opublikowano: 26-10-2010
Jak zmajstrowano okrągły stół - tekst okolicznościowy nawiązujący do 20 rocznicy - III
RP CZY „TRZECIA FAZA”? – CUI BONO?
Wśród krytyków „okrągłego stołu”,
panuje niemal powszechne przekonanie, że był on rezultatem porozumienia
komunistów z tą częścią środowisk opozycyjnych, która okazała się
najmocniej podatna na współpracę agenturalną – co wydaje się poglądem
mocno logicznym, zważywszy, że lepiej jest zawrzeć układ z kontrolowanym,
obliczalnym „wrogiem”, niż z nieznanym i nieprzewidywalnym
„sojusznikiem”.
Według tej opinii, podpisanie porozumień
w Magdalence nastąpiło na mocy paktu, zawartego pomiędzy szefem policji
politycznej – Kiszczakiem, a ludźmi, których
ta sama policja predestynowała do roli swoich partnerów. Na dowód, że jest
to twierdzenie prawdziwe przytoczyć można dziesiątki nazwisk tajnych
współpracowników, którzy znaleźli swoje miejsce przy „okrągłym stole”
lub stali się jego beneficjantami i orędownikami. Przypadek Lecha
Wałęsy urasta tu do miary symbolu. Można powiedzieć,
że władza komunistyczna „wyprodukowała” grupę ludzi, którzy poprzez
(inspirowany zewnętrznie) proces „transformacji ustrojowej” przeprowadzili
komunistów bezproblemowo z totalitarnej rzeczywistości PRL do sterowanej
demokracji III RP. Doskonale ów proces przedstawia Free
Your Mind, gdy w artykule - „Okrągły stół" jako
legalizacja peerelu” – pisze:
„Właśnie z taką sytuacją mieliśmy
do czynienia u schyłku peerelu - komuniści byli przestępcami, zbrodniarzami,
a co gorsza, ludźmi przetrzymującymi w represyjnym systemie całe społeczeństwo
polskie. O ile więc negocjowanie można było z nimi podjąć (choć może
lepsze byłoby siłowe przejęcie władzy), to należało potraktować je tak,
jak negocjacje z porywaczami. Tymczasem mitologia „okrągłego stołu"
nie tylko przedstawia obie strony negocjacji jako „równe" czy
„partnerskie", ale i legalne. „Pacta" zawarte przy „okrągłym
stole" należało uznać jako zawarte ze zbrodniarzami i w bardzo
specyficznym kontekście (troska o zniewolonych, przetrzymywanych bezprawnie w
komunizmie, obywateli; obecność sowieckich wojsk okupacyjnych; podporządkowanie
„ludowego" wojska i „ludowych" sił bezpieczeństwa Moskwie itd.).
Tymczasem uznano je jako porozumienie niemalże równoprawnych stron. W ten sposób
dokonano rzeczy niebywałej i skandalicznej - zalegalizowano peerel z całą
jego infrastrukturą, zaś III RP konsekwentnie skonstruowano jako jego
polityczno-prawną kontynuację.”
Należałoby dodać, że „legalizacji PRL-u”
dokonali wyznaczeni przez komunistów „legislatorzy” – z których wielu, z
partyjną i esbecką elitą łączył stosunek zależności agenturalnej.
O procesie kreowania własnej opozycji (poczynając
od doświadczeń operacji „Trust”) pisze również Anatolij Golicyn i
stwierdza, że powołani przez KGB i jego filie (SB, Stasi, etc.)
dysydenci, powszechnie znani na Zachodzie, mieliby tworzyć niekomunistyczne
partie lub organizacje opozycyjne w wypadku, gdyby system komunistyczny zaczął
się rozpadać. Powołując się na przykład „Praskiej Wiosny”, Golicyn
wskazywał na Dubczeka, którego odpowiednikiem w ZSRR miał być Sacharow, w
Polsce zaś Wałęsa
i jego środowisko doradców. Ponieważ to właśnie służby sowieckie, opanowały
do perfekcji gry operacyjne z udziałem własnej agentury, byłoby rzeczą
dalece naiwną uważać, że tak rozbudowana kombinacja operacyjna, jaką była
polska droga do „historycznego kompromisu” mogła zostać przeprowadzona bez
udziału tego elementu.
Na podstawie dzisiejszej wiedzy o przeszłości
wielu, koncesjonowanych opozycjonistów mamy świadomość, że
„konstruktywny” stosunek do komunizmu, dążenia integracyjne i
idee porozumienia, szerzące się wśród części opozycji w latach 80 –tych,
należy prędzej przypisać grom operacyjnym i wykonywaniu dyrektyw
oficerów prowadzących, niż trosce o przyszłości Polski. Rzesze tajnych współpracowników,
wiodących Polaków do „świetlanej” przyszłości wykonywało jedynie
poruczenia szefa bezpieki i zabezpieczało przed oczami rodaków swoje zafajdane
życiorysy.
