opublikowano: 26-10-2010
Wojny nie wybuchają o tak sobie wojny planuje się na lata wcześniej. Polska raczej straciła szansę siedzieć cicho, jaką jeszcze miała za byłej prezydentury Prezydenta Francji Jacques Chiraca od roku 2003. Czy dzisiaj jest sens pchania się w większą nie naszą awanturę, mając doświadczenie z 20 marca 2003 roku?
Popierając inwazje dokonaną przez Stany Zjednoczone na Irak. W tym czasie wielu tradycyjnych sojuszników USA zajęło negatywne stanowisko wobec wojny, polscy politycy i obywatele bardzo liczyli na zacieśnienie stosunków i ewentualne korzyści z amerykańsko-iracką wojną związane. Czy Polska miała szanse i mogła ten fakt wykorzystać i zarobić ogromne pieniądze?
Na każdej wojnie jeden zarabia a drugi traci. Polska jak zwykle w swojej niechlubnej historii zapłaciła frycowe, brak wiedzy na temat wojskowych kontraktów (pieniądze podatnika w pierwszej kolejności zarabiają firmy USA, a obcy dołączają się do amerykańskich konsorcjum), jakie obowiązują w USA i naiwność budowania wolnorynkowej gospodarki w Iraku ośmieszyła kolejne polskie rządy przed światem. Takie kraje jak Białoruś (sprzedają traktory i wspólnie produkują) i Ukraina potrafiły zarabiać, natomiast polski rząd nie dość, że umorzył iracki dług ok. $1mld to jeszcze może płacić odszkodowania po wyjściu z Iraku za zniszczenia archeologicznych wykopalisk podczas stacjonowania żołnierzy w Babilon – w delcie rzek Eufratu i Tygrysu. Dzisiaj słyszymy jęczenia polskiego establishmentu rządowego nieznającego realiów współczesnego świata i budowy przez amerykańskich Neo-Cons nowego ładu światowego (New Word Order) o pozycji hegemona, jakim są Stany Zjednoczone i jego automatycznych sojusznikach preferujących i godzących się na jednostronne działania Amerykanów. Polska zaprzepaściła swoją historyczną najlepszą szansę. Przez 8 lat sprzyjającej koniunktury w stosunkach z USA nie potrafiła zbudować stałych podstaw do współpracy i gospodarczych korzyści. W jaki sposób należało to zrobić. W USA liczą się tylko pieniądze i duże organizacje, które mają wpływ na wybory (ok. 35% uprawnionych do głosowania bierze czynny udział w głosowaniu). Polonia jest niezorganizowana a do polskości przyznaje się ok. 10 milionów mieszkańców U.S. i brak lobbyingu (bo tutaj gospodarcze więzi kupujesz za miliony dolarów) to dwa czynniki, które dyskwalifikują Polskę w partnerstwie ze Stanami Zjednoczonymi. Czy Polska kiedyś zacznie rozróżniać swoje własne interesy od interesów amerykańskich?
Cofnijmy się może do czasów reaganowskiej polityki. Ronaldowi Reganowi przypisuje się wygranie zimnej wojny, upadku ZSRR, pokonanie komunizmu. Czy to wszystko byłoby możliwe bez udziału Michail Gorbaczow?
Michail Gorbaczow był inicjatorem usunięcia broni atomowej z Europy Wschodniej, a także architektem „Perestrojka" a później „Glasnost". Ronald Regan umiał dobrze grać (przecież był zawodowym aktorem) i sobie przypisywał wszystkie jednostronne inicjatywy rozbrojenia inicjowane przez Michail Gorbaczow. Powiecie, że Rosja nie miała wyjścia bo gospodarczy krach wisiał w powietrzu. Mądrość przywódcy Michail Gorbaczow uratowała świat przed tragedią, (bo mógł wybrać rozwiązanie siłowe), a także jego pokojowe inicjatywy umocniły system gospodarczy Rosji. Gospodarka sowiecka otworzyła się na świat. Inicjatywa Ronalda Regana na rosyjskie pokojowe była Strategic Defense Initiative tzw. Star Wars. Z perspektywy czasu „Zimną Wojnę" wygrała Rosja sama się ratując, a co możemy powiedzieć o USA, której wydatki na zbrojenia przekroczyły już ludzkie pojęcie, a narodowy dług astronomiczny. Stany Zjednoczone dzisiaj są w tym samym miejscu, co Rosja przed „Pierestrojką", ale wybierają rozwiązania siłowe swoimi zainstalowanymi usłużnymi wasalami.
Niewydolność gospodarki i systemu walutowego (nieubłagalny krach bankowy) pcha Stany Zjednoczone do wywoływania zbrojnych konfrontacji w różnych regionach świata. Nawet słowa Prezydenta George W. Bush o bieżącej ekonomii „Wall Street got drunk" nie ekscytują Rosjan, bo mają trzeźwych przywódców, to już nie te czasy. Wrogi wizerunek i hasło antykomunizm przestały mieć już jakiekolwiek znaczenie dla świata. Czy odzyskana wolność dla ciemiężonych krajów przez komunistyczne reżimy i amerykańska demokracja (kolorowe rewolucje), przyczyniły się do dobrobytu i pokoju?
Dla przykładu na Ukrainie i w Gruzji dokonano tylko zamiany przywódców, których przywieziono w teczkach i wykształcono w Stanach Zjednoczonych. Usłużni dla USA przywódcy poczuli się tak pewnie, że raczej zapomnieli o mieszkańcach i reformach w swoich krajach, a w zamian udostępnili dla ogłupionego ludu zagraniczne banki i zaczęli wyprzedaż gospodarki. Z komuny przechrzczono się na dziki kapitalizm pod przewodnictwem tych samych ludzi, a innego wodza. Łatwa karma i dzika transformacja zadowoliły Starą Europę, ale nie USA i ich globalne zapędy. Stany Zjednoczone w wyniku arogancko prowadzonej jednostronnej konfrontacyjnej polityki najpierw utraciły zaufanie Europy, a w następstwie tego i całego świata. Podział w opiniach i brak akceptacji dla agresywnej amerykańskiej polityki zepchnął ten kraj do roli wielkiego przegranego. Dwie kadencje Prezydenta George W. Bush to totalne fiasko polityki energetycznej prowadzonej w obrębie Morza Kaspijskiego i Zatoce Perskiej, a także brak kontroli nad złożami ropy i gazu na kontynencie Afrykańskim. Neo-Cons w kończącej się kadencji prezydenckiej nie mogą utracić władzy na rzecz Barack Obama, dobrze wiedzą że wiele niewiadomych z przed 9/11 może ujrzeć światło dzienne np. wartość transakcji na giełdzie firm American Airlines, United Airlines i kompanii ubezpieczeniowych zwiększyły się o 1,200% ($15mld) na tydzień przed atakiem.
Najważniejszy będzie wybór nowego poprawnie politycznego prezydent i o mentalności wojskowej, który szybko rozwiązuje czyhające w koło zagrożenia dla istnienia USA, nawet angażując się w konflikty na 100 lat. Wciągnięcie Europy do bezowocnej wspólnej walki ze światowym terroryzmem i wydumanymi zagrożeniami.
Magiczne słowo dywersyfikacja zaopatrzenia Europy w energię nabiera właściwego znaczenia, Europejczycy stają się zakładnikami dywersyfikacji. Dywersyfikacja amerykańska znad Morza Kaspijskiego może prowadzić do wciągnięcia członków N.A.T.O. w zbrojny konflikt z Rosją. Rosja obecnie kontroluje cały eksport gazu z Centralnej Azji. Nie udało się Napoleonowi i Hitlerowi może uda się Stanom Zjednoczonym rękoma innych pokonać okrojoną z republik Rosję.
Geneza konfliktu to celowe budowanie ropociągu zaopatrującego zachód BTC Baku-Tblisi-Ceyhan (operujący od maja 2005 roku) do Morza Śródziemnego przez (niespokojne) terytorium Gruzji (krócej było przez Armenię). Blokowanie budowy Gazociągu Północnego (Nord Stream - gas pipeline), embargo z Iranem. Przygotowywanie agresji militarnej na Iran i zablokowanie Cieśniny Hormuz, a także dywersja BTC w Gruzji może być przyczyną niepewnych dostaw surowców energetycznych do Europy, a to spowoduje krach gospodarczy krajów wysokorozwiniętych i wewnętrzne społeczne odruchy niezadowolenia.
