opublikowano: 22-06-2011
Polska Temida ma w nosie nie tylko godność zwykłego obywatela, ale tamże ma również swoją cześć. Mirosław Naleziński
Panie Redaktorze!
Oto
kwietniowe pismo do sądu, który prze na oślep, nie bacząc na idiotyzmy,
jakie po drodze powyprawiał nasz wymiar (nie)sprawiedliwości.
Gdyby
maszynista wjechał na most swoim pociągiem, pomimo wysyłanych ostrzeżeń, to
uznalibyśmy go za idiotę, jeśli doprowadziłby do katastrofy, powołując się
na atesty (że most i tory są dopuszczone do użytku, że decyzja jest
ostateczna i niepodważalna, bo ma papier). I widzimy podstawowe różnice pomiędzy
kolejarzami a prawnikami - po podjęciu błędnych decyzji, które prowadzą do
wypadków, większość z nas uważa maszynistę za winnego a do tego za
palanta, natomiast sędziom nawet przez myśl nie przechodzi, że mogą być w
ten sposób określani, kiedy przywołują matołowate prawo. Jeśli ktoś powołuje
się na idiotyczne prawo, to kim sam jest w istocie? Polska Temida ma w nosie
nie tylko godność zwykłego obywatela, ale tamże ma również swoją cześć.
No to cześć.
Pozdrawiam
Mirosław Naleziński
******************************
Wysoki Sądzie!
Ze sporym zdziwieniem przeczytałem otrzymane Postanowienie datowane 30 marca 2011. Nie sądziłem, że Sąd będzie zajmował się kontynuowaniem kuriozalnej sprawy zainicjowanej przez trójmiejską pisarkę, p. M. Chomuszko.
Ta oryginalna postać publicznie pomówiła mnie o posiadanie dodatkowych kont (na dane p. AZ oraz p. JK) i będąc pewna swoich racji, sfałszowała podpis na jednym z komentarzy (wszystko na portalu NK). Ponadto zastosowała wobec mnie kilka niewyszukanych a karalnych epitetów oraz - również na portalu Salon24 - publicznie zniesławiła, że mam wspomniane dodatkowe konta.
Już tylko za te jej wyczyny, powinna mieć sprawę sądową, jednak z pomocą adwokata, mec. K. Kolankiewicza, postanowili toczyć boje w sądach o jej godność osobistą.
W ostatecznym przedsądowym wezwaniu (z 21 kwietnia 2009) para ta zawinszowała sobie skasowanie paru moich artykułów, przeproszenia za krzywdy doznane przez doktorantkę oraz zadośćuczynienia (20 tys. zł). To już prawdziwa bezczelność tej pisarki - sfałszowała podpis, wielokrotnie pomawiała mnie o posiadanie dwóch dodatkowych kont (do dzisiaj upiera się przy tym kłamstwie) i ta pani udała się do Temidy walczyć o swoje zszargane a dobre (jak twierdzi) imię. Jakie to było imię i przez kogo poszargane oraz jakie teksty ta pani wpisywała na portalu NaszaKlasa, to przecież sądy mają w swoich aktach (łącznie z płytami CD) i... żadnych wniosków z tej lektury nie wyciągają. A teksty tam zamieszczone, to zaiste przykłady na patologię panującą pośród studentów, absolwentów, zaś p. Chomuszko - jako doktorantka UG – nie przynosi chluby swej uczelni, uczestnicząc w dyskusjach po stronie (najoględniej pisząc) gawroszy.
Na początek podano mnie do SO w Gdańsku (sprawa cywilna). Ani razu nie byłem w sądzie na rozprawie, bowiem pierwsza odbyła się parę dni po zawale serca (i tuż przed operacją - bajpasy), zaś ostatnia - przed wyrokiem (podczas mojego pobytu w sanatorium). W obu przypadkach sąd został poinformowany (zwolnienia lekarskie). Jednak okazało się, że zwolnienie nie było wystawione przez lekarza sądowego z listy, zatem zostało zignorowane przez sędziego.
Napiszę niemal po żołniersku - takich bezdusznych przepisów i sędziów to ziemia w tym dzikim i nieprzyjaznym państwie dawno nie nosiła. Jakiż to niehumanitarny tłuk (minister, jakiś przygodny profesor, a może palantowaty poseł?) wymyślił takie przepisy? To, że bodaj wszyscy Polacy są oszustami i nikomu z nich urzędy (w tym sądy) nie wierzą, to istotnie jest problem całego narodu i urzędasów spod znaku Temidy (i przynosi wstyd w Unii), ale jeśli ktoś ma atak serca i wysyła zwolnienie lekarskie, to jakim trzeba być łosiem bez serca, aby tego nie uwzględnić? Proszę ujawnić dane tego wybitnego Polaka, który wymyślił takie bezduszne przepisy i ich interpretację! Należą mu się dwie setki (ale batów!) w ramach akcji „W hołdzie Polakowi”. I na te przepisy powołuje się sędzia spod godła III Przyjaznej RP? Skandal!
Jakim to życzliwym profesjonalistą musiał okazać się sędzia Midziak, który te zwolnienia otrzymał? I cóż ten przyjazny sędzia - jakże przyjaznego państwa - czyni w mojej sprawie? Nie doradza, że proces może być przełożony? Bo oczywiście nie jest radcą od dawania rad? A jak to on sobie wyobrażał? Że powódka nawiedzona jakąś wizją (tu zwidami, iż miałem dodatkowe konta) daje sprawę do sądu, a z drugiej strony obywatel, który nigdy nie miał kłopotów z prawem i nie ma dojścia do adwokata (bo jest po zawale i o żadnych prawnikach oczywiście nie myśli) będzie krążył po Trójmieście starając się o jakieś dodatkowe postemplowane papierki?!
Wówczas byłem pewien, że żyje w przyjaznym państwie i do tego w państwie prawa. Sędzia. Midziak otrzymał moje oświadczenie, że miałem i mam jedno jedyne konto na moje dane osobowe, zatem pisarka Chomuszko kłamie i wprowadza w błąd sąd, który - jak dziecko we mgle - daje się nabrać na jej fałszywe zeznania. I zamiast tę pisarkę rozgonić na cztery wiatry (albo ukarać za fałszerstwo), to sędzia uznaje je za... omyłkę! Czy ten pan potrafi odróżnić prawdziwe oświadczenie od skonfabulowanego donosu? Jeśli jednak nie potrafi, to dlaczego nie odwołał się do specjalistów?
Ponadto ten wysoko kształcony dżentelmen nie rozumie naszego języka i wybrane wypowiedzi dotyczące zachowania pisarki, interpretuje całkiem nielogicznie. Jeśli napisałem, że żarciki pisarki były pikantne, to ów inteligent uznał, że napisałem, iż są wulgarne i zażądał przeprosin z tego tytułu. Podobnie doszukał się w tekście, że zarzuciłem pisarce pijaństwo. A gdzież to ja sformułowałem takie zarzuty? Ponieważ ten rycerz gdańskiej Temidy uznał, że pisałem jako p. JK, przeto wszystkie teksty tego pana przypisał mojemu autorstwu i jego wyrok oparty jest na tym błędzie, który wynika z konfabulacji pisarki! A to oznacza, że wyrok jest obarczony poważnym (fatalnym!) błędem i powinien być anulowany. Sędzia i jego szef otrzymali pisma w tej sprawie, ale nie rozpoczęli procedury anulowania idiotycznego wyroku. Gdzie honor polskiego sędziego? Spaprał sprawę, to niech ma teraz cywilną odwagę, zatem niech teraz mnie przeprosi i poprosi winnych o zwrot środków pieniężnych pobranych na podstawie wyroku wydanego na bazie fałszywych zeznań pisarki!
Jeśli tylko sędzia sprecyzuje listę moich (rzekomych) obraźliwych a nieprawdziwych opinii na temat pisarki, i jeśli osoby - znające się na dziennikarstwie - potwierdzą słuszność sądowych zarzutów, dotyczących moich artykułów napisanych przed spłodzeniem – przez mec. Kolankiewicza - przedsądowego wezwania do wpłaty 20 tys. zł, to natychmiast przeproszę pisarkę za moje słowa. Oczywiście, owa zniesławiająca mnie pisarka, musi mnie przeprosić wcześniej, bowiem najpierw to ona popełniła swoje nieetyczne występki wobec mnie.
Każdy przestępca ma prawo do otrzymania wykazu swoich zabronionych czynów. Sędzia nie sporządził wykazu moich cytatów, natomiast uznał, że pisałem jako JK, co oznacza, że wydany przez niego wyrok jest makulaturą.
No i sędzia popełnił kardynalny błąd na zakończenie szybkiego procesu. Po prostu ten szlachetny przedstawiciel gdańskiej Temidy nie poinformował mnie o zaplanowanym terminie wydania wyroku (18 grudnia 2009), choć poinformował powódkę! A kiedy wyrok zapadł - nie poinformował mnie o jego wydaniu! To już prawdziwy skandal w wykonaniu sądownictwa III RP – w ten sposób uniemożliwiono mi uczestnictwo we własnym procesie! Nie miałem okazji poznać ani sędziego, ani powódki, ani jej prawnika na procesie, w którym nie uczestniczyłem..
Aby dopełnić tego sądowo-łobuzerskiego potraktowania obywatela, można dodać, że o wyroku z 18 grudnia 2009 dowiedziałem się od mec. Kolankiewicza, który na korytarzu kolejnego gdańskiego sądu pomachał mi kopią wyroku tuż przed inauguracją drugiego procesu (20 kwietnia 2010 - sprawa karna). Zatem, w wyniku „profesjonalizmu” Sądu Okręgowego w Gdańsku, o wyroku dowiedziałem się ponad 120 dni po jego wydaniu!
Czy postępowanie gdańskiego sądu można uznać za nieprzyjazne obywatelowi? Czy to są standardy sądu unijnego (wszak należymy do Unii już parę lat)?
Ostatnio wiele pisze się o kiepskich notowaniach polskiego sądownictwa. Ta sprawa (IC692/09) dowodzi nieprofesjonalności naszych sądów. Co gorsza – sprawa dotyczy wolności słowa i jest toczona w (sic!) Gdańsku, który jest przecież symbolem walki z cenzurą. Przy okazji tej cenzury – artykuły wysyłane do niektórych portali, są kasowane (np. jako spam), bowiem ktoś wysyła adminom skany błędnego (opartego na fałszywych i bzdurnych zeznaniach pisarki) wyroku z 18 grudnia 2009.
