej 1000 razy
mniejsza i słabsza. Dlatego Rosja może pozwolić sobie na bezkarne
zbrodnie w tej republice. Podczas tej wewnętrznej wojny generałowie rosyjscy będą mogli uleczyć
swoje kompleksy niższości, choćby po przegranej w Afganistanie, czy utracie
wielu republik.
Wszystkie narody mają prawo do samostanowienia. Z mocy tego prawa swobodnie określają
one swój status polityczny i swobodnie zapewniają swój rozwój gospodarczy, społeczny
i kulturalny. Czeczenii przez jednych są nazywani terrorystami, przez innych
bojownikami (także w naszych mediach). Gdyby wygrali (Rosja wycofałaby
swe wojska z Czeczenii), to byliby oficjalnie nazywani przez świat bojownikami.
Takie nazewnicze dylematy świat rozważał już wielokrotnie. My także - nasi
partyzanci byli dla okupanta bandytami. Niemcy wojnę przegrali, zatem stawiamy
pomniki poległym partyzantom. Gdybyśmy przegrali, nikt w niemieckich
encyklopediach nie stosowałby innej nazwy, jak "polscy bandyci".
Czeczenii dalej giną jak bohaterowie, walcząc o wolność swego narodu poświęcając
swoje życia w aktach samobójczych. Czy ta desperacja przybliży Czeczenię do
niepodległości? Ile jeszcze będzie potrzeba ofiar?
Pacyfikacja Czeczenów trwa już od ośmiu lat.
Czy teraz nastąpi "akcja antyterrorystyczna" w Gruzji? W
Czeczenii, odległej od Moskwy o dwie godziny lotu, działają obozy tortur, giną
bez wieści tysiące ludzi, bombardują śmigłowce. A wszystko to dzieje się
przy wtórze oficjalnych zapewnień o zakończeniu "operacji
antyterrorystycznej" i "normalizacji życia w Czeczeńskiej
Republice". Tak naprawdę jednak wojna wciąż trwa i być może wchodzi właśnie
w nową fazę. Rosyjski minister obrony Siergiej Iwanow zapowiedział w
Waszyngtonie bombardowania baz "terrorystów" czeczeńskich w Gruzji.
Według dziennika "Herald Tribune" Moskwa dąży do układu z
Amerykanami: Gruzja nasza, Irak wasz.
Ranek 14 kwietnia 2002 roku, godzina 5. Na wozie pancernym sunącym przez ulicę
Sowiecką w Groznym stał młody czarnowłosy człowiek ze związanymi rękami i
nogami. Ociekał krwią. Wóz się zatrzymał, człowieka zepchnięto i
postawiono pod siatką ogrodzenia. Wóz odjechał. Huknęło. Człowiek wyleciał
w > powietrze. Głowę odrzuciło aż na sąsiednią ulicę Przykazań
Iljicza. - Trudno było to fotografować, choć niby się już przyzwyczaiłam -
mówi pochylona nad zdjęciami drobna, siwiejąca Czeczenka, anonimowa jak większość
kronikarzy trwającej już cztery lata "operacji antyterrorystycznej".
Czeczenię od dziennikarzy odcięła w 1999 r. żelazna kurtyna rozporządzeń
Kremla. Uniemożliwiała praktycznie wstęp do republiki. A od 2000 r. odstrasza
przykład Andrieja Babickiego, korespondenta amerykańskiego radia Swoboda,
aresztowanego w Czeczenii i bitego w najcięższym wówczas "punkcie
filtracyjnym" w Czernokozowie. Nie wejdzie tu żadna ekipa telewizyjna -
Kreml nie toleruje kamer. A że w świadomości mas kto nie umiera na ekranie,
ten nie umiera wcale, światu może się wydawać, że Czeczenia żyje. A
Czeczenia kona.
