opublikowano: 11-06-2011
Kto Pippie szlak w końcu przetrze? Mirosław Naleziński
Media opublikowały najnowsze fotki szwagierki księcia oraz dawne fotki i próbują
dowieść, że siostra żony księcia ongiś dała się utrwalić obiektywem w
negliżu i że na zdjęciach widać pannę o intrygującym (dla Słowian)
imieniu, które to imię obiecuje znacznie większe obszary wizyjnego poznania
tej białogłowy, niż w istocie ukazano (media porównują uśmiech i pieprzyki
na twarzy, dowodząc, że niekompletnie ubrana dama jest siostrą pani Kate, właśnie
zaślubionej księciu Williamowi). Ponieważ w cywilizowanym świecie obowiązuje
święta zasada, że bez zgody osoby zainteresowanej a niepublicznej, nie można
rozpowszechniać wizerunku i danych osobowych, przeto jest oczywiste, że media
(w tym polskie) uzyskały złamały prawo*.

Gratka dla fanów pięknej Pippy, siostry księżnej Kate Middletone...
Kto i kiedy – jako pierwszy – wytoczy proces polskim mediom ujawniającym
dane obcokrajowcom bez ich zgody, zwłaszcza jeśli nie są osobami publicznymi?
Jedynym sprawiedliwym jawi się pewien mecenas z Pomorza. On przetarł był drogę
wymiarowi sprawiedliwości, który wzorcowo rozprawił się z (póki co) polskim
dziennikarzem, zatem śmiało powinien wziąć kolejne sprawy i to zagraniczne.
Oto wybrane cytaty z polskich portali (górne półki) – Oszaleli na punkcie
pupy Pippy. Po królewskim ślubie świat oszalał na jej punkcie. Nie, nie
chodzi o Kate Middleton. Mowa o jej młodszej siostrze Pippie. A dokładniej to
o jej pupie. Po ślubie z księciem Williamem tytuł otrzymała nie tylko jego
nowa żona (została księżną Cambridge), ale też jego szwagierka Philippa.
„Najbardziej zgrabny członek monarchii”, „najładniejsza pupa na królewskim
ślubie” czy „Jej Seksowna Wysokość Pippa” - to tylko niektóre z
przydomków nadanych 27-letniej Pippie Middleton.
Nieźle pojeżdżono po biednej Pippie? Ale to nie koniec. Czytamy (choćby na tvn24.pl)
o niej (a właściwie o jej eleganckiej części) - Pupie Pippy zadedykowano
nawet stronę internetową. Na portalu społecznościowym Facebook ma swój
fanpage pt. "Grupa wielbicieli pupy Pippy Middleton". Nie jest
tajemnicą, że Pippa Middleton jest absolutnie oszałamiająca. W internetowych
sklepach można już kupić koszulki, znaczki i inne gadżety zadedykowane
Pippie i jej części ciała. Uwagę mediów siostra Kate przykuła już wcześniej.
Na początku tego roku brytyjski dziennik „Daily Mirror” napisał: "Pippa
ma najwięcej szczęścia z nich wszystkich. Ściąga całą uwagę mężczyzn,
projektantów mody, i co ważne - nie ma żadnych obowiązków".
Czyli na Facebooku grupują się wielbiciele pupy Pippy i wszystko jest zgodne z
unijnym prawem? A na jakiej podstawie prawnej polskie media mogą w ten
ordynarny (z aluzyjnym słownictwem i jednoznaczną grą słów) sposób
postponować osobę ludzką i naruszać jej godność (i na ten element* postawił
bardzo roztropnie mec. K. Kolankiewicz, sporządzając pozew przeciwko polskiemu
dziennikarzowi). A czy na tym portalu może zaistnieć fanklub trójmiejskiej
pisarki, twórczyni dzieła „Symfonia”? Niby wszyscy ludzie są wobec
konstytucyj wszelakich równi, ale czy to prawda?
Gdyby ktoś chciał dogłębniej ocenić naruszanie godności osobistej panny
Pippy, można polecić - http://www.tvn24.pl/4,251,8,
Pod koniec maja media donosiły – „Tego jeszcze nie było. Do tej pory byliśmy
przyzwyczajeni, że to sędziowie są obrażani przez piłkarzy. Jednak podczas
tego meczu role się odwróciły”. Obrażeni zawodnicy cytują sędziego –
„Wyzywał nas między innymi od ch..., skur..., kur..., ty jeb... konusie. Nie
zostawimy tak tej sprawy, napiszemy skargę do PZPN”.
