opublikowano: 10-12-2010
Nie tylko Sądy Rodzinne w Polsce porywają rodzicom dzieci - interweniujemy w sprawie Rebeki i Marcina którym podczas ich pobytu w Anglii ukradziono ich dzieci.
Pragnę
przedstawić historie mojej żony Rebeki Yar Machar Dhieu oraz jej córeczki
Linnie Akim. To co opisuje wynika z dokumentów oraz opowiadań mojej żony.
Rebeka
urodziła się 01.10.1985r.w MADING JUBA w SUDANIE podczas
konfliktu zbrojnego. Z powodu wojny, która trwa do dnia dzisiejszego ludzie
zmuszeni byli do przemieszczania się z miejsca na miejsce szukając schronienia. Szczególne represje spotykały chrześcijan a Rebeka jest właśnie
tego wyznania. Rebeka uzyskała schronienie w schronisku dla uchodźców w
UGANDZIE. Będąc wtedy w ciąży urodziła tam swoje pierwsze dziecko Linnie
Akim (w 2004 r.). Jako samotna matka wraz z córką otrzymały od UNHCR
dokumenty potwierdzające status uchodźcy (refuge).
UNHCR
zajmowało się także znajdowaniem schronienia dla uchodźców w różnych krajach Europy. Rebece zaproponowano wyjazd do UK oferując
jej dom przy 14haworth Court w Radcliffe oraz pomoc licząc się z tym, iż
Rebeka mówiła tylko w swoim języku Dinka. Przesiedlenie miało miejsce w
styczniu 2006 roku.
Rebeka
wraz ze swoja 2-letnia córeczką przybyły do Radcliffe, gdzie zamieszkały w sąsiedztwie
Anglików, co było dziwne, ponieważ przeważnie osoby przesiedlane umieszczano
obok siebie a w tym wypadku Rebekę dzielił dystans ok. 10km do osób, z którymi
była sprowadzana. Rebece został przydzielony pracownik społeczny. Była to
Anka Tudor z pochodzenia Włoszka, która miała pomagać m.in. przy poborze
zasiłków, dokonywaniu opłat itp. Miało to trwać do momentu usamodzielnienia
się uchodźcy i poznaniu języka angielskiego (ok. roku czasu).
Po
pewnym czasie Rebeka zaczęła chodzić do szkoły i na ten czas oddawała
dziecko do żłobka. Pod nieobecność Rebeki osoba odwiedzająca (opiekun)
przyczepiała wskazówki i informacje na ścianach m.in. odnośnie opiekowania
się dzieckiem, których Rebeka niestety nie potrafiła przeczytać, ponieważ
nie znała dobrze języka angielskiego. Niezrozumiale również tego, że ta
osoba zamiast próbować wyrównać zasiłek Rebeki (Rebeka dostawała
52£ na siebie i dziecko,
co było niewystarczające na utrzymanie domu i dziecka, podczas kiedy inne
osoby w podobnej sytuacji otrzymywały po 150£ na tydzień)
wyliczała jej że za dużo wydaje na ogrzewanie lub żywność. Opiekunka
namawiała również Rebekę aby zrezygnowała z mieszkania w tym domu oraz aby
zamieszkała w domu matki i dziecka.
Kiedy
Rebeka nie zgodziła się na przeprowadzkę opiekunka zaczęła sprowadzać
opiekę społeczną, która z niewiadomego dla niej powodu odebrała jej dziecko
(ok 12 lutego 2006). Rebeka po tak silnym przeżyciu prawdopodobnie zażyła
mocne tabletki nasenne i trafiła do szpitala. Po tym zajściu oddano Rebece jej
córeczkę ale opieka odwiedzała ją co 2 tygodnie. Odwiedzano ją bez tłumacza
i Rebeka nie rozumiała co mówią do niej i czego oczekują od niej.