Szczytem temidowej bezczelności jest nieuznanie prawa do apelacji. O wyroku dowiedziałem się w 4 miesiące po jego zapadnięciu i okazało się, że nie mam prawa do apelacji, bowiem dopuszczalne terminy zostały przekroczone. Walka o przywrócenie terminu spełzła na niczym, bowiem nasi wielce uczeni apelacyjni sędziowie (po uiszczeniu należnych kwot) podtrzymywali swoje genialne stanowisko, z którego jasno wynikało, że nie ma możliwości apelowania, bo... termin został przekroczony. Oni się – jak widać – zapętlili w swoich własnych przepisach, z których nie potrafią wybrnąć. A niby (pytam się tych togowych mądrali) – w jaki sposób miał być termin zachowany, skoro o wyroku dowiedziałem się po paru miesiącach od wydania?! I na takich prawników społeczeństwo wydaje tyle kasy? I my należymy do Unii? Czy to jest unijna praktyka, że osoby wplątane w jakieś kuriozalne procesy o internetowe zniesławienie, nie otrzymują pełnych informacji dotyczących procesów?
Czy w Polsce jest choć jeden prawnik, który jest w stanie pojąć ową gdańską groteską? Pisarce wydaje się, że ktoś zakłada dwa dodatkowe konta i ją obraża. Fałszuje ona podpis, do czego się przyznała, ale oczywiście twierdzi, że ma rację (iż mam dodatkowe konto). Nawet gdyby miała rację, to przecież (formalnie) jest to klasyczne nieuprawnione fałszerstwo, co powinien dostrzec sędzia nawet podrzędnego sądu, a co dopiero gdańskiego! A ponieważ jej dowody o lewym koncie są nic nie warte (ale nie dla sędziego, który kant pisarki uznał za...omyłkę!), to fałszerstwo jest ewidentne.
Każdy z nas może zostać pozwany do sądu za to, że założył dodatkowe konto i kogoś obrażał, bez zbadania sprawy przez togowych fachowców. Oczywiście (w tym przypadku) sędziego trudno uznać za profesjonalistę, skoro nie powołał żadnego speca od zbadania sprawy a zignorował oświadczenie, że pozwany ma jedno tylko konto. Można powiedzieć, że wszystkie moje dowody (i oświadczenie) wyrzucił do kosza. Jednym słowem – zlekceważył dokumenty złożone przez jedną stronę, zaś uznał konfabulacyjne zeznania drugiej strony. Dlaczego? Czy to jest działanie zawodowca?!
Jeśli sąd w Moskwie uznałby, że polskich oficerów zamordowali Niemcy, to czy admini kasowaliby teksty o innym spojrzeniu na sprawę, powołując się na wyrok sądu? A nasi tchórzliwi admini kasują moje teksty, bowiem dostają skan wyroku i boją się pozwu. W ten sposób popierają kłamczuchę i fałszerkę, która teraz latami będzie łazić po sądach i nasyłać komornika. To gdzie jest to odważne polskie dziennikarstwo?
Parę dni temu pokazano sprawę aresztowania chłopaka przez pomyłkę – popełnił samobójstwo z winy polskiego wymiaru sprawiedliwości i nikt jakoś sobie nie ma nic do zarzucenia! Nawet umorzono sprawę o odszkodowanie, bo (sic!) zainteresowana osoba nie żyje. To jest doprawdy skandal - chłopaka wykończyło nasze - jakże przyjazne - państwo i po jego śmierci państwo po złodziejsku umywa ręce przed jakąkolwiek odpowiedzialnością, choćby tylko finansową. I oczywiście, jest to (podobno) zgodne z... procedurami! To co myśleć o nich, jeśli są sprzeczne z logiką, uczciwością i społecznymi oczekiwaniami? Co na to najważniejsze osoby w Polsce? A gdzie ważni profesorowie etyki? A może posłowie i senatorowie coś mądrego wymyślą w tej sprawie?
Zgraja nieudaczników - jeśli ktoś już wpadnie w tryby machiny toczącej się z błędem popełnionym na wstępie (a to przez mało lotnego lub z łoża powstałego lewą nogą sędziego lub prokuratora), to nie ma mądrego, aby zatrzymać jadący pociąg sądowej głupoty po fałszywym torze.
Szanowny Sądzie - za cóż mam przeprosić pisarkę Chomuszko? Za to, że pierwszy artykuł zamieszczony na S24 zawierał szereg żarcików skopiowanych z NK (autorstwa pisarki i paru innych osób), przy czym bez podania pełnych danych osobowych? A może za to, że wysłałem to opracowanie do kilkunastu urzędów instytucji i uczelni prosząc o zainteresowanie się patologią (menelszczyzną) panująca w niektórych wątkach, ociekających wulgaryzmami i nikogo to nie zainteresowało, ale kiedy zamordowano policjanta na stołecznym przystanku, to ubolewano, że przecież nikt młodzieży nie wskazywał właściwego modelu zachowania. Cóż za hipokryzja! To dlaczego poinformowane przez mnie instytucje nie zainteresowały się internetowym chuligaństwem na NK? Dlaczego sama NK nie zrobiła porządku z łobuzami (groźby i lżenie w wykonaniu studentów i absolwentów)?
Na koniec potwierdzam moją poprzednią opinię, że pisarka zamieszczała seksistowskie i antygejowskie dowcipy pisane pośród innych, całkiem wulgarnych. Uważam również, że szydziła także z przysięgi studenckiej. I to jest moja ocena, do której mam prawo i żaden sąd nie może mi jej zabronić, chyba że biegli potwierdzą, że w sposób oczywisty nie mam absolutnie racji.
Uważam że (i mam takie prawo uważać, bowiem większość rozumnych obywateli uznałaby podobnie), że obrzydliwe żarty nie przystoją pisarce a doktorantce UG. Zgodnie z kodeksem etyki, każdy nauczyciel, wykładowca i doktorant szanowanej uczelni powinien walczyć z wulgariami pleniącymi się zarówno w życiu, jak i na forach internetowych. Pisarka ani razu nie zganiła gawroszy, którzy zamieszczali wstrętne żarty i którzy zwracali się do innych użytkowników w sposób wulgarny i chamski. Tak, potwierdzam - pisarka Chomuszko ani razu nikomu nie zwróciła uwagi! W razie kłopotów z pozyskaniem biegłych od spraw etyki, proszę powołać przedstawiciela Uniwersytetu Gdańskiego (uczelnia zna tę sprawę).
Jeśli jednak polski wymiar sprawiedliwości nie potrafi przyznać się do swojego błędu, jeżeli uważa, że nie miałem prawa (jako obywatel i dziennikarz portalu AferyPrawa) dokonać oceny pisarki, jeśli uważa że polskie procedury sądowe zgodne są z unijnymi standardami i że były poprawnie zastosowane, to uprzejmie proszę o wyznaczenie pięciu dni i podanie adresu placówki, z której wnętrzami przyjdzie mi się zapoznać.
Jeszcze jeden błąd – okazuje się, że sędzia nie sprawdził, czy istotnie miałem dodatkowe konta na cudze dane osobowe (i wydał wyrok!), natomiast pisarka dopiero jesienią 2010, czyli (sic!) rok po wydaniu wyroku, wystąpiła o sprawdzenie swojej bzdurnej teorii (o moim rzekomym koncie na dane JK, przy czym nie wystąpiła o sprawdzenie konta na dane AZ, a przecież i w tej sprawie mnie publicznie zniesławiła!). Kolejny skandal w wykonaniu gdańskiej Temidy! Ale teraz proszę Wysoki Sąd zapoznać się z ustaleniami, które zapewne zostały dokonane, wszak minęło już ok. pól roku od złożenia wniosku pisarki i wyniki powinny być już w aktach.
Wnoszę o zbadanie - czy s. Midziak nie popełnił żadnego błędu oraz czy mec. Kolankiewicz w sposób zasadny wystosował do mnie ostatecznego przedsądowego wezwania (21 kwietnia 2009) ze swoimi żądaniami dotyczącymi moich artykułów zamieszczonych przed datą sporządzenia tego pisma.
Jednocześnie informuję, że sprawa karna została zawieszona z powodu choroby sędzi i gdyby nie ta niespodziewana a półroczna przerwa, to wyrok (z udziałem biegłych oraz po przyjęciu do aksjomatu, że miałem i mam na NK jedno konto) byłby odmienny (bo musiałby być, skoro prawda jest jedna a oczywista!) od sprawy cywilnej. Niestety, proces karny będzie wznowiony dopiero na początku czerwca i to w innym składzie. Co ciekawe, pismo oskarżyciela prywatnego w tym sądzie otrzymałem dopiero 20 kwietnia 2010 (na pierwszej rozprawie), choć było datowane 22 stycznia 2010. To kolejny błąd naszej Temidy. Skoro tyle błędów popełniają nasi uczeni sędziowie, skoro mecenas nie potrafi powstrzymać swej mandantki przed kompromitacją (choć po wysłaniu przedsądowego wezwania otrzymał ode mnie pliki z dowodami jej wyczynów), to czegóż można spodziewać się po naszym sądownictwie?
Nawet w świetnym telewizyjnym cyklu (sądowe procesy prowadzone przez sędzię A.M. Wesołowską) - błędy oskarżenia są zatrważające i nazbyt częste. Wszystkie sprawy kończą się wprawdzie sprawiedliwymi wyrokami (bo taka jest konwencja cyklu), jednak co 3-4 przypadek ukazany na ekranie, dopiero w ostatniej fazie procesu (pod koniec programu) jest wyjaśniany zgodnie z prawdą. Gdyby nie ostatni świadek (często zeznający przypadkowo!), to orzekane wyroki (w imieniu III RP!) byłyby obarczone poważną wadą, a dokładnie – byłyby to pomyłki sądowe! I to często w przypadkach ciężkich przestępstw, kiedy to oskarżeni przebywają parę miesięcy w areszcie. Zatem – ile takich sądowych błędów w Polsce się popełnia?
Reasumując – wnoszę o odroczenie wykonania wyroku do czasu zakończenia sprawy karnej, która zostanie wznowiona w czerwcu br.