Media nie tylko cytowały, ale również podawały pełne dane* sędziego –
„Do skandalu z udziałem sędziego Marka Karkuta doszło w meczu I ligi piłkarskiej,
w której ŁKS Łódź zremisował z Sandecją w Nowym Sączu 2:2. Arbiter miał
zwyzywać* zawodników gości”.
Media również zajęły się plotkowaniem na temat dowódcy rosyjskiego
atomowego okrętu podwodnego „Samara”, któremu to psychika nie wytrzymała
ciśnienia (kadłub okrętu również miał problemy z ciśnieniem, ale słupa
wody morskiej) i kuchennym językiem zrugał swojego przełożonego, co zostało
uwiecznione na filmiku* wrzuconym do internetu. Tekst został ocenzurowany (C)
– „My (C) wzięliśmy w (C) za całą (C) dywizję, a ty (C) nawet nie zdołasz
(C) zorganizować dla nas przyjęcia - krzyczał do telefonu bardzo wzburzony
kapitan Roman Szury”. Jego kariera miała zakończyć się emeryturą, ale
chyba jakoś załagodzono skandal. Prawdopodobnie zwierzchnicy byli wzruszeni
osobistymi wynurzeniami pana Romana, którego - tuż po wynurzeniu jego okrętu
- odstawiono do rosyjskiej bazy, w której złożył szczerą samokrytykę.
Sprawa nagrań i podsłuchów to prawdziwa plaga. Każdego można uwiecznić i
bez jego zgody umieścić w internecie? Chyba niezupełnie to prawda*, zatem nie
wiadomo, dlaczego polskie media nie tylko opisują takie plotkarskie incydenty,
ale podają pełne dane osobowe* (tu kapitana okrętu podwodnego). Czy media nie
mają prawników, którzy wybiliby z głowy swoim redaktorom ciągłego
plotkowania z podawaniem nazwisk*?
Polską nadzieją w materii obrony godności osób postponowanych w internecie
jest mec. Karol Kolankiewicz, który nie tylko teoretycznie (bo to niemal każdy
potrafi) rozpisuje się o tej cennej ludzkiej cesze, ale świetnie sobie radzi
podczas procesów sądowych, powołując się - w sposób perfekcyjny - na słynny
art. 212*. Ten sympatyczny adwokat o – jak pisze – wieloletnim doświadczeniu,
w sądach broni z powodzeniem czci swej klientki - pisarki, zatem wesoła Pippa,
zirytowany sędzia oraz rozdrażniony kapitan okrętu podwodnego, powinni
zastanowić się nad wytoczeniem procesów cywilnych i karnych polskim (choć
nie tylko) mediom, które ujawniły ich dane*, czym naraziły ich na utratę
dobrego imienia, przy czym wiodącym i wielce pomocnym, byłby tu właśnie
talent wspomnianego polskiego mecenasa.
Zresztą pan ten jest nie tylko rzeczowy i uczciwy oraz doskonale znający swe
rzemiosło, ale jest również przyzwoitym chrześcijaninem (obecnie to raczej
rzadkość; większość bowiem starannie ukrywa swe religijne preferencje) –
na swej stronie, zachęcającej do korzystania z jego fachowych usług, zamieścił
jakże filozoficzną konstatację: „Wiedza prawnicza jest znajomością spraw
boskich i ludzkich, rozumieniem tego, co słuszne i co niesłuszne. W
skomplikowanych czasach niewiarygodnie trudno jest poruszać się w gąszczu ciągle
zmieniających się przepisów. Już starożytni mawiali, że prawo przychodzi z
pomocą tylko osobom czujnym i starannym”.
Każdy zatem, jeśli jest w stanie zachować czujność w gąszczu i staranność,
to niech czuje się zaproszony do kancelarii mecenasa. Niech ta Pippa, także sędzia
i kapitan, pójdą przetartym śladem wydeptanym przez pisarkę i niech przemogą
niechęć do wymiaru sprawiedliwości - niech najmą dobrego tłumacza (poza piłkarskim
sędzią, biegłym przecież nie tylko w boiskowym rzemiośle, ale i w naszym języku,
w szczególności w jego przaśnej odmianie). Należy gorąco polecić gdańskiego
mecenasa wszystkim obrażanym i ośmieszanym w mediach ludziom, którzy w sposób
niezasługujący na potępienie, coś tam wprawdzie przeskrobali, ale przecież
to nie daje nikomu prawa do pastwienia się nad chwilowo zbłąkanymi
owieczkami. Każdy ma prawo do prywatności, nawet ci, co produkują się w
publicznych miejscach (także w internecie), a na pewno ci, którzy zostali
podstępnie nagrani i ukazani światu.