W
kwietniu 2006 r. opieka społeczna wtargnęła do mieszkania Rebeki wraz z
policją - pchnięto ją i zabrano jej dziecko. Po kilku dniach pojawiła się
osoba mówiąca po arabsku (Rebeka trochę rozumiała ten język ), która
poinformowała ją, że musi stawić się do Sadu. Rebeka nie mając kontaktu z
obrońcą mimo wszystko pojawiła się w Sądzie. Na sali sądowej obecny był tłumacz,
który mówił jedynie po arabsku (większość tłumaczenia była dla Rebeki
niezrozumiała – Rebeka mogła zrozumieć jedynie kilka wyrazów).
Najprawdopodobniej wtedy Sąd przyznał tymczasową opiekę nad dzieckiem opiece
społecznej.
Przez
następny rok miały się odbywać kolejne rozprawy w sprawie opieki nad
dzieckiem. Rebeka mogła jedynie odwiedzać swoje dziecko raz na tydzień w Victoria Familly Centre w Manchester – ok 30 km od miejsca zamieszkania (miała mieć zwrócone również koszty
za bilet metro lub autobus). W tym czasie opiekunami dziecka były Liza Watson i
Diane Carr. Przestano się interesować Rebeką czy będzie miała za co żyć czy nie.
W między
czasie sąsiedzi Rebeki pisali do gminy i do opieki społecznej w jej obronie i
pytano dlaczego z nią tak postąpiono - m.in. małżeństwo z nr.1 Haworth
Court Państwo Dootson ale nie otrzymali odpowiedzi.
Przez
ponad rok odbywały się sprawy sądowe. W tym czasie Rebeka była zmuszona
zmieniać prawników, ponieważ po kilku rozprawach w Sądzie odmawiano jej
reprezentowania. Następnie Rebeka została poinformowana, iż koszty jej
reprezentowania wynoszą 2 tysiące funtów.
Oczywiście Rebeki nie było stać na taki wydatek, dlatego szukała innego
prawnika i w tym czasie odwiedzała dziecko.
A z kolei
w tym czasie opieka społeczna wraz z opiekunem społecznym z organizacji
Caffcas – Panem Rodem Rodsonem próbowali
odebrać Rebece prawa rodzicielskie, m.in. kierując Rebeke na badania DNA.
Po upływie
roku czasu prawnicy oraz ludzie z opieki społecznej poinformowali Rebekę, że
nie ma żadnych szans na odzyskanie dziecka (a nawet Sąd zasądził, iż nie może
być reprezentowana przez prawników z uwagi na trudności ze znalezieniem tłumacza).
Każdy powtarzał jej ciągle, że nie może jej pomóc i nie ma szans na
odzyskanie dziecka. Będąc zdesperowana i
nie wiedząc co robić wzięła nóż i poszła do Manchester Victoria Centre i
powiedziała opiekunce społecznej, że już tak dłużej nie może żyć i że chce wrócić ze swoim dzieckiem do domu, i że jeśli nie pozwolą
jej zabrać dziecka to zabije i dziecko i siebie. Rebeka nie mogła pojąć
dlaczego odebrano jej dziecko. Opiekunka wezwała policje i Rebekę wysłano do
więzienia. Był to październik 2007 roku.
W
następnej kolejności odbyła się sprawa sądowa – bez obrońcy i tłumacza.
Dowodami w sprawie były zeznania opiekunek społecznych. Rebeka nie miała
szansy zeznawać. Rebeka została skazana. Przebywała w więzieniu 2 tygodnie,
następnie ją zwolniono i przydzielono 120 godzin charytatywnej pracy z powodu znikomej szkodliwości czynu. Oznajmiono również, że córka
Rebeki trafi do adopcji.
Rebeka wróciła
do szkoły, ponieważ szkoła walczyła by od czasu do czasu otrzymywała zasiłek.