Stany Zjednoczone będą próbować przenieść granice Europy do Gruzji, ale ten azjatycki kraj nigdy nie był w Europie i czy na to zasłużył. W poniedziałek 11 sierpnia, br. podano, że dwa lotniskowce USS Theodore Roosevelt, USS Ronald Regan i okręt wojenny z 25 helikopterami USS Iwo Jima płyną w kierunku Zatoki Perskiej. Nie zapominajmy o tym, że 7 sierpnia, br. Gruzja rozpoczęła działania zbrojne wobec Osetii Południowej dokładnie w dniu inauguracji Olimpiady w Chinach, licząc się z reakcją Rosji. Wykorzystując okres rozpoczęcia olimpiady na łagodniejsze reakcje związane z prowokacją. Czy bez gwarancji USA tak mały kraj byłby w stanie zaatakować grubiańskiego wielkoluda Rosję?
Minister stanu w niemieckim Ministerstwie Spraw Zagranicznych Gernot Erler zarzucił Gruzji naruszenie prawa międzynarodowego. Spór wokół buntowniczej prowincji Osetii Południowej prezydent Gruzji Mikheil Saakashvili chce najwyraźniej rozwiązać za pomocą środków militarnych - powiedział Erler. Do naruszenia prawa międzynarodowego doszło jego zdaniem dlatego, że walki te stanowią złamanie zawieszenia broni z 1992 roku, nad którym czuwały międzynarodowe oddziały. Przypominam tylko, że niemiecki eksport do Rosji wzrósł o ponad 50% w pierwszym półroczu 2008 roku do $290 mld. Amerykanie swoją wymianę handlową z Rosją też podwajają, a amerykańscy biznesmeni posiadają na terenie Rosji fabryki, ropociągi i gazociągi a nad bezpieczeństwem bogactwa czuwają lobbyści.
Osetia i Abchazja to etnicznie obce narody, historycznie nic nie mają wspólnego z Gruzją, arbitralnie przyłączone zostały do niej decyzją Józefa Stalina. Czy duch Józka Stalina jest ciągle żywy?
Wciągu ostatnich lat po „rewolucji róż" gruzińskie wydatki na armie wzrosły prawie 40-sto krotnie. Gruzińskie zbrojenia osiągnęły prawie poziom mentalnie równych sobie władców Korei Północnej i wyniosły ok. 16% PKB. Gruziński minister obrony w maju 2007 roku zwiększył bieżący wojskowy budżet z 513 do 957 mln lari ($340mln do $567mln). Pomoc militarna USA ale nie tylko tego kraju pozwoliła przeszkolić ok.16,000 gruzińskich żołnierzy a także dostarczono nowe uzbrojenie w postaci transportowych helikopterów UH-1, unmanned aerial vehicles (UAV) i najnowszy system artyleryjski. W Gruzji aktualnie przebywa 127 „U.S. military trainers" wojskowych pomagających gruzińskiej armii i 35 cywilnych kontraktorów to wypowiedź Bryan Whitman przedstawiciela Pentagonu z 9 sierpnia, br. Gruzja w Iraku posiada 2,000 żołnierzy szkolonych przez amerykańską armię, to jest trzeci pod względem liczebności koalicyjny współpracownik sił zbrojnych w walce z terroryzmem po U.S. i Wielkiej Brytanii.
Amerykanie z Izraelem szykują się do wykopania z energetycznego rynku Iranu za pomocą konfliktu zbrojnego. W ostatnich dniach rosyjski Gazprom podpisał dwie umowy w Ashgabat na kupno Turkmen gas (tydzień przed inwazją Gruzinów w Osetii Południowej), kontrolując przez następne 20 lat ich eksport. Amerykanie na siłę starają się uratować gas pipeline zwany Nabucco z Kaukazu przez Turcję do Austrii i Bułgarii, Rumunii i na Węgry, ale czy nie popełnili gafy, bo i kto będzie chciał teraz inwestować w niepewną Gruzję rejon konfliktów. Wydaje mi się, że jak Rosjanie wytrzymają bez globalnej wojny do przysięgi nowego Prezydenta USA to odniosą następny niebywały gospodarczy i dyplomatyczny sukces, a największym bankrutem i przegranym będzie Prezydent Gruzji Mikheil Saakashvili marionetka polityczna Stalina.
Czy Rosja zgodzi się na przerwanie ognia z Gruzją, a na tym przede wszystkim zależy naiwnym Gruzinom i strategom USA?
Rosja nie może pozwolić na przerwanie ognia, bo będzie miła za chwilę w Gruzji wojska N.A.T.O. które mogą dokonywać sabotażu ropociągu BTC i rozpętać wojnę. Rosja uzbroi się raczej w obserwatora i będzie czuwać nad bezpiecznymi dostawami ropy do Europy przez Gruzję jak jej to się uda. Geopolityczne rozgrywki o energię powinny rozegrać się między Turcją-Iranem-USA tylko, że to będzie tango trzech.
Gregory Akko
------------------------------------------------------------
"Widziałem Gruzina który wrzucił granat do piwnicy pełnej kobiet i dzieci" - ludobójstwo w Osetii "Widziałem Gruzina który wrzucił granat do piwnicy pełnej kobiet i dzieci... młodzi mężczyźni uciekli, ale kobiety i starcy nie mogli wyjść i zostali zastrzeleni jak psy".
Oto jak Gruzini rozprawiają się z Osetią. Gruzińskie wojska szkolone przez Żydów i praktykujące w Iraku.
Osetia wita Rosjan kwiatami, pisze korespondent The Independent.
Matt Siegel
---------------------------------------------------
Kto stoi za plecami Saakaszwilego?
Gruziński prezydent ma opinię „agenta Ameryki". Nikt oczywiście nie wie do końca, jaki charakter ma ta „agentura". Jedno wszakże nie ulega wątpliwości – Saakaszwili to pupil Waszyngtonu, to polityk, któremu uchodzi na sucho bardzo dużo. Kiedy dławi opozycję, trzyma media w uścisku czy nawet – jak twierdzi opozycja gruzińska – fałszuje wybory – Waszyngton, tak ponoć uwrażliwiony na kwestię „praw człowieka" w innych częściach świata – tutaj jest wyjątkowo tolerancyjny.
To jasne, że Saakaszwili to w polityce Ameryki „nasz skurwysyn", a to oznacza, że może robić prawie wszystko, co chce. Tu jednak pojawia się pytanie – jaką rolę wyznaczyli mu polityczni sponsorzy? I kto tym sponsorem jest?
Okazuje się, że odpowiedzi trzeba szukać w najbliższym otoczeniu gruzińskiego prezydenta. Kluczową postacią w jego rządzie jest urodzony w 1978 roku gruziński Żyd – Davit Kezeraszwili. Postać to tajemnicza, oficjalny życiorys mówi tylko, że studiował najpierw w Rosji a potem w Izraelu. Mówi płynnie po hebrajsku, był też (a może nadal jest) obywatelem Izraela. Wedle rosyjskich źródeł, Mossad skierował go do koordynowania tzw. rewolucji róż (2003), wiadomo także, że działania te wspierali ludzie z otoczenia Georga Sorosa. Celem operacji było odsunięcie od władzy starego i umiarkowanego Eduarda Szewardnadze, który nie gwarantował odpowiednio antyrosyjskiego kursu Gruzji. Przypomnijmy, że w ramach „osaczania" Rosji po wygnaniu z niej organizacji Georga Sorosa i wszechwładnych żydowskich miliarderów – Borysa Bierezowskiego i Władimira Gusinskiego – przeprowadzono jeszcze tzw. pomarańczową rewolucję i próbowanego tego samego na Białorusi.
Kezeraszwili objął w nowym rządzie gruzińskim funkcję ministra finansów (od 2004 r.), a od listopada 2006 ministra obrony. To on był architektem programu uzbrojenia Gruzji w broń izraelską i amerykańską. Jak informuje izraelska agencja yetnews, „jego drzwi były zawsze otwarte dla Izraelczyków, którzy oferowali jego krajowi systemy made in Israel". Kezeraszwili ściągnął do Gruzji takich ludzi jak: Roniego Milo, byłego ministra oraz jego brata Szlomo, byłego dyrektora zakładów zbrojeniowych. W programie brali też udział emerytowani generałowie armii izraelskiej: Gal Hirsch i Israel Ziv. Izrael dostarczył Gruzji nowoczesne systemy obrony przeciwlotniczej, samoloty bezzałogowe, systemy łączności, pociski i rakiety. Z kolei Gal Hirsch zajął się szkoleniem sił specjalnych. Jak donosi izraelska agencja, te działania miały autoryzację ministerstwa obrony w Tel Awiwie.
Szkolone przez Izraelczyków i Amerykanów jednostki specjalne Gruzji były przygotowywane do operacji w Osetii Południowej. Szkolił je inny gruziński Żyd w rządzie – Temur Jakobaszwili. Oficjalnie to minister ds. integracji europejskiej, w rzeczywistości ktoś zupełnie inny. „Izrael powinien być dumny z tych wojskowych, którzy szkolą Gruzinów" – powiedział Jakobaszwili w radiu izraelskim. Już w czasie walk w Osetii buńczucznie informował: „Zabiliśmy wczoraj 60 rosyjskich żołnierzy". Stwierdził też: „Walczymy teraz przeciwko Wielkiej Rosji". Jak się okazało, armia gruzińska szybko pierzchła z pola bitwy po rosyjskim kontrataku, tracąc masę sprzętu i ludzi. Rosjanie już wcześniej zestrzelili kilka izraelskich samolotów bezzałogowych, które latały nad Osetią.
