opublikowano: 26-03-2014
Mafia przejęła
wymiar sprawiedliwości. Wywiad z Januszem Wojciechowskim
Życie codzienne, uczciwi dziennikarze w mediach ukazują nam
bezmiar bezprawia, jaki w coraz szerszym zakresie ogarnia nasz kraj.
Odnosimy wrażenie, jakby to wszystko zostało skrzętnie, z premedytacją
zaplanowane.
Dzisiejszy sędzia, prokurator, coraz częściej utożsamiany jest, jako
jeden z przedstawicieli mafijnego systemy, zalewającego nasz kraj.
Typowy mafioso, który obłożony stosem kodeksów i
wymuszonych na władzy przepisów, arogancko i bezwzględnie
realizuje własne i władzy interesy. Obszar i zakres bezprawności
przyjął już tak wielkie rozmiary, że bezsilni wobec tego zjawiska stają
się również przedstawiciele parlamentu.
Poniżej wywiad, jakiego udzielił poseł i były sędzia
Janusz Wojciechowski J i M. Karnowskim.
WYMIAR (NIE) SPRAWIEDLIWOŚCI
W środowisku sędziowskim widać poczucie bezkarności,
przekonanie, że możemy wszystko, i nawet gdy wydamy w zły,
niesprawiedliwy, nikt nam nic nie zrobi. Dzisiaj nawet minister
sprawiedliwości nie ma żadnych kompetencji wobec sądów.
Czy w pana ocenie zwykli,
nieuprzywilejowani Polacy, normalne, niepowiązane z establishmentem
firmy, mogą dziś w Polsce liczyć na sprawiedliwość? Od wielu
lat specjalizuje się pan w tych sprawach, często interweniuje, przez
pana ręce i pana biuro przechodzą setki ludzkich spraw.
Moja diagnoza jest pesymistyczna. Państwo nie
gwarantuje dziś sprawiedliwości, wymiar sprawiedliwości daleki
jest od uczciwości. Skala krzywd, z jakimi się stykam, jest
ogromna. Nawet jeśli wziąć pod uwagę, że trafiają do mnie
tylko ci, którzy czują się pokrzywdzeni. Jako wieloletni
sędzia często nie mogę pojąć, jak możliwe są pewne wyroki i
niektóre decyzje. Jak można skazać człowieka na
dożywocie za podwójne zabójstwo w sytuacji, gdy
sędzia w uzasadnieniu nie wskazuje żadnych, ale to żadnych
dowodów? Jak można skazać kogoś na 25 lat bez
dowodów na udział w zbrodni? Albo na siedem
wyłącznie na podstawie pomówienia, zresztą odwołanego?
A z drugiej strony ewidentne zbrodnie uchodzą bez kary. Znam
dobrze sprawę, w której wszystko wskazuje na to, że młoda
dziewczyna została zamordowana, ale prokurator na poważnie twierdzi, iż
popełniła samobójstwo, trując się cyjankiem, a
następnie w boleściach rzucała się po mieszkaniu, ponabijała
sobie mnóstwo siniaków, po czym
wysprzątała mieszkanie i zmarła. Takich przykładów jest
wiele.
Tak było zawsze czy możemy mówić o
jakimś trendzie?
Pracę sędziego zaczynałem w PRL i –
pomijając sprawy polityczne – takiej nieznośnej
lekkości orzekania w tak poważnych sprawach nie pamiętam.
Niedawno „wSieci”Marzena Nykiel
opisała sprawę, która również wydawała się wielu
nieprawdopodobna. Oto ks. Mirosław Bużan z Bujana został skazany za
rzekomą pedofilię na podstawie wątpliwego
pomówienia. W tle był biznesmen, który
wcześniej obiecał księdzu zemstę za dawny konflikt, a
rodzina autorki donosu szybko się wzbogaciła. Duchowny zdobył nagranie
świadczące o własnej niewinności, ale prokuratura zleciła ekspertyzę
amatorowi ormowcowi, po czym taśmy beztrosko zgubiła.
Niepojęte, a przecież na szali leży całe życie tego człowieka
Czytałem oczywiście te artykuły, znam tę sprawę i faktycznie
trzeba ją zbadać od nowa i solidnie, bo budzi ogromne wątpliwości. I
budziła od początku, bo skazanie wyłącznie na podstawie jednego
pomówienia jest niezgodne zarówno z
sumieniem sędziego, jak i z orzecznictwem Sądu Najwyższego.