Nie
otrzymywała żadnych informacji o dziecku i o jego zdrowiu. Z tego co się orientuje córka Rebeki trafiła do karaibskiej rodziny
oraz że Linnie Akim posiada upośledzenia ale nie wiem jakiego typu (czy
psychiczne - czy fizyczne).
W
2008 roku spotkałem Rebekę i nasze drogi się zeszły.
Nazywam się
Marcin Pobiarzyn. Ukończyłem szkołę
gastronomiczną i hotelarską w Stroniu Śląskim, następnie Studium Finanse i
Zarządzanie w szkole ekonomicznej w Kłodzku oraz oraz
kurs Budget and Finance na początku 2008 r w Anglii. Od 2005 roku odbywałem
podróże za granicę jako pracownik młodzieży poprzez European Volontary
Service (m.in. Włochy, Litwa, Ukraina). W 2006 roku zamieszkałem w Anglii,
gdzie pracowałem m.in. w firmie Woolworths, Argos, Next. W tym samym czasie również
od czasu do czasu wyjeżdżałem na ok 2- 3 miesiące na różne projekty do
innych państw. W maju 2008 roku wspólnie z Rebeką Dhieu otworzyłem mały
biznes – bussines catering usytuowany na targowisku w Bolton (GB).
Jak
już wspominałem Rebekę poznałem w 2008 roku, w styczniu podczas uczęszczania
na zajęcia w Bury College (kurs Budgeting and Finance). W tym czasie Rebeka uczęszczała
na kurs angielskiego i mieliśmy wspólne zajęcia. Mieszkałem wtedy na 78 East
Street Bury – wynajmowałem dom od Pana Zia Ullaha natomiast Rebeka mieszkała
w Radcliffe – 14 Haworth Cort (ok. 3 km ode mnie). Polubiliśmy się i zaczęliśmy
się spotykać (najczęściej u niej, ponieważ odwidzałem ją wracając z
pracy). Rebeka w tym czasie nie pracowała, ponieważ osobie ze statusem uchodźcy
ciężko jest znaleźć pracę w
Anglii wobec czego postanowiliśmy otworzyć mały biznes – o czym już
wspominałem. Zakupiłem wózek z wyposażeniem do produkcji ciepłych posiłków – popcornu i waty cukrowej, który zarejestrowaliśmy
na nas dwoje i 3 razy w tygodniu Rebeka sprzedawała tego typu towary na
targowisku w Bolton.
Po
pewnym czasie spotykania się, wspólnej pracy i pomieszkiwania razem Rebeka
zaszła w ciąże. Chodziła na kontrole do lekarza w Radcliffe (na Sping Lane), niestety sama ponieważ ja całymi dniami pracowałem.
Poród Rebeki miał odbyć się w szpitalu w Fairfield, gdzie uczęszczała na
USG ciąży.
W
sierpniu Rebeka podjęła dodatkową prace (10 godz. tygodniowo) związaną z układaniem
dokumentów i sprzątaniem biura w firmie KLEENTEX COMPANY w Bolton..
Planowaliśmy
wziąć ślub w Polsce ale Rebeka nie miała dokumentu umożliwiającego wyjazd
za granice tzw. Travel Dokument,
posiadała jedynie dokument stwierdzający jej status uchodźcy i umożliwiający
jej pobyt w Anglii.
Dowiedziałem
się, że kobietom w ciąży przysługują różnego rodzaju dofinansowania
wobec czego wypełniliśmy druki ale niestety otrzymaliśmy odpowiedź z Urzędu
Skarbowego, że nic się nam nie należy ani dzieciom. Mimo wszystko nie było
źle, ponieważ oboje pracowaliśmy i mieszkaliśmy razem.
W
styczniu 2009 roku Rebeka otrzymała list, że musi się stawić do Sądu w
Bolton w dn. 15.01.2009. Nie wiedziałem w jakiej sprawie dlatego zapytałem
Rebekę. Dopiero wtedy usłyszałem jej historię z poprzednim dzieckiem.