Jest rzeczą pewną, że Gruzja została użyta w globalnej grze prowadzonej przez niektóre ośrodki żydowskie przeciwko Rosji, została bezprzykładnie wykorzystana i porzucona. Zachowanie gruzińskich sił w Osetii – jak oceniają niektóre źródła – przypominało akcje pacyfikacyjne prowadzone przez Izrael przeciwko Palestyńczykom. W rzeczywistości było jeszcze gorzej – Izrael stara się atakować wybrane cele, tymczasem Gruzini podstępnie, w nocy, rozpoczęli zmasowany atak artyleryjski na śpiące miasto – Cchinwali, burząc je w 90 proc. i zabijając ok. 2000 ludzi.
I na koniec pytanie – jaką rolę w tej grze odegrała Polska, a konkretnie mówiąc jej prezydent? Wiadomo, że od pewnego czasu Lech Kaczyński był częstym gościem z Tbilisi, z jego wypowiedzi wynikało, że coś wie na temat tego, co się wydarzy. Ale o wiele bardziej intrygujące jest inne pytanie – o czym rozmawiał w maju br. podczas swojej wizyty w Izraelu z szefem Mossadu Meirem Daganem (o tym fakcie poinformował tygodnik „Wprost")? I co oznacza ogłoszone przez prezydenta „strategiczne partnerstwo" z Izraelem?
Jan Engelgard
----------------------------------------------------------------
Powstanie wymusił „Monter"...
Notatka z rozmowy Jana Matłachowskiego z pułkownikiem Kazimierzem Pluta-Czachowskim „Kuczabą" w jego mieszkaniu w Warszawie przy ulicy Filtrowej 51 (23 października 1972 roku godzina 11:00-13:00).
W toku rozmowy gospodarz deklarował takie poglądy i tak relacjonował: - praca [Jana] Ciechanowskiego „Powstanie Warszawskie" to krok naprzód. Dzięki niej w kraju przełamało się oficjalne przemilczanie faktu istnienia państwa podziemnego, a zarazem odrzucono fałszywy pogląd, wedle którego powstanie było dziełem [Kazimierza] Sosnkowskiego i [Stanisława] Mikołajczyka (teza Skarżyńskiego). Po raz pierwszy zgodnie z prawdą powiązano powstanie z reakcja na Teheran.
Przy rozpatrywaniu genezy powstania należy brać pod uwagę technikę dowodzenia po „Grocie" [płk. Stefanie Roweckim – red.]. „Alarm" (pogotowie) jakie zarządził „Monter" [płk Antoni Chruściel – red.] było wstępem do podjęcia walki. „Monter" po prostu zarządził powstanie i to przesądziło o dalszym biegu wydarzeń. Kto jak kto, ale „Monter" i płk [Tadeusz] Pełczyński zbyt dobrze się orientowali, bo gen. [Stanisław] Tatar to ze 100 razy wbijał do głowy, że takiego rozkazu już odwołać nie można. Gen. [Tadeusz] Bór-Komorowski mógł się nie orientować.
„Monter" ten rozkaz wydał najprawdopodobniej w uzgodnieniu z Pełczyńskim, bo sam nie był do tak ważnego kroku zdolny. Całą akcję poza plecami „Bora" spiskując organizowali niezawodnie Pełczyński, [płk Leopold] Okulicki i [płk Jan] Rzepecki. „Bór" z oburzeniem przy płk. Czachowskim zareagował w dniu 28 [lipca 1944] na wiadomość o samorzutnym wydaniu przez „montera" rozkazu, który był zastrzeżony dla Komendanta Głównego AK i zarządził odwołanie pogotowia. Tym niemniej wytworzyła się sytuacja przymusowa i tragiczna. Szereg oddziałów nie zeszło z posterunku, to jest z punktu wyjścia do walki. Przy otwartych oknach tu i ówdzie śpiewano pieśni, a nawet dochodziło do starć zbrojnych.
Poniedziałkowa [31 lipca 1944 r. – red.] ranna odprawa Komendy była nie tyle odprawą, ile „radą wojenną", na co wskazuje obecność [Jana Stanisława] Jankowskiego [Delegat Rządu na Kraj – red.], Okulickiego, „Łaszcza" [gen. Albin Skroczyński – red.] i „Montera".
Pułkownik Pluta wyjaśnia, że technika wewnętrznego dowodzenia jemu podlegała. Płk Pluta ma wiadomości od „Bronki" [mjr Irena Karasiówna – red.], że w poniedziałek 31 lipca Pełczyński i Okulicki udali się ok. godziny 12-tej na południową kwaterę „Bora", by razem z nim zjeść obiad i przeprowadzić zasadniczą rozmowę. Wedle płk. Pluty obaj generałowie postanowili wtedy wymusić szantażem na „Borze" natychmiastową decyzję. Gospodarz twierdzi, że „Bora" otaczała w Komendzie atmosfera nieprzyjazna, że wszyscy, a w szczególności Rzepecki, byli w stosunku do „Bora" nielojalni, poza dwoma wyjątkami – kapitanem „Szymonem" [Ryszard Krzewicki] i nim samym. Płk Pluta nie tylko przyjaźnił się z „Borem", ale uważał, że obowiązuje go dyscyplina.
W poniedziałek po południu 31 [lipca] płk Rzepecki albo był w lokalu u „Bora", albo czekał gdzieś w pobliżu na wynik. Wedle płk. Pluty „Monetr" meldował w poniedziałek po południu, że wojska radzieckie są już na Pradze, „Bór" jednak lekkomyślnie nie kazał tego meldunku sprawdzić. O naiwności „Bora" świadczy wedle pułkownika to, że jak zbawienia oczekiwał on w czasie powstania nadejścia wojsk radzieckich, sam wychodził na dach, bo mu się zdawało, że już bitwę słychać. Pułkownik Pluta wskazał na rannej odprawie w poniedziałek, że trzeba czekać na odpowiedni moment, to jest na związanie walką wojsk radzieckich z niemieckimi, czego wyrazem – wedle niego – miało być sforsowanie przez wojska radzieckie Wisły oraz natarcie na Służewiec i mosty warszawskie. Ostrzegał powołując się na otrzymane meldunki, na taktykę radziecką w stosunku do wystąpień AK, na które wojska radzieckie reagowały wstrzymaniem działań, a nawet czasowym wycofaniem się.
Pełczyński ciągłymi zmianami dezorganizował Komendę i system jej prac, i tak np. „Denhofa" [płk Zygmunt Miłkowski – red.], któremu nie ufał, zdjął z kwatermistrzostwa 28 lipca i wysłał do Łodzi na komendanta Obszaru Zachodniego. Okulickiego, który objął nominalnie szefostwo operacji, w dniu 25 lipca czy 28 lipca, skierował i wyznaczył na kierownika „Nie". Od czasu wyjazdu Tatara [w kwietniu 1944 r. – red.] szefostwo operacji przestało istnieć. [Płk Janusz] Bokszczanin wyznaczany i odwoływany nic nie robił, tylko nosił tytuł szefa operacji. Faktyczna likwidacja operacji zemściła się fatalnie..
Płk Pluta jako szef łączności i ogólnego dowodzenia (technika) pierwszy odczytywał pocztę z Londynu. Otóż 7 lipca 1944 miał w ręku miesięczny komunikat Naczelnego Wodza za czerwiec. Dokument dotarł do Pełczyńskiego i znikł, prawdopodobnie nie czytał go nawet „Bór". W komunikacie tym Naczelny Wódz informował, że w Teheranie zadecydowano o naszym losie. Europę podzielono na strefę wpływów Zachodu i Wschodu, która przebiegać będzie od Triestu po Hamburg, nas włączono do strefy radzieckiej i uzależniono od Moskwy. W tej sytuacji nasza rola (militarna) w tej wojnie skończyła się. Poderwiemy się do walki dopiero w czasie III wojny światowej, która jest nieunikniona. Zaprzestać należy wszelkich działań i wykrwawiania się. Młodzież należy odsyłać na Zachód, choćby przez Todta [niemiecka organizacja zajmująca się budownictwem na rzecz armii niemieckiej – red.] będzie tu potrzebna.
„Bór" przewidywał – jak się pułkownik dowiedział – po wyjściu Niemców z Warszawy utworzenie w rejonie Politechniki bastionu, na którym chciał stoczyć ostatnia walkę, tym razem z wojskami radzieckimi. Ta koncepcja okopów Świętej Trójcy nie była decyzją wojskową, nic nie miała wspólnego z wojskowym sposobem myślenia.
