opublikowano: 23-12-2013

Dwóch funkcjonariuszy wydziału dochodzeniowo-śledczego policji w Bielsku-Białej miało dyskretnie obserwować klub Caro. Któryś z kapusiów doniósł, że w klubie będą się bawić gangsterzy.
I
Ubrani w cywilne łachy policjanci sączyli colę. Część lokalu była
wynajęta. Do środka weszło rozbawione towarzystwo. Na szczęście
policjanci siedzieli w półmroku, bo do „Caro” wkroczyły ich
znajome: dwie młode panie prokuratorki i dziewczyna odpowiadająca za
prowadzenie dziennika podawczego.
Były w towarzystwie Mirosława G., bogacza, który zbił majątek, przywożąc
z Turcji złoto, a z Austrii i Niemiec samochody. Towarzystwo skierowało
się do zarezerwowanej dla nich części klubu z bilardem. Zaczęły stamtąd
dochodzić piski i śmiechy. Policjanci sprawdzili, co się dzieje.
Na stole bilardowym leżała naga prokurator Dorota G., a Mirosław G. i
jego koledzy kijami bilardowymi uderzali bile tak, by jak najcelniej
trafiały między rozchylone nogi.
W tym czasie prokurator Dorota G. i biznesmen Mirosław G. stanowili parę.
Pani prokurator i biznesmen wkrótce się jednak rozstali. Dla niej była
to bardzo dobra decyzja. Dla niego – fatalna.
II
Mirosław G. miał mieszkanie, które wynajmował Arturowi B. i
Arkadiuszowi B., którzy nie dość że byli kłopotliwi, to jeszcze
zalegali z czynszem. Naprzeciwko mieszkał policjant, który co pewien
czas dzwonił do Mirosława G., skarżąc się: - Tam są ciągłe
imprezy. Biegają gołe babki, a oni hałasują do późna. Wywal ich
wreszcie.
Mirosław G. wynajął zabijakę: - Wykop drzwi, gdy ich nie będzie,
wyrzuć ich rzeczy, a potem zmień zamki.
Zabijaka wykopał drzwi, po czym zadzwonił: - To chyba złodzieje. Tam są
telewizory, pełno innego sprzętu, może to fanty z kradzieży. A w
talerzach na stole kokaina. Co robić?
- Skąd wiesz, że te rzeczy są kradzione?
- Nie wiem.
Bogacz zachował się głupio, bo powiedział. - Kokainę do klozetu, a te
rzeczy pakuj do plecaków, do toreb, co tam znajdziesz. I zawieź do firmy
mojej wspólniczki. Zapłacą zaległy czynsz, to niech sobie to odbiorą
i spadają.
Było to wtedy, gdy najgłupsi złodzieje na świecie włamali się do
warsztatu męża wiceszefowej prokuratury w Bielsku-Białej. Sprawa
otrzymała najwyższy priorytet. Policja szybko natrafiła na trop włamywaczy.
Gamoniami, którzy skradli wiertarkę mężowi prokuratorki, byli Artur B.
i Arkadiusz B. Obaj wskazali na Mirosława G. jako wspólnika. Fanty
pochodzące z kradzieży policjanci znaleźli u wspólniczki pomówionego
biznesmena.
III
Policja zatrzymała też człowieka, który zajmował się wyłudzaniem
odszkodowań komunikacyjnych. Rozbijał bmw, dostawał odszkodowanie, po
czym od złodziei kupował inne bmw, które znowu rozbijał. Kolejne
trefne samochody miały dokumenty pierwszego auta – kupionego legalnie.
Policjanci zbadali ostatni rozbity samochód. Stwierdzili, że był
„szczepiony”, co w policyjno-przestępczym slangu znaczy, że w aucie
przerobiono numery lub wycięto oryginalne i wstawiono inne. Sprawdzili
dokumenty samochodu; wynikało z nich, że oszust kupił wóz od Mirosława
G.
Skuty biznesmen został zawieziony do prokuratury w Bielsku-Białej.
Wprowadzono go do pokoju przesłuchań. A tam niespodzianka - nad aktami
pochylała się jego była kochanka Dorota G. Przywitała go serdecznie,
po czym przeszła do rzeczy: - Muszę postawić ci zarzut dotyczący bmw,
który sprzedałeś. Był kradziony.