Ale wiem, że takie przypadki się zdarzają. Najgorsze jest to,
że nie ma dziś w polskim wymiarze sprawiedliwości skutecznych klap
bezpieczeństwa, które pozwalałyby interweniować w
przypadkach ewidentnie złych, niesprawiedliwych, lecz
prawomocnych już wyroków. Jedynym takim
mechanizmem jest kasacja, którą mogą wnieść prokurator
generalny lub rzecznik praw obywatelskich, jednak
boją się tego jak diabeł święconej wody.
Nowy program PiS zawiera propozycje nowych
rozwiązań, dodatkowych bezpieczników,
których można by użyć w szczególnie
skandalicznych przypadkach. Na czym one polegają?
Przede wszystkim chcemy wprowadzić mechanizm apelacji
nadzwyczajnej ministra sprawiedliwości. Chcemy, by w każdej
prawomocnie zakończonej sprawie minister, niezależnie od
uprawnień stron, mógł zaskarżyć wyrok.
Dotyczy to spraw także z przeszłości?
Na niekorzyść skazanego będzie to można zrobić w ciągu
pół roku, a na korzyść zawsze, bez ograniczeń czasowych.
Gdzie wnoszone byłyby te apelacje
nadzwyczajne?
Przed Sąd Najwyższy. Wielką konsekwencją tego mechanizmu
byłoby przyznanie ministrowi sprawiedliwości prawa do badania
spraw pod kątem orzeczniczym. Dzisiaj minister nie ma żadnych
kompetencji wobec sądów. Dosłownie przed kilkoma dniami
czytałem odpowiedź ministra na oświadczenie
senatorów w sprawie skazania na kilka lat więzienia
mocno upośledzonego, niezdolnego do samodzielnego życia chłopaka. W tym
piśmie przez trzy strony ciągną się wyjaśnienia sprowadzające
się do tego, że minister nic zupełnie nie może zrobić. Nawet służby
więziennej, której jest formalnie zwierzchnikiem, nie może
poprosić o skierowanie chłopaka na badania. Pełna niemożność.
A prokurator generalny?
Do prokuratora generalnego poseł do Sejmu czy poseł do
Parlamentu Europejskiego nie może wnieść nawet interpelacji, zapytania.
Jedynie przez pomyłkę, zapomniano ich po prostu wykreślić, takie
pytania mogą zadawać senatorowie. Korzystam z tego często,
prosząc o pomoc mojego brata Grzegorza Wojciechowskiego,
który jest senatorem.
Innymi słowy, dzisiaj nawet najbardziej
kuriozalny wyrok, wydany czy przez pomyłkę, czy wskutek
działania jakiegoś układu, choćby parzył w rękach, był oczywistą obrazą
sprawiedliwości, raczej nie będzie ponownie przeanalizowany? Także
przez zwierzchników sędziego, który się pod tym
podpisał?
Odpowiem dobrze znanym mi przykładem. W Białymstoku od
dziesięciu lat siedzi człowiek, którego skazano bez
żadnych dowodów. Pytam od dziesięciu lat
kogo tylko mogę o tę sprawę, proszę o wskazanie choćby jednej poszlaki
wskazującej na jego winę, jedną okoliczność, cokolwiek.
Proszę mi wierzyć, nic takiego nie ma. Widzę na tym przykładzie rzeczy
nieprawdopodobne. Choćby to, że znaleziony na miejscu zbrodni włos,
nienależący do skazanego, ale najprawdopodobniej do
prawdziwego mordercy, nie został nawet przebadany! Nie
porównano wyników z DNA kilku innych
potencjalnych podejrzanych. To sprawa, która nie
daje spać po nocach. Kiedy pomyślę, że ktoś może siedzieć w więzieniu
przez dziesięć lat, a jest niewinny, trudno pozostać biernym.
Kiedyś słyszeliśmy w Radiu Maryja pana opowieść o
wstrząsającym przypadku rolnika skazanego za to, że najechał
na niego inny pojazd. Ciągnik jechał prawidłowo, był oświetlony, a
jednak to jego skazano.
Poświęciłem tej sprawie wiele
wysiłku, bo rzeczywiście to wołało o pomstę do nieba. W wypadku zginął
jeden człowiek, rolnika skazano na bezwzględną karę więzienia. Już
wyszedł. Czytałem uzasadnienie wyroku, co zdanie, to nielogiczność, co
zdanie to absurd. Na przykład sąd przyjmuje zeznania jednego z
uczestników wypadku, że widział, jak traktor
zajeżdżał drogę, a jednocześnie, iż był nieoświetlony. Sąd przyjmuje
pierwszą część zeznania, a drugą odrzuca, bo jednocześnie wszystkie
inne dowody wskazują na to, że był oświetlony. I tak dalej. Groza.