Problem z oceną pojawia się wówczas, gdy mamy
do czynienia z ludźmi, o których agenturalnej przeszłości nic nie wiemy –
czy to z powodu braku rejestracji w archiwach policji politycznej (co należało
do praktyk, związanych ze szczególnie cenną agenturą) – czy też, z powodu
zniszczenia dokumentacji w latach 1989-90. Ich zachowania w latach 80-tych, ale
przede wszystkim postawa, jaką wykazują od czasu „legalizacji PRL-u”
wskazuje na zamierzone i konsekwentne dążenie do porozumienia z
komunistami, a po osiągnięciu tego celu – na osłonę prawną i polityczną
interesów zbrodniarzy komunistycznych i peerelowskiej nomenklatury.
Mając świadomość, że nad jednostkami ulegającymi
jego „urokowi”, komunizm roztacza władzę absolutną i kontrolę
bezwarunkową – nie sposób wierzyć, by wszyscy opozycyjni piewcy Jaruzelskiego i Kiszczaka działali w patriotycznym lub ideologicznym
porywie. Część z nich – jak wiemy to w przypadku już zidentyfikowanej
agentury – wykonywała bowiem zlecone, a w najlepszym wypadku sugerowane
dyrektywy. Dopiero kombinacja działalności zarejestrowanych, osobowych źródeł
informacji oraz inspiracje, wynikające z aktywności wyjątkowo
cennej, a głęboko utajnionej agentury, mogły dać pożądany efekt.
W tym kontekście pojawia się problem działalności
agentury wpływu – problem, tym poważniejszy, że w przypadku Polski lat
80-tych, klasyfikacja tej agentury wymyka się standardowym ocenom.
Definicje, które przypomniałem w poprzedniej części tego cyklu, zdają się
dotyczyć agentów wpływu działających na terenie innych państw, wykonujących
zadania służące interesom obcego (często wrogiego) państwa i korzystających
ze wsparcia obcego wywiadu. Jeśli na podstawie tak zdefiniowanej roli agenta wpływu,
zechcemy dokonać oceny działań szczególnie zasłużonych twórców „okrągłego
stołu” – co do których współpracy agenturalnej archiwa milczą – pod
mianem obcego państwa możemy identyfikować wyłącznie Związek Sowiecki. Na
słuszność wyboru wskazuje aż nadto poszlak; począwszy od zbieżności
polskich przemian z sowieckim procesem „pierestrojki”, poprzez
troskliwość, z jaką niemal wszystkie ekipy III RP otaczały sowieckie
interesy w Polsce (obecność wojsk okupacyjnych, bazy wojskowe, ochrona
tajemnic Układu Warszawskiego, brak weryfikacji WSW/WSI, kontakty
establishmentu z agentami GRU, KGB, zaniechanie dywersyfikacji surowców
energetycznych, etc.), po obecną politykę wobec putinowskiej Rosji, w
wykonaniu „naszych ludzi” w Warszawie. Dowodem bezpośrednio wskazującym na
komunistyczne mocarstwo jest ochrona, jaką państwo zwane III RP otacza
namiestników sowieckich i członków peerelowskich organizacji przestępczych,
nakazując upatrywać w nich światłych europejczyków, patriotów lub „ludzi
honoru” oraz ukrywanie przez to państwo szeregu zbrodni, dokonanych przez
bezpiekę, na rozkaz funkcjonariuszy partii komunistycznej. Natomiast
konsekwencją ugruntowanej wiedzy, że „polska” policja polityczna –
(niezależnie, czy będzie to SB, Departament I MSW (wywiad cywilny), WSW czy
Agenturalny Wywiad Operacyjny) – była wyłącznie przedłużeniem służb
sowieckich i wykonywała dyspozycje okupanta, powinno być stwierdzenie, że współpraca
z tymi strukturami była tożsama z działalnością na rzecz obcego państwa.
Zawsze zatem, gdy mamy do czynienia z aktem
kolaboracji agenturalnej z policją polityczną PRL, możemy twierdzić, że w
istocie chodzi o działanie na rzecz sowieckiego okupanta. Tylko semantycznemu kłamstwu,
jakim od 20 lat posługuje się III RP zawdzięczamy, że ta ewidentna,
logiczna i oparta na wiedzy historycznej konstatacja, wydaje się Polakom
twierdzeniem obrazoburczym i przesadnym.
Pora więc, by wskazać na przykłady
takich przedsięwzięć ludzi opozycji, które noszą wszelkie znamiona aktywności
agentury wpływu, lecz z powodu braku jednoznacznych potwierdzeń, mogą być
postrzegane w ten sposób, jedynie w kontekście finalnej oceny interesów,
którym działania te służą. Podane przykłady mają wyłącznie wymiar
prezentacji zjawiska i nie powinny stanowić dowodu na agenturalne zaangażowanie.