G. spojrzał na zdjęcia auta i zaczął się śmiać. Kiedy G. sprowadził
swoje bmw z Wiednia i kiedy je sprzedawał, modelu ze zdjęcia jeszcze nie
zaczęto produkować. Ale prokuratura uparła się, że w tej sprawie musi
złożyć do sądu akt oskarżenia w sprawie „przekazania pojazdu”.
Takiego przestępstwa kodeks karny nie przewiduje. Toteż akt oskarżenia
trafił do sądu prawie 5 lat po zatrzymaniu G. i przedstawieniu mu
zarzutu.
IV
Inny akt oskarżenia wobec Mirosława G. dotyczył włamania do męża
pani prokurator. Policjanci znający materiał dowodowy śmiali się, że
w Bielsku-Białej złapano Batmana. Trzech funkcjonariuszy, którzy
pracowali przy sprawie Mirosława G., m.in. uczestniczyli w przeszukaniach
i zabezpieczaniu należącego do niego majątku, oświadczyło
dziennikarzowi „NIE”, że zarzuty wobec Mirosława G. były dęte, a
on sam jest niewinny. Zarzucanych mu czynów po prostu nie był w stanie
popełnić, co prokurator i sędzia z łatwością powinni byli zauważyć.
Z aktu oskarżenia wynika, że G. musiał być w tym samym czasie w pięciu
różnych miejscowościach, które są oddalone od siebie o 30 km.
Prokuratura wystąpiła do sądu o areszt tymczasowy dla Mirosława G. i
bez trudu go uzyskała. Złodziej, który okrada wiceszefową prokuratury,
nie może liczyć na żadne względy. Toteż Mirosław G. nie trafił do
zwykłego aresztu, lecz do Zakładu Karnego w Wadowicach na oddział dla
szczególnie niebezpiecznych przestępców.
Do Wadowic wieźli go funkcjonariusze Adam M. oraz Józef K. Gdy wyruszali
z Bielska-Białej, G. miał na ręce złoty zegarek z ręcznie kutą złotą
bransoletą. Gdy dotarli do Wadowic, aresztant zegarka już nie miał.
Twierdził, że zegarek przywłaszczył sobie Adam M. Józef K.
potwierdza, że zauważył zniknięcie zegarka.
- To się zdarzało. Kiedyś wieźliśmy złodzieja, który po drodze zdjął
zegarek i upchnął go między siedzeniami w radiowozie. Zegarek był
bowiem kradziony i złodziej bał się, że otrzyma za to zarzut. Dlatego
ta sytuacja wtedy specjalnie mnie nie zdziwiła – mówi Józef K.
Kwestię aresztowania badały najpierw Sąd Okręgowy w Bielsku-Białej, a
następnie Sąd Apelacyjny w Katowicach. Obydwa sądy uznały, że decyzja
o aresztowaniu była nielegalna, wyrażając jednocześnie zgodę na
dalsze zatrzymanie Mirosława G. za kratkami.
Wreszcie do celi pechowego bogacza przyszedł dyrektor więzienia,
porozmawiał z nim, a następnie na piśmie zażądał od prokuratury i sądu,
aby G. zabrano z Wadowic. Kolejne miesiące spędził już w zwykłym
areszcie.
V
Na pierwszej rozprawie w sądzie reprezentantką prokuratury była Dorota
G. Mirosław G. przypomniał jej stół bilardowy w „Caro”. Na to
Dorota G. zaczęła wypominać byłemu kochankowi inne zdarzenia. Sprawa
karna zmieniła się w rozprawę rozwodową. Zdenerwowany sędzia Grzegorz
W. (musimy użyć tej formy, gdyż jemu także później postawiono
zarzuty, pozbawiono immunitetu i osadzono w areszcie) wyrzucił panią
prokurator z sali i zażądał innego oskarżyciela. W połowie procesu sędzia,
który widać lubił teatralne gesty, powiedział: - Panie G. Od dziś nie
jestem sędzią.
Po czym zdjął togę, łańcuch sędziowski i wyszedł z sali rozpraw,
pozostawiając tam zdezorientowanych podsądnych i oskarżycielkę. Proces
włamywaczy musiał ruszyć od nowa.
Również drugi proces, w którym Mirosława G. oskarżano o
„przekazanie pojazdu”, nie toczył się normalnie. 5 razy zmieniali się
sędziowie. Zgodnie z przepisami proces był przerywany i wznawiany od
początku.
