opublikowano: 22-03-2011
Kolankiewiczowskie rozważania na temat etyki – teoria i praktyka M. Naleziński
W kwietniu 2009 pewien elokwentny adwokat przysłał ze swojej kancelarii dokument, w którym winszował dla swej mandantki (pisarki, autorki „Symfonii”) m.in. 20 tys. zł zadośćuczynienia. Zdumienie adresata było równe tupetowi towarzyszącemu żądaniom. To zresztą osobna karta adwokackiej działalności, której należy poświęcić osobne artykuły.
W internecie dostępne są dwa artykuły mec. K. Kolankiewicza, w których zajmuje się godnością lekarzy w aspekcie prawa chroniącego tę cechę pożądaną w zawodzie (a nawet powołaniu) medyka. Jednak inaczej piszemy artykuły na tematy teoretyczne, inaczej zaś, kiedy przychodzi zmagać się z praktycznymi stronami życia codziennego, w szczególności z internetowymi wpisami rozmaitych użytkowników, których nazbyt pochopnie ( i niesłusznie) można posądzić o niecne czyny.
Poniżej przedstawiona będzie nieprzyjemna przygoda, którą zainicjowała pewna trójmiejska pisarka, wpisująca przaśne żarciki na portlalu NaszaKlasa (i która do dzisiaj nie wie, że istotnie one są pikantne), natomiast do historii internetowej przestępczości przejdzie jako dama, która publicznie zniesławiła dziennikarza (zarzuciła mu rejestrację dodatkowych dwóch kont na portalu NK na dane panów AZ i JK, tamże sfałszowała podpis oraz dokonała szeregu wpisów, które nie licują z jej posłannictwem naukowym, bowiem... doktoryzuje się bowiem na znanej uczelni - na Uniwersytecie Gdańskim).
Ale po kolei... Spróbujmy porównać teorię (artykuły) i praktykę (uczestnictwo w procesach przeciwko dziennikarzowi). Polemika pomiędzy KK (mec. Karol Kolankiewicz) a MN (autor niniejszego opracowania).
Pierwszy artykuł mecenasa, to „Szacunek wśród lekarzy”.
KK –
Należy przypomnieć, że zawód lekarza jest zawodem zaufania publicznego - stawia pewne wymagania. Wykonywanie tego trudnego zawodu należy do swoistego rodzaju „posłannictwa zawodowego” opartego na szczególnych wymogach dotyczących kwalifikacji zawodowych oraz cech charakteru osób go wykonujących.
MN –
Można dodać, że jest jeszcze parę innych zawodów i służb, które stawiają albo powinny stawiać wysoko poprzeczki swoim przedstawicielom, np. oficerowie, księża, prawnicy oraz dziennikarze i pracownicy naukowi, w tym doktoranci (zwłaszcza renomowanych uczelni), powinni charakteryzować się solidnymi etycznymi podstawami.
KK -
Ponownego podkreślenia wymaga to, że lekarz ma obowiązek wykonywać swój zawód zgodnie z zasadami etyki zawodowej, a prawo wykonywania zawodu lekarza może zostać przyznane osobie, która wykazuje nienaganną postawę etyczną (art. 4 i 5 ust. 1 pkt 5 ustawy z 5.12.1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty).
MN –
Należy zauważyć, że także dziennikarz powinien sobą przedstawiać wysoki poziom etyczny, opisywać rzetelnie fakty i je omawiać dla dobra społecznego i to niezależnie, czy współpracuje zawodowo czy niezawodowo i czy z papierową gazetą, czy z internetowym portalem. Wysoki poziom etyki powinna również reprezentować doktorantka UG, która powinna znać właściwy kodeks etyki albo po prostu powinna go czuć swym jestestwem, niejako intuicyjnie.