Z poważaniem Mirosław Naleziński
Załączniki:
1. *Winę należy udowodnić, Panie Prezesie Sądu Okręgowego w Gdańsku
2. Anatomia konfabulacji pisarki ośmieszającej Temidę
3. Relatywizm Zbysława
4. W Polsce Temida nie jest aż taka głupia
5. O pikantnych dowcipach, których NIGDY nie było
6. Stany Zjednoczone wytykają Polsce korupcję
7. Przeprosiny, czyli „O tym, jak gdański sędzia sprawiedliwy wyrok ogłosił”
Pismo - wraz z załącznikami - będzie przekazane do wielu instytucji i do mediów poprzez internet, aby nagłośnić pomyłkę sądową i pokazać mechanizmy kuriozalnego procesu opartego na fałszywych zeznaniach obywatelki i po odrzuceniu dowodów i oświadczenia strony pozwanej. Dlaczego ?Aby studenci prawa czytający tę historię wyciągnęli wnioski podczas swojej przyszłej ciekawej służby. Aby uczciwie zapoznawali się ze wszystkimi dowodami i aby nie wyciągali zbyt pochopnych wniosków.
* - dodatkowa papierowa kopia dla Prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku (procedura bowiem nie przewiduje udzielenia odpowiedzi na problemy opisywane na specjalnym formularzu na stronie tego sądu) [MN - do chwili obecnej Prezes nie udzielił odpowiedzi]
******************************
1. Winę należy udowodnić, Panie Prezesie Sądu Okręgowego w Gdańsku
18 grudnia 2009 Sąd wydał wyrok w sprawie IC 692/09, o którym nie zostałem powiadomiony (ani o terminie planowanego wydania, ani o jego wydaniu)! Proces toczył się podczas mojego długotrwałego zwolnienia lekarskiego i wyrok zapadł również w tym czasie. Sędzia Wojciech Midziak zignorował moje oświadczenie, że miałem jedno jedyne konto na portalu NaszaKlasa i wyrok swój oparł na fałszywych zeznaniach p. Magdaleny Chomuszko, wg której miałem dodatkowe konto na dane p. JK. Wcześniej publicznie oświadczała, że oprócz tego konta posiadam jeszcze inne, na dane p. AZ. Z tego zarzutu chyba pisarka zrezygnowała, bowiem nie ma późniejszych wzmianek na ten temat, a to oznacza, że jej postrzeganie sprawy w tej materii - już przed procesem - okazały się w połowie konfabulacjami. Niestety, do chwili obecnej nie przeprosiła mnie za te kalumnie i nie wyjaśniła motywów rezygnacji z tego zarzutu – jak szybko się pojawiło to pomówienie, tak niemal równie szybko zniknęło.
Niestety, sędzia nie zbadał tego wątku, jak również nie zastanowił się poważniej nad prawdziwością drugiego zarzutu (że miałem konto jako JK), a jednak powinien, bowiem jeśli ktoś oskarża kogoś o czyny A i B, zaś o jednym „zapomina”, to – choćby z rachunku prawdopodobieństwa i doświadczenia sądowego i życiowego – sędzia powinien ostrożniej podchodzić do podobnego oskarżenia.
12
marca znalazłem w internecie informacje rzucające cień na sędziego W.
Midziaka – http://tompod.webd.pl/prok/
Czy musi dojść do tragedii, aby polska Temida zajęła się rzetelnie tą sprawą? Czy to ja muszę teraz zagrozić wysadzeniem sądu w powietrze albo czy muszę obrazić Pana lub innych sędziów zajmujących się sprawą (w tym Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, który uniemożliwia wniesienie apelacji, bowiem termin został przekroczony, zaś został przekroczony, bowiem nie miałem wiedzy o wydaniu wyroku)? Mam nadzieję, że w polskim sądownictwie jest mniej idiotów, niż powszechnie się sądzi, zatem zanim temat dotrze do pozainternetowych mediów – proszę zająć się niezwłocznie tą sprawą. Płacę podatki, nigdy nie miałem zatargów z Temidą i nie powinno być tak, że fałszerstwo i wieloletnie kłamstwa pisarki Chomuszko wygrywają ze sprawiedliwością! Wymyśliła sobie ta pani swoją teorię i wmawia wszystkim – należałoby niezwłocznie wyjaśnić jej, że pomawia faceta, który ani razu w swoich artykułach nie skłamał, natomiast ta pani w zeznaniach, doniesieniach i emailach rozsyłanych do adminów, ciągle mija się (i to poważnie) z prawdą. W kolejnym piśmie przygotuję zestaw błędów naszej Temidy oraz wykaz kłamstw pisarki.
Powtarzam – mam/miałem na NaszaKlasa jedno jedyne konto, zatem kłamstwa powtarzane od stycznia 2009 przez p. Chomuszko są wierutnym kłamstwem i przestępstwem! Ponadto sfałszowała podpis w komentarzu na NK, zaś s. Midziak uznał to oszustwo za... omyłkę. Gdyby nie powaga gmachu i sprawy, to można byłoby wziąć go za jakiegoś komedianta. Dodatkowo, ów sędzia, moją krytykę pisarki i jej pikantnych dowcipów zamieszczanych na NK błędnie zinterpretował; otóż uznał on, że określiłem je jako wulgarne i wyrokiem chciał mnie zmusić do przeproszenia za komentarze, których nie wpisałem! Popełnił jeszcze inne logiczne błędy, co stawia pod dużym znakiem zapytania umiejętności tego pana w dziedzinie rozstrzygania delikatnych spraw o zniesławienie. Sędzia sam wykreował moje wypowiedzi, których nie napisałem, zapewne wskutek wyraźnych sugestii pisarki i jej mecenasa (a podczas mojej nieobecności).
A jeśli zarzuty przeciwko sędziemu są zasadne, to – jako obywatel – wolałbym nie być sądzony przez sędziego, który ma więcej zarzutów niż pozwany (w tym przypadku – ja).
Pisarka Chomuszko sugeruje, że będzie procesować się także w dziedzinie stalkowania (nękania). I bardzo dobrze! Wówczas Temida będzie zmuszona do starannego zbadania mojej sprawy i to od źródeł, czyli od początku procesu, jakże pechowo, prowadzonego przez s. Midziaka. Dlaczego proces tak długo trwa? Pół roku oczekuje się w kolejce na ustalenie terminu, bowiem prowadząca sędzia zachorowała? A przez ten czas rozmaici menele pisują w internecie, że miałem dodatkowe konta, z których obrażałem (wg nich) pisarkę (a doktorantkę UG) o nieposzlakowanej opinii. A cóż to za polskie procedury sprzyjające przestępcom a nie broniące uczciwych obywateli?! Proszę o zgodę na nagrywanie wszystkich procesów z moim udziałem i o zgodę na obecność przedstawiciela Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Przy okazji – czy Niemcy (na podstawie przepisów o stalkowaniu) mogą wytoczyć sprawę polskim reżyserom, którzy od lat nękają ich kolejnymi filmami, które ukazują czas wojny i okupacji, w szczególności niemieckie (lub faszystowskie, jak wolą niektórzy) zbrodnie? Inaczej – czy ofiara pomyłki sądowej, która opisuje w artykułach swoje doznane krzywdy, kwalifikuje się do procesu o stalkowanie? To może także niejaki Judasz w końcu (ustami rzetelnego prawnika, choćby mec. K. Kolankiewicza, który dzielnie reprezentuje pisarkę Chomuszko; ten pan zażyczył sobie 20 tys. zł zadośćuczynienia za napisane przez mnie artykuły, które były oparte na bezczelnych kłamstwach pisarki i jej fałszerstwie) doczeka się rehabilitacyjnego procesu o stałe nękanie przez licznych wiernych, którzy w zbiorowym pozwie zostaną wezwani przed oblicze polskiej Temidy, bowiem stalkowanie odbywa się od ok. dwóch tysięcy lat, raptowniej przybierając na sile w okolicach Wielkanocy.
Jednocześnie chciałbym skrytykować adminów szeregu portali, którzy dają wiarę kuriozalnemu wyrokowi wydanemu przez gdański sąd, choć są potomkami Polaków, którzy walczyli (szczególnie w nadmotławskim grodzie) o wolność słowa. I mimo, że przedstawiam im kolejne rzetelne artykuły, to kasują je ze swoich łamów – to prawdziwe tchórzostwo i wspomaganie idei cenzury. Gdyby ruszyli swoimi pierzchliwymi mózgami i porównali wyrok s. Midziaka z moimi wywodami, to przecież musieliby wywnioskować, że jednak Temida gdzieś popełniła błąd. Jedynie red. Z. Raczkowski z portalu AferyPrawa wspomaga mnie w walce o prawdę, bowiem inni admini, to zwykle opłacani biznesowi działacze na usługach komercyjnych właścicieli portali albo amatorzy bojący się odbierać listy polecone z napisem „sąd”.
Oczywiście, po zakończeniu sprawy i poznaniu prawdy, owi panikarze nie zamieszczą ponownie moich artykułów i nie przeproszą za swoje cenzorskie zachowanie, co nie powstrzyma ich od żerowania na polskich patriotach, którzy w powojennej Polsce walczyli z cenzurą (ci dzisiejsi nie są godni, aby im buty czyścić), bowiem będą nadal chętnie opisywać ich dzielne boje z komunistyczną cenzurą, będą śmiać się ze sposobów omijania zakazów cenzorskich, wychwalać ich odwagę i nawet swoimi zajęczymi móżdżkami nie pojmą swej hipokryzji, że to właśnie oni dzisiaj kultywują cenzurę w Polsce, że to oni są współczesnymi cenzorami...
Co dzieje się z tymi potomkami dzielnych naszych rodaków, którzy potrafią zamieszczać artykuły ośmieszające polityków, papieży, mocarstwa, religie, ale trzęsą zadkami na widok skanu wydanego w imieniu RP, choćby był to najbardziej idiotyczny wyrok obecnego tysiąclecia? Czym pojedynczy sędzia polskiego sądu jest lepszy i ważniejszy od wspomnianych podmiotów? Bo na wyroku jest polski Orzeł z koroną? A gdyby był amerykański lub rosyjski emblemat ichniejszego niezawisłego sądu? Admini nie publikowaliby tekstów? Cóż za hipokryzja!
Przecież polski sędzia, to zwykły obywatel, jak większość z nas, tyle że ma pewniejszą od nas pracę, immunitet i może wydawać wyroki bez społecznej kontroli, co widać na opisanym przykładzie. A do tego ma swoje marzenia, jak każdy z nas, i prawdopodobnie przekracza ramy prawa, aby je realizować, czego pod żadnym pretekstem nie powinien był czynić, zwłaszcza jako przedstawiciel społeczeństwa (jednak dobrze opłacany z naszych podatków) w temidowej branży.