Podstawowym pytaniem, jakie warto zadać
sobie w tych przypadkach, będzie zawsze pytanie – cui bono?
Z pewnością, w tę formułę można
wpisać szereg publikacji zamieszczonych w prasie podziemnej, tuż po zabójstwie
księdza Jerzego, nawołujących do „nieulegania prowokacji” i wskazujących
na ekipę generała Jaruzelskiego, jako na ofiary walki wewnątrzpartyjnych
frakcji. Siła tych argumentów, skorelowanych z oficjalną wykładnią władz
komunistycznych była na tyle znacząca, że przetrwała próbę 25 lat i nadal
zastępuje prawdę o zdarzeniu. Ponieważ zbrodnia na Kapelanie „Solidarności”
jest „kamieniem węgielnym”, na którym zbudowano porozumienie „okrągłego
stołu”, poświęciłem tej kwestii wcześniejsze teksty z cyklu „III RP czy
III Faza”. Cytowane już przeze mnie, wystąpienie Wałęsy w kościele św.
Brygidy w Gdańsku, czy artykuł Jacka Kuronia,
zamieszczony w 107 numerze „Tygodnika Mazowsze” zawierają, w moim
przekonaniu, wszelkie cechy głosów służących interesom władzy
komunistycznej. Tak też zostały wykorzystane w czasach PRL-u. W szerszym tle
– tym samym interesem wydawał się kierować Wałęsa, gdy od grudnia 1981
r. stanowczo odmawiał zwołania statutowych władz „Solidarności”, nawet wówczas,
gdy nie groziło to już praktycznie żadnymi represjami. Obecni w kraju członkowie
Komisji Krajowej bezskutecznie domagali się tego przez osiem lat (od 1987 r.
zorganizowani jako Grupa Robocza KK, później w ramach Porozumienia na rzecz
Demokratycznych Wyborów w NSZZ „Solidarność”). Ze strony Wałęsy padały
wówczas absurdalne argumenty o „niesprawdzeniu się” członków KK, o wygaśnięciu
mandatów, o „zdradzie” niektórych z nich. Wieloletnia, niezgodna ze
statutem związku, współpraca Wałęsy z grupami nieformalnymi, służyła osłabieniu
NSZZ Solidarność i wyeliminowaniu ze struktur decyzyjnych aktywnych i
bezkompromisowych działaczy - na rzecz grupy - która zdominowała oblicze
„odnowionej” „Solidarności” podczas obrad „okrągłego stołu”.
Gdy w roku 1989, nie przywrócono legalności
funkcjonującemu przecież nieprzerwanie (choć w podziemiu) związkowi,
a zarejestrowano nowy, o tej samej nazwie – wieloletnie działania
obstrukcyjne przewodniczącego „Solidarności” nabrały złowrogiego sensu.
„Uśmiercając” na wniosek negocjatorów „strony społecznej” NSZZ
Solidarność, powołano de facto do życia nowy związek, którego zadanie miało
polegać na powstrzymaniu roszczeń rewindykacyjnych świata pracy. Jakże
prawdziwie brzmią w tym kontekście słowa Józefa Mackiewicza, że
„prowokacja polityczna to użycie najświętszych symboli narodowych i najgłębszych
jego uczuć przeciwko narodowi”.
Do działań charakterystycznych dla agentury wpływu,
można zaliczyć również apel działaczy opozycyjnych z października 1986
roku, gdy Lech
Wałęsa,
Stefan
Bratkowski,
Bronisław
Geremek,
Tadeusz
Mazowiecki,
Stanisław
Stomma,
Klemens
Szaniawski,
Jan
Józef
Szczepański,
Jerzy
Turowicz
i Andrzej
Wielowieyski
wystąpili o zniesienie przez USA sankcji gospodarczych wobec PRL. To
ekonomiczne „koło ratunkowe”, rzucone ekipie Jaruzelskiego, doskonale
komponowało się z polityką sowieckiej „pierestrojki” i spełniło
swoją propagandową funkcję. Zniesienie w lutym 1987 roku sankcji
gospodarczych, nie poprawiło w żadnym stopniu codziennej wegetacji społeczeństwa
polskiego, służyło natomiast uwiarygodnieniu, wspieranej przez Sowietów
ekipy generalskiej i stanowiło ważne wsparcie w negocjacjach komunistów z Międzynarodowym
Funduszem Walutowym i Bankiem Światowym.
Innym, znamiennym przykładem, niech będzie
artykuł Bronisława
Geremka
z jesieni 1986 roku, zamieszczony w „Tygodniku Mazowsze”. Autor, wspierając
apel o zniesienie sankcji gospodarczych, wyraża opinię, że należy podjąć
negocjacje z władzą za wszelką cenę, nawet bez warunków wstępnych.