KK -
Zasady etyki lekarskiej zobowiązują lekarza do przestrzegania praw człowieka i dbania o godność zawodu lekarskiego. Powyższy Kodeks wprost obliguje lekarzy do wzajemnego okazywania sobie szacunku (art. 52 ust. 1). Ponadto lekarz powinien zachować szczególną ostrożność w formułowaniu opinii o działalności zawodowej innego lekarza, w szczególności nie powinien publicznie go dyskredytować (art. 52 ust. 2).
MN –
Zasady etyki wymagają, aby wszyscy ludzie byli do siebie nastawieni przyjaźnie i aby – jeśli już nie chcą być zbyt mili wobec siebie – stosowali zasady etyki, i to nie tylko dotyczy lekarzy, ale również dziennikarzy, prawników i doktorantów.
KK –
„Dyskredytowanie” oznacza publiczną wypowiedź niezgodną z prawdą lub bez związku z ochroną interesu publicznego, wyłącznie lub przede wszystkim w celu podważenia autorytetu (zaufania do) innego lekarza.
MN –
A jeśli wypowiedź jest zgodna z prawdą i ma związek z ochroną interesu publicznego? Fajnie jest pisać na łamach miesięcznika utarte i uznane slogany, ale co zrobić, jeśli Pańska (zwracam się do mec. Kolankiewicza) mandantka popełniła szereg przewin – czy można to opisać? Czy dobro publiczne wymaga, aby uciszyć sprawę i nie informować opinii publicznej? Pod dywanik? Cóż uczynić, jeśli obywatel (ksiądz, oficer lub Pańska klientka) przekroczy pewne ramy przyzwoitości i etyki, a do tego uda się do Temidy na skargę na obywatela, który dostrzegł owo przekroczenie? Czy jest to powód do opisania i zainteresowania opinii publicznej oraz właściwych instytucji, np. ministerstwa i uczelni? Czy można piętnować i oczekiwać na przeprosiny? Cóż bowiem począć z obywatelem, który fałszuje i jako pierwszy pomawia, a kiedy spotyka się z ripostą, udaje się z biadoleniem po pomoc do Temidy?
KK –
Za naruszenie zasad etyki zawodowej (publiczne zdyskredytowanie innego lekarza) lekarz może ponosić odpowiedzialność zawodową przed sądem lekarskim. Ponadto cześć lekarza (jego dobre imię) stanowi jego dobro osobiste, które pozostaje pod ochroną prawa cywilnego.
MN –
Czy można krytykować wypowiedzi zamieszczane dobrowolnie przez uczestników dyskusji na społecznościowych portalach, zwłaszcza jeśli krytyka dotyczy osoby powszechnie szanowanej, np. pisarki (a do tego doktorantki UG i wykładowczyni a wychowawczyni młodzieży)? Otóż pewna taka pani udzielała się na portalu NaszaKlasa. Wpisywała swoje przaśne dowcipy (o gejach, określanych przez nią pedałami, także o kobietach, zwanych przez nią dziwkami i sukami), co nie byłoby aż tak skandaliczne, gdyby nie to, że od dwóch lat jest przekonana, że nie są one wulgarne a nawet pikantne. Do tego stopnia jest przekonana o tym, iż w sądach zeznaje, że to nie są pikantne żarciki, zaś do adminów rozsyła swoje oświadczenia, że NIGDY (i to zaznacza wielkimi literami, właśnie w ten sposób!) takich żartów nie napisała. Ponieważ jest uczoną doktorantką UG, zaś z drugiej strony składa takie kłamliwe oświadczenia, co już – niezależnie od sympatii do jednej z dwóch stron konfliktu – jest kuriozalną i humorystyczną sytuacją, zatem cisną się dwa pytania – czy ta pani wie, co po polsku oznacza „pikantny kawał” oraz czy sądy mogą poważnie traktować takie jej osobliwe oświadczenia? A Pan, jako jej przedstawiciel prawny – co o tym sądzi? Może Pan zamieści na temat swej mandantki - w aspekcie konfliktu z dziennikarzem portalu AferyPrawa – kolejny swój a interesujący artykuł?