Przed rokiem okazało się, że oskarżonemu nikt wcześniej nie odczytał
aktu oskarżenia. W świetle prawa G. cały czas nie wiedział, jakie
przestępstwo rzekomo popełnił. Niedawno kolejny sędzia wyznaczył
kolejny termin rozprawy. G. przyszedł na proces i zasiadł na ławie
oskarżonych, a na to sędzia surowym głosem: - Panie G., proszę stamtąd
wyjść.
- Dlaczego?
- Dlatego, że pana miejsce jest tam – sędzia wskazał mu miejsce dla
świadków. - Został pan oskarżony o czyn, który nie jest przestępstwem.
Na następnej rozprawie zostanie pan uniewinniony.
Fragment pisemnego uzasadnienia: „Sąd w niniejszej sprawie uznał, iż
wobec faktu, że opis czynu przypisanego osobie oskarżonej nie zawierał
wszystkich ustawowych znamion przestępstwa (…), dlatego należało w
tym przypadku uniewinnić od popełnienia przypisywanego przestępstwa”.
Dziś G. może się tym wyrokiem podetrzeć. Prokuratura złożyła
apelację, a na początku grudnia 2013 r. sąd odwoławczy zdecydował, że
proces należy powtórzyć. Sprawa bmw, które G. miał ukraść, przerobić
i przehandlować, zanim jeszcze zostało wyprodukowane, będzie prowadzona
szósty raz.
VI
Jeszcze ciekawiej rozwinął się wątek włamań i kradzieży. Na jednej
z rozpraw Artur B. oświadczył sędziemu, że kłamał, pomawiając
biznesmena o współsprawstwo, bo chciał się na nim zemścić za
wyrzucenie z mieszkania. Pozostały jeszcze wyjaśniania drugiego złodzieja
– Arkadiusza B. Podtrzymywał wszystko, co powiedział w śledztwie.
Jego pomówienia okazały się ważniejsze niż zdrowy rozsądek, który
podpowiadał, że nie da się być jednocześnie w kilku różnych
miejscach.
W zamian za współpracę z prokuraturą Arkadiusz B. liczył na niski
wyrok. Tak się stało. Złożył wniosek o dobrowolne poddanie się
karze. Dostał wyrok w zawieszeniu i obowiązek naprawienia szkody
okradzionym. Liczył, że szkoda, którą musi naprawić, nie będzie
wielka. Skradzione rzeczy zostały przecież zabezpieczone przez policję
w firmie wspólniczki Mirosława G. Jako dowody rzeczowe znajdowały się
w depozycie sądowym. Tak wynikało z akt…
Kilka tygodni temu sąd ze zdziwieniem zauważył, że dowody rzeczowe
wyparowały z depozytu. Szkoda, którą Arkadiusz B. musi naprawić, nie
jest więc niewielka, lecz ogromna. Jeśli Arkadiusz B. jej nie naprawi,
trafi do więzienia. B złożył „NIE” oświadczenie, że pomawiając
Mirosława G., kłamał, gdyż prokuraturze i policji najbardziej zależało
na przyskrzynieniu bogacza. Skoro Arkadiusz B. ma trafić do więzienia,
jest mu wszystko jedno, czy trafi tam za składanie fałszywych zeznań
(obciążając niewinnego człowieka), czy za to, że nie naprawił szkody
ofiarom włamań i kradzieży.
Kilku policjantów uczestniczących w śledztwach dotyczących Mirosława
G. złożyło „NIE” oświadczenia, podając, którzy funkcjonariusze
zajmowali się zabezpieczaniem dowodów rzeczowych. Istnieje podejrzenie,
że nigdy nie trafiły one do sądu. Tak samo, jak do depozytu sądowego
nigdy nie trafił worek zawierający ok. 2 kg wyrobów ze złota należących
do Mirosława G. Zabezpieczaniem tego złota zajęli się dwaj policjanci.
Jeden z nich jest dziś mężem Doroty G. Ona sama nie jest już
prokuratorem, lecz sędzią.
