Profesor prawa Krystyna Pawłowicz, członkini Trybunału Stanu, alarmuje:
w listopadzie ubiegłego roku Prezydent przedłożył Sejmowi RP projekt
Ustawy o zmianie Konstytucji, który jest aktem samolikwidacji odrębności
państwowej Rzeczypospolitej i jej inkorporacji do Unii - podmiotu o celach
sprzecznych z systemem wartości, zasadami i przepisami obecnej polskiej
Konstytucji.
Członkostwo Rzeczypospolitej Polskiej tylko w Unii Europejskiej
Projekt prezydencki wprowadza do Konstytucji nowy rozdział Xa pt.: "Członkostwo
Rzeczypospolitej Polskiej w Unii Europejskiej".
Jednocześnie zostaje uchylony obecny art. 90 Konstytucji, który ogólnie
zezwala na przekazanie nieoznaczonej imiennie organizacji międzynarodowej
kompetencji polskich organów w niektórych sprawach.
Tym samym niejako skazuje Polskę na członkostwo tylko w jednym, konkretnie
wskazanym z nazwy podmiocie, tj. w UE.
Zmierza do konstytucyjnego utrwalenia (czyli na bardzo długo) wyłącznie
unijnych więzi Polski. Warto w tym miejscu podkreślić, że na rzecz organów
UE przekazano już wiele polskich kompetencji np. w sprawach gospodarczych ok.
85 proc. spraw.
Przynależność Polski do UE trwałą
cechą naszego ustroju
Projekt powagą Konstytucji chce zatwierdzić ten stan, czyniąc z przynależności
Polski do UE w istocie trwałą cechę naszego ustroju.
Projekt poprzez liczne propozycje organizacyjno-prawne w pełni i bezpośrednio
konstytucyjnie niejako "wciela" Polskę w obszar państwa unijnego.
Stwierdzenie na początku art. 227a projektu, że Polska "jest członkiem
Unii Europejskiej", oznaczać może też w praktyce, iż każde działanie
Sejmu podjęte na poziomie ustawowym lub przez inne organa na niższym
poziomie lub działania społeczne zmierzające do podważenia zasadności
tego członkostwa będą traktowane np. przez Trybunał Konstytucyjny (do
czasu zmiany tak brzmiącej Konstytucji), przez sądy powszechne,
administracyjne i aparat wykonawczy jako sprzeczne z Konstytucją i zmierzające
nawet do obalenia konstytucyjnego ustroju RP.
Propozycja art. 227a projektu jest niezwykle groźna i w praktyce posłużyć
może do pacyfikowania w majestacie prawa grup, partii i osób niechętnych
uczynieniu z Polski na trwałe części państwa unijnego.
Podobny przepis w okresie PRL, konstytucyjnie nakazujący przyjaźń ze Związkiem
Sowieckim, służył następnie do walki z przeciwnikami wiecznego sojuszu z
tym imperium jako podważającymi ustrój PRL.
Likwidacja barier ustrojowych podporządkowywania polskiej waluty i
finansów Niemcom i Francji
Celem projektu prezydenckiego jest według jego autora, "zmiana niektórych
przepisów konstytucyjnych utrudniających wykonywanie zaciągniętych
[traktatami o akcesji do Unii i lizbońskim] zobowiązań". Chodzi o taką
zmianę obowiązujących przepisów, by możliwe stało się przyjęcie przez
Polskę waluty euro i przystąpienie do unii gospodarczo-walutowej.
Projekt chce też stworzyć nowe procedury w polskiej Konstytucji, które umożliwiłyby
włączenie najwyższych polskich organów w przewidziane w Lizbonie nowe
tryby zmiany traktatów w postępowaniach uproszczonych oraz określiły
konstytucyjne etapy wystąpienia z UE.
Do osiągnięcia tych celów projekt przewiduje zmiany, które ostatecznie
zlikwidują "polskie bariery" ustrojowe dla pełnego podporządkowania
polskiego systemu walutowo-finansowego de facto najsilniejszym krajom
europejskim (Niemcom i Francji).