KK –
Należy pamiętać, że nie stanowi naruszenia zasad etyki poinformowanie organu izby lekarskiej o zauważonym naruszeniu zasad etycznych czy niekompetencji zawodowej innego lekarza (art. 52 ust. 4). Jednym z podstawowych przesłań Kodeksu Etyki Lekarskiej jest przecież zobowiązanie lekarzy do dbania o godność zawodu lekarskiego.
MN – Czy stanowi tedy naruszenie zasad etyki poinformowanie władz UG, że ich doktorantka zachowuje się niegodnie? Że kłamie, że sfałszowała podpis w komentarzu zamieszczonym na NK? A przecież to, Panie mecenasie, Pańska mandantka, autorka dzieła „Symfonia”, od 2009 wprowadza Temidę w błąd i to – jak do tej pory – z całkiem dobrym skutkiem, bowiem w jej zeznania uwierzył sędzia Sądu Okręgowego w Gdańsku, wydając wyrok na dziennikarza przebywającego na zwolnieniu chorobowym po przebytym zawale serca, do którego przyczyniła się również ta pani, która ów zawał określiła w emajlu do jednego z adminów (w marcu 2011) jako „niedyspozycję zdrowotną” i że „próbował przedłużać proces”. I jak – wobec powyższego Pańskiego stwierdzenia – ocenić ten akapit: czy podtrzymuje Pan swoją opinię, że poinformowanie uczelni (u Pana: organu izby lekarskiej) nie jest naruszeniem etyki, czy jednak ma rację Pańska klientka, która nazywa to donosem? Mam nadzieję, ze wykaże się Pan konsekwencją, czyli pozostanie Pan wierny swoim wywodom z omówionego artykułu, którego jest Pan autorem.
I drugi artykuł mecenasa – „Dobra osobiste lekarza”.
KK –
Każdy jest obowiązany szanować wolności i prawa innych. Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności oraz praw człowieka i obywatela. Wolność człowieka, zatem także lekarza, podlega ochronie prawnej.
MN –
Lepiej nie można byłoby opisać tego zagadnienia – zrobił Pan to doskonale! I gdyby tak Pan jeszcze był konsekwentny w swej adwokackiej praktyce.
KK –
Nasza Konstytucja wyraźnie i bez żadnych wątpliwości postanowiła, że każdy ma prawo do prawnej ochrony czci i dobrego imienia (art. 47). Natomiast w sposób szczegółowy rozwija to art. 23 Kodeksu cywilnego. Stanowczo przesądza on, że cześć człowieka stanowi jego dobro osobiste, które pozostaje pod ochroną prawa cywilnego.
MN –
I to dotyczy wszystkich obywateli, zatem nie tylko lekarzy, ale i dziennikarzy oraz uczestników dyskusji na portalu NK.
KK –
W razie naruszenia jakiegokolwiek dobra osobistego pokrzywdzonemu (tu: pomówionemu czy znieważonemu) służą odpowiednie środki prawne podjęte przed sądem okręgowym z żądaniem:
1. złożenia przez tego, kto naruszył dobro (pomawiającego, oskarżającego), odpowiedniego oświadczenia, na przykład przeprosin czy odwołania swoich stwierdzeń;
2. zapłaty odpowiedniej kwoty jako zadośćuczynienia — kwota ta zależy od uznania sądu i może sięgać nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych;
3. zapłaty odpowiedniej kwoty jako odszkodowania — jeśli działanie naruszające cześć spowodowało szkodę majątkową, na przykład niesłusznie pomówiony lekarz utracił wielu pacjentów, to może się domagać, żeby pomawiający zwrócił mu tę kwotę.