Jakie są najczęstsze przyczyny takich
skandalicznych wyroków? Bałagan i niechlujstwo?
Lenistwo? Niedouczenie? Lokalne sitwy?
Różnie, ale główną przyczyną
jest poczucie bezkarności, przekonanie, że możemy wszystko i
nikt tego nie sprawdzi, nikt nam nic nie zrobi. Zresztą, choć
przykro to mówić, znam i takie sprawy, w
których treść uzasadnienia wyroku Sądu Najwyższego też nie
wskazuje na to, by sędzia czytał akta danej sprawy. Często odpowiedzi
na apelacje czy kasacje są powielaniem okrągłych, mam
wrażenie, że często kopiowanych, stwierdzeń, iż
„jest to gołosłowna polemika z ustaleniami sądu”.
Pomija się w ten sposób poważne, solidne argumenty.
To niestety narasta, można już chyba mówić o
zjawisku komputerowego sądzenia, gdzie uzasadnienia
w kolejnych sprawach są mechanicznie kopiowane. Widziałem na
własne oczy uzasadnienie wyroku w sprawie o wypadek drogowy,
gdzie było cytowanych chyba z 17 orzeczeń Sądu
Najwyższego, z 18 cytatów z literatury prawniczej,
tylko nie było odpowiedzi na jedno pytanie: dlaczego sąd uznał, że
oskarżony spowodował wypadek, zjeżdżając na swoją lewą stronę,
gdy do zderzenia doszło na jego prawej stronie?
Środowisko sędziowskie nie widzi tego
problemu?
Każda władza demoralizuje, a władza
absolutna demoralizuje absolutnie. I władza
sędziowska ma w sobie coś z takiej władzy. Czasem to władza nad życiem
i śmiercią, zawsze nad ludzkimi losami. Jeden ze znajomych
sędziów powiedział mi, że największym zagrożeniem
jest w tym zawodzie syndrom Boga. Ma rację.
Ale przecież władza sędziowska jest
ograniczona, są reguły, kontrole.
Kłopot w tym, że zdemontowano mechanizmy
zabezpieczające i kontrolne. Nawet prezes sądu nie bardzo może dziś
zwrócić uwagę młodemu sędziemu, że coś jest w danej sprawie,
w konkretnym wyroku nie tak. Nie może tego zrobić minister
sprawiedliwości. Największe głupstwo może więc pozostać bezkarne. Na
dodatek postępowania dyscyplinarne przedawniają się po trzech
latach, a rażące błędy wychodzą najczęściej później, bo tyle
zajmuje pokrzywdzonym udowodnienie swoich racji. Proponujemy
więc w programie PiS, by termin tych przedawnień liczyć od
momentu ich ujawnienia.
Ale są przecież chyba jakieś kontrole pracy
sędziów, jakieś wizytacje?
No właśnie, panowie, choć to trudne do pojęcia,
czegoś takiego już nie ma! Sam byłem kiedyś sędzią wizytatorem,
jeździłem po sądach i sprawdzałem akta spraw, zdarzały się sytuacje,
gdy wychwytywałem poważne błędy, niekiedy nawet skutkowało to
wniesieniem rewizji nadzwyczajnej. Niezawisłość sędziowską
trzeba szanować, ale muszą być jakieś reguły, jakaś kontrola, jakaś
obserwacja i możliwość interwencji.
Praktykujący adwokaci, np. goszczący
niedawno na łamach tygodnika „wSieci”Marek
Markiewicz, twierdzą, że przewidywalność wyroków, możliwość
oparcia się na jakichś stałych regułach, jest coraz mniejsza, coraz
więcej jest przypadkowości.
Również się z tym stykam, bo w
niektórych, najbardziej drastycznych przypadkach, podejmuję
się obrony pokrzywdzonych, reprezentuję ich przed sądami. I mam np.
przypadek, w którym nadal toczy się sprawa z przepisu dawno
już uchylonego, z tzw. działania na szkodę spółki. Wbrew
wszelkim regułom taki człowiek przed sądem łódzkim ciągle
jest sądzony. To narusza fundamentalne reguły prawa, bo zawsze
jeśli znika przepis, znika sprawa. Niekiedy nasuwa się myśl, że
niektórzy wierzą w hasło „Dajcie mi człowieka, a
paragraf się znajdzie”.
Padnie zapewne zarzut, że chcąc zmierzyć się z
patologiami sądownictwa, czyhacie na jego niezawisłość?
