opublikowano: 26-10-2010
Narodowcy w fołksfroncie? – Stanisław Michalkiewicz
Szanowni Państwo!
Zakończyła się
druga tura wyborów prezydenckich na Ukrainie, których zwycięzcą okazał się
kandydat rekomendowany przez tamtejszą Partię Regionów, Wiktor Janukowycz.
Pokonał on, ale nieznacznie, Julię Tymoszenko, która w związku z tym nie
uznała rezultatu tych wyborów i będzie próbowała go obalić na drodze sądowej.
Czy ograniczy się tylko do tego? Nie wiadomo – zwłaszcza, że jeszcze przed
wyborami nie wykluczała wyprowadzenia swoich zwolenników „na ulicę”.
Gdyby doszło na Ukrainie do „kryterium ulicznego”, to mogłoby ono pogrążyć
ten kraj w zamęcie, którego finałem mógłby być nawet scenariusz
rozbiorowy.
Rzecz bowiem w
tym, że okręgi, w których wygrała Julia Tymoszenko, obejmują zwarty obszar
na zachodniej części Ukrainy, podczas gdy okręgi popierające Wiktora
Janukowycza obejmują podobnie zwarty obszar na uprzemysłowionym wschodzie
Ukrainy. W tej sytuacji realizacja scenariusza rozbiorowego byłaby zadaniem
stosunkowo łatwym, zwłaszcza gdyby takie rozwiązanie dogadzało innym, wpływowym
państwom. Wprawdzie Rosja wolałaby zachować w strefie swoich wpływów całą
Ukrainę, ale gdyby z jakichś powodów okazało się to niemożliwe, to pewnie
zadowoliłaby się jej wschodnią częścią, zwłaszcza, że obejmuje ona Krym,
na którym Rosji zależy szczególnie. Wprawdzie prezydent Obama 17 września
ubiegłego roku dał do zrozumienia, że w perspektywie zrobienia porządku z
Iranem na razie żadnych dywersji wobec Rosji podejmował nie będzie, ale skoro
trafia się taka okazja, to i on może zmienić zdanie i wesprzeć próbę
„umacniania demokracji”, przynajmniej w zachodniej części Ukrainy.
Jak potoczą się
wypadki – zobaczymy, pamiętając, że Julia Tymoszenko pierwsze wielkie pieniądze
zobaczyła dopiero wtedy, gdy rosyjski Gazprom udzielił jej firmie Ukraińska
Benzyna koncesji na obrót swoim gazem. Ponieważ każde dziecko wie, że obrót
paliwami stanowi w Rosji absolutny monopol razwiedki, są podstawy do
przypuszczeń, że i Julia Tymoszenko może być obrotowym przedmurzem
demokracji – w zależności od tego, co postanowią i ile zapłacą starsi i mądrzejsi.
A tego nie wiemy nie tylko my, zwykli obywatele, ale również najważniejsi
nasi dygnitarze, ze znanym z surowych min szefem naszej dyplomacji na czele –
i dlatego Polska przyjmuje postawę wyczekującą, z braku czego innego ciesząc
się „zwycięstwem demokracji”.
I kiedy tak nie
możemy się nacieszyć tym „zwycięstwem demokracji” na Ukrainie – w
kraju trwa festiwal generała Wojciecha Jaruzelskiego. Pretekstem do rozpoczęcia
tego festiwalu, który przybiera postać jakiegoś nabożeństwa wynagradzającego,
stał się film „Towarzysz generał”, przedstawiający generała
Jaruzelskiego jako posłusznego wykonawcę rozkazów. Temu w zasadzie nie
zaprzecza nawet sam generał Jaruzelski, bo podkreśla, że był „żołnierzem”.
A co robi żołnierz? Wiadomo – wykonuje rozkazy swoich przełożonych, a tak
się akurat złożyło, ze przełożeni generała Jaruzelskiego byli w Moskwie.
Nie zaprzeczając w zasadzie wykonywaniu rozkazów generał Jaruzelski podkreśla
jednak, że tego właśnie wymagało służenie Polsce – „takiej, jaka była”.
Wprawdzie
wrodzona skromność, całkowicie zresztą uzasadniona, nie pozwala generałowi
Jaruzelskiemu na porównanie z francuskim ministrem spraw zagranicznych
Talleyrandem, ale myślę, że warto takie porównanie przeprowadzić. Rzecz w
tym, że Talleyrand, któremu również wiele zarzucano twierdził, że zawsze służył
Francji, „niezależnie od ustroju mego państwa”. Dlatego nie wahał się
zdradzić Napoleona, któremu służył jako minister, gdy tylko doszedł do
wniosku, że polityka Cesarza Francuzów prowadzi Francję nie ku wielkości, a
ku przepaści. W przypadku generała Jaruzelskiego takiej odwagi nie
dostrzegamy. Przeciwnie – cała jego polityczna droga pokazuje, iż decydującą
cechą jego osobowości było posłuszeństwo rozkazom, bez względu na to,
czego dotyczyły. Taka postawa charakteryzuje służącego, charakteryzuje właśnie
lokaja – i dlatego trudno odmówić słuszności Włodzimierzowi Bukowskiemu,
który generała Jaruzelskiego tak właśnie określił.