MN –
Zatem cóż Pan proponuje w sytuacji, kiedy to Pańska mandantka jako pierwsza popełnia występne czyny - fałszerstwo i parokrotne znieważenie dziennikarza a uczestnika dyskusji na NK, który zirytowany jej postawą, pisze artykuły na ten temat? Ma prawo opisać jej czyny (na NK i poza tym portalem)? Owszem, oboje mają nominalnie identyczne prawo do szanowania ich godności, ale w razie rozpatrywania winy, jednak najważniejsza jest kolejność czynów dokonywanych z obu stron. Należy zatem zadać pytanie – kto jako pierwszy przekroczył prawo? Kto pierwszy zaczął znieważać? Dlaczego Pańska mandantka sfałszowała podpis i do tej pory za to nie przeprosiła. Oczywiście, wiemy – dlaczego, bowiem ona do dzisiaj uważa, że dziennikarz zarejestrował się pod innymi danymi (poza swoim kontem, rzekomo założył konta na p. AZ oraz na p. JK).
Dlaczego uznał Pan, że ona ma prawo do godności, ale dziennikarz, któremu wysłał Pan (przed rozprawą sadową) wezwanie do wypłacenia zadośćuczynienia w wysokości 20 tys. zł już tego prawa nie ma? Dlaczego Pan uwierzył jej, że MN=AZ=JK, lecz nie oświadczeniu dziennikarza, który konsekwentnie podtrzymuje, że nigdy nie miał lewych kont ani na NK, ani na żadnych innych rejestrowalnych portalach? Prawda, że inaczej tworzy się ciekawy artykuł dla prasy, a inaczej traktuje się swoją klientkę i jej przeciwnika? Gdyby jednak Pan uwierzył dziennikarzowi, to zaoszczędziłby Pan i sobie, i mandantce, niemałej kompromitacji, bowiem – wobec oczywistości, że dziennikarz miał jedno jedyne konto na swoje dane – wyrok z 18 grudnia 2009 jest niewiele wartym świstkiem papieru, który będzie studentów prawa bawił przez najbliższe lata, zaś Pan wraz z pisarką będziecie przepraszać i zwracać zasądzone kwoty. Zresztą – co Pan sądzi o kwotach pobranych przez Pana i pisarkę na podstawie wyroku sądowego, który zostanie uznany za pomyłkę sądową? Czy sprawiedliwie byłoby oddać dziennikarzowi przyjęte pieniądze? Czy przekracza to ramy uczciwych standardów, którymi Pan ciągle się kieruje?
KK –
Naruszenie dobra osobistego może nastąpić w dowolny sposób: ustnie, na drodze pisemnej, a także za pośrednictwem publikacji prasowej, z której wynikają jednoznaczne sugestie co do nagannego moralnie postępowania osoby wskazanej w tej publikacji z imienia i nazwiska. Naruszenie czci może też nastąpić przez zarzucenie niewłaściwego postępowania w życiu zarówno prywatnym, jak i zawodowym, naruszające dobre imię danej osoby i mogące ją narazić na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu lub innej działalności.
MN –
Z jednej strony dziennikarz zarzucił doktorantce niewłaściwe zachowanie (wpisywanie żartów niezgodnych z regulaminem NK, szydzenie z przysięgi studenckiej, tolerowanie wulgarnego języka stosowanego przez młodzież i swoich znajomych na NK), a kiedy to opisał na portalu Salon24 (przy czym omawiał cytaty bez ujawniania danych – same inicjały), to i tego było pisarce zbyt wiele – powtarzała swoje dyrdymały, że dziennikarz ma dodatkowe konta, co w końcu – w ramach retorsji – sprowokowało go do wpisania w komentarzu jej danych osobowych, co nie było na S24 niczym szczególnym, a co z kolei spowodowało złożenie doniesienia na Policji i oddanie sprawy (przy Pańskim poparciu) do dwóch gdańskich sądów (o zniesławienie). Jednak, szanowny Panie, to Pańska mandantka jako pierwsza popełniła występki, za które do tej pory nie spotkała jej żadna kara, mało tego – ona (i jej poplecznicy) do dzisiaj twierdzi, że MN miał konto na dane JK. Zresztą twierdziła, że miał także konto na dane AZ, ale w dziwny (niejasny – dlaczego?) sposób wycofała się z tego zarzutu i do tej pory za to publicznie nie przeprosiła. I co na to Pańskie (zawodowe) poczucie praworządności? A jej i sędziego? Uwierzył Pan w jej „dedukcyjny dowód” (jak go nazwała, który opublikowała w internecie, ale parę tygodni temu jednak go skasowała)? Ten dowód również - jak i cała sprawa - przejdzie do najnowszej historii w dziedzinie przestępczości internetowej!