Czytamy:
„[...] jedynie przyjęcie takiej perspektywy
stwarza szansę pozytywnych rozwiązań skierowanych ku przyszłości [...]
istnieje realna potrzeba kontraktu w duchu umów posierpniowych[...] Przedmiotem
porozumienia może być przyszłość gospodarki narodowej, a więc działanie
na rzecz strukturalnej reformy gospodarczej, a także utrzymanie i rozszerzenie
tego, co określa się mianem »polskiej swoistości«: miejsce Kościoła,
nieskolektywizowane rolnictwo, aspiracje społeczne”.
Najpełniejszy wykład projektu
tzw. „paktu antykryzysowego”, został dokonany przez Bronisława
Geremka w wywiadzie z 15 grudnia 1987 r. dla
legalnie wydawanego tygodnika „Konfrontacje” i stanowił zauważalny gest
gotowości części środowisk opozycyjnych do ugody z komunistami. Geremek
sformułował w wywiadzie konkretną propozycję, nawiązując do projektów wysuwanych
jeszcze w1981 r. na forum „pierwszej „Solidarności”. Przedstawiał pakt
jako wsparcie rządu w sprawach reform gospodarczych i na tej płaszczyźnie –
możliwość nawiązania współpracy. Ten sam zarys ugody z władzami
komunistycznymi Geremek przedstawił wiosną 1989 r. w ankiecie na temat miejsca
opozycji w PRL w perspektywie najbliższych trzech lat – „Opozycja’ 91”
– publikowanej przez legalnie wydawane pismo „Res Publica”.
Nie można też zapomnieć, o poprzedzających
wystąpienia Geremka publikacjach Adama Michnika, który w wydanej w roku 1985 książce "Takie czasy"(
pisanej w warunkach więziennych) sformułował propozycje kompromisu z rządem
PRL i Moskwą, pisząc m.in. - "Solidarność " powinna odrzucić
filozofie "wszystko albo nic". [...] Dla komunistów może to być
droga do uzyskania legitymacji, dla nas zaś droga do godziwego życia”.
Warto w tym miejscu zauważyć, że
Anatolij Golicyn, podsumowując scenariusz i techniki przeprowadzenia czechosłowackiego
eksperymentu z roku 1968, (w rozdziale 19 swojej książki „Nowe kłamstwa w
miejsce starych”) wyjaśnia, jakie cele w długofalowej strategii
dezinformacji osiągnięto dzięki zainscenizowaniu „spokojnej
rewolucji” i w jaki sposób nastąpiło odwrócenie jej efektów na korzyść
komunistów. Wśród rzeczywistych celów „rewolucji”, dokonanej przy
udziale agentury wpływu, Golicyn wymienia m.in.:
stworzenie nowego, demokratycznego wizerunku partii, jej instytucji i przywódców, podnosząc w ten sposób ich wpływ, prestiż i społeczną popularność;
uniknięcie autentycznego kryzysu i powstania ludowego, wyprzedzająco prowokując sztuczny, kontrolowany kryzys poprzez skoordynowane działania Partii, służb bezpieczeństwa, intelektualistów, związków zawodowych i innych organizacji masowych; (strajki roku 1988 – mój dopisek),
sprowokowanie rzeczywistej, krajowej i zagranicznej opozycji do ujawnienia się, co umożliwi później całkowite zlikwidowanie jej, bądź zneutralizowanie;
zapewnienie bezpiecznej i łagodnej sukcesji od starszego do młodszego pokolenia przywódców komunistycznych;
wspieranie i poszerzanie strategicznej dezinformacji Bloku co do politycznej ewolucji, upadku ideologii, pojawienia się nowych odmian komunizmu, oraz rozpadu bloku na niezależne, narodowe reżimy;
stworzenie podstaw do przyszłej kompromitacji zachodnich mężów stanu (zwłaszcza konserwatystów) oraz zachodnich służb dyplomatycznych i wywiadowczych, zwodząc ich „demokratyzacją” i dezawuując ich opinie i prognozy;
przećwiczenie praktyczne i zdobycie doświadczeń
przed przyszłym wprowadzaniem „demokratyzacji” w Czechosłowacji, Związku
Sowieckim czy gdziekolwiek w Europie Wschodniej, podczas końcowej fazy
realizowania dalekosiężnej polityki Bloku.
Nietrudno dostrzec, że wymienione powyżej
wystąpienia i publikacje ludzi „konstruktywnej” opozycji, odniosły w
perspektywie długofalowej strategii skutki zbliżone lub identyczne, z tymi, które
wymienia Golicyn. Świadczy to, że porozumienie „okrągłego stołu”
było potrzebne komunistom do łagodnego i bezkarnego wyjścia ze stworzonego
przez siebie systemu i wejścia w uprzywilejowanej pozycji w kapitalizm państwowy.