Wysadzanie ludzi w powietrze to nowość wprowadzona przez wojska federalne
wiosną tego roku. Najefektywniej zastosowano ją 3 lipca w Meskier
Jurcie, gdzie eksplodowało 21 związanych lontem i wrzuconych do dołu mężczyzn,
kobiet i dzieci. Ten sposób unicestwiania jest z punktu widzenia
wykonawców najsensowniejszy: nie pozwala określić liczby zlikwidowanych
ciał.
Poprzedni, tradycyjny, zawodzi: od wiosny niemal co dzień w różnych zakątkach
republiki psy wygrzebują fragmenty ludzkich ciał. 9 września pod Garagorskiem
na granicy Czeczenii i Inguszetii znaleziono 15 rozebranych do naga mężczyzn z
zaciśniętymi na głowie workami nylonowymi. W czerwcu na terenie willowym
komendantury wojsk rosyjskich w Chankale wykryto dół z 50 okaleczonymi zwłokami:
bez oczu, uszu, kończyn, genitaliów...
Od lutego masowe groby znajdowano pod Groznym, Cacan Jurtem, Al Chankałą,
Argunem...
Siwiejąca kobieta już niemal 10 lat, od początku pierwszej wojny (grudzień
1994 r.), biega z aparatem; leżące na stole koszmary pokazuje jak
fotografie z albumu rodzinnego. Gładzi rozłupane, oskalpowane,
przedziurawione czaszki znalezione w lutym między Meskier Jurtem a Cacan Jurtem.
Mówi: - Te zwłoki
odkopano niedługo po śmierci, tkanki były jeszcze w dobrym stanie, widać
wyrwane kawałki mięsa, chyba szczuto na nich psy. Trudno dowiedzieć się
wszystkiego, ludzie nie chcą mówić, boją się, że zaraz i po nich przyjdą.
Współpracujące z Human Rights Watch Stowarzyszenie Przyjaźni Rosyjsko-Czeczeńskiej
w Inguszetii donosi: w ciągu miesiąca od 15 lipca do 15 sierpnia br. zabito i
rozstrzelano spośród ludności cywilnej 59 osób,
porwano - 64, ciężko raniono - 168, poddano torturom - 298, rozboju
dokonano na 398 rodzinach, zburzono 97 domów, zgwałcono 1 kobietę, 1 mężczyznę
(tylko ci się przyznali - dla Czeczenów gwałt to hańba, której nie można
zmyć do końca życia). Aaron Rhodes, dyrektor wykonawczy komisji praw człowieka
Międzynarodowej Fundacji Helsińskiej, twierdzi, że nad kilkusettysięczną
obecnie Czeczenią zawisła groźba ludobójstwa, dotyczy to głównie młodych
mężczyzn. Tylko w Czeczen Aule podczas "operacji specjalnej" (jak
oficjalnie brzmi nazwa zaczystek) od 21 maja do 11 czerwca zabito ich 22: większość
w wieku od 20 do 26 lat, dwóch to 15-latki. Czeczen Auł przeżył tylko w tym
roku około 20 "operacji specjalnych". Zaczystka - podstawowy
proceder uprawiany w Czeczenii przez wojska federalne (zwłaszcza wojska
MSW oraz oddziały specjalne, jak OMON, SPECNAZ, Alfa) - wygląda na ogół tak:
o różnych porach dnia i nocy wieś zostaje otoczona przez kordon czołgów,
samochodów pancernych i ciężarówek wojskowych, wśród których jest też
przeznaczony do tortur "samochód filtracyjny".
Najłagodniejszy przejaw zaczystek to grabież wszelkiego mienia - od samochodów,
lodówek, telewizorów i żelazek po biżuterię, bieliznę, ubrania czy garnki.
I - oczywiście - pieniądze.
-Przyjechali 23 sierpnia o 5.00 rano - mówi Zuhra z Enikałoj. - Wozów
bojowych ze 100 sztuk, wszystko nabite żołnierzami. Wyskoczyliśmy na podwórko
z dokumentami. Nie daj Boże, żeby trafił się niecierpliwy
"federał" - w najlepszym razie możesz być skatowany albo
zastrzelony na miejscu, w gorszym - zabrany. Chyba 20 uzbrojonych po zęby, w
maskach i panterkach wdarło się na podwórze i do domu. Jak zawsze brudni,
nieogoleni, "naćpani" i śmierdzący wódką. Klęli potwornie.