W
wyznaczonym dniu stawiłem się wraz z Rebeka w Sądzie, jednak zostałem
wyproszony z Sali obrad. Po upływie godziny Rebeka wyszła z sali sądowej. Chcąc
uzyskać informację na temat przebiegu sprawy zapytałem osobę, która również
znajdowała się wtedy na sali sądowej, która poinformowała mnie, że sprawa
została odroczona i ma być wznowiona za 3 dni. Powodem odroczenia był brak
obrońcy i tłumacza znającego język, którym posługiwała się Rebeka. Zostałem
zapytany czy nie znam takiej osoby, więc podałem imię i nazwisko dwóch osób
wraz z numerami telefonów.
Na kolejna
rozprawę również przyszedłem z Rebeką ale nie mogłem oczywiście w niej
uczestniczyć. Rozprawa trwała ok. 3 godziny ale Rebeka nie wyszła po otwarciu
drzwi Sali sądowej. Zapytałem obecnej na Sali osoby, gdzie jest Rebeka i w
odpowiedzi usłyszałem, że Rebeka została aresztowana i zabrana do więzienia.
Na pytanie na jakiej podstawie została aresztowana nie otrzymałem odpowiedzi,
wiec oznajmiłem, że musze się widzieć z Rebeka, ponieważ jest w 8 miesiącu
ciąży z moim dzieckiem. Otrzymałem informacje, ze musze się udać na
posterunek policji, więc tak też uczyniłem. Od tego momentu rozpoczął się
nasz dramat.
Rebeka
trafiła do więzienia w Wakefield – to ponad 200 km od Radcliffe, w którym
mieszkaliśmy. Próbowałem się czegoś dowiedzieć w jej sprawie ale telefonując
do więzienia otrzymałem jedynie informację, iż nie mogą mi udzielić żadnej informacji tylko musze czekać na
pozwolenie na odwiedziny.
Jeszcze
w styczniu ukazał się w prasie niepochlebny artykuł na temat Rebeki. Pod
koniec stycznia udałem się do Manchester do redakcji tej gazety aby dowiedzieć
się czegoś więcej w tej sprawie. Niestety redakcja szybko mnie zbyła.
Kolejnym
moim krokiem w tej sprawie był kontakt z konsulatem w Manchesterze. Pierwszy
raz zostałem umówiony na rozmowę z Panem Konsulem Białkiem, na która czekałem
ok. 20 dni .
W tym
czasie wielokrotnie dzwoniłem do wiezienia. Połączono mnie z Panią, która
zajmowała się sprawa Rebeki (P. Kler lub Alison). Po nieustannych błaganiach
uzyskałem zgodę na pierwsze widzenie z Rebeką. To bylo ok 15 lutego. W więzieniu
nie mogłem uzyskać odpowiedzi dlaczego Rebeka znalazła się w areszcie.
Spotkanie z Rebeką trwało ok. 15 minut, na dłużej mi nie pozwolono. Zdążyłem
jedynie zapytać jak się czuje. Rebeka poinformowała mnie, że nie ma obrońcy
i że najprawdopodobniej wyjdzie z więzienia dopiero za ok. 8 miesiecy. Zdążyłem
tylko kupić jej cos do jedzenia. Nie można było jej przekazać żadnych ubrań
i rzeczy. Rebeka poprosiła mnie żebym zabrał jej dokumenty do domu i tak też
zrobiłem.
Końcem
lutego 2009 (19.02 lub 20.02) w mieszkaniu pojawiły się dwie kobiety –
Kirstine Girl i Daine Carr oznajmiając, że są pracownikami rządowymi (z
opieki społecznej) i zapytały mnie kim jestem, czy znam Rebekę i czy wiem, że ona jest w ciąży. Przedstawiłem się
i odparłem, że znam Rebekę, że wiem że jest w ciąży, ponieważ jestem
ojcem tego dziecka. Zostałem poinformowany, że one zaopiekują się dzieckiem
kiedy Rebeka je urodzi, a jeśli chce odzyskać dziecko to muszę wynająć
prawnika (podały mi listę prawników, którzy mogą mi pomóc) i że spotkamy
się w tej sprawie w Sądzie. Zostałem również poinformowany, że będę
musiał wybierać pomiędzy Rebeką i dzieckiem. Kiedy zdziwiony zapytałem
dlaczego otrzymałem odpowiedź, że dowiem się tego w Sądzie.