NBP przestaje być elementem realizacji interesów państwa
polskiego
Projekt prezydencki dekretuje aż na poziomie konstytucyjnym, że "NBP
należy do Europejskiego Systemu Banków Centralnych" i "realizuje
zadania i wykonuje kompetencje określone w Traktatach stanowiących podstawę
Unii Europejskiej oraz w ustawie".
Co więcej, projekt konstytucyjnie uniezależnia (!) NBP w jego działalności
od innych organów państwowych ("NBP jest w swojej działalności
niezależny od innych organów państwowych" - art. 227 ust. 1 projektu).
Tak więc prezydent, by spełnić unijne wymogi, które Polska wzięła na
siebie wraz z traktatem o akcesji (m.in., że przyjmuje walutę euro),
konstytucyjnie, z nadgorliwą przesadą, pozbawia NBP jego fundamentalnej,
ustrojowej funkcji ustalania i realizacji polskiej polityki pieniężnej, wyłącznego
prawa emisji pieniądza i odpowiedzialności za wartość polskiego pieniądza.
NBP w planach prezydenta dostosowującego naszą Konstytucję do traktatów
unijnych przestaje być elementem realizacji interesów państwa polskiego, a
staje się częścią organizacji walutowej państwa europejskiego. Ma działać
i wykonywać zadania ustalone poza Polską przez struktury UE nierealizujące
ani niechroniące interesów gospodarczych naszego kraju, lecz broniące
interesów jej głównych decydentów (Niemiec i Francji).
Aby podległość i lojalność wobec Unii była pełna, projekt nakazuje, by
NBP był "niezależny w swej działalności od innych [polskich] organów
państwowych", także od rządu czy parlamentu.
Jedyną konstytucyjną, organizacyjną "nicią" wiążącą NBP z
organami polskimi jest prawo prezydenta do złożenia wniosku o powołanie
prezesa NBP przez Sejm. Na tym merytoryczna "polskość" NBP w
zasadzie się skończy. Polska wyznaczy więc tylko osobę, która będzie
działała i wykonywała w Polsce zadania wyznaczone bankowi przez UE i w jej
interesie.
NBP będzie dbał głównie o stan waluty euro w Polsce, złotówka zostanie
bowiem wyeliminowana.
Projekt nie przewiduje rozwiązań na
wypadek, gdyby strefa euro i Unia się rozpadły
Powstaje jednak pytanie, na jakiej podstawie konstytucyjnej NBP będzie
wykonywał funkcje dla Polski, gdy strefa euro i sama Unia się rozpadną?
Trzeba będzie wtedy znowu zmieniać doraźnie Konstytucję, a do tego czasu
NBP będzie w Polsce działał nielegalnie?
Likwidacja Rady Polityki Pieniężnej i niezależność NBP od
polskiego NIK
Aby możliwie pełnie uniezależnić działalność NBP od polskich władz,
projekt prezydencki proponuje też wyłączenie NBP spod kontroli polskiej NIK
w zakresie, w jakim dotyczy to "realizowania zadań i wykonywania
kompetencji określonych w traktatach stanowiących podstawę UE", oraz
wyłączenie odpowiedzialności prezesa NBP przed polskim Trybunałem Stanu.
Ponieważ projekt prezydenta przekształca dotychczasowy polski bank centralny
głównie w element unijnego systemu bankowego, odpowiednio modyfikuje też
organizację NBP.
Projekt likwiduje obecny konstytucyjny organ NBP - Radę Polityki Pieniężnej,
która obecnie ustala dla Polski corocznie założenia polityki pieniężnej.
Odbiera też w konsekwencji prawo prezydenta do powoływania członków tej
Rady (skoro Rady już nie będzie).
Zmiany dotyczące NBP mają wejść w życie po przyjęciu przez
Polskę waluty euro – euroentuzjaści już teraz zabezpieczają
samolikwidację państwa polskiego
Trzeba jednak podkreślić, iż konstytucyjne włączenie banku centralnego
Polski na trwałe do zagranicznego systemu finansowo-walutowego jest niezwykle
dotkliwym przejawem ograniczenia suwerenności gospodarczej naszego kraju na długie
lata.