Strzelali nam pod nogi.
Wyrwali mi dowód i zaczęli drzeć. Wykupiłam go za 500 rubli, za wszystko,
co miałam. Weszli do sąsiadów, Magomedowów. Usłyszeliśmy strzały.
I rozdzierający głos 15-letniej Aminat, siostry Achmeda i Asłanbeka.
"Zostawcie ją!" - krzyknął któryś z braci. - "Lepiej
nas zabijcie!". Znowu strzały. Przez okno zobaczyliśmy na wpół
rozebranego komendanta OMON-u leżącego na Aminat ociekającej krwią od
ran postrzałowych. Inny krzyczał: "Kolian, szybciej, ona jeszcze
ciepła, potem ja i Sieroża...".
Bywa, że ci, co przeżyją, woleliby umrzeć. Jak w Siernowodsku latem, kiedy
wygnano mieszkańców na pole i na ich oczach gwałcono kobiety. 68 mężczyzn
próbowało ich bronić. Przykuto ich kajdankami do wozów pancernych i też
zgwałcono. 45 poszło potem w góry, do partyzantów szukać śmierci.
W czasie zaczystki w Czeczen Aule niemal ślepemu Nurdi Dahjajewowi
przebito gwoździami ręce i nogi, bo ponoć miał łączność z
bojownikami. (Łączność? Telefony w Czeczenii funkcjonują tylko w
kilkunastu punktach, o czymś takim jak komórka, faks czy Internet mowy nie
ma). Krewni Nurdiego odebrali jego
zwłoki bez ręki. Krewni Ałdana Manajewa - tułów bez głowy. Podpisali
oświadczenia, że Dahjajew i Manajew sami wysadzili się w powietrze.
Po każdej "operacji specjalnej" kilkunastu ludzi przepada bez wieści.
Rodziny natychmiast wszczynają poszukiwania we wszystkich komendanturach
i na posterunkach. Znajdą, wyśledzą, to może uda się ich wykupić.
Cena za żywego - tysiące rubli, dolary. Za martwego - niewiele mniej. A jeśli
nie wyśledzą, będą wysyłać listy do Putina, składać papiery w
organizacjach społecznych. Będą rozwieszać na słupach fotografie z nagłówkiem:
POSZUKUJE SIĘ. I będą czekać. W najlepszym razie otrzymają z urzędu
dokument o
sprawie umorzonej z powodu niemożności ustalenia przestępców.
Większość uprowadzonych nie wraca i ślad po nich ginie. Ci, co wracają, to
kaleki o odbitych nerkach, płucach, uszkodzonym słuchu, wzroku i kręgosłupie.
Niemal z pewnością można powiedzieć, że potomstwa nie będą mieli. Do
unicestwiania męskich genitaliów wytresowano nie tylko ludzi.
Mężczyzn zatrzymanych podczas zaczystki w Argunie zapytano, czy któryś nie
potrzebuje adwokata. "Potrzebujemy" - odpowiedziało paru.
"Adwokat, bierz go!" - usłyszeli. Wybiegł olbrzymi czarny pies, który
rzucił się pierwszemu wskazanemu między nogi. Z oświadczeń
poszkodowanych i świadków wynika, że
istnieje niemała sfora takich "Adwokatów".
W "punktach filtracyjnych" nagich mężczyzn trzyma się na zimnym
cemencie albo w dołach z wodą zmieszaną z palącymi ilościami chloru;
wstrzykuje się im różne mikstury, np. benzynę. Podczas tortur podłącza
się prąd do odbytu i genitaliów, podpala się je papierem zanurzonym w
benzynie, potem odcina.