Z
listy, którą otrzymałem od pracownic opieki społecznej wybrałem Pana Khf
Solicitor z Salford i udałem się
do niego z prośbą o pomoc. Opowiedziałem mu cała historię, m.in. że moja
partnerka jest w ciąży i nie wiem dlaczego jest w wiezieniu, że chciałbym się
czegoś więcej dowiedzieć na ten temat oraz że Rebeka nie ma prawnika i nie
ma nam kto pomóc w tej sprawie. Prawnik odparł, że skontaktuje się w tej
sprawie z Sądem i powie mi czy może nam pomóc.
Również
końcem lutego spotkałem się z Panem Konsulem w sprawie porady co robić
dalej. Opowiedziałem o wizycie pracowników z opieki społecznej i o
informacji, że jak tylko dziecko się urodzi to pracownice opieki będą się
nim zajmowały. Pan Konsul poinformował mnie, że nie można tak postąpić
skoro dzieckiem może zając się ktoś z rodziny.
O
urodzeniu naszego syna – Emanuela zostałem poinformowany telefonicznie, więc
jak najszybciej po telefonie z więzienia pojechałem na drugie widzenie z Rebeką.
Zawiozłem jej ubrania dla niej samej i dla dziecka oraz pieluszki i kosmetyki
myśląc, że Rebeka będzie mogła
opiekować się Emanuelem.
Niestety
jak się okazało Rebece od razu po porodzie zabrano nasze dziecko. Rebeka chciała
żebym uczestniczył przy porodzie ale nie zostało udzielone nam pozwolenie.
Kiedy Rebeka zaczęła rodzić (17.03.2009) została związana i
przetransportowana do szpitala w Didsbury. Poród trwał ok. 0,5 godz. Natychmiast po urodzeniu dziecko
zostało odebrane matce bez możliwości zobaczenia i przytulenia dziecka a następnie
przewieziona z powrotem do więzienia i pozostawiona tam bez nadzoru
lekarskiego.
W dn.
20.03.2009 odbyła kolejna prawa sądowa. Przed sprawą spotkałem się z
prawnikiem i poprosiłem go aby zapytał w Sądzie dlaczego dziecko zostało mi
odebrane, dlaczego opiekują się niż obcy ludzie, dlaczego Rebeka znajduje się
w wiezieniu i kiedy wreszcie będę mógł być znów z dzieckiem i Rebeką.
Poinformowałem go również, że oprócz niezależności finansowej mam również
dodatkową pomoc m.in. do opieki nad dzieckiem w osobie brata, który mieszka w
Anglii jak również w Polsce rodzinę – rodziców prowadzących agroturystykę.
Na rozprawie pojawiłem się w obecności mojego brata, który uczestniczył w
rozmowie pomiędzy opieką społeczną, opiekunem społecznym z Caffcas i
prawnikami z obydwu stron. Ponieważ Rebeka nie mogła uczestniczyć w rozprawie
(z niewiadomych mi powodów) kolejnym krokiem aby Rebeka mogła wypowiedzieć się
na rozprawie uruchomiono videolink. Rebeka miała tłumacza, który słabo posługiwał
się językiem rodzimym Rebeki jak również angielskim – do tego stopnia, że
Sędzia nie rozumiał wszystkiego o czym mówi tłumacz. W pewnym momencie Sędzia
zapytał Rebekę czy chce coś dopowiedzieć i Rebeka opowiedziała, że nie rozumie całej tej sytuacji, że chce
zobaczyć swoje dziecko i że źle się czuje. Kiedy Rebeka się rozpłakała
videolink został przerwany. Następnie poinformowano wszystkich, że sprzęt ma
awarię i nie da się go uruchomić w tej chwili. Sędzia zapytał również
mnie czy chce coś powiedzieć, więc odparłem, że chciałbym być ze swoją
rodzina tzn. Rebeką i synem Emanuelem.