Co gorsza, czyni się z tego trwałą cechę ustroju RP! W obliczu takiej
zmiany Konstytucji nasuwa się refleksja, iż projekt prezydencki jest w
istocie aktem w znacznej części samolikwidacji odrębności państwowej
Rzeczypospolitej, jej inkorporacji do struktur podmiotu o celach sprzecznych z
systemem wartości, zasadami i przepisami obecnej polskiej Konstytucji.
Wystarczy spojrzeć do tekstu preambuły naszej Ustawy Zasadniczej.
Jest też swego rodzaju lekceważeniem aktu rangi konstytucji planowanie wejścia
w życie niektórych przepisów projektu, w zależności od spełnienia się
pewnych przyszłych, lecz niepewnych warunków (gdy Polska wejdzie do strefy
euro). Konstytucji nie można traktować jak aktu typu "wersja w
oczekiwaniu", która w razie niespełnienia warunku, tj. przyjęcia przez
Polskę euro - nigdy nie wejdzie w życie, ośmieszając nie tylko samą
Konstytucję, ale i sprawców takiego jej traktowania.
Przygotowującym taką "przyszłościową", lecz niepewną w
realizacji zmianę Konstytucji, chodziło być może o to, by już dziś,
wykorzystując swą chwilową większość konstytucyjną, "wstawić"
do Konstytucji przepisy, których wejście w życie w przyszłości chcą
zagwarantować już dziś.
Będą one wtedy wiązały (krępowały) także następców obecnie rządzących,
którzy być może takich celów nie chcieliby realizować, ale nie będą
dysponować większością umożliwiającą zmianę Konstytucji.
Ułatwianie procedur przekazywania polskich kompetencji Unii
i utrudnianie wystąpienia z niej
Poza sprawą podporządkowania NBP organom UE i jego reorganizacji w razie
przyjęcia przez Polskę euro projekt prezydencki reguluje też zbiorczo niektóre
procedury w sprawach unijnych.
Ich cechą wspólną jest utrwalanie statusu Polski jako państwa możliwie
trwale związanego z państwem unijnym, ułatwianie procedur przekazywania
polskich kompetencji Unii i utrudnianie wystąpienia z niej.
Na wstępie tej części przepisów projekt przedstawia subiektywną
charakterystykę Unii Europejskiej, która zdaniem prezydenta, "szanuje
suwerenność, tożsamość narodową, respektuje zasady pomocniczości,
demokracji, państwa prawnego", szanuje godność człowieka, wolność i
równość oraz "zapewnia ochronę wolności i praw człowieka porównywalną
[?] z ochroną tych wolności i praw w [polskiej] Konstytucji". Ten
ideologiczny i oczywiście nieprawdziwy opis UE nie ma charakteru prawnego, i
w ogóle nie powinien się znaleźć jako "obiektywna zasada" w
polskiej Konstytucji. Opinia własna prezydenta ma charakter życzeniowy, gdyż
wiadomo, iż istotą budowanego państwa unijnego jest właśnie ograniczanie
suwerenności państw członkowskich przez "bezzwrotne" przejmowanie
ich strategicznych kompetencji, zamazywanie ich tożsamości na rzecz
"europeizacji" czy przez "deficyt demokracji", który
przyznawany jest przez samą Unię.
Zaś unijne standardy ochrony wolności i praw są podwójne. Stosowane są w
ograniczony sposób wobec np. chrześcijan, instytucji rodziny, wspólnot
narodowych, przedsiębiorców itp.
Dostosowanie konstytucyjnego ustroju państwa polskiego do interesów
UE – obniżenie rangi Parlamentu, Prezydenta, obywateli
Projekt prezydencki dostosowuje konstytucyjny ustrój państwa polskiego do
interesów UE. Tak jak projekt PO dotyczący zmiany Konstytucji w sprawach
wewnątrzpolskich wzmacnia istotnie władzę wykonawczą, administracyjną, rząd,
premiera kosztem parlamentu, prezydenta, obywateli, tak prezydencki projekt
"unijny" wyraźnie osłabia możliwości i rolę polskich podmiotów
wobec Unii, umacniając tym samym czynniki zagraniczne wobec Polski.
