opublikowano: 26-10-2010
Polityczna kiełbasa wyborcza czyli fatamorgana i tępota wyborców.
Po blisko 20 latach praktykowania demokracji w Polsce, daje się zauważyć
szereg jej niedoskonałości oddalających nasz ustrój od reguł prawdziwej
demokracji. Nawarstwiane przez wieki patologie, każą krytycznie odnieść się
do praktykowanego u nas ustroju tylko z nazwy demokratycznego, jako że już
niemal nic nie zależy od „demos” czyli ludu.
Nasilająca się od kilku lat
bezpardonowa niemal dosłowna walka o władzę nie dla dobra publicznego, a dla
jej sprawowania spycha sprawy publiczne poza krąg zainteresowania tych, którzy
władzę już uchwycili. Dziś politycy nie mają czasu zajmować się Polską
bowiem zajęci są tępieniem politycznych konkurentów. Nawet nie próbują
tego ukrywać, oświadczając wprost „...najważniejsze jest zdobycie władzy”
(vice prezes PiS, J. Kurski), co należy rozumieć po gierkowsku, „...a jak weźmiemy
władzę, to ...wiecie ...rozumiecie”. Zezwierzęcenie polskiej klasy
politycznej, sięga chyba apogeum bo trudno sobie wyobrazić gorszy typ polityka
niż Niesiołowski, Senyszyn czy Komorowski a wraz ze zezwierzęceniem polityków,
zezwierzęceniu ulega i system polityczny w którym funkcjonują, czyli u nas
tzw - demokracja.
Teoria konwergencji [convergere
- upodabniać się], zakłada że w
różnych warunkach w tym samym czasie, niezależnie od siebie, mogą powstawać
podobne struktury. Przekładając to na język potoczny, teoria ta mówi o tym
że nawet przeciwstawne rozwiązania ewoluują ku jakiemuś rozwiązaniu pośredniemu.
Wydaje się że teoria konwergencji wskazuje kierunek transformacji demokracji w
stronę totalitaryzmu stopniowo adoptując poszczególne jego fragmenty, co można
z łatwością dostrzec w współczesnych tzw. systemach demokratycznych. W tym
kontekście, przyszłość kolejnych pokoleń jawi się raczej ponuro.
Czy można odwrócić ten
niepokojący trend? Z pewnością tak choć nie będzie to konsumpcja „bułki
z masłem”. Kiedy już współczesna demokracja dojdzie do wystarczająco
patologicznej postaci rozwiązaniem będzie tylko rewolucja z nieobliczalnymi
następstwami. Bardziej rozsądnym wydają się próby zawrócenia demokracji z
drogi samounicestwienia, bo jak wiadomo niezależnie od jej wad, systemu
lepszego od demokracji nie wymyślono. Zatem namawiam do szukania ratunku w
pomysłach na wyprowadzenie demokracji z manowców w jakie wmanewrowały ją
kolejne pokolenia polityków, którzy tylko pozorowali uprawianie demokracji,
ale ukryta, wtopiona w nich hydra („żądza nieograniczonej władzy” - dała
znać o sobie.
Poniżej prezentowane poglądy
póki co są „głosem wołającego w puszczy”, ale współczesna wersja
demokracji będzie dobierać się do skóry kolejnym grupom ludzi i wówczas może
ktoś sobie przypomni o mym nawoływaniu. Moje dalsze dywagacje będę odnosił
do najbliższych mi warunków polskich, ale mają one charakter uniwersalny. Są
jednak jedną z „nici Ariadny” wskazujące drogę współczesnym Tezeuszom.
Jedną z głównych ról, decydujących o permanentnie kryzysowym stanie
Polski, odgrywają komercyjne media, które prześcigając się w pogoni za
zyskiem, lub wykonując wiernie polecenia swoich mocodawców - eksponują i
podsycają mało istotne konflikty personalne, zaś stan państwa traktują jako
tło swych sensacyjek. I to jest w gruncie rzeczy temat na rozstrzygnięcie
plebiscytowe. Warto wiedzieć czy Polacy życzą sobie, aby ich stosunek do świata,
ich poglądy i emocje formatowały bez jakiejkolwiek odpowiedzialności, środki
masowego przekazu niewiadomej proweniencji.