KK –
Nie powoduje to jednak ograniczenia swobody wypowiedzi ani prawa do krytyki, które również wskazano w Konstytucji jako podstawowe prawa i wolności człowieka i obywatela. Trzeba jednak pamiętać, że dozwolona jest rzeczowa i rzetelna krytyka, jeżeli zostaje podjęta w interesie społecznym, ogólnym.
MN –
A kto ma rozstrzygnąć, czy jest to w interesie społecznym? Pan? Jeśli trener znanej sportsmenki klnie i obraża ją, to ona (lub ktokolwiek inny) ma prawo o tym napisać w internecie? A jeśli Pańska mandantka fałszuje podpis, wielokrotnie znieważa, publicznie oświadczając, że dziennikarz ma dodatkowe konta, to kto i kiedy ma prawo to opisać? Czym różnią się czyny trenera i pisarki? A czy można (lub nawet należy) przekazać sprawę takiej doktorantki do uniwersyteckiej komisji etyki? Czy to jest działanie prawidłowe i obywatelskie? I nawet nie chodzi o jej żałosne żarty na NK, ale o jej fałszerstwo i zniesławianie (o dodatkowych kontach oraz określanie dziennikarza jako „ohydnego”). Czy obrażany dziennikarz ma prawo do obrony swej godności, o czym to Pan pisze w swoich znakomitych artykułach? A może to prawo ma tylko Pańska klientka, ale nie on?
KK –
Nie ma rzetelnego charakteru krytyka w celu dokuczenia innej osobie (tu: lekarzowi), jej szykanowania czy poniżenia. Sformułowania odnoszące się do osoby, a nie jej postępowania, typu: „ten lekarz Iksiński to jest kiepski”, „doktor Kowalski nie zna się na leczeniu chorób wewnętrznych” czy też: „to kiepski fachowiec z lekarza Nowaka” i podobne nie stanowią dozwolonej krytyki.
MN –
A Pan myśli, że dlaczego MN pisze artykuły na temat działań Pańskiej mandantki, która ciągle kłamie i nie chce przeprosić za swoje zarzuty i za fałszerstwo podpisu? Albo oburzony jest internetowymi wpisami anonimowych kłamców a zwolenników pisarki? Bo uwziął się na nieznaną sobie osobę? Niech Pan logicznie pomyśli! A sprawa jest prosta: MN miał i ma jedno konto, a zatem od dwóch lat pisarka kłamie w swoich zeznaniach i innych wypowiedziach, zaś jednoosobowy (bez biegłych) sąd jest autorem pomyłki sadowej i gdyby miał więcej honoru, to przyznałby się do swego blamażu.
KK –
Tego typu wypowiedzi podważają kwalifikacje tych lekarzy w oczach pacjentów, ich rodzin i znajomych oraz pozostałych pracowników medycznych, co może powodować wobec lekarza wygłaszającego takie opinie negatywne konsekwencje w postaci odpowiedzialności zawodowej przed sądem lekarskim. Nie służy to dobru pacjenta, który przecież ma prawo do zasięgnięcia opinii innego lekarza. Natomiast słysząc niekonstruktywną recenzję, traci pewność, że lekarz jest mu w stanie skutecznie pomóc.