Projekt m.in. obniża większość senacką potrzebną do wyrażenia zgody na
ratyfikację umowy międzynarodowej przekazującej kolejne kompetencje Polski
na rzecz UE (z obecnych 2/3 na bezwzględną większość).
Znosi - jako warunek ważności wyniku referendum wyrażającego zgodę na
przekazanie Unii polskich kompetencji - wymóg udziału w nim ponad 50 proc.
uprawnionych do głosowania. Za zgodę Polaków na taką umowę prezydent chce
uznać każdą większość głosujących, niezależnie od frekwencji. Bardzo
obniża to rangę tak brzemiennego w narodowe skutki aktu, jak zrzeczenie się
kolejnej partii suwerennych kompetencji służących przecież wszystkim
polskim obywatelom, a nie dowolnie niskiej kosmopolitycznej mniejszości.
Tak samo niskie wymagania - w porównaniu ze stanem obecnym - stawia projekt w
przypadku zgody na zmianę traktatów unijnych, skutkującą przejęciem przez
Unię kolejnych kompetencji narodowych nie w drodze odpowiedniej umowy Unii z
państwem członkowskim, lecz w uproszczonej procedurze tzw. kładki dokonanej
przez same organa unijne.
Zagrożenie podstawowych praw i wolności chronionych przez polską
Konstytucję (w zakresie małżeństwa, życia, rodziny, obyczajów)
Niejasne i mało precyzyjne prawnie jest postanowienie projektu stwierdzające,
iż "obywatel UE korzysta na terytorium Polski z wolności i praw
gwarantowanych w prawie UE w zakresie jej kompetencji". Przede wszystkim
kompetencje Unii nie są stałe ani wyraźnie określone; co więcej, system
wartości i liczne "prawa" unijne są częstokroć sprzeczne z
podstawowymi prawami i wolnościami chronionymi przez polską Konstytucję,
np. w zakresie małżeństwa, życia, rodziny, sfery obyczajowości itp.
Tak sformułowana propozycja prezydencka całkiem obala postanowienia ciągle
obowiązującej polskiej Konstytucji i jest z nimi nie do pogodzenia. Polska
nie przyjęła zresztą niektórych praw obowiązujących w państwie unijnym.
Nadto nie powinna gwarantować "obywatelom UE" (czy też Polakom?)
praw sprzecznych z polską Konstytucją, tym bardziej że propozycja przepisu
ma charakter blankietowy i zmuszałaby do zapewnienia w Polsce korzystania
"obywatelom Unii" z wszelkich, wymyślanych - też w przyszłości -
najdziwaczniejszych przywilejów, które Unia masowo produkuje.
Tak blankietowo sformułowany projekt daje obcokrajowcom z obszaru UE prawo do
roszczeń wobec polskich organów o uniemożliwienie im korzystania w naszym
kraju z najróżniejszych swobód.
Inne bardzo niejasne postanowienie projektu przewiduje w art. 227g, iż RP
"podejmuje działania niezbędne dla zapewnienia skuteczności prawa UE w
krajowym porządku prawnym". Jest to przykład nieprawidłowo sformułowanego
przepisu, który jest pusty normatywnie, tzn. nie ma w nim żadnego
konkretnego elementu prawnego. W nauce prawa określenia typu "podejmuje
niezbędne działania" (ale jakie konkretnie, prawnie?) traktowane są
jako niedające podstaw prawnych do jakichkolwiek działań wobec kogokolwiek.
Zamieszczone jednak w Konstytucji mogłoby być w praktyce dowolnie
interpretowane i z pewnością stanowiłoby furtkę do naruszeń Konstytucji
lub działań sprzecznych z jej postanowieniami i wartościami, które ma w
interesie Polski chronić. Nie jest też jasne, kto konkretnie i jakie
precyzyjnie "niezbędne działania" oraz wobec kogo miałby w
interesie Unii podejmować. Stwierdzenie, iż zobowiązana jest do tego
"Rzeczpospolita", prawnie nie mówi nic, bo każda konstrukcja
abstrakcyjna działa poprzez swe organa, a projekt żadnego organu
Rzeczypospolitej nie wymienia.