Gdyby dzisiaj Ignacy Krasicki napisał „Monachomachię”, jednak nie na temat duchowieństwa, lecz opisałby pisarkę, i jej mecenasa oraz naszą Temidę, to dzieło byłoby skasowane z internetu przez współczesnych adminów, zaś sam Krasicki musiałby przepraszać te osoby i to jest jakaś współczesna paranoja! I to „dzięki” takiemu Sądowi Okręgowemu w Gdańsku!
Uprzejmie proszę wszystkie zainteresowane osoby o wbicie sobie do zakutych (i chyba jednak niereformowalnych) łbów, że miałem jedno jedyne konto na NK, zatem wszyscy, którzy twierdzą inaczej, to kłamcy i powinni stanąć przed obliczem Temidy. I to jest podstawowa prawda, która powinna być dawno ustalona i przyjęta do dalszych rozważań! Skoro miałem jedno konto, to pisarka Chomuszko sfałszowała podpis w jednym z komentarzy i przez dwa lata kłamie, że miałem dodatkowe konto na dane JK (a wcześniej także na AZ). Jeśli ponadto ktokolwiek zada sobie trud przeczytania moich artykułów, które zdaniem s. Midziaka (w wyroku) powinny być skasowane z internetu, do dostrzeże pewne, lecz zasadnicze braki umiejętności logicznego myślenia u tego prawnika (błędnie interpretuje moje słownictwo przeinaczając w sobie tylko znanym kierunku – dlaczego tak uczynił, nie wiadomo). Błędy logiczne potrafiłby wskazać przeciętny student prawa, pasjonujący się filmowymi procesowymi pojedynkami prowadzonymi przez prokuratora i adwokata.
Pan, jako Prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku, powinien dopilnować, aby polska Temida nie zapominała o zdrowym rozsądku i nie wypaczała poważnej idei prawa i sprawiedliwości – a co Pan zrobił w tej sprawie do chwili obecnej? Pan odpowiada za eskalację z obu stron, z których jedna grozi popełnieniem samobójstwa, zaś druga pisze artykuły obnażające niekompetencje polskiej Temidy i kłamstwa oraz tupet pisarki.
Jeśli ów sędzia wydał wyrok (o którym mnie nie poinformował – co na to unijne standardy?), będąc (być może) pod zarzutami wyliczonymi w internecie, to jaką (po)wagę może mieć wyrok z 18 grudnia 2009? Można powielić na bardziej „miętkim” papierze w formie wielce użytecznej analnej rolki i zawiesić w sławojce, bowiem tam jest jego właściwe miejsce? I ile takich wyroków zapada rocznie w naszej RP?
Wnoszę o uznanie, że proces prowadzony przez s. Midziaka nie był rzetelny, wyrok jest oparty na fałszywych zeznaniach pisarki, tryb ogłaszania wyroku nie spełnia unijnych norm oraz wnoszę o uznanie, że ów wyrok nie może być pretekstem do cenzurowania artykułów opartych na kuriozalnym działaniu Temidy oraz na czynach pisarki, które są opisane w bogatej dokumentacji dowodowej. Niemal wszystkie moje artykuły otrzymuje Pan do wiadomości – które z nich nie spełniają norm etyki dziennikarskiej i dlaczego są usuwane z portalowych zasobów przez bojaźliwych adminów? Jakim prawem? Jeśli ignoruje Pan internetową drogę, to pisma będą wysłane w formie papierowej – jak widać Polska i w tej dziedzinie ciągnie się na szarym końcu cywilizacji.
Zapewne p. Chomuszko jest za uczciwym procesem opartym na faktach, zatem wszyscy chcemy, aby Temida surowo a sprawiedliwie oceniła kłamstwo, fałszerstwo i inne pomówienia. To co stoi na przeszkodzie? Idiotyczny wyrok z 18 grudnia 2009? Niemożność apelacji tego wyroku, bo sędzia nie poinformował wszystkich stron procesu? A może i polska Temida, która ma w tym miejscu błąd proceduralny?
11 marca 2011 w „Dzienniku Bałtyckim” zamieszczono obszerny artykuł pod tytułem „Winę należy udowodnić”. Omawiany proces cywilny nie udowodnił winy pozwanego, a powinien wykazać fałszerstwo i pomówienia p. Chomuszko. Co do treści owego prasowego artykułu – omawiane są niegodne czyny Polaków podczas okupacji (w aspekcie książki J.T. Grossa „Złote żniwa”).
Jest tam watek, niestety, o polskim sędzi – „Szok przeżyłem podczas czytania historii Heleny Lipszyc z miasta Brody na Kresach. Jej mąż powierzył ich córeczkę swojemu przyjacielowi, Polakowi, który pracował jako sędzia przed wojną i w czasie niemieckiej okupacji. Spisali z nim umowę, że w razie gdyby zginęli, on przejmie ich majątek za opiekę nad dzieckiem. Ten przyjaciel po pewnym czasie wyprowadził małą na wały (rodzaj parku miejskiego) i zostawił ją tam z zawieszoną na szyi tabliczką, że jest to Lidia Lipszyc. W Brodach wszyscy wiedzieli, że to żydowskie dziecko. Był to więc dla dziewczynki wyrok śmierci. On ją de facto zabił – cudzymi rękami. Dziewczynkę zabrała ukraińska policja i ślad po niej zaginął. Ten sędzia miał dwoje własnych dzieci, 10-letniego syna i kilkuletnią córkę”.
Jak widać sędziowie bywali i bywają lepsi i gorsi, niektórzy są niegodni piastowania urzędu Temidy a nawet miana człowieka. Dlaczego mają przywileje, o których inni nie mogą nawet pomarzyć? Dlaczego nie podlegają społecznej ocenie? Jeśli rzemieślnik spartoli robotę, to powinien poprawić i to bez dopłaty. A sędzia Pańskiego sądu? A inni?
Mirosław Naleziński
******************************
2. Anatomia konfabulacji pisarki ośmieszającej Temidę
Podczas dyskusji na forum NaszaKlasa, niejaki JK, oświadczył, że nie jest MN - "Nie jestem pan MN i szczerze mówiąc brzydzę się donosicielstwem [...]". Gdyby pisarka MCh uwierzyła panom JK (twierdził, że nie jest MN) oraz MN (zapewniał, że nie jest JK), to nie byłoby tej całej kompromitacji - ani pisarki, ani Temidy. Jednak zapewne pani ma przykre doświadczenia w internecie (lub poza nim, że ludziska rejestrują się na fałszywe nazwiska, podając się za inne osoby), stąd być może jej uczulenie, a nawet obsesja, że obaj panowie to jedna osoba. Więcej - na tym portalu dostrzegła jeszcze jedną osobę (trzecią!) i opublikowała oświadczenie (tamże oraz na Salon24), że MN=JK=AZ, a to już jest prawdziwa... "jednosobowa trójca nieświęta".
Pomówienie to byłoby do polubownego załatwienia, gdyby nie fakt, że ta pani - w swej konfabulacyjnej fobii - udała się na komisariat policji oraz do dwóch sądów, wprowadzając te organa władzy (a także szereg portali, do których rozsyłała emajle ze swoimi kłamliwymi spostrzeżeniami) w błąd, który od dwóch lat nikt nie może (nie chce?) naprawić. Ponadto zerwała mediacje przewidziane prawem, zaś jej prawnik, mec. KK, przysłał do sądu pismo z kuriozalnym wnioskiem - "trwające od miesiąca września 2009 r. postępowanie mediacyjne jest bezcelowe, gdyż brak jest rzeczywistej woli po drugiej stronie (u oskarżonego), wnoszę zatem o jego zakończenie". Ów mentor zna prawdę obiektywną i ocenia, że MN wykazuje nie tylko brak woli, ale brak rzeczywistej woli. Według tego prawnika, MN wykazałby się (rzeczywistą!) wolą, gdyby przyznał, że istotnie MN=JK (i to niezależnie od prawdy, choćby przez grzeczność!), natomiast każda próba przekonania mecenasa, że MN miał/ma tylko jedno konto, to dla niego strata czasu, bowiem jego nie interesuje prawda*, ale wygranie procesu. Być może tego akurat uczą na studiach - nie walka prawnika o prawdę jest istotą jego posłannictwa, ale walka o swego klienta, co zresztą można w jakiś sposób nawet zrozumieć, wszak naiwne osoby najczęściej mają poniżej dwudziestu lat.
Jeśli ktokolwiek z Państwa zostanie oskarżony, to powinniście iść na ugodę i przyznać się do wszystkiego, bo tego sobie życzy strona oskarżająca, jej mecenas oraz sąd, który wydał szybki wyrok (blokując równocześnie prawo do apelacji, bowiem o wyroku był łaskaw poinformować tylko jedną stronę - pisarkę i jej mecenasa) i już zabiera się za rozpatrywanie kolejnych spraw (a ma ich bez liku), zatem niech Państwo nie utrudniają Temidzie jej ciężkiej pracy. Aby postępowanie mediacyjne było celowe, to powinniśmy przyznawać się do postawionych zarzutów i bezcelowe jest wyjaśnianie, że strona inicjująca proces nie ma racji i wręcz błądzi. Można zauważyć zasadę obowiązującą ongiś na Dziki Zachodzie - kto pierwszy wyciągał kolt, ten miał znacznie większą szansę na wygranie pojedynku. Gdyby to strona przeciwna szybciej przybyła do sądu, to miałaby większe szanse na wygraną, natomiast jeśli nie dotarła do nobliwego gmachu, bowiem nie miała aspiracji do pieniackiego toczenia sądowych bojów po zamieszczeniu przez pisarkę kłamliwej równości (MN=JK=AZ), to Temida - niczym sęp - zadziobała pozwanego i teraz dopiero pewnie Strasburg będzie mógł wdrożyć cywilizacyjne metody postępowania, bowiem polskie całkowicie zawiodły, i to nie po raz pierwszy.
Oto wypowiedzi p. JK, którego pisarka MCh uznała (i uznaje do tej pory!) za MN, zatem swoje wzburzenie wywołane komentarzami JK zamieniła w pasję, z która rzuciła się do boju z MN na trójmiejskich wokandach i żaden mądry prawnik (profesor, minister i czort wie jeszcze kto) nie jest w stanie zmienić tego cyrkowego piruetu obu pań: po prostu - naiwna Temida uwierzyła pisarce i uznała, że MN=JK, wydała wyrok, uprawomocniła go i pokazuje teraz środkowy palec, i to - podobno - w zgodzie z polskim prawem!