MN –
Pełna zgoda! Ale cóż począć, jeśli dziennikarz rzetelnie omawia problem, zaś doktorantka latami kłamie? Ko ma wyjaśnić taką sprawę? Czy tu jest potrzebny biegły? A może wariograf? Czy wystarczy, że mec. Kolankiewicz uzna, że ma rację, zaś sędzia przyjmie jego wersję (i jego klientki) za prawdziwą, odrzuci oświadczenia oraz załączone dowody i po sprawie? Czy osoby odpowiedzialne, a będące prawnikami, mogą sobie kreować rzeczywistość według własnego uznania? I nie ma społecznego ciała, które ich poczynania sprawdzi i oceni? Czy Pan, swoim adwokackim umysłem, jest w stanie pojąć prostą prawdę, że dziennikarz miał i ma jedno jedyne konto na NK, zatem Pańska mandantka sfałszowała podpis i kłamie do dzisiaj, że ma więcej niż jedno konto, zatem to ona powinna stanąć przed Temidą i to nie jako świadek, i nie jako powódka?
KK –
Z drugiej strony, wypowiedzi takie podważają zaufanie do zawodu lekarza jako takiego. Mogą również spowodować wytoczenie procesu przez pomówionego o naruszenie dóbr osobistych, zadośćuczynienie czy odszkodowanie. Wówczas wiąże się to z dużymi kosztami finansowymi postępowania (wynagrodzenie prawnika, koszty sądowe, opłaty itd.) i utratą czasu, który można poświęcić na dowolny, wybrany przez siebie cel.
MN –
Czy zatem można, czy nie można, omówić w internecie działania pisarki, autorki „Symfonii”, która sfałszowała dane osobowe na NK oraz ciągle pomawia nieznaną sobie (na przełomie 2008/2009) osobę? Kto i komu może wytoczyć proces o zniesławienie? W kolejności zniesławienia, czy według zasady „kto pierwszy dobiegnie do swojego prawnika (tu: do mec. Kolankiewicza i do sądu) ten ma przewagę i... rację? Każda krytyczna wypowiedź dziennikarza była ripostą, czyli ostrą odpowiedzią na występne działanie pisarki. Jego działania były w ramach samoobrony. Zresztą Pan uznaje, że godność człowieka jest niepodważalną wartością, zatem dlaczegóż miałoby go dziwić, że ktoś walczy o swoją godność dostępnymi a cywilizowanymi metodami? Dziennikarz został publicznie oczerniony w internecie przez pisarkę, zatem tamże zamieścił szereg retorsyjnych wypowiedzi na temat jej występków godzących w jego dobre imię. Każdy obywatel, Panie mecenasie, ma prawo walczyć o swoje racje i o dobra osobiste, także w prasie i internecie. Niech czytelnicy ocenią – kto, kiedy i dlaczego jako pierwszy zniesławił innego obywatela, i kto jako drugi, w ramach obrony, uczynił podobnie i czy w ogóle zniesławił, bowiem pisanie prawdy we współczesnym świecie jest dozwolone, zwłaszcza jeśli wiąże się z krzywdą wyrządzaną przez pomówienie w internecie.
KK –
Dodać trzeba, że krytyka postępowania, zapatrywań, działalności nie powinna przekraczać granic potrzebnych do osiągnięcia społecznego celu krytyki. Lekarz powinien w pierwszej kolejności zadbać o chorego – podjąć odpowiednie działania w celu odwrócenia niekorzystnych skutków działań innego lekarza. Natomiast wszelkie uwagi na temat błędów dostrzeżonych w postępowaniu innego lekarza powinien przekazać przede wszystkim temu lekarzowi, jak również zawiadomić o nim właściwe organy izby lekarskiej. Samorząd lekarski dysponuje przecież odpowiednimi środkami, aby sprawdzić i ewentualnie wyeliminować osoby niedające gwarancji prawidłowego wykonywania zawodu z punktu widzenia aktualnej wiedzy medycznej, jak również w sposób rażący naruszające zasady etyczne.