Marginalizacja roli polskiego
Parlamentu i Prezydenta w stosunkach z UE
Projekt marginalizuje bardzo poważnie rolę parlamentu w stosunkach z UE,
pozostawiając Sejmowi i Senatowi w tych sprawach wykonywanie tylko
"kompetencji powierzonych parlamentom narodowym w traktatach", a i
to tylko "w zakresach i formach określonych w tych traktatach".
Takie podejście pozbawia Sejm i Senat realnego wpływu na decyzje podejmowane
w UE wobec Polski. Projekt nie przewiduje wewnątrzpolskich procedur wpływu
parlamentu na decyzje prezentowane przez rząd wobec UE na wzór procedur, które
wprowadzili u siebie Niemcy wskutek sugestii niemieckiego Trybunału
Konstytucyjnego oceniającego traktat z Lizbony.
Projekt prezydencki odwraca konstytucyjne role organów państwa, naśladuje
logikę obowiązującą w Unii. Sejm i Senat, mimo iż są emanacją Narodu,
wykonywać mają, według prezydenta, tylko takie kompetencje
"unijne", które przewidują dla nich traktaty.
Ale to przecież wyłącznie parlament, jako przedstawiciel Narodu, suwerena,
może określać swe kompetencje wobec różnych, także zagranicznych
struktur oraz ewentualnie powierzać je innym organom, również Unii, a nie
odwrotnie.
Zresztą prezydent w swym projekcie marginalizuje także sam siebie, gdyż nie
przewiduje żadnych własnych, samodzielnych kompetencji w sprawach unijnych
(o co zabiegał śp. prezydent Lech Kaczyński), choćby proporcjonalnie do siły
mandatu społecznego, który ma z bezpośrednich wyborów, i dla zapewnienia
jakichś elementów równowagi władz w omawianym obszarze.
Marginalizowanie Sejmu w sprawach związanych z UE widać też w treści art.
227i ust. 1 projektu, który nie przewiduje dla tej Izby także inicjatywy
ustawodawczej przy wykonywaniu prawa UE, zastrzegając ją wyłącznie dla
Rady Ministrów.
Sejm został też ograniczony w prawach, gdy RM swobodnie uzna jakiś projekt
ustawy wykonujący prawo UE za pilny. Obecna Konstytucja w art. 123 ust. 1
zezwala w takich sytuacjach na przyspieszony i uproszczony tryb uchwalania
ustaw, jednak z wyjątkiem projektów ustaw podatkowych, dotyczących wyboru
prezydenta RP, Sejmu, Senatu, organów samorządu terytorialnego, ustaw
regulujących ustrój i właściwość władz publicznych oraz kodeksów.
Projekt prezydencki takich wyjątków nie przewiduje i pozwala na tryb
"pilny" zawsze, gdy RM uzna za natychmiastowe projekty ustaw wykonujących
prawo UE, tzn. gdy wymagać będzie takich uproszczeń interes Unii.
Trzeba podkreślić, że tryb pilny ogranicza prawa posłów do rzetelnej
kontroli i wpływu na treść prowspólnotowych przepisów na rzecz decydującej
roli Rady Ministrów wobec UE.
Sejm nie będzie mógł zainicjować wystąpienia z Unii
Projekt prezydencki określa też procedurę podejmowania decyzji o wystąpieniu
Polski z UE. Prawo podjęcia takiej decyzji prezydent przyznał tylko Radzie
Ministrów, tj. administracji państwowej. Prawa tego nie przyznano Sejmowi.