Później
Sędzia wypowiadał się używając języka prawniczego przywołując różne
paragrafy a następnie orzekł, iż przyznaje tymczasowa opiekę nad dzieckiem
opiece społecznej – 2 miesiące oraz przyznając mi możliwość widzenia się
z dzieckiem 5 dni w tygodniu po 2 godziny (od 9.45 do 11.45) w placówce opieki społecznej w Bury (Beech Grave), czyli ok. 7km od
miejsca gdzie zamieszkiwałem.
Zgłosiłem
zapytanie dlaczego skoro pracuje i otrzymuje dom nie mogę zajmować się
dzieckiem a opieką nad dzieckiem ma się zajmować opieka społeczna ale nie
otrzymałem odpowiedzi, jedynie informację że ciąg dalszy sprawy nastąpi wkrótce
i że wtedy dowiem się więcej. Tak
zakończyła się pierwsza sprawa dotycząca opieki nad naszym synem.
Wizyty
z prawnikiem i widzenie z moim dzieckiem były dla mnie najważniejsze, dlatego
musiałem zrezygnować z jednej pracy i ograniczyć czas pracy w drugiej firmie.
W między czasie spotkałem się z niezależnym urzędnikiem – Barrysterem (chyba ktoś w rodzaju kuratora), któremu również
przedstawiłem swoją sytuację.
Kolejne
sprawy sądowe odbywały się mniej więcej co 3 tygodnie. W tym czasie próbowałem znaleźć kogoś kto mógłby mi pomóc; m.in.
dzwoniłem do Radio FOUR, Human Right i wielu innych organizacji z prośbą o
pomoc. Zacząłem również szukać
dokumentów dotyczących przeszłości Rebeki.
Przez
cały czas starałem się odwiedzać swojego syna, kiedy tylko mogłem. Zawsze
przed wejściem do placówki stali ochroniarze. Podczas wizyt nie mogłem
wychodzić z synem na zewnątrz nawet jeśli pogoda ku temu sprzyjała. Nie mogłem
mieć przy sobie telefonu komórkowego, którym chciałem zrobić zdjęcie
synowi. Po pewnym czasie zauważyłem, że mój synek zaczął chorować ale
kiedy chciałem z nim pójść do lekarza nie pozwolono mi na to pod groźbą
aresztowania. Obawiam się że ze
zdrowiem mojego syna jest bardzo źle. Na dzień dzisiejszy nie wiem co się z
nim dzieje.
Kolejnym
niezrozumiałym dla mnie posunięciem było zarejestrowanie mojego dziecka bez
mojej wiedzy. Rebeka została przywieziona do Didsbury aby zarejestrować
dziecko w kajdankach. Prosiła o moją obecność przy rejestracji ale jej odmówiono.
Została poinformowana, że jeśli nie zarejestruje dziecka nie będzie go można
leczyć i dziecko może umrzeć, dlatego też Rebeka podpisała potrzebny
dokument.
W
kwietniu 2009 r. moja mama – Danuta
Miler przyjechała do Anglii aby postarać się o możliwość sprowadzenia
mojego dziecka do Polski. Niestety opieka poinformowała ją, że nie ma takiej
możliwości a jedynym wyjściem dla uczestnictwa w opiece na moim synem jest
przeprowadzka do Anglii.
Opieka
społeczna odwiedziła również mojego brata i z niewidomych mi przyczyn
poinformowała go, iż nie powinien udzielać mi i Rebece wsparcia dla dobra
dziecka.