Okulicki odbył 9 lipca z płk. Plutą rozmowę, wskazywał na konieczność walki w Warszawie, która miała być odpowiedzią na Teheran i wskazywał na konieczność zmian na stanowiskach naczelnych podziemia. „Bór" jedynie komendantem de nomine, władzę sprawował Pełczyński, wskazuje na to choćby taki drobny fakt, gdy nadeszło zapytanie od [gen. Kazimierza] Sosnkowskiego o opinię w sprawie Tatara, którego naczelny Wódz chciał odznaczyć Krzyżem Virtuti Militari IV klasy za pracę w podziemiu. „Bór" odczytawszy depeszę stwierdził, że chyba nie będziemy się temu sprzeciwiać, na to Pełczyński wyrwał mu z rąk depeszę, żachnął się i autorytatywnie orzekł, że w żadnym wypadku na to się nie zgodzimy (...)
odrzekł: - bo takich „bebechów" nie trzeba na światło dzienne wywlekać.
Pułkownik Pluta miał przez kpt. „Szymona" wiadomość, że płk Rzepecki stale w soboty z teczka pełną flach jeździ na rozmowy z [Kazimierzem] Banachem [działacz PSL – red.] do Podkowy. W czasie powstania Banach zaprosił płk. Plutę oraz płk. [Kazimierza] Iranka-Osmeckiego na koniak, w czasie rozmowy opowiadał o tym, że w czerwcu [1944] w prywatnym mieszkaniu na Polnej 40 odbyła się całonocna biesiada, uczestniczyli w niej, obok Banacha, Rzepecki, Okulicki i [Adam] Bień [z-ca Delegata Rządu z ramienia PSL]. Okulicki dowodził, że Jankowski i „Bór" nie zdolni są do decyzji i sprawowania władzy, że trzeba ich odsunąć i wprowadzić dyktaturę ludowcowo-akowską. Na komendanta AK wysuwał Pełczyńskiego. Oburzona taką propozycją Piasecka [kpt Irena Lang, szef Sekretariatu Oddziału VI BiP – red.], która dyżurowała w sąsiednim pokoju, miała przerwać wywód Okulickiego i „zgasiła tą nocną rodaków naradę". Musieli się zadowolić sutą wyżerką i flachami.
Źródło: notatka J. Matłachowskiego w posiadaniu redakcji
Kim był Kazimierz Pluta-Czachowski?
Kazimierz Pluta-Czachowski ps. "Gołdyn", "Kuczaba", "Paprzyca" ur. 11 lutego 1898 w Kozłowie, zm. 5 sierpnia 1979 w Warszawie) – pułkownik dyplomowany piechoty Wojska Polskiego.
Był synem Wincentego Pluty i Tekli z domu Gacek. W młodości należał do "Zarzewia" i Polskich Drużynach Strzeleckich. Od sierpnia 1914 służył w I Brygadzie Legionów Polskich, po kryzysie przysięgowym został internowany w obozie w Szczypiornie. Z obozu został zwolniony w 1917, w tym też roku został zastępcą komendanta Obwodu Miechów Polskiej Organizacji Wojskowej, następnie został komendantem Obwodu Słomniki oraz dowódcą lotnych oddziałów bojowych w Podokręgu Miechów.
W 1918 wstąpił do Wojska Polskiego. Pełnił służbę w 25 Pułku Piechoty w Piotrkowie. W latach 1926-1928 był słuchaczem Kursu Normalnego Wyższej Szkoły Wojennej w Warszawie. Z dniem 31 października 1928, po ukończeniu kursu i uzyskaniu dyplomu naukowego oficera Sztabu Generalnego, otrzymał przydział służbowy do 7 Dywizji Piechoty na stanowisko oficera sztabu.
W 1929 został komendantem Okręgu Nr IV Łódzkiego Związku Strzeleckiego i oficerem do prac Przysposobienia Wojskowego w dyspozycji dowódcy Okręgu Korpusu Nr IV w Łodzi. W latach 1932-1934 był szefem sztabu i zastępcą komendanta głównego ZS. W 1936 został szefem Oddziału Wyszkolenia w Dowództwie Korpusu Ochrony Pogranicza. We wrześniu 1939 był szefem sztabu 18 Dywizji Piechoty ze składu SGO Narew, dowodzonej przez pułkownika Stefana Kosseckiego.
W konspiracji był członkiem Organizacji Orła Białego w 1940 przeszedł z organizacją do ZWZ. Był szefem Oddziału V-O Łączności i zastępcą szefa sztabu Komendy Głównej Armii Krajowej. W 1945 aresztowany w Polsce, a następnie internowany w Kazachstanie. W latach 1949-1956 był więźniem stalinowskim. W latach 70. był kierownikiem Komisji Historycznej 18 Dywizji Piechoty, która m.in. wnioskowała o przyznanie orderu Złotego Krzyża Virtuti Militari (IV klasy) dla swego byłego dowódcy, wówczas już generała brygady Stefana Kosseckiego. W ostatnich latach życia, uczestnik Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela.
Awanse: * kapitan 1 grudnia 1924 ze starszeństwem z 15 sierpnia 1924 i 36 lokatą * major 17 grudnia 1931 ze starszeństwem z 1 stycznia 1932 i 25 lokatą * podpułkownik * pułkownik. Ordery i odznaczenia: * Krzyż Złoty Orderu Wojennego Virtuti Militari * Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari * Krzyż Niepodległości * Krzyż Walecznych – czterokrotnie * Srebrny Krzyż Zasługi
Za: Wikipedia www.myslpolska.pl
----------------------------------------------------------------
Kilka przemyśleń - gdzie zaczyna się zło W dzieciństwie - gdy niewiele odrastałem od ziemi - widziałem wesele góralskie. Wielkie wrażenie wywarł na mnie orszak weselny - z banderią na czele.
Widok ten nieodłącznie kojarzy mi się z zapachem wiosny w górach i.... końskich kupek. Nieraz o nim wspominałem swoim dzieciom.
Po blisko pięćdziesięciu latach dostałem zaproszenie na góralskie wesele. Nie wiedziałem - jak będzie wyglądać. Ale wszystko odbyło się wedle tradycji. Wspaniały orszak weselny, ogrom jadła i napitku.
Na dwieściekilkadziesiąt osób - tylko kilkanaście (w tym my) nie było odzianych w strój ludowy.
Większość weselników ubranych było w piękne góralskie stroje.
Stary - bardzo uroczy kościółek i sympatyczny ksiądz uświetniał wyjątkowość wydarzenia.
A potem długa droga orszaku - do karczmy. Zdziwiony byłem - dlaczego ślub zawarto w południe tak wcześnie. Później zrozumiałem, że 15 godzin wesela i 12 godzin poprawin to było jeszcze mało.
Przez Parę Młodą przyjęty zostałem wyjątkowo serdecznie - co nadało wyjątkowej sympatyczności mojej obecności na uroczystości.
Tak się złożyło, że wyjazd w góry miał miejsce w czasie - gdy rozgorzała wojna w Gruzji.
Nie miałem na nią żadnego wpływu, więc nie zmieniałem planów. Ale w trakcie biesiady - w przerwach - między weselnymi szaleństwami - pozwalałem sobie na chwile refleksji. Pierwsza - w zaistniałej sytuacji - odniosła się do Wesela - Stanisława Wyspiańskiego - w którym mowa o walce Rosji z Chińczykami. Kaukaz jest - co prawda bliżej, ale motywy postępowania Rosji - podobne. To walka o strefy wpływów.
Snując dalsze rozważania o podobieństwie obu wesel zauważyłem, że górale doskonale wiedzą - gdzie jest ich ojczyzna i nie ma potrzeby tłumaczyć tak - jak w wypadku Wyspiańskiego.
Ale też nikt, nie próbował wtrącać politykę do weselnej radości. Tym bardziej ja.
Kiedy dwa dni później zawitał do Zakopanego Rydzyk - ze swoją ferajną, by w Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na zakopiańskich Krzeptówkach odbyć wielki show, zastanawiałem się przez chwilę - czy nie jest on jedynym człowiekiem - który wprowadza kaganek oświaty politycznej wśród ludu góralskiego.
Tym bardziej - że z entuzjastyczną recenzją i ulotką reklamową toruńskiego biznesu, powróciła z Krzeptówek moja znajoma. Na ulotce - którą mam właśnie przed sobą widzę reklamę niezłego geszeftu - pod nazwą "Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej".
Euforia - z jaką znajoma opowiadała mi o tym reklamowanym wśród Górali przedsięwzięciu, zmiękczyła mój krytycyzm do toruńskiego geszeftu.