W sytuacji narastających protestów różnych grup społecznych, kiedy nikt
niczym nie kieruje, nikt za nic nie odpowiada, nie widać głębszej refleksji
nad przyczynami tego stanu, nawet wśród prawdziwych elit intelektualnych.
Najważniejsi „decydenci” w swej krótkowzroczności, idą po
„najmniejszej linii oporu” łagodzą objawy choroby, zamiast rozpoznania i
likwidowania przyczyn. Taka realizacja misji publicznej, dająca co prawda
szybkie efekty lecz są one na dłuższą metę zawodne a dla wspólnoty
narodowej zabójcze.
Gdybym miał wskazać
praprzyczynę tego chaosu, zaryzykowałbym stwierdzenie że winna temu
decentralizacja. Mowa tu nie tylko o zafundowanej nam decentralizacji
terytorialnej, będącej niczym innym, jak nową formą rozbicia dzielnicowego
(po którym państwo Polskie zbierało się przez dwa wieki). Mam tu na myśli
także decentralizację uprawnień i struktur społecznych, mającą postać
scedowaniu prerogatyw państwa, na różne podmioty, powołane do organizowania
życia społecznego wewnątrz grup zawodowych. Generalnie, decentralizacja jest
doskonałym sposobem na osłabienie państwa a decentralizacja wmówiona społeczeństwu
jako dogmat, jest wyjątkowo skutecznym sposobem. Nie trzeba być wielce uczonym
aby zauważyć że, jeśli do wozu zamiast jednego silnego perszerona, zaprzęgnie
się dziesięć kucyków, które ciągną każdy w inną stronę, wóz nie ruszy
z miejsca albo ruszy w niewłaściwym kierunku. Jak wykazały 20-letnie wysiłki
decentralizacyjne, w niczym nie poprawiły ani sytuacji, ani wpływu obywateli
na samostanowienie, ani samopoczucia obywateli. Powstało tym sposobem więcej
dziur, którymi wyciekają nasze dobra narodowe a władze centralne mają na
kogo zwalać winę.
Na dziś sytuacja (niestety nadal) w III RP, jest taka że, silne (najlepiej
zorganizowane) korporacje zawodowe, już nie tylko zawłaszczyły państwo, już
dokonują ostatecznego rozszarpania materii państwa. Korporacjom bowiem przy
okrągłym stole, nadano narzędzia terroryzowania władz państwowych i
obywateli, natomiast państwu poskąpiono narzędzi obrony przed terroryzmem
korporacyjnym. Korporacje te, powołane do regulowania spraw wewnątrz
korporacji, uzurpują sobie prawo do decydowania o sprawach obywateli do
korporacji nie należących. I takim sposobem obywatele spoza korporacji są
wprzęgnięci w służbę korporacji, wykorzystywani jako obiekt represji,
szantażu lub jako pretekst (np. pacjenci).
Na tą wadę konstrukcyjną III RP, wskazywał kilkakrotnie J. Kaczyński
ale skończyło się na mówieniu. Jak sądzę na polityków nie ma co liczyć,
zapamiętani w amoku zwalczania politycznych konkurentów, nie są w stanie
zauważyć szkodliwości „naduprawnień” korporacji, nie mają zresztą
czasu ani nie widzą żadnych partykularnych korzyści (a raczej straty) w
naprawianiu Rzeczypospolitej.
Zmiana tej sytuacji czyli oddanie Polski Polakom, wymaga między innymi
radykalnej zmiany systemu tworzenia prawa i gruntownej jego derogacji.
Doskonalenie systemu stanowienia prawa, powinno wyjść z zasady służebności
państwa wobec obywateli. A skoro służebność państwa, to w oczywisty sposób
także służebność jego instytucji czyli wszystkiego co od państwa pochodzi
(w tym praw).