Pisarka MCh sugerowała użytkownikom, aby zgłosili adminowi NK, że MN i JK (jako jedna osoba) wpisuje niegodne komentarze i aby admin zlikwidował oba konta - "a ja proponuję abyście to opisali do administratora nk..", na co JK odpisuje - "Pani Magdo, prosze samemu opisać, a nie podjudzać studencików, którzy jednak mają trochę do stracenia i płacą potem za to niepotrzebymi nerwami. Można też zameldować dzielnicowemu, albo koniowi na Helu :P".
Co ciekawe, pisarka w swych opisach sprawy, zarzekała się, że nie popierała instytucji donoszenia, a przecież wyraźnie widać jej działalność w tej materii, zatem jest to już pierwsze - łatwo dostrzegalne - jej kłamstwo.
Pod komentarzem innego użytkownika, JK dopisał - "hehe... oto złotousty mastaha kultury młodzieżowej! :P". Gwoli ścisłości - MN nie zna tego wyrazu i nigdy go nie stosował, i jest to jeden z kilku dowodów na to, że komentarze pisane przez MN oraz przez JK nie pochodzą od tej samej osoby (ten temat omówiono w innym opracowaniu), zatem nie tylko pisarka publicznie pomówiła MN, kompromitując swą rzetelność i wystawiając swą godność na działania retorsyjne, ale także sędzia zblamował się, uznając równość JK=MN za prawdziwą. Bez analizy biegłego, bo przecież sam najlepiej na wszystkim się zna, to co będzie tracić czas i pieniądze podatnika na fachowca. A przecież mógł uznać oświadczenie MN - skoro sędziowie nie wierzą jednemu obywatelowi, zaś przyjmują za prawdę fałszywe zeznania innego obywatela, to potem mają tego typu kłopoty, już nie mówiąc o niesymetrycznym (nie)przyjmowaniu (nie)prawdy.
I zbliżamy się do kulminacyjnego momentu - po wypowiedzi JK o koniu na Helu, p. MCh posunęła się do fałszerstwa polegającego na zmianie nazwisk. Zacytowała JK (podczas cytowania automatycznie wpisywane są dane osoby cytowanej, jednak pisarka z klawiatury zamieniła dane JK na MN, i to z błędem!) - "Mirosław Nalezińśki napisał(a): Pani Magdo, prosze samemu opisać, a nie podjudzać studencików, którzy jednak mają trochę do stracenia i płacą potem za to niepotrzebymi nerwami. Można też zameldować dzielnicowemu, albo koniowi na Helu :P". I dopisuje swój komentarz do ww. sfałszowanego wpisu - "Ja już opisałam administracji pańskie zachowanie, teraz proponuję młodzieży zrobić to samo. Miarka się przebrała i mam nadzieję że to będzie pański koniec na tym forum", na co JK odpisuje - "hehe... czy pani propozycja uprzejmego donosu nie jest dla naszej młodzieży aby nazbyt łaskawa? :P".
Pod jedną z wypowiedzi, pisarka komentuje - "i na mnie też pan donosił? Obrzydlistwo!" i jest to dowód na jej hipokryzję (Temidzie wmawiała, że o to ją bezpodstawnie oskarżono - zapewne nie potrafi właściwie ocenić sytuacji), bowiem sama nawołuje do donoszenia, ale kiedy ktoś stosuje podobną technikę wobec niej, nazywa to obrzydlistwem. Pod tym komentarzem p. MCh, JK dodał - "hehe... granda! ale ma pani niestety już conajmniej dwóch konkurentów, nie ma lekko :P".
Kiedy pisarka wpisała obszerny komentarz - "Nie wiem jak inni, ale ja sobie serdecznie nie życzę, aby pan MN wypowiadał się w moim imieniu, a już na pewno nie podpisuję się pod żadnym jego tekstem", to JK skomentował - "hehe... ależ proszę nie ustawać we wnikliwej analizie tej niezwykłej postaci i koniecznie donosić tu o wszystkim, bo z pewnością wszyscy podzielają pani fascynację trollowaniem tego forum :P".
Po zamieszczeniu przez pisarkę antygejowskiego żarciku oraz przaśnego o suce (i to bynajmniej nie o psiej samiczce, lecz o kobiecie), przychodzi pora na przedstawienie na forum NK linku do strony MN całkowicie niezwiązanej z NK (zatem pisarka kierowała dyskutantów na obcą stronę, czego nie stosuje się w dyskusjach, ale kiedy MN omówił jej działalność na Salon24, to rozpoczęła walkę o swoje prawa - czyż to nie hipokryzja i to po raz drugi?). Pisarka wpisała - "Oj.. wywołaliście wilka z lasu :(Krzysztof ma rację: zakończyć sprawę. MN donosi wszędzie i jeszcze się tym chwali. Na jego stronie cytuje swój list do Prezydenta Gdynii p. Szczurka, w którym informuje o złych zachowaniach (wg niego) adminów z forum ZKM w Gdyni. Poczytajcie sami..
http://web.archive.org/web/
Żarty trzymają się pisarki w dalszym ciągu, bowiem serwuje czytelnikom nie tyle lody, co wesoły a subtelny żarcik językowy na ich temat - "Jasio, pisząc wypracowanie, pyta ojca: - Tato, jak się powinno pisać: Królowa Lodu, czy Królowa Loda? / - To zależy, synu, czy chcesz żeby była postacią negatywną, czy pozytywną...", na co JK reaguje - "hehe… bez wątpienia oto znawca .Cóż za iście królewskie rozróżnienie dobra od zła w zaprezentowanym dowcipie :P".
W końcu pisarka (a doktorantka Uniwersytetu Gdańskiego) zamieszcza najobszerniejszy swój żart (tu skrócony) - "a to pewnie znacie.. :) PRYSZNIC/ Jak kobieta bierze prysznic - Rozbiera sie i sortuje ubranie do koloru i temperatury prania [...] Mijajac meza, zaslania szczelnie wszystko/ Jak mezczyzna bierze prysznic/[...] nago leci do lazienki, mijajac zone, macha ptaszkiem i wola 'hu, huu!'/ patrzy w lusterko, oglada ptaszka i drapie sie po dupie/ wchodzi pod prysznic/ jeszcze raz sie drapie, teraz po jajach/. wacha palce, upajajac sie meskim zapachem [...]/ myje rowek i jednoczesnie pierdzi/ puszczajac baki, cieszy sie jak to dziwnie pod natryskiem brzmi [...]", na co JK nieelegancko (cytując fragment tego dowcipu) ripostuje - "Zmarło sie człowiekowi i zostawił żonę z tartakiem [...] Po zakryciu oczy, kobiecina dała mu do powąchania gałązkę 6-cio letniej brzozy. 6-cio letnia brzoza odgadł zapytany. Potem gałązkę 245-cio letniego dębu. 245-cio letni dąb odgadł ponownie. Więc na koniec kobiecina podrapała się po łonie i podała mu palce do powąchania. Zapytany wahał się chwilę: 16-nasto ..., nie 17-nasto ... (kobiecina w tym momencie aż pokraśniała)... 17-nastowieczny kuter rybacki odrzekł po namyśle. PS. a tutejsza królowa, to zamiast siedzieć na NK, to za jakąś pracę wziąć się nie myśli?".
Owszem, można było zirytować się na JK i można zrozumieć wzburzenie pisarki, jednak czy to powód, aby bez stuprocentowej pewności zeznawać w sądzie, że JK=MN? Cóż ten biedny sędzia miał zawyrokować, skoro jest w sądzie zdeterminowana powódka, która zeznaje z wielkim zaangażowaniem i wielkim przekonaniem, zaś - jak się zapewne wielu wydawało - winny MN skombinował sobie lewe zwolnienia lekarskie i złośliwie nie pojawia się w sądzie, to któż mógłby jeszcze wątpić, że JK=MN? No i sędzia popełnił swój wielki błąd, za który do tej pory się nie wypłacił - okopał się pośród kodeksów oraz immunitetów i nie ma zamiaru ani poprawić swojego chłamu, ani przeprosić. Każda pierwsza lepsza rzemieślnicza łajza ma obowiązek naprawienia szkody w sposób bezpłatny, z uśmiechem (choćby udawanym) i niezwłocznie, bo mamy bardzo mądre przepisy, którymi podpierają się federacje konsumenckie maści wszelakiej, ale nie dotyczy to, niestety, wielce szanownych przedstawicieli polskiej Temidy.
A przy okazji - pisarka przed organami władzy zarzekała się, że nie zamieszczała pikantnych dowcipów na NK - może trzeba sprawdzić, czy doktorantka wie, co owo słowo oznacza? I jest to drugie jej kłamstwo, tym razem popełnione w gmachu Temidy. A swoją drogą - pani ta pewnie nie zna tego określenia (albo nie wie co oznacza), zaś sędzia fałszerstwo nazywa omyłką i wydaje wyrok skazujący - gdzie my żyjemy? Łatwo nam żartować z inteligencji innych narodów? Jedna nie wie, co to "pikantne", drugi nie odróżnia fałszerstwa od pomyłki?!
Pisarka zacytowała Krzysztofa M. - "Jacku Kawalcu, a dlaczego ty taki 'ukryty'? i dlaczego wchodzisz na forum PG? Nie masz zadnych kolegow? ani kolezanek? Moze masz przynajmniej psa?", dodając od siebie - "Oprócz żony, dwóch synów i psa spaniela nie ma nikogo. Nikt go nie lubi, wyrzucają go z każdego forum na jakim się pojawi. Nikt nie ma ochoty słuchać jego prostackich zaczepek.. proszę Was ignorujcie go, bo nigdy się nie odczepi", zatem ponownie publicznie oznajmiła, że JK=MN, bowiem i tu opisała obu jako jedną osobę.
W końcu pisarka MCh energicznie proponuje - "A ja wnoszę o zablokowanie jego IP dla forum PG", na co JK odpowiada - "hehe… czy jakies uzasadnienie dla swojej prośby pani znajdzie, czy też pani widzimisię ma wszystkim wystarczyć za argument? :P".
Kiedy doktorantka filozofuje i kolejny raz kłamie, że MN=JK - "A ja sądzę, że MN odreagowuje stresy i jako JK używa sobie na całego.. taki doktor Jekyll i Mr Hyde :).. chociaż... Jekyll to za dużo powiedziane", to JK nawiązuje do superdowcipu p. MCh - "hehe... opisuje pani swojego mężczyznę jak m.in. drapie się po niewymownym, a potem wącha swoje paluchy, ale to ja używam sobie na całego? Chyba ci się troszkę wątki z dowcipami pozajączkowały skarbie :P".