Pisarka kogoś zniesławiła wyzywając od ohydnego i tupeciarsko wmawiając
posiadanie dwóch dodatkowych kont, z których ją obrażano i sfałszowała
podpis? No i czego się jej tyle czepiać? Nic to, przecież w branży księgowości
komputerowej to nie jest aż taki wielki grzech, bowiem (jak sądzi wielu ludzi)
każdy księgowy (podobnie jak każdy celnik) marzy o jakimś superprzewale –
o jednym, ale doskonałym. Tak sobie wyobrażamy tych ludzi - któż z nas, mając
podobne możliwości (zawód, stanowisko), nie pomyślałby choć raz o takiej
„okazji”? No więc sfałszowała i co? Nie róbmy od razu tragedii - przecież
wyznała to przed obliczem sędziego, ten zaś dobrodusznie nazwał to omyłką,
zatem to właśnie świadczy, że nie jest jakimś nieprzyjemnym zgredem, lecz
przyjaznym funkcjonariuszem naszego Państwa.
Natomiast mecenas, posiadając bogaty materiał dowodowy, doskonale sobie
poradził z dziennikarzem porażonym zawałem serca i wyeliminowanym z procesu
na kilka miesięcy. Mógłby – jak kiedyś, podobno w rycerskich czasach (ale
to tylko bajki) – poprosić o stosowną przerwę na czas rehabilitacji
pozwanego, jednak natłok innych spraw, bezgraniczne oddanie swej służbie
potrzebującym i prostota tematu, wymusiła niejako szybkie tempo prac. Na tyle
szybkie, że postanowił - wespół z pisarką – założyć nie tylko cywilną
sprawę, ale i karną.
Trzeba uczciwie przyznać, że rzetelny sędzia doskonale wpisał się w rolę i
szybko zakończył proces (i to – co jest sukcesem godnym odnotowania w
obecnie prowadzonych dość niemrawych polskich procesach – bez obecności
dziennikarza, bez poinformowania go o terminie wydania wyroku i bez informacji o
jego wydaniu!). Zatem dwóch prawników świetnie zaprezentowało się na
temidowym podwórku i zapewne długo będą spijać efekty swojej uczciwości i
fachowości. Dzięki nim, prawodawca jeszcze długo nie zmieni podejścia do słynnego
artykułu*, a cóż dopiero do jego planowanego skasowania.
Pippa za młodu robiła sobie jakieś fotki w jakże skromnym przyodziewku? No i
cóż z tego? Może nie było jej stać na większe rozmiary ciuszków, zatem te
resztki materiałowe ledwo zakrywały co lepsze kąski. Zresztą każda dama
przechodzi taki okres w swoim życiu, zwłaszcza na jego początku, kiedy jest
jeszcze na co popatrzeć. Ale przecież nikt nie ma prawa publikować jej zdjęć
i grubiańsko omawiać takich wyczynów. Podobnie każdemu piłkarskiemu sędziemu
może wyrwać się przekleństwo lub słowna obraza, a to piłkarzy pałętających
się bezładnie po boisku (w końcu to ci zawodnicy są winni degrengolady w
naszym nożnym piłkarstwie i ustawicznie spadają w notowaniach, przy czym
minimum swych umiejętności osiągną pewnie podczas Euro 2012), a to niezbyt ułożonej
publiki. Sędzia zbiesił się w imieniu narodu i jest wyrazicielem ogólnonarodowej
opinii o naszych reprezentantach – na jego miejscu każdy z nas by bluznął.
Kapitan okrętu zwykle ochrzania w niewyszukany sposób swoich podwładnych, ale
w końcu uznał, że wszyscy ludzie są równi (przecież tego jeszcze w ZSRR od
dziecka wszystkich tam uczyli), zatem ostro zbluzgał swego... szefa.
PS.
Panie Prezesie, jeśli obywatel nie może apelować od wyroku, bo Pański sąd
przewalił sprawę, to może choć pisać ku potomności. I ku czci
dobrego wojaka Szwejka, który wychwalał cesarza. Chyba go nie posadzili za to.
Z poważaniem
Mirosław Naleziński
Więcej w dziale dla inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Komentowanie nie jest już możliwe.