Ale chwilę później zobaczyłem w telewizji relację z Gruzji, w której kurdupel z Warszawy wciągał Polskę w kaukaską awanturę. Za nic mając fakt, że to Gruzini podstępnie rozpoczęli wojnę, że cała ta awantura jest walką o strefy wpływów - w rejonie roponośnym i drogach transportu surowca - pieprzył coś o solidarności i "obronie" pokoju. Czeczenia była pierwszą ofiarą tej walki. Za cenę dziesiątek a może nawet setek tysięcy ofiar i poniewierki ludzi, kontrolę nad czeczeńskim szlakiem przejęli Rosjanie. Tym razem do gry włączył się Izrael i Stany Zjednoczone - którzy dozbroili i wyszkoli Gruzinów do ataku na Osetię.
Oseteńczycy są zupełnie różnym od Gruzinów - narodem. Mówią językiem - z rodziny języków irańskich, podczas gdy Gruzini są ludem kaukaskim. Dlatego prawa do samodzielności Osetii są nie mniejsze niż Kosowa. Dlaczego więc - w tym wypadku Amerykanie stosują inne kryteria wartości?
Jeszcze przed ogłoszeniem "niepodległości Kosowa" zawarta została umowa, między Albańczykami a Amerykanami, że stanie się ono największą bazą amerykańską w tym rejonie.
Na takim samym pomyśle bazuje prezydent Gruzji Szakaszwili - który działając równie podstępnie - jak jego ziomek - Iosif Wissarionowicz Stalin ogłosił, że Amerykanie zainstalują swoje bazy w Gruzji. Ta taktyka podstępów - znana z najbardziej czarnych kart Związku Radzieckiego, musi być chyba przyrodnia dla Gruzinów. I w tym momencie nie dziwi - że tak doskonale dogadują się z Izraelem.
Cóż więc w tym, towarzystwie robi kurdupel z Warszawy - wymachując szabelką do wojny przeciw Rosji?
Czy jest skończonym idiotą - czy haniebnym - płatnym agentem?
A na terenie Polski chce - za wszelką cenę ustawić rakiety - będące pierwszym krokiem do wojny światowej.
Kiedy więc uderzą pierwsze rakiety w Polskę, Polacy winni wywlec tego łajdaka na ulicę - dokonać egzekucji zdrajcy a ścierwo powiesić na latarni - tak jak zrobiono z Mussolinim. Będzie to jedyny element sprawiedliwości dziejowej.
Kto dał mu władzę? Wybrali go Polacy ! Ale nie stało się to bez podżegania i podstępu toruńskiego awanturnika. To on wzywał do głosowania na wszystkich największych złodziei i zdrajców Polski, począwszy od AWS - hołoty. To on agituje za ustawieniem rakiet w Polsce. Za judaszowe srebrniki sprzedaje Polskę i Polaków.
I właśnie tutaj zaczyna się zło. Bez oparcia geszefciarzy medialnych i geszefciarzy w sutannach, zło nie mogłoby zagościć w Polsce. A ten cyrk - na zakopiańskich Krzeptówkach to jeden z elementów haniebnej zdrady.
Od lat wzywam, by Polacy sięgnęli do źródeł i poznali podstawy manipulacji - jakim są poddawani.
Bez tego nie wyzwolą się kajdan. Dzięki sprowokowanym przez rząd amerykański - wzroście cen surowców - w szczególności energetycznych, Rosjanie odzyskali wysoką pozycję w Świecie. Zdają sobie sprawę, że mogą ją utracić - w wyniku konfliktu militarnego. Dlatego wojna jest dla nich najgorszym rozwiązaniem.
Ale do przejęcia rosyjskich źródeł energii szykuje się Zachód - w szczególności Stany Zjednoczone.
Jeżeli dojdzie do realizacji tych planów - stanie się to przyczyną strasznej wojny.
Dlaczego Polacy milczą i pozwalają by judaszowi apostołowie, podstępnie wmanewrowali nas w samozagładę?
P.S.
Ponieważ nie oglądam polskojęzycznych publikatorów- włącznie z toruńskim ogłupiaczem, proszę odwiedzających o informację: czy Rydzyk poinformował o izraelskich źródłach gruzińskiego napadu na Osetię?
Czy jest to kwestia nienawiści etnicznej - bo Osetyńczycy są - podobnie jak Irańczycy również ludem semickim - znienawidzonym przez Żydów.
Czy wytłumaczono w Radiu Maryja - czym ma być "strategiczne partnerstwo Polski z Izraelem"?, które ogłosił niedawno protegowany Rydzyka w Izraelu.
Czy oznacza to, że Polska ma być drugą Gruzją?
P.S. - 2
W momencie bardzo poważnego zagrożenia dla pokoju światowego na głównej stronie Naszego Dziennika
mamy następujące tytuły:
Biskupi stanu Kansas przypominają, dlaczego głosowanie na proaborcyjnych kandydatów jest złem i dlaczego stanowisko danego polityka wobec życia stanowi moralny priorytet w procesie podejmowania decyzji: Wyborca katolicki wybiera życie
Saakaszwili: W Gruzji obserwujemy czystki etniczne
Powtórka z Groznego?
Rosjanie osiągają zamierzone cele
Z dr. Mieczysławem Rybą, historykiem KUL, rozmawia Anna Ludwig
Śmierć za dwadzieścia pięć euro
Od kilku miesięcy w niemieckich mediach trwa nieustanna kampania mająca zachęcić społeczeństwo do poparcia legalizacji aktywnej eutanazji
To pozostawia bez potrzeby komentarza prawdziwego oblicza toruńskich obrońców żydowskiej "wiary".
Zaznaczę jednocześnie - że należę do wielkich krytyków polityki rosyjskiej - co niejednokrotnie okazywałem. Ostrzegając - przed polityką Kremla, widzę jednak dokładnie amerykańsko - izraelskie wojenne prowokacje.
Artur Łoboda
-------------------------------------------------------------------
Rozbrykana rodzinka, czyli Osetia za Kosowo
Relacje między silnymi krajami aktywnie uczestniczącymi w polityce międzynarodowej
przypominają stosunki w rozbrykanej rodzince. Patriarchalny wujek Sam z
Ameryki uważa, że wszystko jest jego, że on jest najważniejszy i każdy
musi go słuchać. Przymilny kuzyn Misza nie może się pogodzić z utratą części
włości, ale łupieżcza natura daje o sobie znać i zręcznie wykorzystuje
każdą sytuację, by odrobić straty. Niekiedy śmieszny, niekiedy
fircykowaty stryj Nicolas nie widzi, iż jego Marianna to resztki dawnej świetności.
Zacna ciocia Angela cierpi na amnezję, chce rządzić na całej ulicy i
zapomina o lekcji z przeszłości - do czego doprowadziły zbrodnie jej
ukochanej Teutonii. Za to dziadunio z Pekinu o kamiennej twarzy zakasował
wszystkich wystawnymi igrzyskami. Przy okazji przypomniał rodzinie na całym
świecie, że jest niedoceniany i teraz on chce być dopuszczony do kontroli
rodzinnych funduszy.
I członkowie rodzinki gderają, obgadują się, kłócą się i godzą.
Zawierają sojusze jedni przeciwko drugim, wyświadczają "drobne"
przysługi, niekiedy robią świństwa i złośliwości, targują i handlują.
W swoich grach i zabawach wykorzystują tych biednych i ubogich krewnych, którzy
dają się wykorzystywać i którym niekiedy rzucają resztki z pańskiego stołu.
Kuzyn Misza musiał przełknąć gorzką pigułkę o nazwie Kosowo. Teraz
oczekiwał rekompensaty. Wujek Sam, który się szykuje do trudnych rozmów z
dziadkiem z Pekinu, postanowił mu wynagrodzić stratę i dał przyzwolenie na
"uporządkowanie" spraw na Kaukazie. W końcu chodzi o ropę
cenniejszą niż pokój. Do akcji został użyty porywczy Micheil Saakaszwili,
który myślał, że jest "nie do ruszenia", bo ma doradców od wuja
Sama, i aż się palił, by uderzyć na rebeliantów w separatystycznej Osetii
Południowej. Niestety, mylnie sądził, iż kuzyn Misza nie podejmie działań
odwetowych w czasie trwania igrzysk u dziadka w Pekinie. Wpadł w pułapkę,
która doprowadziła do pozornie groźnego konfliktu w całej rodzinie.
Saakaszwili wywołał burzę w regionie, ponieważ mógł liczyć na pomoc
wuja Sama, który dał przyzwolenie także ze względu na rozrywkę w najbliższej
rodzinie. Niedługo w jego firmie odbędą się wybory prezesa, a kryzys
kaukaski preferuje bardziej wojowniczego i bliskiego sercu obecnego prezesa
kandydata na schedę po nim. Dziadek z Pekinu jest bardzo zadowolony, bo działania
"Porywczego" na Kaukazie, rozpoczęte w dniu inauguracji igrzysk,
przysłoniły kłopotliwą dla niego sprawę Tybetu. Stryj Nicolas, a zwłaszcza
ciocia Angela wspierająca kuzyna Miszę (do którego już tradycyjnie ma
ogromną słabość), zyskała jego wymierną wdzięczność nadającą się
znakomicie do wykorzystania w jej rozgrywce o władzę nad całą ulicą.