Atak na czeczeńską płodność dosięga i kobiet. 27 lipca podczas zaczystki
w Cacan Jurcie 35-letniej Minat żołnierze wstrzyknęli "coś
zielonego", szydząc, że dzieci to już ona mieć nie będzie. Torturuje
się je prądem.
Zarinę z Urus Martanu w ciągu dwóch jesiennych tygodni, jakie przesiedziała
na żelaznej podłodze, kilka razy dziennie karmiono garścią różnych piguł,
grożąc, że umierać będzie długo i bezdzietnie. Co też się dzieje.
Prawniczka Anne le Tallec, która w sierpniu w Czeczenii i Inguszetii
sporządzała raport dla walczącej z torturami organizacji ACAT (Action
Chretiens pour l'Abbatre les Tortures), a także dla ONZ, powiedziała: -
Przeprowadziłam ponad 60 rozmów z ofiarami "filtracji". Pozwala to
stwierdzić, że przeciwko ludności cywilnej Czeczenii prowadzi się
zorganizowaną akcję, której celem jest doprowadzenie do inwalidztwa i bezpłodności
jak największej liczby osób. Jesienią 1999 r. błoto sąsiadującej z
Czeczenią Inguszetii mieszały nogi przeszło 200 tysięcy ludzi uciekających
przed bombami i rakietami nowej wojny. Prezydent Inguszetii Rusłan Auszew
(jedyny, który Czeczenom otworzył granice) dwoił się i troił, by sprostać
tej, jak ją nazwał, katastrofie humanitarnej. Stawiano setki nowych namiotów,
organizacje światowe karmiły uchodźców.
Jesienią 2002 r. przystąpiono do ostatecznego rozwiązania kwestii
czeczeńskiej. Ma nim być zawrócenie uchodźców do Czeczenii i odcięcie jej
od świata. Oczyści to pole przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi
i nieco późniejszymi prezydenckimi w Rosji, usunie drzazgi z oczu
nachalnych organizacji praw człowieka, które będą rozmawiać nie z dowolnym
Czeczenem w Inguszetii, lecz ze wskazanym - w Groznym.
Powracającym obiecuje się dach, strawę i spokój. Otrzymują (co potwierdza
komisja Rady Europy) zatłoczone pomieszczenia bez wody i głodowe porcje.
Ludzie nie chcą wracać, więc prześladuje się ich administracyjnie, nasyła
na nich OMON i SPECNAZ, odcina się im gaz i prąd. Nowy prezydent Inguszetii,
generał FSB Murat Ziazikow, zapewnia jednak, że decyzję powrotu podejmą
dobrowolnie.
Kiedy we wrześniu 1999 r. w Moskwie, Bujnaksku i Wołgodonsku wyleciały w
powietrze bloki z kilkuset mieszkańcami, władze rosyjskie oświadczyły, że są
to akty terroru czeczeńskiego. Pretendujący do fotela prezydenta, nieznany społeczeństwu
Władimir Putin stanął na czele operacji antyterrorystycznej, co
doprowadziło go do Kremla. Po 11 września niejednokrotnie twierdził, że na
granicy gruzińsko-czeczeńskiej działają talibowie. Operacja
antyterrorystyczna prowadzona przez Moskwę uzyskała tym samym wsparcie
międzynarodowe. Udziału Czeczenów w tamtych akcjach do dziś nie
udowodniono, ale władze rosyjskie oświadczają, że winni kryją się w
Gruzji, w Wąwozie Pankiskim.
Utrzymują, że organizatora kolejnego dramatu (9 maja w Kaspijsku, gdzie
podczas Parady Zwycięstwa wyleciało w powietrze na minie kilkanaście osób) również
chroni Gruzja. Jak i większość "formacji bandyckich" nie poddających
się trzymilionowej armii żołnierzy federalnych, którzy przeszli już przez
Czeczenię. Najwidoczniej ze ślepego zaułka "antyterrorystycznej
operacji" w Czeczenii Moskwa chce wyjść przez Wąwóz Pankijski.
Dokąd?