Niekoniecznie natomiast, wynikało z rzeczywistych potrzeb społeczeństwa
polskiego. Bez użycia „najświętszych symboli narodowych”, (o których mówi
Mackiewicz) co w tym przypadku oznaczało współpracę opozycji i Kościoła
– cele strategii komunistycznej nie mogłyby zostać zrealizowane.
Na szczególną uwagę zasługują sytuacje, gdy
działacze opozycyjni podejmują rozmowy z przedstawicielami policji politycznej
PRL, lub nawiązują kontakty bezpośrednio z przywódcami sowieckimi. Czy będą
to rozmowy Jacka
Kuronia
z majorem Janem
Lesiakiem
z roku 1985, prowadzone w konwencji negocjacji politycznych, czy list Geremka z roku 1988, adresowany do Gorbaczowa (pod uwagę
George’a Sorosa), czy wreszcie liczne wizyty Michnika
w Moskwie w roku 1989 - mamy do czynienia z niezwykle charakterystycznym
czynnikiem, który nakazuje oceniać rolę tych osób w zupełnie innym świetle,
niż czyni to oficjalna propaganda III RP. Jest to o tyle wspólny i
symptomatyczny rys, że pozwala poszerzyć definicję działań agentury
wpływu na nowe, niedostrzegalne dotychczas wymiary.
O tym jednak, chciałbym napisać już w kolejnej
części.
CDN...
Źródła:
http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=SG_Kalendarium
http://archiwum.sw.org.pl/pdf/AnatolijGolicyn-Nowe_klamstwa_w_miejsce_starych-1984.pdf
25.01.2009 „Aleksander Ścios” Salon 24.pl http://cogito62.salon24.pl/382360.html
Rok 1988 (na marginesie tekstu A. Ściosa)
Rok ów był
czasem, gdy komuniści zostali rzuceni na kolana i dalszy los czerwonej władzy
zależał wyłącznie od „otwartości negocjacyjnej” strony solidarnościowej.
Gdy pisałem tekst „Michnik i Urban jako mózgi ‘polskiej pieriestrojki’” zwracałem uwagę na
pewną „ideową koincydencję” propozycji „zmian ustrojowych”,
propozycji formułowanych mniej więcej w tym samym czasie w latach 80. przez
„obie strony konfliktu”, ale też starałem się podkreślić innowacyjną
rolę „Rudego 102”, czyli think tanku składającego się z S.
Cioska,
W.
Pożogi
oraz J.
Urbana
- stanowiącego w drugiej połowie najbardziej zaufane ciało
analityczno-doradcze Jaruzela i opracowujące plany „ostatecznej dekompozycji
opozycji”.
Otóż komunistyczni analitycy pisali tak (8 września 1987 r.):
„Stoimy przed największymi zagrożeniami i wyzwaniami w ciągu 5
ostatnich lat, to znaczy: sytuacja jest groźniejsza niż przez cały czas po 13
grudnia 1981 r. z wyjątkiem pierwszej połowy 1982 roku. Zarazem w kraju panuje
spokój. Trzeba uprzedzać wydarzenia, nim zaczną się toczyć, nabiorą
dynamiki, nie czekać, aż zostaną w naszej dyspozycji tylko schyłkowe, jak
uczy doświadczenie kryzysów, nieskuteczne poczynania awaryjne.”
(cyt. za Garlicki, Karuzela, Czytelnik, Warszawa 2004, s. 63).
Zwracam uwagę na to zalecenie „uprzedzania wydarzeń”, czyli mówiąc ściślej,
prowokowania biegu rzeczy, a nie tylko sterowania tymże biegiem. Tak należy
bowiem patrzeć na wszelką działalność komunistów, którzy w momencie
doprowadzenia do przewrotu bolszewickiego w Rosji nabrali przekonania, że nad
historią, nad dziejami ludzi można przejąć kontrolę.