Nie tylko złoto wyparowało w tajemniczy sposób. Zaginęło również
luksusowe auto należące do Mirosława G. Jeden z policjantów był
przeciwny zabezpieczaniu samochodu. Jego zdaniem nie było podstaw, by
uznać, że pochodzi z przestępstwa. Dwaj pozostali odparli, że trzeba wóz
zabezpieczyć. Wezwali lawetę, a ta wywiozła auto w siną dal. Ostatnio
sędzia, który prowadzi sprawę włamań, zwrócił się do Sądu Najwyższego
o wyznaczenie innego sądu. Dowodził, że w świetle prawa Mirosław G.
został okradziony przez sąd, który go sądzi. A złodziejowi nie wypada
skazywać ofiary.
VII
Niektóre z poruszonych tu spraw doczekały się stanowiska Prokuratury
Okręgowej w Bielsku-Białej i Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej, a także
Sądu Apelacyjnego w Katowicach. Instytucje te przesłały nam wyjaśnienia.
Najważniejsze fragmenty:
► „Prawdą jest, iż Sąd Okręgowy w Bielsku–Białej uchylił
postanowienie Sądu Rejonowego w Bielsku–Białej w przedmiocie przedłużenia
aresztu tymczasowego. Uchylając postanowienie Sądu Rejonowego, Sąd Okręgowy
sporządził nakaz zwolnienia Mirosława G. z aresztu śledczego. Z kolei
Sąd Okręgowy w Bielsku–Białej, orzekając po uchyleniu postanowienia
Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej - tego samego dnia jako Sąd I
instancji – w innym składzie sędziowskim, zastosował środek
zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania i osadzenia go w
areszcie śledczym. Konsekwencją takiego trybu procedowania był fakt, że
Dyrektor Zakładu Karnego otrzymał łącznie oba postanowienia (o
uchyleniu i o zastosowaniu aresztu) i oba nakazy (o zwolnieniu oraz
zatrzymaniu i osadzeniu w areszcie) wykonał je kolejno i ostatecznie
Mirosław G. pozostał w areszcie śledczym”.
► „Na temat dowodów rzeczowych mogę stwierdzić, że Sąd
Rejonowy przeprowadził czynności wyjaśniające zmierzające do
ustalenia, czy zostały przekazane do sądu i ewentualnie w jakich
okolicznościach zaginęły. W toku tych czynności prokuratura i policja
przedstawiła sądowi pisemne potwierdzenie przyjęcia przez pracownika sądu
wszystkich dowodów rzeczowych”.
► „Prokurator [wiceszefowa prokuratury] nie składała wniosków o
zastosowanie ani też przedłużenie tymczasowego aresztowania wobec Mirosława
G. Referentem sprawy był inny prokurator. Istotnie prok. [wiceszefowa
prokuratury] brała udział w posiedzeniu Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej
w przedmiocie przedłużenie tymczasowego aresztowania Mirosława G. Skoro
jednym z zarzutów była kradzież z włamaniem na szkodę męża [wiceszefowej
prokuratury], z perspektywy czasu ocenić należy, że [wiceszefowa
prokuratury] nie powinna brać udziału w tym posiedzeniu, ani innym
dotyczącym osoby Mirosława G. Zdarzył się jeszcze jeden przypadek
udziału w/w w rozprawie p-ko Mirosławowi G. Odnosząc się do ostatniego
pytania, informuję, że prokuratura nie wyjaśniała kwestii intymnych
kontaktów Mirosława G. z pracownicami prokuratur z B-B. Była to
nieznana dotąd okoliczność. Wątpliwości budzi jej znaczenie dla
rozstrzygnięcia sprawy p-ko Mirosławowi G., która nie została jeszcze
zakończona”.
Informuję, że nie wszystkie dowody rzeczowe zaginęły. Wiele przedmiotów
skradzionych przez Artura B. i Arkadiusza B. i „zabezpieczonych” przez
Mirosława G. na poczet opłat czynszowych od lat znajduje się w
plecakach i torbach ciągle w tej samej piwnicy. Mirosław G. wiele razy mówił
w sądzie, że trzeba te rzeczy stamtąd zabrać, złożyć w depozycie sądowym
albo oddać właścicielom. Protokolanci zapisywali jego słowa, ale nikt
palcem nie kiwnął, żeby coś z tym zrobić.
VIII
Szefowie takiego cyrku powinni zwariować. Albo się powiesić.
MATEUSZ CIEŚLAK
za: http://nie.com.pl/52-53-2013/organy-scigania-i-plciowe
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
Komentowanie nie jest już możliwe.