Obrońcy generała
Jaruzelskiego mają pewien kłopot z usuwaniem z wojska oficerów pochodzenia żydowskiego
w 1967 roku. Gwoli prawdy trzeba powiedzieć, że ten epizod w życiorysie
generała., w części społeczeństwa polskiego przysparza mu sympatii, ale ma
się rozumieć, nikt nie ośmieli się tego wprost powiedzieć, bo wiadomo, że
niesie to ze sobą wielkie ryzyko. Ja bym jednak nie przywiązywał do tego
specjalnej wagi, bo chętnie wierzę generałowi Jaruzelskiemu, że w tym
usuwaniu z wojska oficerów żydowskiego pochodzenia nie było nic osobistego.
Usuwał – bo tak mu kazali, a gdyby mu kazali co innego, to kto wie – może
by nawet poddał się drobnemu zabiegowi chirurgicznemu?
Nad festiwalem
generała Jaruzelskiego warto zatrzymać się z jednego, niezwykle
charakterystycznego powodu. Oto wielkie zaangażowanie w obronie jego dobrego
imienia objawiają zarówno przodujący w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu
bojowym i politycznym redaktorzy Monika Olejnik i Tomasz Lis, jak i cały Salon,
któremu ton nadaje oczywiście „Gazeta Wyborcza” – ale także – środowiska
określające się jako „narodowe”. Widzimy, że schodzą się, zdawać by
się mogło, skrajne przeciwieństwa. Skoro tak, to musi przyciągać je do
siebie jakaś niezwykle potężna siła, przezwyciężająca wzajemne
odpychanie.
Żeby zdać
sobie sprawę z potęgi tej siły, musimy uświadomić sobie najpierw przyczyny
owego wzajemnego odpychania. Zdominowane przez reprezentantów lobby żydowskiego
środowisko „Gazety Wyborczej” uważa narodowców za zakałę narodu
polskiego, rodzaj tłustej plamy na ludzkości, wstydliwy zakątek, w którym lęgną
się wszelkie nieprawości i obrzydliwości. Narodowcy z kolei uważają środowisko
„Gazety Wyborczej”, najłagodniej rzecz ujmując, za kosmopolitów, którzy
naród polski postrzegają wyłącznie jako rodzaj żerowiska i to żerowiska
tymczasowego, o które nie trzeba specjalnie dbać, bo kiedy już się je
wyeksploatuje, to można będzie przenieść się na jakieś inne żerowisko.
Jak widzimy, obydwa te środowiska wystawiają sobie nawzajem charakterystyki
najgorsze z możliwych. Mimo to jednak generał Jaruzelski potrafił zjednoczyć
nawet je we wspólnym froncie.
O co tu może
chodzić? Interes Polski, ani interes narodowy w grę wchodzić tu nie może, bo
skądże nagle w środowisku „Gazety Wyborczej” miałyby narodzić się
takie sentymenty? O tym nie ma mowy. Czego w takim razie, broniąc generała
Jaruzelskiego, broni środowisko „Gazety Wyborczej”? Broni mitu założycielskiego
III Rzeczypospolitej, którą przecież zakładało w Magdalence z generałem
Jaruzelskim do spółki. Skoro tedy on okazałby się szubrawcem, to i oni nie
lepsi, bo się z szubrawcem umówili. Zatem nie dla niego, ale dla własnej
reputacji muszą go dzisiaj okadzać, wybaczając mu nawet ten nieszczęsny
„antysemicki” epizod, który każdego innego rzuciłby w piekielne czeluści.
Taka jest cena, jaką środowisko to musi płacić za sprawowanie rządu dusz
nad polskim narodem. To jest logiczne i to można zrozumieć. Dlaczego jednak we
wspólnym froncie z lobby żydowskim generała Jaruzelskiego bronią środowiska
określające się mianem narodowych – to już zrozumieć trudniej, chyba, że
ten narodowy charakter, to tylko taki pseudonim.
Mówił Stanisław
Michalkiewicz
Felieton
• Radio Maryja • 11 lutego 2010
Stały komentarz
Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Myśląc Ojczyzna” jest emitowany w
Radiu Maryja w każdą środę o godz. 20.50 i powtarzany w czwartek. Komentarze
nie są emitowane podczas przerwy wakacyjnej w lipcu i sierpniu.
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.