Kuzyn Misza ma największe powody do zadowolenia: uświadomił całej
rodzinie, że należy się z nim liczyć i nie pozwoli na wybryki watażków w
"swojej" dzielnicy.
Jaki morał dla nas wynika z tej przypowieści? Kaukaska lekcja stanowi poważne
ostrzeżenie: z historii wiemy, że wielcy umieją się dogadać kosztem
mniejszych i Jałta bis jest całkiem możliwa. Dlatego, po pierwsze, nie można
do spraw o fundamentalnym znaczeniu dla naszego bezpieczeństwa podchodzić
emocjonalnie. Po drugie, nie będąc pełnoprawnym członkiem rodzinki, nie można
się zachowywać, jakby się nim było, bo przyjdzie słono za to zapłacić.
Chyba że ma się coś, czego inni nie mają, a jest to potrzebne, ale czy my
to mamy? Po trzecie, trzeba mieć lepszą taktykę w stosunkach z posiadającymi
ogromne wpływy "krewnymi". Nie kierować się sympatiami i
antypatiami, ale najlepiej pojętym własnym interesem. Trzeba umieć dobrze
żyć i z wujkiem Samem, i z kuzynem Miszą, a także z innymi, choć to niełatwe.
I nie stawiać na jedną kartę, bo nas ograją.
Jan Maria Jackowski
----------------------------------------------------------------
Mam już dość tej wojny w Osetii
Dla dziennikarzy, zwłaszcza w "ogórki", to dar z Nieba – ale
ja od czterech dni telewizji – jeśli nie liczyć fragmentów z Igrzysk –
nie oglądam w ogóle. Podejrzewam jednak – sądząc ze zdjęć w gazetach
– że Państwo macie propagandówkę dość jednostronną. Proponuję
więc pooglądać sobie konflikt gruzińsko-południowoosetyński od drugiej
strony, czyli obejrzeć Tskhinvali po barbarzyńskim ataku Gruzinów.
JE Dymitr Miedwiediew mocno przesadza, nazywając działania Gruzinów ludobójstwem;
wieści o „odstrzeliwaniu głów kobietom" oraz o „spaleniu żywcem
ludzi w cerkwi we wsi Hetagurovo" też należy włożyć, moim zdaniem,
do kategorii rytualnej („W d***kracji każda wojna musi zaczynać się od
tego, że gazety pełne są opisów, jak to żołdacy wroga przebijają
bagnetami nasze niewinne niemowlęta") - ale słowa osetyńskiej
lekarki o Gruzinach jako o „bezwzględnych bezbożnikach" brzmią
szczerze.
Od razu wyjaśniam: w normalnym ustroju najemni żołnierze jednego króla na jego rozkaz idą pokonać (jak trzeba – to zabijać) najemnych żołnierzy drugiego monarchy – i tyle. Nie trzeba nikogo wyzywać od potworów, szukać fałszywych pretekstów – i kłamać. Wojna – to wojna; normalna rzecz... ale co to obchodzi zwykłych poddanych obydwu monarchów? Co najwyżej uronią łezkę... i będą płacić mniej-więcej takie same podatki komu innemu...
Teraz skrzynka odpowiedzi.
{~ue} pisze (podobnie {asa}): „Gujana Francuska nie jest w strefie Schengen!"
Jest. Jest po prostu (zamorskim) departamentem Francji. Polecam fragment:
Since Guiana is a French
territory, French immigration law is applicable. Generally, this means EU
citizens are allowed unhindered access into Guiana while many other
Western nations receive 90 days without a visa.
Z kolei {~Robert Gołębiowski } twierdzi, że bycie w WNP przed niczym nie
zabezpiecza:
Z tą niezależnością i bezpieczeństwem państw należących do WNP to bym
nie przesadzał. Gruzja też należy i co ? My po przystąpieniu do WNP być
może zaczęlibyśmy się doskonale dogadywać z Rosją. A być może pojawiłyby
się jakieś kwestie sporne. Znając Rosjan jakieś by się na pewno pojawiły.
Panie Prezesie - za co Pan lubi Rosjan?
Panie Robercie! Ja, jako polityk, nikogo nie „lubię". Państwa nie mają
przyjaźni – tylko interesy. A jako człowiek lubię tylko ludzi – nie państwa.
Tu tylko twierdzę, że Moskwa ma za sobą mocne moralne argumenty...
Gruzja istotnie wstąpiła do WNP w 1993, ale w 2006 w praktyce przestała brać udział w jakichkolwiek jej pracach i wystąpiła z Rady Ministrów Obrony WNP (12-VIII-2008 w ogóle wystąpiła z WNP). Jest natomiast członkiem GUAM (Gruzja, Ukraina, Azerbejdżan, Mołdowa) – bloku przeciwstawiającego się rosyjskiej hegemonii.
To, nawiasem pisząc, pokazuje, jak luźnym blokiem jest WNP. Państwa WNP mają swobodę nieograniczoną (mogą nawet prowadzić między sobą wojnę...), nie ma żadnych „obowiązujących dyrektyw" (zmora WE...). Polska mogłaby (z punktu widzenia WNP, oczywiście) być w WNP będąc jednocześnie w WE i w NATO (ale nie w Komitecie Ministrów Obrony WNP!) .
Macie Państwo wbite ćwiekiem w głowę, że Bruksela daje państwom WE swobodę większą, niż Moskwa państwom WNP – tymczasem jest odwrotnie, a różnica jest OGROMNA. Zapominacie Państwo, że także w czasach Stalina (!) między krajami RWPG nie zniesiono nawet granic celnych!!! Każde z państw mogło (jeśli udało się mu ukrócić agenturę sowiecką wewnątrz kraju...) robić co chciało, nawet zerwać z Moskwą (Albania, Jugosławia, Rumunia) a nawet zawrzeć pakt z wrogami ZSRS (Rumunia z ChRL w okresie grożącej wojny miedzy ZSRS i ChRL).
Za Chruszczowa i Breżniewa był tylko jeden warunek: budowa socjalizmu. Za
Andropowa odwrotnie: można było ciepnąć socjalizmem o ścianę, byle
pozostać w Układzie Warszawskim... To tyle – na razie.
Janusz Korwin-Mkke
--------------------------------------------------------------------------------
Gruziński test
„Dziś moja moc się przesili; dziś poznam, czym najwyższy, czylim tylko dumny" – powiada Konrad w III części „Dziadów". Wojna w Gruzji jest testem wiarygodności prezydenta Busha i sekretarza stanu w jego administracji, pani Rice. Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem podjętej przez gruzińskiego prezydenta operacji siłowego „przywracania porządku" w Południowej Osetii mogą być tylko jakieś amerykańskie obietnice. W przeciwnym bowiem razie należałoby przyjąć, iż prezydent Michał Saakaszwili oszalał i w tym stanie ducha postanowił popełnić efektowne samobójstwo polityczne, narażając przy okazji swoje państwo na rozbiór. Bo akcja podjęta przez gruzińskiego prezydenta umożliwia Rosji stworzenie faktów dokonanych w postaci lansowania niepodległej Abchazji i niepodległej Osetii. Dodatkowym atutem, który Rosja niewątpliwie wykorzysta, jest skwapliwe uznanie przez Zachód niepodległości Kosowa, czyli rozbioru Serbii. Warto przypomnieć, że Polska również wzięła udział w tym głupim i niemoralnym akcie, co sprawia, iż nasze protesty przeciwko rosyjskim faktom dokonanym w Gruzji nie brzmią wiarygodnie. Dlaczegóż to bowiem rozbiór Serbii ma być dobry, a rozbiór Gruzji – zły?
Dlatego wojna w Gruzji jest również testem wiarygodności dla próby nawiązania w polskiej polityce wschodniej do nurtu prometejskiego. W okresie międzywojennym, z inspiracji polskiego wywiadu wojskowego, podjęto próbę ekscytowania tendencji niepodległościowych na Ukrainie i Kaukazie. Niestety polskie możliwości w tym zakresie ograniczały się głównie do groźnego kiwania palcem w bucie, toteż podczas II wojny światowej forsowaniem prometeizmu zajęła się Rzesza Niemiecka, co zaowocowało m.in. masakrą ludności polskiej na Kresach Wschodnich, przeprowadzoną przez ukraińskich nacjonalistów. Po gruzińskim doświadczeniu chyba nieprędko o ile w ogóle kiedykolwiek dojdzie do „okrągłego stołu" na Białorusi, gdzie do odegrania roli „drogiego Bronisława" szykował się ponoć, albo był szykowany „drogi Bolesław". Zapowiedź wyjazdu do Gruzji prezydenta Lecha Kaczyńskiego stwarza możliwość, że ta tragedia może nawet zakończyć się jakąś komedią, zwłaszcza gdyby w charakterze żywej tarczy wystąpił również poseł Mariusz Kamiński. Jego apel o udzielenie Gruzji pomocy przypomina popularne w sferach kupieckich telegramy, kiedy Poczta Polska zwolniła z opłat depesze związane z akcją ratowania ekipy generała Nobile, która nieoczekiwanie wylądowała na zamarzniętym Oceanie Lodowatym: „Panie Piperman, pan jedź na ratunek generałowi Nobile, a jak pan nie możesz, to przyślij mnie pan te zamówione dziesięć tuzinów koszul".