Nie jest też jasne, po co w Konstytucji zapisuje się prawo wystąpienia z
organizacji międzynarodowej, skoro jest to oczywiste w świetle publicznego
prawa międzynarodowego, a co do Unii zapisane jest w traktacie akcesyjnym i
lizbońskim. Konstytucja nie powinna tego powtarzać za aktem niższej rangi,
tj. za umową międzynarodową, bo możliwość wystąpienia z jakiejś określonej
organizacji nie jest w ogóle materią ustrojową. Pozbawienie Sejmu przez
prezydenta inicjatywy wystąpienia z Unii jest sprzeczne z zasadą państwa
demokratycznego, z nadrzędną rolą Narodu działającego przez swą
reprezentację parlamentarną.
Projekt utrudnia wystąpienie z Unii - wymaga w tym celu 2/3 głosów zamiast
większości zwykłej. W przypadkach nadzwyczajnych, gdy dochodzi do wystąpienia
ze struktury, czyli gdy członkostwo staje się dla państwa szkodliwe, należałoby
umożliwić państwu łatwiejszy tryb uwolnienia się od niej, a nie utrudniać
takie konieczne procedury.
Unia Europejska nadrzędnym suwerenem w Polsce
Projekt prezydencki ogranicza kontrolę społeczną, nie przewiduje
rzeczywistego wpływu Sejmu na decyzje podejmowane w UE wobec Polski ani na
stanowiska formułowane przez Polskę w UE. Zaproponowany nowy rozdział Xa łamie
jednolitą lojalność polskich struktur publicznych i obywateli wobec
Rzeczypospolitej.
Projekt wprowadził bowiem równorzędnego Polsce, a właściwie nadrzędnego
wobec niej suwerena - UE, która tylko "szanuje" suwerenność i tożsamość
narodową Polski. Projekt nie bierze pod uwagę czasowego charakteru Unii, a
wola Polski udziału w niej może w jakiejś perspektywie ulec zmianie. Wtedy
znów trzeba będzie gruntownie zmieniać Konstytucję.
Trzeba podkreślić ponadto, że prezydent, poddając system
finansowo-gospodarczy Unii, nie proponuje, by odpowiednio - w celu ochrony
suwerenności RP - uzupełnić kompetencje Trybunału Konstytucyjnego o prawo
badania zgodności z polską Konstytucją przepisów wydawanych przez różne
organa unijne (tzw. prawa wtórnego). Pozostaje to jednak w zgodzie z przesłaniem
prezydenckiego projektu i jego głównym celem.
Konkluzje końcowe
Ten projekt, gdyby wszedł w życie, realnie odbiera Polsce suwerenność.
Analiza prezydenckiego projektu zmiany obecnej polskiej Konstytucji dowodzi też
i potwierdza pogląd, iż akcesja Polski do UE była już w chwili jej
dokonywania w 2004 roku sprzeczna z Konstytucją, skoro - jak twierdzą
autorzy w uzasadnieniu do obecnego projektu - trzeba teraz "dostosować"
Konstytucję polską do naszego członkostwa, m.in. do przyjęcia euro.
To znaczy, że gdy Trybunał Konstytucyjny badał traktat akcesyjny, w którym
Polska przecież zobowiązywała się do przyjęcia euro (i TK orzekł wówczas
o jego zgodności z Konstytucją), to nie było w Konstytucji żadnych do tego
podstaw.
I nie ma ich też dziś, bo dopiero teraz dąży się do ich stworzenia.
Traktatem akcesyjnym zgodzono się na przyjęcie w Polsce euro i podporządkowanie
NBP unijnej instytucji bankowej, i przekazanie Unii kierownictwa nad polską
polityką walutową, chociaż Konstytucja RP wówczas na to nie zezwalała,
tak samo nie zezwala dziś, przyznając na stałe tę kompetencję NBP i
Radzie Polityki Pieniężnej.
Czy zezwolimy na to, by Polską rządzili eurobiurokraci?!!!
Tekst
projektu prezydenckiego wraz z uzasadnieniem
Uwaga! Niniejsza notka jest wyłącznie zbiorem cytatów ze świetnej analizy
dokonanej przez prof. Krystynę Pawłowicz. Tekst pani profesor podzieliłam
na mniejsze fragmenty, którym nadałam podtytuły odzwierciedlające główne
tezy.
Tematy w dziale
dla inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czyte
Komentowanie nie jest już możliwe.