A kiedy pod koniec stycznia 2009 pisarka dostrzega artykuł MN na Salon24, zaraz komunikuje na NK - "A to jest kolejny 'wspaniały' felieton p. MN http://mirnal .salon24.pl/383280.html Jeszcze macie jakieś wątpliwości że JK i MN to dwie różne osoby? przeczytajcie jak tam kłamie i przekręca fakty..." i ponownie konfabuluje, że JK=MN, na co JK odpisuje - "Pani obsesja na punkcie MN robi się już nudna. Jak macie coś do siebie, to proszę wyjaśnić to sobie na priva, bo nikt tu już nie jest zainteresowany tą postacią :P". Ponadto pisarka publicznie stwierdza, że "tam kłamie i przekręca fakty", zatem może w końcu przedstawi swoje argumenty - w jaki sposób kłamie i przekręca fakty?
I
kiedy w końcu pisarka zwraca się do p. Michała (przodownika w pisaniu
wulgarnych żartów na NK), przypominając sobie o swoim doktoranckim dobrym
imieniu - "Michał miałeś rację. To konto założyłam tylko na moment..
więcej nie będę już tu pisać.. i chyba już nigdy i nigdzie. Pan MN
przekopiowuje Wasze wypowiedzi na portal salon24. Skasowałam moje konto z NK,
ponieważ upublicznił moje dane bez mojej zgody na tamtym portalu, oczywiście
z niewybrednym komentarzem, tak jak to on potrafi.. Jutro wysyłam pismo na
policję, zgłaszając przestępstwo (naruszenie Ustawy o ochronie danych
osobowych, oraz naruszenie dobrego imienia), zgłosiłam też nadużycie w
salonie 24. Proszę o to link do Waszych wypowiedzi na innym portalu: http://mirnal.salon24.pl/
Także na portalu Salon24 pisarka czuje potrzebę propagowania swojego konfabulacyjnego spostrzeżenia - "by nie było wątpliwości MN=JK=AZ to są te same osoby" i to samo podtrzymuje na NK - "Witajcie. Właśnie otrzymałam wiadomość z nk, że konto MN i JK. zostały zablokowane do odwołania. Dzisiaj mam spotkanie z moim prawnikiem i omówimy plan działania. Magda".
I tutaj należy w końcu położyć tamę rozpowszechnianym kłamstwom pisarki MCh, że JK=MN. Na dobrej drodze był admin NK - "Szanowny Panie, dziękujemy za kontakt i prosimy o uzbrojenie się w jeszcze odrobinę cierpliwości. W chwili obecnej z przyczyn czysto technicznych nie możemy rozwiązać Pańskiego problemu w taki sposób, jakiego by Pan oczekiwał. Jesteśmy przekonani, że najpóźniej w ciągu kilku dni otrzyma Pan od nas wyczerpujące informacje oraz rozwiązanie problemu". Niestety, zostawił rozgrzebaną sprawę i do dzisiaj nie wystawił obiecanego rozwiązania problemu oraz wyczerpujących informacji - a to już dwa lata mijają z okładem!
Sędzia WM z Sądu Okręgowego w Gdańsku miał sporo dowodów na nieetyczną działalność pisarki i oświadczenie MN, że miał tylko jedno konto na NK. Nie wiadomo dlaczego przyjął wersję pisarki (że JK=MN), bowiem uznał jej fałszerstwo za omyłkę. A skoro już uznał, że MN jest także JK, to wydał wyrok skazujący, a do tego nie poinformował o jego wydaniu, przez co uniemożliwił MN wniesienie apelacji od tego kuriozalnego wyroku. I w ten sposób, zamiast ukarać pisarkę, zainicjował jedną z większych afer dotyczących ośmieszenia osoby pozywającej oraz, niestety, polskiej Temidy, bowiem MN nie jest JK, zatem wyrok oparty na tym fałszywym zeznaniu pisarki powinien być unieważniony. A w jaki sposób, to niech wymyśli sama Temida, która tego piwa nawarzyła. Ponadto sędzia nie wyliczył wypowiedzi ani MN, ani JK, które miałyby godzić w honor pisarki, natomiast w wyroku zażądał przeprosin. Za co MN ma więc przepraszać - może się w końcu dowie (przecież to proste - wystarczy podać przestępcze cytaty z kilku artykułów wymienionych z tytułów). I za kogo przepraszać - za MN, czy za JK? A może także za proces spartolony przez gdański jednoosobowy niezawisły, nietykalny i całkowicie zimmunitetowiały sąd?
Może zadamy pytanie, które powinno paść z ust sędziego w procesie cywilnym, zaraz na początku tego dziwacznego przewodu, na które odpowiedź ustawiłaby Temidę po właściwej stronie chybocącej się szalki - "na ile pisarka jest pewna, że MN jest jednocześnie JK?".
Okazuje się, że pisarka, kiedy została oskarżona o pomówienie, to napisała do sądu -"W związku z oskarżeniem mnie przez Mirosława Nalezińskiego o pomówienie przeze mnie jego osoby o korzystanie z kliku** kont na portalu Nasza Klasa składam wniosek o ustalenie poprzez dostawcę usług internetowych [...] danych osoby, która łączyła się z portalem Nasza Klasa w nocy z dnia 1 na 2 lutego 2009 roku w godzinach 23.00 - 24.10, oraz o ustalenie danych osoby, która łączyła się z portalem http://mirnal.salon24.pl/ w tym samym czasie i porównanie ich ze sobą w celu oceny czy była to ta sama osoba. Podstawą wniosku jest mój dowód dedukcyjny załączony do pisma (załącznik 1***), z którego wynika jednoznacznie, że Mirosław Naleziński korzystał z portalu Nasza Klasa z co najmniej dwóch kont. Moja wypowiedź na ten temat na portalu Salon24 i Nasza Klasa była tylko stwierdzeniem faktu, a nie pomówieniem - podaniem informacji niesprawdzonej, bądź nieprawdziwej. Mirosław Naleziński doskonale wie, że korzystał z co najmniej dwóch kont, doskonale wie, że ja to zauważyłam, a pomimo to publicznie oskarża mnie o fałszerstwo, pomówienie, a teraz posunął się nawet do świadomego wniesienia oskarżenia opartego na nieprawdzie (przestępstwo z art. 238KK)".
To już, nobliwa Temido, prawdziwy skandal! W pierwszym procesie sędzia oparł się na założeniu, że JK=MN, zaś po kilkunastu miesiącach, pisarka dopiero wnosi o zbadanie sprawy, czy istotnie JK=MN? Od samego początku MN twierdził i składał oświadczenia, że ma i miał jedno jedyne konto na NK. Mało tego - na wszystkich rejestrowanych portalach ma i miał wyłącznie jedno konto, bowiem nawet nie rozważał takiej nieuczciwej opcji. I doktoryzująca się pisarka wymyśliła sobie absurdalny dowód (określany przez nią jako dedukcyjny) oraz nadal wmawia Temidzie, przyjaciołom, internatom, rodzinie, że MN "doskonale wie, że korzystał z co najmniej dwóch kont" i że pisarka to zauważyła. I takim bredniom Temida uwierzyła i nadal wierzy?
Szanowna Temido! Jak długo jeszcze będziesz dawała się wodzić pisarce za nos, której coś kiedyś się przywidziało i przez lata będzie (wespół z internetowymi zwolennikami) pisywać powyższe kuriozalne bzdurne oskarżenia? Gdybyś, o ślepa Temido, uwierzyła oświadczeniu MN, to nie byłoby bezsensownego a kompromitującego wyroku. Dlaczego zatem przyjęto wersję pisarki? Dlaczego sędzia - mając całkowicie odrębne stanowiska obu stron - przyjął za prawdziwe jedno, zaś drugie przyjął za nieprawdziwe? Przecież nie rzucił monetą, zatem czym się kierował i dlaczego tak tendencyjnie? MN już parokrotnie pisał, że każda osoba, która twierdzi, że MN=JK popełnia przestępstwo i powinna być postawiona przez obliczem damy z opaską. Czy tę groteskę w końcu jest w stanie zakończyć jakiś łebski a polski sędzia? Czy potrzebna będzie ingerencja unijnego fachowca?
*- jeśli jednak stawia prawdę ponad swoje chęci wygrywania sprawy za wszelką cenę, to przepraszam, ale niech kolejny raz przeczyta poniższy apel o nierówności inicjałów (i osób) - "Panie KK, niech Pan wbije sobie do uczonej głowy, że MN nie miał dodatkowego konta ani na dane JK, ani na AZ. Pozwoli to Panu na godne wyjście z grząskiego gruntu, na który Pan wkroczył; a przy okazji - niech Pan pomoże pisarce wyplątać się z tej afery, jeśli Panu nieobca jest honorowa technika rozwiązywania tego typu problemów"
** - "kliku" w oryginale, zamiast "kilku" (freudowski lapsus trącający... klikowością)
***
- www.szwedzki.eu/MN/MN=JK(1).
PS Czy tylko polskie sądy popełniają (delikatnie określając) błędy lub (bardziej krytycznie) idiotyzmy? Nie, bowiem zdarza się to nawet amerykańskim sądom. Oto przykład kolejnej sądowej mądrości - bostoński sąd wyznaczył (na członka ławy przysięgłych) niejakiego Sala Esposito, mieszkającego z pewnym małżeństwem. Problem polegał na tym, że Sal jest... kotem. Oczywiście małżeństwo uznało, że jest to zwykłe nieporozumienie - po prostu wpisali swojego pupila na listę rodziny podczas spisu powszechnego w 2010. Para napisała do sądu grzeczne odwołanie, dając do zrozumienia, że zwierzę ani nie rozumie, ani nie mówi po angielsku. Dołączyli zaświadczenie weterynarza, że Sal jest... kotkiem. Jakież był zdumienie, kiedy sąd odwołanie jednak odrzucił i owemu panu kotu Esposito nakazał stawienie się na rozprawę, bowiem "Amerykański system sądowniczy dopuszcza sytuację, by na ławie przysięgłych zasiadała osoba, która nie posługuje się perfekcyjnym angielskim".
Mirosław Naleziński
******************************
3. Relatywizm Zbysława
Kiedy zamieściłem na portalu EIOBA artykuł „Pytanie prawne” http://www.eioba.pl/a126764 , zadałem szereg ważnych (dla internautów) pytań –
„Czy obywatel (dziennikarz, internauta) ma prawo bez zgody autora tekstu (dostępnego w mediach, także w internecie):
- opisać i skrytykować w mediach niewłaściwe (jego zdaniem) zachowanie się tego autora wypowiedzi (podczas dyskusji na forum internetowym), w szczególności niecenzuralne słownictwo, nieprawdziwy zarzut, groźby, czy fałszerstwo?