Rebeka
została zwolniona z więzienia w
czerwcu 2009 r. W następnej kolejności wróciła do pracy do Kleentex company.
W międzyczasie okazało się, że zniknął nasz sprzęt, dzięki któremu
mogliśmy prowadzić nasz biznes.
Kolejne
sprawy sądowe dotyczyły ograniczenia moich kontaktów z dzieckiem. Rebeka po
wyjściu z więzienia nie mogła w ogóle kontaktować się z naszym synem.
Prawnik z
którym pracowałem przekazał mi dokument, w którym była adnotacja o tym, że
w grudniu 2008r. bez obecności mojej i Rebeki Sąd w Liverpoolu podejmował
decyzje co zrobić z jeszcze nienarodzonym dzieckiem. Już wtedy rozpatrywano
los mojego dziecka bez konsultacji ze mną.
Opieka
społeczna przez cały ten czas miała większe prawa do mojego dzieckiem niż
ja. Okazało się, że w okresie wakacyjnym moje dziecko zostało wysłane do
Stanów Zjednoczonych bez wcześniejszego poinformowania mnie o tym zamierzeniu.
W tym czasie próbowałem dowiedzieć się u jakich lekarzy mój synek się
leczył i zbierałem informacje. Rebeka kontaktowała się z opieką społeczna
jedynie telefonicznie, bo nikt do niej nie przychodził.
Kontaktowaliśmy
się wielokrotnie również z konsulatem w Manchesterze i jedyną pomoc, którą
udało nam się uzyskać to przerejestrowanie aktu urodzenia, a mianowicie
dopisanie mojego nazwiska w rubryce „ojciec dziecka”.
Następnym
krokiem było zwrócenie się o pomoc do organizacji Sudan Women Assotiation w
Londynie, która w naszym imieniu
pisała do Sądu, że mogą nam pomóc. Niestety Sąd nie wyraził zgody na zajęcie
się tą sprawą przez tą organizację. Zebraliśmy również podpisy ponad stu
rodzin, które oferowały pomoc i opiekę nad naszym dzieckiem. Sąd nie wziął
tego pod uwagę ani tego, że Sudańska Ambasada wydała Rebece dokumenty, w których
oznajmiła, iż w ostatecznym wypadku może wracać do Sudanu.
Po
wielokrotnych staraniach Rebeka otrzymała travel dokument, który umożliwiał
jej wyjazd z Anglii. W tym samym
czasie okazało się, że Rebeka jest znów w ciąży. Gdy powiedziałem o tym
prawnikowi, który z nami pracował otrzymałem informację z jego strony, że
on niestety nie będzie mógł kontynuować współpracy z nami. Informacje o ciąży
Rebeki dotarła do opieki społecznej, która poinformowała mnie, że po
porodzie Rebekę znów czeka ta sama sytuacja, tzn. pozbawienie jej prawa do
opieki nad dzieckiem a ja będę mógł jedynie odwiedzać dzieci do 21-go roku
ich życia.
Zdając
sobie z tego sprawę postanowiłem zabrać Rebekę do Polski, aby tam mogła w
spokoju urodzić dziecko. W dn. 20.04.2010 urodziła się nasza córeczka i do tej pory przebywając w domu moich rodziców opiekujemy się nią. Z
raportów medycznych – ostatni przeprowadzony został w dn. …. wynika, iż
dziecko jest zdrowe i rozwija się prawidłowo.
Bardzo ciężko było mi to wszystko opisać. Oboje z Rebeką jesteśmy zrozpaczeni cała sytuacją. Jedyne co sprawia, że mamy dla kogo żyć to nasza córeczka. Chciałbym jednak dowiedzieć się gdzie jest mój synek i jaki jest stan jego zdrowia i dlaczego mi go odebrano.
Bardzo proszę o pomoc.
Marcin Pobiarzyn
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
Komentowanie nie jest już możliwe.