Tak było jeszcze w 2002r. [za Newsweek, numer
39/02 - Krystyna Kurczab-Redlich "Długa agonia Czeczenii"]
Tak jak głosi tytuł "terror rodzi terror" Nie ma wyjścia z tej
sytuacji, jest tylko determinacja poszkodowanych, którzy już wszystko stracili
- nie chcą takiego życia.
Głośniejsze akcje bojowników czeczeńskich:
W czerwcu 1995 roku oddział Szamila Basajewa przejął kontrolę nad szpitalem w Budianowsku.
Przekazują żądania wycofania wojsk z Czeczenii i uwolnienia osób aresztowanych. Negocjacje
prowadził ówczesny premier Wiktor Czernomyrdin. W mieście doszło wtedy do trwających 6 dni walk, w których zginęło 129 osób.
Pół roku później czeczeńscy bojownicy zajęli szpital w Kizlarze w Dagestanie. 300
bojowników wzięło wtedy około dwóch tysięcy zakładników. W ciągu doby Czeczeni wypuścili większość z zakładników swojej narodowości.
Rosyjski serwis internetowy przypomina też inne działania czeczeńskich terrorystów. W styczniu 1996 roku bojownicy porwali statek "Awrasija" na Morzu Czarnym. Także wtedy Czeczeni żądali zaprzestania działań w zbuntowanej republice. Po negocjacjach oddali się w ręce tureckich władz.
31 sierpnia 1999: Bomba w wielkim domu towarowym w pobliżu Kremla zraniła 40 osób, z których jedna zmarła w kilka dni później w następstwie poparzeń, jakich doznała w eksplozji. Władze określiły wybuch jako "akt terroryzmu".
9 września 1999: Eksplozja rozerwała dziewięciokondygnacyjny budynek mieszkalny w południowo-wschodniej części Moskwy. Zginęły co najmniej 93 osoby.
13 września 1999: Eksplozja, zapewne ładunku wybuchowego, zniszczyła dom w południowej części Moskwy. Zginęło kilkadziesiąt osób.
Z kolei 15 marca 2001 roku trójka Czeczenów porwała lecący ze Stambułu samolot rosyjskich linii. Samolot został odbity przez saudyjskie oddziały specjalne. Zginęły wtedy 3 osoby: porywacz, stewardesa i pasażer.
23 października 2002: Czeczeńskie komando zajęło teatr na Dubrowce przetrzymując w nim przez 57 godzin ponad 800 zakładników. W czasie akcji grupy antyterrorystycznej śmierć poniosło - według oficjalnych danych - 129 zakładników i wszystkich 50 napastników. Zdecydowana większość zmarłych to ofiary gazu użytego przez Rosjan podczas akcji przeciwko czeczeńskiemu komandu.
5 lipca 2003: Dwie kobiety-samobójczynie wysadziły się w powietrze u wejścia do kas biletowych na koncert rockowy odbywający się na moskiewskim lotnisku Tuszyno. Oprócz zamachowczyń śmierć poniosło 15 osób.
10 lipca 2003: Ochrona jednej z restauracji nie dopuściła do zamachu w centrum Moskwy. Przy rozbrajaniu ładunku, który miał być podłożony przez kobietę, zginął saper Federalnej Służby Bezpieczeństwa
(FSB).
9 grudnia 2003: W następstwie eksplozji przed hotelem Nacional w centrum Moskwy ginie sześć osób; władze obarczają winą Czeczenkę- samobójczynię.
Te opisane działania to tylko wierzchołek
"piramidy prób" mających na celu zwrócenie uwagi świata na
terroryzm rosyjski w Czeczeni. Świat jednak pozostaje ślepy. Determinacja
Czeczenów osiąga apogeum - musza zrobić coś takiego, o czym nie będzie się
pisało tylko przez dzień - to powinno być coś podobnego do pamiętnego dnia
11 września - ataku na WTC w Nowym Jorku....