- zamieścić na blogu opinię/cytat jakiegokolwiek autora wypowiedzi?
przy czym krytykowana/cytowana osoba:
- nie jest osobą publiczną,
- jest osobą publiczną (albo oświadczyła, że chce być traktowana jak osoba publiczna)
i czy ma prawo podać pełne dane osoby omawianej lub cytowanej, czy jedynie inicjały?”.
Pewien intelektualista (o pełnych danych osobowych*; trzeba to podkreślić, bowiem wielu – zwłaszcza anonimowych – użytkowników dokonuje „odważnych a menelowatych” wpisów, na miarę swoich nieidentyfikowalnych pseudonimów), wpisał –
„Może pan cytować dowolnie cudze wypowiedzi, o ile publikowane były w powszechnie dostępnym medium - z zastrzeżeniem skrupulatnego podania autorstwa. Cytat może być w całości lub części, in extenso. Może być dowolnie krytykowany, a nawet wyszydzany - również pod warunkiem zachowania odautorskiego kontekstu”.
Aby sprecyzować zagadnienie (akurat polskie sądy interesują się od niemal dwóch lat podobnym problemem na Wybrzeżu), podpowiedziałem -
„Panie Zbysławie*, chodzi np. o krótki cytat autorstwa (np.) Jana Kowalskiego z dowolnego portalu, zamieszczony na swoim blogu (np. Malinowskiego). Po pewnym czasie pan Kowalski pisze, aby zdjąć ten cytat albo przynajmniej zdjąć jego pełne dane osobowe, bowiem np. już z tym cytatem się on nie utożsamia. I grozi np. sądem. Na przykład, Kowalski napisał ‘Nie zgadzam się z teorią ABC’. Malinowski zamieszcza na swoim blogu ów cytat z podpisem ‘Jan Kowalski’, zaś on (Kowalski) żąda (co napisałem) i grozi sądem, bo Malinowski zamieścił ten cytat (jedno zdanie) bez zgody Kowalskiego. I jaka jest Pańska odpowiedź?”.
Na co ów pisarz* daje jakże śmiałą odpowiedź –
„Wystarczy pod cytatem umieścić datę wypowiedzi (jeśli nie było od razu, to dopisać) - po czym kazać się autorowi wypchać zgniłym sianem. W żadnym razie i pod żadnym pozorem nie wdawać się w dyskusje. Sprostowań nie umieszczać. Nie tańczyć, jak pan autor zagra. Mieć dowód na ten jeden prosty fakt: określonego dnia określony człowiek w określonym miejscu opublikował określone zdanie. Nie interesować się tym, że je następnie zmienił - uczynił to na własne ryzyko i własny koszt. Proszę pamiętać o rzeczy elementarnej: jeżeli ktoś twierdzi, że uczynił pan źle - na nim spoczywa obowiązek dowiedzenia tego. Dziecinna skłonność, by się z wszystkiego tłumaczyć, to najważniejszy powód kłopotów. Konkretnie, jeśli zacytował pan zdanie Kowalskiego na podstawie niewątpliwie publicznego źródła, nawet sąd nie jest w stanie nakazać panu umieszczenia poprawki, podjętej przez Kowalskiego w czasie późniejszym. Chyba, że wyrazi pan taką wolę - może być w zamian za określone honorarium, którego także sąd nie może odmówić. Chyba nie wyobraża pan sobie debilstwa, zmuszającego cytujących cudze wypowiedzi do stałej dbałości o to, by zawsze były one aktualne?”.
Genialny a uniwersalny opis omawianego tematu wielce mnie wzruszył i podbudował. Do czasu... Po kilkunastu minutach filozof uzupełnia swoją odpowiedź – „Moja poprzednia wypowiedź jest uniwersalna, ale nie dotyczy spraw p. Nalezińskiego”.
Każdy może mieć gorszy dzień... Ale cóż to się stało p. Zbysławowi? Niniejsze rozważania są istotne dla logików i dla Temidy, która może być nieźle rozkojarzona takim rozumowaniem, bowiem prowadzi szereg procesów, w których omawiana logika jest podstawą dochodzenia prawdy i do orzekania o winie.
Ponieważ p. Zbysław* na portalu EIOBA nie jest byle jakim dyskutantem, przeto uczepiłem się tej opinii jak tonący brzytwy, bowiem akurat trójmiejska Temida ma ciekawą sprawę, która powinna zainteresować bodaj wszystkich uczestników forów i piszących artykuły w internecie. W szczególności przypadły mi do gustu śmiałe frazy owego aforysty*: „kazać się autorowi wypchać zgniłym sianem”, „pod żadnym pozorem nie wdawać się w dyskusje”, „sprostowań nie umieszczać”, „nie tańczyć, jak autor zagra” oraz (sic!) „nawet sąd nie jest w stanie nakazać panu umieszczenia poprawki”.
Te, jakże cenne, uwagi i porady, oczywiście, dodają mi otuchy i będą użyte w polemice z naszymi sędziami i ciekawe, w jaki sposób zareaguje na nie mecenas pisarki, której przywidziało się, że z dodatkowego konta (zarejestrowanego na osobę trzecią) ją rzekomo postponowałem, i z którą to mam wątpliwą przyjemność spotykać się w naszych sądach. Zainteresuje zapewne także prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku, bowiem zdanie wyrażone przez p. Zbysława jest dowodem na to, że wielu Polaków uważa, iż opinie zamieszczane w internecie można cytować i omawiać na dowolnym forum i to bez zgody autora cytatu. W razie potrzeby można ów problem przedstawić przedstawicielom organizacji zajmujących się wolnością słowa.
Jednak nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. Chyba niepotrzebnie zacząłem drążyć sprawę –
***Panie Zbysławie! Myślę dokładnie jak Pan, ale nie jest to oczywiste dla wszystkich intelektualistów, w tym pisarzy.
Na blogu umieściłem zapis –
„1. Redakcja ‘Życia Warszawy’ została wykreślona z książki adresowej po emajlu (4 stycznia 2006) z prośbą - Prosimy o zaniechanie przysyłania nam Pańskich tekstów. Nie jesteśmy zainteresowani ich publikacją, ani też analizą, czym określiła swój stosunek do nadsyłanych tekstów przez obywateli RP. No cóż, są redakcje niepotrafiące znaleźć się w nowej internetowej rzeczywistości i nieszanujące obywateli...
2. Trójmiejska pisarka MCh-P (po jej monicie dopisałem: 8 lutego 2010 zakazała podawania pełnych danych) obwieszcza na portalu NaszaKlasa (oceniając moje opracowania w aspekcie p. 1): ‘na pewno nie podpisuję się pod żadnym jego tekstem’. Jestem pełen podziwu dla tak zdecydowanej i skrajnej postawy - pomorska intelektualistka przeczytała wszystkie (nieprawdopodobne!) moje teksty (kilkaset i to na rozmaite tematy) i z żadnym się nie zgadza... Cóż za surowa krytyczka”.
W lutym 2010 pisarka przesłała emajlem groźbę –
”Proszę natychmiast usunąć moje dane (imię, nazwisko i nazwisko panieńskie) z Pańskiej strony. Nie wyraziłam zgody na publikowanie moich danych przez Pana, a wręcz przeciwnie po raz kolejny wyrażam swój stanowczy sprzeciw. Ostrzegam Pana, że brak reakcji z Pana strony na moje żądanie będzie wykorzystane przeciwko Panu w procesie karnym. Proszę nie odpisywać, nie życzę sobie z Panem żadnych dyskusji. Ten adres jest tylko tymczasowy i natychmiast po wysłaniu tego maila zostanie zlikwidowany. mch”.
No cóż, bywają ludzie, co się wstydzą swoich publicznych wypowiedzi a nawet grożą sądem. Marszałek Zych pewnie miałby prawo zabronić puszczania w mediach jego słynnego sejmowego cytatu...***.
Niestety, p. Zbysław całkowicie podał tyły, czyli rufę (jako człowiek morza) –
„Panie Mirosławie. Gdzie Rzym, gdzie Krym? Ja o jednym, pan o drugim. Czyżby zechciał pan wmataczyć mnie w swoje sprawy? Nie zamierzam być nawet ich kibicem. Spróbowałem z pańskich niejasności zrobić coś w rodzaju ‘pytania prawnego’ i odpowiedzieć na nie - jak widzę, daremnie. Równie daremna jest próba zainteresowania mnie tym, co ma miejsce pomiędzy panem, redakcją i pisarką. Nie mój cyrk, panie Mirosławie. Zresztą, nie lubię cyrków”.
Zdumiony postawą laureata nagrody im. Teligi (a to jednak zobowiązuje w dziedzinie logiki i walki o racje; nieraz walczył ze sztormami, ale nie chce się dać wmataczyć w lądowy żywioł, choć przecież już wpłynął na te filozoficzne rafy), próbowałem zaapelować do uniwersalności teorii i wytknąć tendencje do zbyt łatwego zmieniania poglądów, w zależności od kierunku wiatru (kto jak kto, ale żeglarz na te zmiany i aluzje powinien być szczególnie uczulony) -
„Panie Zbysławie - podał Pan algorytm postępowania, zaś ja podałem konkretny przykład. Jeśli Pan podałby wzór na cokolwiek, wierząc, że jest on prawdziwy we wszystkich przypadkach, to niech Pan albo broni swojego wzoru, kiedy ktoś poda liczbę, która spowoduje, że Pański wzór się zawali, albo niech Pan uzna, że Pan nie wziął pod uwagę niektórych liczb, które czynią Pański wzór nieprzydatnym. A już na pewno nie należy się denerwować, że ktoś podaje jakąś liczbę, przez którą Pański wzór jest nieuniwersalny. Jeśli Mickiewicz na portalu napisałby, że nie znosi utworów Julka, zaś Słowacki zamieściłby jego cytat na swoim blogu, to? Panie Zbysławie - to co by się stało? O jakim wmataczaniu Pan pisze? Zadał Pan pomocnicze pytanie, to Panu odpowiedziałem. Mało tego - był Pan pewien swoich racji (ostro Pan pojechał), ale po moim wyjaśnieniu wycofuje się Pan ze swojej uniwersalnej wypowiedzi? Ze swojego zdania? To niech Pan napisze – ‘moja poprzednia wypowiedź jest uniwersalna, ale nie dotyczy spraw p. Nalezińskiego’ ”.