Z kolei w styczniu 1988 r. think tank w następujący sposób diagnozował
sytuację:
„Uwiąd zaufania i nadziei jest to tendencja falująca, ale stała. Ośrodki
badawcze OBOP i CBOS potwierdzają ją. OBOP przy tym sygnalizuje narastający
brak nie tylko zaufania i wzrost pesymizmu, ale zanikanie elementów pozytywnego
kontaktu władzy ze społeczeństwem. Większość nie wierzy nam i nie słucha
już tego, cokolwiek mówimy (…) Nastroje spadły poniżej czerwonej kreski,
czyli przekroczony został wyliczony przez socjologów, a oparty o doświadczenie,
punkt krytyczny wybuchu. Nie występuje on, gdyż skłonności wybuchowe są w
społeczeństwie przytłumiane przez różne stabilizatory (doświadczenia
historyczne, w tym głównie 13 grudnia 1918 r., rola Kościoła, spadek wpływów
opozycji, apatia (…). Mieszanina zniechęcenia i napięć rychło uczyni więc
sytuację dramatyczną, a napiętą przede wszystkim w zakresie stosunków
wzajemnych społeczeństwa i władzy. Odbija się to już na nastrojach kadry,
której znaczna część, jak zawsze w okresie schyłkowym, poczyna kwestionować
przywództwo, intrygować, projektować przyszłe konfiguracje personalne. Z
czasem zacznie spiskować.” (Garlicki, s. 80)
Jak trafne były te prognozy, nie muszę chyba nikogo przekonywać. Wiosną
wybuchnie pierwsza poważna fala strajków w 1988 r. W owym styczniowym
dokumencie pada też propozycja utworzenia rządu składającego się z komunistów
oraz „działaczy katolicko-narodowo-prawicowych, przedstawiających siebie
jako lepszych niż komuniści polscy gwarantów radzieckiej racji stanu”
(Garlicki, s. 81). Co więcej, postuluje się utworzenie „stronnictwa chrześcijańskiego”:
„Stosunkową słabość nowej formacji politycznej zapewniałoby też możliwe
do przewidzenia skłócenie wewnętrzne różnych nurtów i osób, które skupiałaby
nowa partia (…) W razie nadmiernego rozwoju stronnictwa z dziecinną łatwością
można by w nim prowokować secesje i awantury aż po zastosowanie wariantu, który
proponujemy wobec OPZZ.” (Garlicki, 83)
No ale o tym wspominam bardziej w charakterze ciekawostki i jednocześnie
pokazania, do jakiego stopnia komuniści uważali się za animatorów
jakiegokolwiek obszaru życia politycznego, co warto pamiętać po dziś dzień.
Już wtedy (styczeń 1988 r.) analitycy owi myśleli o modelu prezydenckim (z
Jaruzelem na czele państwa, rzecz jasna), powołaniu senatu oraz, rzecz jasna,
o zachowaniu wpływów czerwonej nomenklatury. W styczniu też zaczynają się
ukazywać wspomniane przez Aleksandra Ściosa, reżimowe (PRON-owskie)
„Konfrontacje” (naczelny Jarosław Goliszewski), mające pełnić rolę
„forum, na którym spotkać by się mogli partyjni reformatorzy i umiarkowani
opozycjoniści”, jak pisze Garlicki i dodaje: „W realizacji pomysłu dużą
rolę odegrał płk Wojciech
Garstka,
wówczas rzecznik prasowy gen. Kiszczaka” (Garlicki, s. 84-85). Faktycznie też, jak podaje Ścios, już
w lutym publikowany jest wywiad z B. Geremkiem (zarejestrowany w grudniu 1987
r.).
Tymczasem w marcu ’88 „trzej” (Ciosek, Pożoga, Urban) przygotowują kolejną analizę sytuacji. Ponownie postulują
powołanie „stronnictwa katolickiego”, reformy gospodarcze oraz, by Jaruzel
stanął na czele niezadowolenia społecznego i także reform politycznych:
„Niezwykle ważne jest, aby postacią centralną tych zmian był I
Sekretarz KC, żeby zarysowany przełom tak samo kojarzył się z gen. W.
Jaruzelskim, jak wprowadzenie stanu wojennego, aby inne osobistości nie
dyskontowały zmian i nie stawały się ich bohaterami.” (Garlicki, s.
91)
Zdaję sobie sprawę, że brzmi to niemalże jak wyimek z któregoś
rocznicowego artykułu publicystów „GW”, ale przypominam, że to tekst
komunistycznych analityków sprzed 21 lat. W kwietniu rozpoczynają się
strajki, a równocześnie (do tego wątku jeszcze wrócę) „kontakty na linii
państwo-Kościół”. W maju 1988 r. w Nowej Hucie dochodzi do ostrej
pacyfikacji protestujących i jest to dosłownie parę dni po ogłoszeniu przez
konferencję plenarną Episkopatu Polski komunikatu zachęcającego do dialogu
„reprezentatywnych grup społecznych” z „władzami państwowymi”. W
czerwcu w trakcie obrad „VII Plenum KC PZPR” Jaruzel wrzuca pomysł urządzenia
„okrągłego stołu”.