MN –
Właśnie! Interesujący jest ten wykład w wykonaniu mec. Kolankiewicza i jego wkład w propagowanie wiedzy na temat godności obywatela na przykładzie lekarza. Oczywiście wykład i wkład jest uniwersalny i nie dotyczy jedynie szlachetnego zawodu medyka. Ciekawe, czy prezentowane tu stanowisko w sprawie godności ludzkiej pozwoli mecenasowi przeprosić dziennikarza, którego pisarka pomówiła o posiadanie dwóch lewych kont i sfałszowała podpis oraz czy prawy adwokat przełamie się, bowiem to on miał szansę na to, aby starannie zapoznać się z dowodami przemawiającymi za racjami obu stron - jego mandantki a pisarki, p. M. Chomuszko i niżej podpisanego dziennikarza portalu AferyPrawa, który próbował przemówić młodzieży do rozsądku na NK. Niestety, poza jedynym dyskutantem, który popierał dziennikarza w walce z zabronionymi wulgaryzmami przez regulamin NK, nie znalazł się ani jeden sprawiedliwy (w tym doktorantka), który by go poparł. A ta pani miała wręcz obowiązek walczyć z wulgaryzmami, bowiem to wynika wprost z Kodeksu Etyki Uniwersytetu Gdańskiego oraz z ogólnych norm społecznych.
Czy namówi Pan swoją klientkę, aby zapomniała o bredniach (że MN=AZ=JK) i przeprosiła poszkodowaną osobę a jednocześnie aby wyjaśniła swoim znajomym oraz rodzinie, że popełniła błąd, uznając, że ów MN miał dodatkowe konta i w ślad za tym aby zwróciła się do Sądu Okręgowego w Gdańsku o anulowanie wyroku z 18 grudnia 2009 i aby zwróciła wszelkie uzyskane kwoty od dziennikarza? Gdybyście oboje dostrzegli, że dziennikarz ma rację, to dawno pisarka przeprosiłaby tego faceta i nie powstałby żaden artykuł na temat krzywdy spowodowanej nieuczciwym wyrokiem wydanym przez gdański sąd. Zarzut stalkowania wynika wprost z impulsywnego charakteru pisarki oraz z jej błędnej oceny rzeczywistości – fatalnie przyjęła, że MN=AZ=JK. Każdemu może przydarzyć się pomyłka, ale ludzie honoru potrafią przeprosić za swój błąd. To już trzeci rok pisarka brnie w swym kuriozalnym przeświadczeniu i czyż nie ma siły, która by ją powstrzymała? A Pan, taki rozumny autor omawianych tu obu artykułów, nie przerwie tego dziwacznego konfliktu, który na pewno Panu chwały nie przyniesie? A wie Pan dlaczego? Bowiem wszystkie oświadczenia MN w sprawie są prawdziwe - nie miał dwóch dodatkowych kont (a ciągłe twierdzenie, że je miał, jest obrzydliwym kłamstwem). Ponadto wszystkie dziennikarskie interpretacje dotyczące czynów pisarki, osadzone są na obserwacjach jej wypowiedzi, natomiast interpretacje sędziego (sprawa cywilna) są nielogiczne i świadczą o nieznajomości języka polskiego. I to prędzej czy później zostanie dowiedzione. A najgorsze jest i to, że w Polsce dowolnego obywatela może pozwać do sądu pierwsze lepsze dziadostwo albo babsko, bo się komuś coś przywidziało i nie ma siły, która stanęłaby w obronie rodaka wskazanego palcem przez takiego osobnika czy osobniczkę.
Czy wie Pan, że pisarka Chomuszko publicznie oświadczyła, że nie podpisuje się pod żadnym artykułem autorstwa MN i że jest to przejaw jej porywczego zachowania i że w ten sposób nie powinien pisać żaden intelektualista? Nigdy bym sobie nie pozwolił na krytykę jej książek, ani Pana artykułów, bez ich przeczytania, a Pańska klientka przecież nie przeczytała wszystkich (kilkaset) artykułów mojego autorstwa, zatem dlaczego pisze takie obraźliwe komentarze? Proszę namówić swoją klientkę, aby uznała swój błąd i aby przeprosiła za oszczerstwa i za fałszerstwo podpisu.
Mirosław Naleziński, Gdynia
Komentowanie nie jest już możliwe.