I cóż odpowiada na to nasz nobliwy wilk morski, który niejeden raz stawał oko w oko z surową przyrodą? Onże odpisuje krótko a treściwie (po marynarsku), próbując przysłonić żartobliwym drugim zdaniem (o algorytmach) swoje odejście od ważnej opinii –
„Moja poprzednia wypowiedź jest uniwersalna, ale nie dotyczy spraw p. Nalezińskiego. Na algorytmach nie znam się, za słabom kształcony”.
Czując, że wyślizguje mi się (niczym piskorz) znakomity filozof morski (w końcu publicysta portalu Racjonalista!), koniecznie chcę uzyskać odpowiedź na dręczący problem -
„OK. Skoro nie zna się Pan na algorytmach, to łatwiejsze pytanie –
Czy wg Pana pan X. może zacytować na swoim blogu
a) wypowiedź wieszcza Adama z Jego nazwiskiem
b) jedną z Pańskich wypowiedzi z Pańskim nazwiskiem?
Niech Pan zgadnie, kto to napisał – ‘Wystarczy pod cytatem umieścić datę wypowiedzi (jeśli nie było od razu, to dopisać) - po czym kazać się autorowi wypchać zgniłym sianem’?”.
Niestety, ten nasz dzielny kapitan, który z niejednego akwenu ryby jadał i wyciągał pouczające wnioski podczas walk z żywiołem, nie udzielił już pod tym moim artykułem żadnej odpowiedzi, żadnego wyjaśnienia. Szkoda! Ale i tyle wystarczy.
Natomiast – jak to bywa również na „łownych obszarach” (tak lądowych, jak i wodnych) - ściągnęły do naszej eiobowej sadzawki anonimowi gawrosze, choćby taki Chrisy (zaprzyjaźniony z doktoryzującą się panią, zabanowany na parę tygodni, zaś jako chris1 – na stałe). Oto co on nam ma do przekazania ów znawca sprawy konfliktu z pisarką a akademicką nauczycielką (chyba został jej rzecznikiem internetowym), którą określa jako MH (zamiast MCh) -
„Wytłumaczę Panu kawę na ławę: Pani MH nie podpisuje się pod żadnym Pana tekstem z jednego powodu: z powodu autora tekstów. Nie trzeba czytać wszystkiego, aby znając autora, jego zdolność do konfabulacji, agresywnych i kłótliwych zachowań by odrzucić całą jego ‘twórczość’. To jest bardzo proste do zrozumienia Panie Naleziński. W czym Pan ma problem, że Pan tego nie rozumie i zadręcza Pan Internet swoimi skargami, że P. MH nie podpisuje się pod Pana tekstami. No i oczywiście trzeba również zrozumieć, że KAŻDY ma prawo do swojego zdania i oceny. Nie może Pan nikogo zmusić do tego, żeby miał takie samo zdanie jak Pan. Komunizm, faszyzm już się skończyły Panie Naleziński”.
Ów pan próbuje usprawiedliwić postawę pisarki (od komputerowej księgowości) a jego znajomej. Otóż on twierdzi, że totalitaryzmy się skończyły i że można uznać czyjąś twórczość za bezwartościową bez konieczności czytania (choćby paru artykułów, aby nie napisać „wszystkich”), zatem doktoryzująca się trójmiejska pisarka może uznać (bo mamy wolność słowa, zdaniem p. Chrisy) twórczość dowolnego autora za marną bez zapoznania się z tekstami. Natomiast ja (i pewnie nie tylko) uważam, że publicznie złożone oświadczenie („na pewno nie podpisuję się pod żadnym jego tekstem”) jest złośliwym i bezsensownym wybrykiem owej intelektualistki, która jako pisarka i doktorantka powinna być przykładnym etykiem w dziedzinie komentowania cudzej twórczości. I to, jeśli nie ze zwykłej uczciwości, to choć z obawy, że ktoś może jej dzieła sztuki piśmienniczej wziąć na tapetę i gruntownie je omówić, całkowicie przy tym deprecjonując, zwłaszcza że owa pisarka uważa, że można ocenić czyjekolwiek dzieło bez potrzeby drobiazgowego poznania. Jeśli nie jest hipokrytką, to (wg niej i jej rzecznika) każdy mógłby publicznie wymienić tytuły jej książek, uznając je za chłam, tylko na podstawie opinii, że jest ona (to jedynie domniemanie w ramach rozważań) na przykład „nawiedzoną pieniaczką, obijającą się pomiędzy sądowymi salami”. Co ciekawe, ta pani oświadczyła, że ma prawo wypowiadać się w kwestii czyjejś twórczości w ramach wolności słowa (to samo mniej więcej stwierdził ów Chrisy), natomiast przekazuje sprawy innych osób do sądów, uważając, że te osoby, omawiając jej zachowanie, nie mają prawa do korzystania z wolności słowa! Teraz wystarczyłoby powołać specjalistów, którzy oceniliby moją twórczość i uznaliby, że „uczciwy przedstawiciel nauki polskiej (tu doktorantka Uniwersytetu Gdańskiego), bez przeczytania wszystkich artykułów dowolnego autora, nie ma prawa składać oświadczenia: „na pewno nie podpisuję się pod żadnym jego tekstem”, bowiem to nie ma nic wspólnego z rzetelnością, która powinna charakteryzować polskiego naukowca i który powinien świecić przykładem w dziedzinie „etyka”. I tym problemem powinna zająć się Komisja Etyki Uniwersytetu Gdańskiego.
Co ciekawe, wspomniany Chrisy zarejestrował się (także jako Chrisy1) tylko i wyłącznie po to, aby na EIOBA dyskutować na jeden jedyny temat. Trudno orzec, czy bruździ, czy (jak zapewnia) próbuje bronić honoru pisarki. Wszystkie komentarze dotyczą polemiki z moimi artykułami, w których porównuję pisarkę do innych (znanych z mediów) osób, w aspekcie medialnych wydarzeń. Ponieważ nie napisał żadnego artykułu, to zaproponowałem mu, aby pokusił się o tekst na temat konfliktu pomiędzy jego znajomą a mną, ale do tej pory nie podjął się dzieła. Apelowałem do niego, aby pomyślał rozsądnie: czy facet, który podpisuje się prawdziwymi danymi, który jest dziennikarzem obywatelskim, a który napisał ok. tysiąca artykułów i parę tysięcy komentarzy, który wprawdzie jest kontrowersyjny, ale nigdy jako pierwszy nikogo nie obraził, facet, który twierdzi, że nigdy w artykułach nie minął się z prawdą, otóż - czy taki facet mógłby skłamać w sprawie paru rzekomych kont? I po co? Przecież gdyby tak było i gdyby się to wydało (że miał parę kont i okłamuje do tej pory, wprowadzając w błąd szlachetne sądy oraz adminów go wspierających), to facet byłby skończony! Prosiłem i tego Chrisy, i innych użytkowników, o rozsądne ruszenie szarymi komórkami, ale wszyscy powoływali się na wyrok sądu z 2009, jakby gdański sędzia był ważniejszy od papieża (kwestionuje się jego nieomylność, natomiast osądzanie jest uważane za niepodważalne; co ciekawe, ci sami ludzie, którzy uważają sądowy wyrok za ostateczny, całkowicie nie zgadzają się z wyrokiem moskiewskiego sądu w sprawie Katynia – czy to hipokryzja uniwersalna, czy raczej hipokryzja patriotyczna?). A niby jakie miałbym motywy, aby założyć inne konta i obrażać z niego nieznaną mi (a wybitną i coraz bardziej sławną) pisarkę? Jeśli jest przestępstwo, to powinny być motywy...
Reasumując – nadpobudliwa pisarka podała do sądu niewinnego gościa, dedukcyjnie (sic!) dowodząc, że miał drugie (i trzecie, ale z tego zarzutu wycofała się!) konto na słynnym portalu, z którego ją obrażał. I nie ma siły, aby ją wyprowadzić z błędu. Macha jakimś wyrokiem wydanym w imieniu III RP przez chwilowo niezbyt dysponowanego sędziego, który powinien ze wstydu nie tyle się zapaść, co niezwłocznie powtórzyć proces. Sprawa jest teoretycznie prosta – nie obrażałem doktorantki z innego konta, zaś wszystkie artykuły na jej temat oparte są na faktach, które można sprawdzić, tyle że nikomu nie chce się tego uczynić, bowiem łatwiej jest przyjąć wersję pisarki za prawdę; wszak, gdyby uznać, że nie miałem drugiego konta, to sąd musiałby ją skazać za wielokrotne kłamstwa i pomówienia oraz za sfałszowanie podpisu, a to prawdopodobnie przerasta organizacyjne możliwości całego naszego wymiaru sprawiedliwości, zwłaszcza że w takim przypadku sąd musiałby przyznać się do prowadzenia procesu w sposób niezupełnie rzetelny.
Przy okazji słówko do innych użytkowników - uwłaczacie swojej inteligencji, skoro uważacie, że taki MN mógłby wodzić sędziów i policjantów za nos i kłamać w żywe oczy, pisać z jednego konta jako gawrosz, zaś z drugiego szczególnie starannie (a pisarka twierdzi, że oba style są podobne, co tylko dowodzi jej braków w dziedzinie właściwego postrzegania faktów). Jednocześnie przeceniacie jego jako oszusta, bowiem on nikogo w internecie nie oszukał i tym razem także opisuje prawdę. Zdumiewające jest, że skłaniacie się ku takiemu Chrisy, który nie napisał żadnego artykułu, nie znacie go, dwukrotnie został zabanowany, a nie wierzycie, facetowi, który zamieścił na EIOBA niemal ćwierć tysiąca artykułów. Czy w którymś oszukiwał, dał Wam powód do uznania go za kłamcę? Pewnie nie, ale uważacie, że mógłby napisać kilka razy więcej, a i tak zarzuty anonima uznacie za ważniejsze. Socjologicznie jest to wielce ciekawe zagadnienie!
*
- Zbysław Śmigielski (wg własnej notki na EIOBA): powieściopisarz,
nowelista, aforysta - rzadko poeta. Laureat nagrody głównej im. Leonida Teligi
za powieść żeglarską "Kapitanowie". Publicysta portalu
Racjonalista http://www.racjonalista.pl/
"Erotyczny" spot z Tuskiem w roli głównej
„My” jesteśmy biedni i to „wasza” wina!
KIBICE
DO ODSTRZAŁU , czyli przeżyliśmy rusków przeżyjemy i tusków... :-)
TUSK cenzuruje internet w związku z hasłem: “Donald matole twój rząd obalą kibole” :-)
Więcej w dziale dla inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Komentowanie nie jest już możliwe.