Z tego wywieść można
tylko jeden wniosek że, prawo winni tworzyć przedstawiciele obywateli nie związani
zawodowo ze stanowionym aktem prawnym. Dopuszczenie do stanowienia prawa osób,
które mogą być sędziami we własnej sprawie (swego środowiska), jest narażeniem
pozostałych obywateli na uszczuplenie ich praw (z założenia beneficjentów
tworzonego prawa). Prawo takie wówczas będzie chore, będzie służyć nie tym
którym powinno, czyli będzie zaprzeczeniem tego, czym być winno. Tak jak jest
obecnie, prawo ustanowione przez korporacje, służy głównie członkom
korporacji, kosztem pozostałych obywateli. I tak np. prawo oświatowe służy
nauczycielom, medyczne medykom,
karne i cywilne - prawnikom, prasowe dziennikarzom
itd. jest po prostu kategorią służebną, wobec
„zawodowców”. Stąd też aby stworzyć zdrowe prawo działające zgodnie ze
swym przeznaczeniem (dla dobra wspólnego), od jego stanowienia, należy bezwarunkowo
odsunąć ludzi ze
środowisk zawodowo tym prawem posługujących się. Prawo
medyczne winni tworzyć pacjenci, oświatowe - rodzice, prasowe - czytelnicy (słuchacze), rolne
- konsumenci, drogowe - kierowcy amatorzy, lokalowe - lokatorzy, karne - ofiary
przestępstw, pracy - pracownicy najemni, bankowe - pożyczkobiorcy,
komunikacyjne - pasażerowie itd. No najwyżej można takie prawo pisane przez niefachowców,
konsultować z „fachowcami”.
To samo dotyczy obsadzania stanowisk ministrów czy szefów instytucji
publicznych. Przyjmuje się przez aklamację że najlepszym fachowcem od
organizacji służby zdrowia jest lekarz, podczas gdy jest on fachowcem ale od
leczenia i jako minister jest ministrem wszystkich lekarzy. Bez dyskusji
przyjmuje się, że ministrem sprawiedliwości musi być prawnik po to by mógł
pełnić „de facto” funkcję rzecznika interesów wszystkich prawników (min
Ziobro – wyjątek). Nauczyciele czynili tumult gdy Ministrem Oświaty został
R. Giertych, bo nie chciał być ministrem nauczycieli itp. Racjonalnym było,
wprowadzenie zasady obsadzania stanowiska ministra obrony, politykiem cywilnym a
stanowiska ministra spraw wewnętrznych - nie policjantem. Tą zasadę stosuje
się także w resortach nie kluczowych np. w przypadku ministra komunikacji nie
wybiera się spośród najlepszych tramwajarzy i jakoś te resorty radzą sobie,
nie gorzej niż obsadzone przez „fachowców”.
Jeśli ktoś poważnie myśli o naprawie Rzeczpospolitej, starania takie
musi zacząć od „rozhuśtania” publicznej debaty, nad koniecznością
zmiany systemu stanowienia prawa. Obawiam się że będzie to raczej trudne lub
wręcz niewykonalne, jako że nie można tego uczynić bez pomocy mediów. A
media, mają swoich sponsorów a sponsorzy mają swoje sympatie partyjne a żadna
partia nie jest gotowa ani zainteresowana zmianą czegokolwiek w polskim
systemie politycznym.
Myślę ze część moich współbraci, dostrzegających co wokół nich
dzieje się, ma już dość tego wybierania między Scyllą a Charybdą i albo
dołączy do 50%, które już udały się na emigrację wewnętrzną albo
zacznie głośno mówić o tym, o czym dziś mówić nie wypada. Sam od 18 lat
żywiłem płonne nadzieje że pretendenci do władzy, sięgają po nią dla
mego dobra. Dziś już tą nadzieję porzuciłem dostrzegając ze była to
fatamorganą.
I taki już widocznie los Polaków, że wszystko muszą zaczynać od „II
obiegu”.
PS. Tytuł nadany przez REDAKCJE AFERY PRAWA
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA" - Niezależne
Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com
Stowarzyszenia Ochrony Praw Obywatelskich Zespół redakcyjny: Zdzisław Raczkowski, Witold Ligezowski, Małgorzata Madziar, Emilia Cenacewicz, Zygfryd Wilk, Bogdan Goczyński, Zygmunt Jan Prusiński oraz wielu niejawnych sympatyków AP |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.