W sierpniu, tuż przed wybuchem kolejnej fali strajków, think tank pracuje
dalej (i to wyjątkowo ciekawy fragment):
„Uważamy, że już nie można uchronić obecnej ekipy od upadku, a być
może nie można nawet odwlec przesilenia do końca 1989 roku ani że nie leżałoby
to w interesie Polski i socjalizmu., Sądzimy także, że żadne kierownictwo
PZPR nie może nadal zachować w ręku całej władzy i musi przystać na jej
realny podział, a powinno tego dokonać na tyle wcześnie, aby móc zabezpieczyć
pozycję dominującą PZPR w warunkach dokonanego i przekształcającego się
potem podziału władzy. Czym wcześniej, tym lepiej, gdyż stale tracimy w
realnym układzie sił. Przyzwolenie na podział władzy związane ze współodpowiedzialnością
umiarkowanej opozycji i ludzi Kościoła może nas po pewnym czasie wzmocnić na
tyle, że zdołamy zachować swój okrojony stan posiadania.” (Garlicki,
s. 107)
Te ostatnie zdania są aktualne do dziś, można powiedzieć. W owej analizie
postulowano zmianę modelu państwa na prezydencki, podział miejsc w sejmie i
senacie, zmiany w ordynacji wyborczej (oczywiście w żadnym wypadku nie chodziło
o wolne i powszechne głosowanie), proponowano też dymisję rządu (Z. Messnera) we
wrześniu 1988 r., a nawet legalizację NZS-u. Wszystko to świadczyło, że
czerwoni chcieli dokonać wyprzedzającego ruchu pozwalającego im stymulować
dalszy przebieg zmian politycznych, choć, co warto podkreślić, czynili to już
wtedy z pozycji przegrywających całą walkę. Co więcej, połowa sierpnia
przynosi nową falę strajków w całym kraju i komuniści, jak wspomniałem na
początku, są w tym momencie rzuceni na kolana.
Garlicki pisze, że 20 sierpnia:
„odbyło się posiedzenie Komitetu Obrony Kraju (KOK), na którym m.in.
zapadła decyzja o rozpoczęciu przygotowań do wprowadzenia stanu wyjątkowego,
a w nocy z 21 na 22 sierpnia obradowało Biuro Polityczne. Władze były
zaniepokojone, jeśli nie wręcz przerażone rozwojem sytuacji.” (Garlicki,
s. 111).
Możemy sobie przez chwilę wyobrazić, co by się stało z komunistami, gdyby
wtedy faktycznie poszli na siłowe rozwiązanie takie jak w grudniu ’81.
Zrealizowałby się wariant budapesztański, tj. wieszanie na latarniach, a tego
czerwoni bali się najbardziej:
„…generałowie udali się na posiedzenie Rady Ministrów. W południe
zatelefonował do Górnickiego Rakowski informując, że stanęła Stocznia Gdańska,
że strajki rozszerzają się błyskawicznie i nie ma nadziei na ich
powstrzymanie. Rakowski
oceniał trwanie rządu na kilka dni. Powiedział też, że poprzedniego dnia
zwrócono się do Wałęsy
z propozycją rozmowy z Kiszczakiem.
Wałęsa się zgodził, ale gdy usłyszał, że warunkiem jest niedopuszczenie
do strajku w Stoczni, odmówił dalszych kontaktów i stanął na czele strajku.
Rakowski odrzucił przypuszczenie, że strajki mogą same wygasnąć. Miał
powiedzieć: „Tym razem cało z tego nie wyjdziemy”. Uważał, że
wprowadzenie stanu wojennego będzie nieobliczalnie kosztowne.” (Garlicki, s. 111)
Nic więc dziwnego, że wnet nastąpił zwrot akcji i „gen. Kiszczak” w
telewizyjnym wystąpieniu zaczął przebąkiwać o możliwości „rozmów”.
Komunistom palił się grunt pod nogami z dnia na dzień, bo nawet OPZZ zaczynało
się domagać ustąpienia rządu.