Środy rano 1 września w należącej do Rosji autonomicznej republice Osetii Północnej
o 9.00 - czasu moskiewskiego (7.00 czasu warszawskiego) zaczyna się największy
dramat. Szkołę nr 1 w miejscowości Biesłan zajmuje oddział partyzantów
czeczeńskich. Kilkaset osób, które uczestniczyły w otwarciu roku szkolnego, w tym wiele dzieci, staje się ich zakładnikami.
Ostrzegają, że w przypadku próby szturmu wysadzą siebie, zakładników, cały
budynek w powietrze. Przekazują żądania wycofania wojsk z Czeczenii i uwolnienia osób aresztowanych po rajdzie na Inguszetię (22 czerwca).
Załamują się rozmowy o dostarczeniu wody, żywności i lekarstw. Partyzanci boją się, że do jedzenia Rosjanie dodadzą środków psychotropowych.
W chaotycznej akcji odbijania zakładników 3 września ginie co najmniej 339 osób
[podobno ok.400] - większość to
dzieci. W szpitalach znalazło się 727 osób. Oficjalny bilans do dnia
dzisiejszego nie jest znany. Giną wszyscy bojownicy czeczeńscy...
Czy to była odpowiedz dla rosyjskiej "soldateski", która zamordowała 42 tys. czeczeńskich dzieci w wieku
szkolnym? Wszystko wskazuje, że to kolejny "błąd w sztuce"
oddziałów rosyjskich, podobnie jak to się stało w teatrze w Dubrowce.
Same założenia religii islamskiej są pozytywne. Każdy muzułmanin musi raz w życiu jechać na pielgrzymkę do Mekki, modlić się 5 razy dziennie, pościć raz w roku w ramadanie od wschodu do zachodu, nie jeść wieprzowiny i nie pić wina, dawać jałmużnę biednym i wierzyć w jednego Boga, którym jest Allach. Jedna z zasad głosi, że kto umrze z powodu szerzenia islamu idzie
prosto do nieba, ale - tu uwaga, kto zabije dziecko do nieba już się na pewno
nie dostanie. Większość Muzułmanów jest bezgranicznie i fanatycznie oddana wierze islamskiej, która jest dla nich wszystkim.
Dlatego na takie przestępstwo nie może pozwolić sobie żaden wierzący. Jest
to pośrednim dowodem, że dzieci miały być tylko elementem przetargowy w ich
walce. Dojście do prawdy w Rosji nigdy nie było możliwe, a ostatnie
dyktatorskie działanie Putina jeszcze to utrudnią.
Działacze na rzecz praw człowieka w Czeczenii oskarżyli w Strasburgu państwa europejskie o współodpowiedzialność za tragedię w Biesłanie.
Dwa
stulecia konfliktu Rosja - Czeczenia
Kronika śmierci - Uchodźcy z Czeczenii opowiadają o zbrodniach żołnierzy.
Czy prześladowanie
działalności publicystycznej Zdzisława Raczkowskiego przez polskie
organy władzy jest już terroryzmem, czy może dowodem kompleksów polskich
organów sprawiedliwości? Jakoś dziwnie, na skutek własnych przeżyć, poczułem
sympatię do tego małego narodu walczącego o demokracje i wolność. Czy moja
i ich walka jest z góry przegrana?
Wszystkim
organom władzy przypominam, terror rodzi tylko terror... tym samym dochodzimy do setna sprawy, czyli
"Raportu
o stanie sądownictwa polskiego", ale to tylko dla osób myślących, a
więc nie dla prawników.
WWW.AFERY.PRX.PL
- WITRYNA PRYWATNA PROWADZONA PRZEZ ZDZISŁAWA RACZKOWSKIEGO. Dziękuję za przysłane opinie i informacje. |
![]() |
WSZYSTKICH SĘDZIÓW INFORMUJĘ ŻE
PROWADZENIE STRON PUBLICYSTYCZNYCH
JEST W ZGODZIE z Art. 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ
1 - Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz
pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2 - Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie
prasy są zakazane.
ponadto
Art. 31.3
Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i
praw.