Wreszcie wojna w Gruzji jest również testem dla strategicznego partnerstwa rosyjsko-niemieckiego, bedącego dzisiaj fundamentem europejskiej polityki. Na ostatnim szczycie NATO w Bukareszcie Niemcy zdecydowanie sprzeciwiły się planom włączenia Gruzji i Ukrainy do NATO. Oznacza to, iż respektują podział stref wpływów w Europie między rodzącym się Cesarstwem Europejskim i Cesarstwem Rosyjskim, wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow z niewielkimi odchyleniami na rzecz linii Curzona – i nie życzą sobie ani pośrednictwa, ani – tym bardziej – arbitrażu Cesarstwa Amerykańskiego. Warto przypomnieć, iż podczas pobytu w Berlinie kandydat na prezydenta USA pan Obama, niedwuznacznie dał do zrozumienia, iż w zamian za współdziałanie Cesarstwa Europejskiego z USA w tak zwanej „wojnie z terroryzmem", Ameryka gotowa jest dać Niemcom wolną rękę w urządzaniu Europy po swojemu, to znaczy – według potrzeb strategicznego partnerstwa – bo jakże by inaczej? Wygląda zatem na to, iż pani kanclerz Merkel jakoś tam w sprawie Gruzji się z Rosjanami dogada, bo to przecież „ich" część Europy.
Stanisław Michalkiewicz
------------------------------------------------------------
Gruzińska lekcja
Wojna między Rosją a Gruzją ("interwencja pokojowa" w
demoliberalnym dyskursie, który Moskwa przejęła z Zachodu) prowadzi w
naszym kraju do wzmocnienia przekonania, że Rosja stanowi dla nas realne
niebezpieczeństwo militarne, a więc trzeba ściślej związać się ze
Stanami Zjednoczonymi.
Rząd Donalda Tuska już daje sygnały, że gotów jest ponownie rozważyć
amerykańskie propozycje w sprawie Tarczy. Lech Kaczyński i PiS już dawno
gotowe były przyjąć Tarczę bez względu na cenę polityczną z jaką się
to wiąże. Jeden z polityków polskich wspomniał, że w tej chwili nasze
gwarancje bezpieczeństwa są dosyć iluzoryczne, a więc trzeba mocniej
zintegrować się z systemem bezpieczeństwa Zachodu.
Całkowicie zgadzam się z przekonaniem, że "nasze gwarancje bezpieczeństwa są dosyć iluzoryczne". Stany Zjednoczone nie mają zamiaru walczyć w obronie Gruzji, choć jest to kraj dla nich sojuszniczy, a jego prezydent to faktyczny amerykański namiestnik (a może i agent). Zaangażowanie amerykańskie jest niemożliwe z kilku względów: 1/ bliskości granic Rosji i odległości od Ameryki; 2/ braku mobilnych wojsk, które utknęły w Iraku; 3/ braku woli politycznej.
Stanowisko Unii Europejskiej też nie pozostawia złudzeń: Włochy i Niemcy wyraźnie dały do zrozumienia, że nie zaangażują się przeciwko Rosji. Sytuacja – z punktu widzenia Polski – może się jedynie pogarszać. Mam tu na myśli zbliżające się wybory w Stanach Zjednoczonych. Jeśli wygra je Obama, to ten populistyczny polityk-komediant odpuści politykę zagraniczną na rzecz zdobywania popularności w sondażach.
W tej sytuacji trudno nie odnieść wrażenia, że polska elita polityczna pozostała w swojej rusofobii osamotniona. Donald Tusk, mimo że radykalny rusofob (jak każdy polityk ze styropianem w CV) już to zrozumiał i wyraźnie tonuje Lecha Kaczyńskiego, którego radykalizm polityczny zaczyna przestawać być śmieszny, stając się niebezpieczny. Mam nadzieję, że w czasie swojej wizyty w Tbilisi nie wciągnie otwarcie Polski w konflikt, bo mamy tutaj do czynienia z politykiem nieracjonalnym na miarę Saakaszwilego (teraz rozumiemy sympatię do siebie obydwu panów). Chyba nawet Tusk się tego obawia.
Jaki z tego wniosek? Skoro UE nie prowadzi w kwestii rosyjskiej zwartej polityki, USA okazały się bezsilne, a w dodatku grozi im paraliż polityki zagranicznej po wyborach prezydenckich, to jedyną realną gwarancją bezpieczeństwa Polski wobec Rosji są stosunki bilateralne. A więc należało – w sprawie Gruzji – wydać oświadczenie, że potępiamy gruziński atak, apelujemy do Rosji o umiar w militarnej odpowiedzi, zachęcamy obie strony do wstrzymania działań wojennych itd., itp. Prywatnie obywatele Polski mogą sobie z Gruzją sympatyzować, ale co innego sympatia, a co innego polityka. Wielki Bismarck podobno także prywatnie żałował Polaków, ale to jest realne kryterium polityczne.
Rosyjski ambasador na Łotwie powiedział wczoraj, że zapłacimy za nasze poparcie na Gruzji. Tak, zapłacimy więcej za gaz, za ropę, znów wprowadzą nam embargo na żywność. Zainstalowanie w Tbilisi prorosyjskiego rządu to koniec (i tak mitologicznych) marzeń na ropociąg z Azerbejdżanu.
Zarówno Rosja, jak i USA są zainteresowane nieodpowiedzialnymi zachowaniami Lecha Kaczyńskiego. USA dlatego, że niefrasobliwie wyraża on stanowisko amerykańskie, radykalne, a więc Waszyngton nie musi wygłaszać niepolitycznych i niewygodnych politycznie oświadczeń, a jedynie telefonicznie zachęca Lecha Kaczyńskiego do dalszego gorączkowania się i wygrażania małymi piąstkami Putinowi. Rosja jest zachwycona, bo Polska pokazuje się jako kraj "nieodpowiedzialny" i politycznie nawiedzony, co pozwoli uzasadnić wobec UE przyszłe represalia ekonomiczne wobec naszego kraju. Tylko my na tym tracimy. To największy błąd naszej dyplomacji w ostatnim czasie. To nie błąd, to katastrofa, to zbrodnia na naszej racji stanu.
Od jakichś 200 lat byliśmy politycznymi idiotami. Powstania 1830, 1863, 1905, 1944 – to są wszystko świadectwa naszej bezrozumności. "Polska Chrystusem narodów", "za wolność naszą i waszą" – oto bełkotliwe, niepolityczne frazesy naszej romantycznej idei. Romantyków się powinno leczyć i trzymać w zakładach psychiatrycznych, a nie pozwolić im robić politykę, gdyż romantyzm polityczny jest jednostką chorobową. Polityki należy uczyć się nie od Mickiewicza i Słowackiego, ale od Metternicha i Bismarcka.
Niestety, odnoszę wrażenie, że mamy powtórkę z 1846 roku, gdy rząd rewolucyjno-powstańczego Wolnego Miasta Krakowa wypowiedział wojnę Rosji, Prusom i Austrii – mając pod bronią (jeśli pamięć mnie nie myli) 540 powstańców. Oto teraz niektórzy nasi politycy uważają, że powinniśmy zaogniać stosunki z Rosją, bo jest to miarą polskiego patriotyzmu.
A los Gruzji jest przesądzony. Saakaszwili – jeśli autentycznie kocha swój kraj - powinien podać się do dymisji i uciec za granicę (byle nie do nas...), pozwalając na sformowanie rządu, z którym Rosjanie będą chcieli rozmawiać. Abchazja i Osetia są na trwale stracone – rzecz w tym, aby uratować resztę, zminimalizować straty ludzkie i materialne.
Tym bardziej dziwić musi zaangażowanie Lecha Kaczyńskiego. Panie
Prezydencie – Pański idol Józef Piłsudski powiedział kiedyś „z
trupami nie idę". A Pan jedzie ratować trupa i wciągać nas do jego
trumny. Błagam Pana jako Polak: niech Pan zachowa rozsądek...
Adam Wielomski
------------------------------------------------------
Gruzja, czyli katastrofa polskiej dyplomacji
Od dawna było wiadomo, że polska polityka wschodnia prowadzona jest
przez patologicznych rusofilów, którzy nie są zdolni do realnego myślenia
o polityce i którzy uważają (werbalne) ataki na Rosję za najwspanialszą
manifestację polskiego patriotyzmu.