„Jak wynika z różnych źródeł państwowych i partyjnych, ów poniedziałek
22 sierpnia był dniem, w którym gen. Jaruzelski znajdował się na granicy załamania
błędnie oceniając, że powtarza się scenariusz z sierpnia 1980 r.” (Garlicki,
s. 113)
Przypomnę, że jest to dzień na jakieś trzy tygodnie przed rozpoczęciem
„negocjacji” w Magdalence. Zresztą w rozmowie z Górnickim (24 sierpnia
1988 r.) sam Jaruzel powiada:
„nowym elementem, którego w 1980 roku nie było, jest wyraźnie rysujący
się „sojusz tronu i ambony” (…), zapewne nie bez cichej aprobaty
„Totusa” (potoczne dawne określenie Jana Pawła II, od jego herbowej dewizy
papieskiej „Totus tuus”). Wówczas tylko Wyszyński próbował mitygować
eksplozywne nastroje, zresztą bez rezultatów. Obecnie nie tylko Glemp, ale również
Macharski i Gulbinowicz otwarcie wypowiadają się za normalizacją stosunków z
państwem.” (Garlicki, s. 115)
No i jak wiemy, stopniowo mediacje z udziałem przedstawicieli Kościoła
doprowadzają w końcu do zainicjowania szerszych „negocjacji”. To, że
komuniści dążyli za wszelką cenę do zachowania władzy (i „twarzy”),
widząc już na horyzoncie rychły swój koniec, gdyby konflikt społeczny się
nasilił - to całkowicie zrozumiałe, gdyby bowiem protestujący nie
poprzestali na strajkach, tylko zaczęli palić komitety partyjne, to na żadne
paktowanie czerwoni już nie mieliby czasu, jedynie na ewakuację kukurużnikami
do Moskwy, jeśliby zdążyli. Jednak były jeszcze dwa czynniki w ówczesnej
sytuacji - „demokratyczna opozycja”, która dążyła do przejęcia władzy
przede wszystkim na opozycji – czyli jakby przyznania sobie monopolu na możliwą
opozycyjność (vs radykałowie, ekstremiści etc.) oraz Kościół, którego część
hierarchów (także, sądzę, nieco na wyrost w stosunku do zachowań i oczekiwań
Ludu Bożego), zaczęła pertraktować z czerwonymi na temat „porozumienia ogólnonarodowego”.
Zabrakło „non possumus”, które należało sformułować w „Memoriale do
„generała Jaruzelskiego””, tak jak kiedyś (tj. w maju 1953 r.)
hierarchowie pisali w memoriale do innego moskiewskiego agenta, czyli Bolesława
Bieruta. To „non possumus” jednak powinno się było pojawić w październiku
1984 r. po zabiciu przez czerwonych ks. J. Popiełuszki. Wtedy Kościół w
Polsce powinien był zerwać jakiekolwiek kontakty z komunistami, a przynajmniej
nie próbować ich w żaden sposób normalizować. Tak się jednak nie stało.
W 1985 r. W. Kulerski przestrzegał: „W stosunkach z komunistami istnieje
tylko jedna alternatywa: uległość, nieuchronnie prowadząca ku zniewoleniu aż
do uprzedmiotowienia człowieka, albo walka pozwalająca człowieczeństwo ocalić
lub choćby przechować”, a rok później pisał Cz. Bielecki w paryskiej
„Kulturze”: „Polskiej polityce grozi dziś liberum mediato – wolność
pośredniczenia, przetargów, którą przyznają sobie osoby i instytucje (…)
Przetarg, w którym nie dzieli się władzy, zmierza tylko do pozbawienia słabszej
strony autorytetu, pozbawienia go przy stole rokowań, skoro nie udało się to
w społecznej konfrontacji.” (cyt. za Garlicki, s. 24 i 23).
Tego typu głosy jednak nie zdominowały postaw w środowiskach opozycyjnych. Po
trójstronnych negocjacjach z lat 1988-1989 otrzymaliśmy w rezultacie na blisko
20 lat nową formułę wielopłaszczyznowego sterowania społeczeństwem nie zaś
jego upodmiotowienie. Grupa „rządowa” i „opozycyjna”, jak wiemy, za
jedno z podstawowych zagrożeń dla „demokracji” uznały „ekstremistów”
i ich zwalczały, przy czym ekstremizm był rozumiany w zależności od
aktualnej optyki – ekstremistami mogli być kontestatorzy okrągłego stołu,
ale też nazbyt antykomunistyczni księża. W tym kontekście warto cały czas
pamiętać, że jednym z pierwszych wyzwań „systemowych” było też zapobieżenie
„klerykalizacji Polski”, czyli stworzeniu „państwa wyznaniowego”; zatem
z jednej strony marginalizowano ugrupowania i środowiska domagające się
rzeczywistego zerwania z peerelem i komunistami, a z drugiej (ku uciesze
komunistów) wypychano Kościół ze sfery społeczno-politycznej. Taki stan
rzeczy można z powodzeniem nazwać kontynuacją peerelu.
Nic zaskakującego nie ma w tym, że spora część obywateli ma poczucie
wyobcowania w nowym państwie polskim; to wyobcowanie nie bierze się znikąd;
państwo zbudowane na kłamstwie („obalenie komunizmu”), bezprawiu
(„zalegalizowanie peerelu”) i niesprawiedliwości („nierozliczenie
komunistów”, uwłaszczenie nomenklatury), choćby nie wiem jak to kłamstwo,
bezprawie i niesprawiedliwość były przypudrowane i choćby nie wiem jakie urządzano
igrzyska, by zagłuszyć sumienia - nie może być krajem, z którym
obywatelowi chce się utożsamiać. Dlatego też Polska potrzebuje radykalnej
zmiany.
http://cogito62.salon24.pl/382360.html
26.01.2009
Free Your Mind Salon24.pl
http://freeyourmind.salon24.pl/382519.html
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.