Politykę taką zawsze uważałem za szkodliwą. Jednak to, co zrobiła teraz polska dyplomacja przeszło moje wyobrażenie. Owszem, spodziewałem się, że po gruzińskim ataku na Osetię nasza dyplomacja zrobi coś głupiego, ale – przyznam – nasi politycznie geniusze zaskoczyli mnie. Przeszli samych siebie w politycznym irracjonalizmie i romantyzmie.
Od chwili ataku gruzińskich wojsk zastanawiałem się na co liczył Prezydent Gruzji wydając rozkaz do ataku. Były dwie możliwości: 1/ kompletnie zwariował i samotnie zaatakował Rosję; 2/ miał wszystko dogadane z Amerykanami i był pewien ich stanowczego politycznego poparcia. Opcja druga była trudna z powodu małego zainteresowania Amerykanów Kaukazem, ale Prezydent Saakaszwili, mający amerykańskie obywatelstwo i wiele lat mieszkający w USA, mógł być po prostu agentem CIA.
Ale dzisiejsze oświadczenie prezydenta Busha nie pozostawia wątpliwości: Prezydent USA wezwał obydwie strony do zaprzestania walk i zaprzestania przez Rosję ataków na terytorium gruzińskie znajdujące się poza Osetią. Tym samym, de facto, uznał prawowitość interwencji rosyjskiej w Osetii. Innymi słowy: wszystko wskazuje, że Amerykanie nie mają zamiaru wspierać gruzińskiej agresji na Osetię.
Podobne głosy dochodzą z MSZ Niemiec, gdzie miejscowy wiceminister
stwierdził wprost, że to Gruzja ponosi odpowiedzialność za wybuch działań
wojennych.
Pozwala nam to wysnuć przypuszczenie, że świat ma zamiar pozostawić Rosji
wolną rękę w rozstrzygnięciu konfliktu o Osetię, a martwi się tylko tym,
aby nie doszło do eskalacji konfliktu i rozlania go na przyległe okolice. W
takiej sytuacji los Gruzji jest przesądzony. Jeszcze 15 dni trwać będą
igrzyska olimpijskie i oczy świata zwrócone będą na Pekin. To jest 15 dni
„wolnej ręki" dla rosyjskiej armii, aby mogła zetrzeć w proch gruzińskie
siły zbrojne, przy użyciu lotnictwa i dywizji pancernych.
Dzisiejsze oświadczenie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i prezydentów Litwy, Łotwy i Estonii to katastrofa polskiej dyplomacji. Wezwaliśmy bowiem NATO i UE do interwencji politycznej, czy wręcz zbrojnej w obronie Gruzji. Problem polega na tym, że opcję tę popiera tylko Warszawa, Wilno, Ryga i Tallin. I NIKT WIĘCEJ. Wyszliśmy poza orkiestrę mocarstw. Nikt nie postawił sprawy tak ostro jak my. Czyli nasi sojusznicy nie poparli naszej linii. Zostaliśmy sami naprzeciwko Rosji; no, nie sami – wraz z Litwą, Łotwą i Estonią...
Niestety, przy okazji okazało się, że różnice w politycznym realizmie między PO i PiS są żadne. Partie te spierają się o stołki, ale tak samo (nie)myślą realnie o polityce. Pokazanie „Ruskim", pomachanie szabelką, wydanie pompatycznego oświadczenia i ogłoszenie kto odniósł miażdżące „zwycięstwo moralne". Kaczyński, Sikorski i Tusk pokazali, że równo obciążeni są dziedzictwem „styropianowego" pochodzenia.
Zasada jest prosta: kto przeszedł przez styropian, ten już nie jest zdolny rozumieć polityki, kieruje się romantycznymi mitami, z których najważniejsza jest rusofobia. I polska polityka nie wyzwoli się od tego sposobu myślenia, póki pokolenie „zawodowych opozycjonistów" nie wymrze lub nie pójdzie na emerytury. I niech nikt mi nie mówi i nie pisze o dualizmie polskiej polityki na PiS i PO – to jest ta sama mentalność, ta sama bezrozumność, ta sama bezmyślność polityczna. Nad wszystkimi nimi powiewa Mickiewicz, Słowacki, „Kordian" i „liberum conspiro".
Realne kategorie polityczne są porażające: Polska zadarła z Rosją,
samotnie wyszła przed szereg, sama jedna (wespół z Litwą, Łotwą i Estonią
– czyli, politycznie i militarnie, z nikim) poparła Gruzję. Nie popiera
nas nikt: ani Niemcy, ani USA. Dzisiejsze zachowanie kierownictwa naszego Państwa
to jest dyplomatyczna katastrofa. Stanęliśmy sami naprzeciwko Rosji. I nikt
nas w to nie wciągnął, nikt nam nie kazał. To nasza własna, oryginalna,
„autochtoniczna" głupota; to nasze cholerne mity narodowe,
romantyczne, piłsudczykowskie i solidarnościowe pchnęły nas do tej
awantury. Po co nam ona?
To jest katastrofa polskiej dyplomacji...
Adam Wielomski
---------------------------------------------------------------------
Kosowo i Osetia
Gdy Zachód na wyścigi uznawał niepodległość tzw. Kosowa, co realniej myślący komentatorzy wskazywali, że jest to niebezpieczny precedens, który raz na zawsze przekreśla ideę niezmienności granic i otwiera Puszkę Pandory. Radek Sikorski wprawdzie twierdził, że nie jest to „precedens", lecz „wyjątek", ale kto by się tam w takie scholastyczno-demoliberalne subtelności bawił. Rozumie je może wykształciuchowski europejski „salon", ale są one obce Realpolitik.
Polityka demoliberalna ma to do siebie, że nie kieruje się jasnymi kategoriami politycznymi, lecz stanowi mieszankę realnych interesów politycznych i demagogii, gdzie prym wiodą hasła demokracji i praw człowieka. Tak było i w tym przypadku. Aby osłabić Rosję za wszelką cenę, zdecydowano się podeptać uznane reguły prawa międzynarodowego i wykreować albańskich terrorystów i przemytników na elitę nowego państwa. Równocześnie zastrzegano, że precedens ten nie jest precedensem. Dlatego ten sam Zachód uznaje „integralność terytorialną Gruzji".
No, ale dlaczego? To jest dokładnie ta sama sytuacja. Kosowo podobno winno być niepodległym państwem, gdyż 90% jego mieszkańców to Albańczycy, i zgodnie z demokratyczną dogmatyką „prawa narodów do samostanowienia" mają prawo do politycznej samodzielności. Skoro więc 80-90% mieszkańców Osetii Pd. ma rosyjskie paszporty, to oni także mają prawo do oddzielnej państwowości lub przyłączenia się do Rosji. Trudno sobie wyobrazić zawiłość i nierzetelność wywodu, który legitymizowałby aspirację islamskich barbarzyńców z Kosowa i delegitymizował podobne aspiracje prawosławnych Rosjan z Osetii.
Problem wynika z przyjęcia – jako dogmatu – zasady „prawa narodów do samostanowienia". Zasada ta jest kompletną bzdurą. Liczba nie jest żadnym argumentem w zderzeniu z racjami prawnymi i historycznymi. Jedynie legitymowalne roszczenia historyczne i postanowienia traktatów pokojowych mogą stanowić uzasadnienie dla granic państwowych.
Liczba nic tu nie znaczy. Gdyby granice wytyczać wedle liczb, to istniałaby prosta recepta na przejęcie terytoriów spornych: wymordować obcą narodowo, zamieszkującą je ludność, resztę przepędzić, a następnie osiedlić własną ludność. Potem wystarczy przeprowadzić badania statystyczne, ewentualnie referendum i uznać region za prawowicie-demokratycznie wchodzący w skład naszego państwa.
Nie mam wątpliwości, że Kosowo było, jest i będzie częścią Serbii,
gdyż było nią od zawsze, stanowiąc źródło serbskiej państwowości.
Historii Gruzji i Osetii nie znam, a więc nie potrafię powiedzieć do kogo
prawowicie należą sporne tereny. Ale wiem jedno: wedle logiki demoliberalnej
– potwierdzonej ostatnio w autonomicznej serbskiej republice Kosowo –
Osetia Pd ma prawo do samostanowienia i rosyjskie czołgi należy uznać za
„wyzwolicielskie".
Te z państw, które uznały niepodległość tzw. Kosowa nie mają moralnego
prawa potępiania rosyjskich sił porządkowych, które zaprowadzają
„demokratyczne" standardy „prawa narodów do samostanowienia" w
Osetii. Panowie demokraci: nawarzyliście
piwa, to jest sobie teraz pijcie.
Adam Wielomski
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.