Niezawisłość sędziego musi być nienaruszalna, sędzia
musi być sam w pełni odpowiedzialny za wyrok, bez
jakiegokolwiek zewnętrznego wpływu. Ale to nie znaczy że
sędzia może być w pełni niezależny od wszelkich reguł. Musi
się liczyć z tym, że jego praca, jego decyzje, zostaną skontrolowane
przez kogoś z zewnątrz, i rażące na ruszenia procedury, prawa,
uczciwości będą wytknięte.
Prasa często opisuje rodzinne i biznesów
powiązania w obrębie wymiaru sprawiedliwości.
Popularnie mówi się o klikach. To poważne zjawisko?
Niestety, narastające. Jeszcze w PRL obowiązywały pod tym
względem ścisłe restrykcje. Gdy ktoś był sędzią, jego
małżonek w całej Polsce nie mógł być ani adwokatem, ani
prokuratorem. W jednym okręgu nie mogło być żadnych
pokrewieństw między sędziami, adwokatami, prokuratorami. W tej chwili
bywają sytuacje; że mąż jest prokuratorem rejonowym, a żona sądzi
najważniejsze sprawy karne. Niestety Trybunał Konstytucyjny
dołożył tu swoje,bo przepisy ograniczające te koneksje rodzin uznał za
niezgodne z konstytucją. W mojej ocenie z braku reguł w tym
obszarze wyrasta coraz większa patologia. Znam osobiście sytuację, gdy
doświadczona pani prokurator ubiegała się o stanowisko sędziego i
dwukrotnie przegrała z bardzo młodymi prawnikami, dziećmi
sędziów. Dlatego PiS w swoim programie proponuje,
by sędziami mogły zostawać osoby mające co najmniej 35 lat i 5 lat
doświadczenia w zawodzie prawniczym.
Co to da?
Sędzia to tak poważny zawód, że nie
powinien być obejmowany w ramach programu „pierwsza
praca”. Przepisów można nauczyć się
szybko, jednak doświadczenia życiowego, pewnej wrażliwości, empatii,
nie. Młodym ludziom tego często brakuje. Przykładem jest właśnie
wspomniana wcześniej sprawa skazanego rolnika. Z uzasadnienia wyroku
wynikało, że dla młodej pani sędzi rolnik to zawalidroga,
który przeszkadza w szybkim dotarciu na wakacje. Nie
rozumiała, że on swoimi wolnymi maszynami jedzie do pracy. Tyle
wiedziała o świecie.
Czy to, co przeprowadził Jarosław Gowin,
likwidację części małych sądów i powołanie w ich
miejsce wydziałów zamiejscowych, nie było zatem
dobrym pomysłem na choć częściowe uzdrowienie sytuacji w sądach?
Ideę wprowadzenia jakiejś rotacji sędziów popieram,
podobnie jak dobre dla przejrzystości sądzenia przenoszenie
spraw poza okręgi, w których możliwy jest konflikt
interesów czy jakieś zaszłości, niechęci. Ale
metodę wybrano niedobrą. Powstało przy okazji wiele
kłopotów. Choćby okazało się, że
pracownicy administracyjni sądów w zasadzie nie
mają na miejscu żadnego zwierzchnictwa nad sobą. Tak jest w
Rawie Mazowieckiej, gdzie ich szefostwo urzęduje w
Skierniewicach. Do kogo mają się zwrócić ludzie,
gdy mają jakieś pretensje, bo np. administracja coś zawaliła? Muszą
jechać do Skierniewic. To straszliwe utrudnienie życia ludziom.
Wielkie kontrowersje budzą też sprawy z
zakresu wolności słowa. Można często odnieść wrażenie, że są
równi i równiejsi, że jedni mogą powiedzieć
wszystko, każde wyzwisko, a innych skazuje się za zwykłą krytykę czy
obronę.
Podzielam to panów wrażenie. Wiele
wyroków z tego obszaru jest niezrozumiałych. Choćby ostatnia
sprawa prof. Ryszarda Legutki skazanego za nazwanie kilku
uczniów żądających zdjęcia krzyża
„smarkaczami”. Sąd uznał, że uczonego obowiązują
jakieś inne reguły, że ma on mniejsze prawo do krytyki. A przecież
słowa, jakich użył, nie były obraźliwe, mieszczą się w
akceptowanym spektrum tego, co profesor może powiedzieć o uczniach. Co
więcej, założono, że jest on osobą publiczną, a uczniowie robiący taką
awanturę to właściwie osoby prywatne, na dodatek
szczególnie dojrzałe. W mojej ocenie to, czego
żądali i w jaki sposób, było aktem niedojrzałości.
Czy w pana ocenie jest szansa na
uzdrowienie wymiaru sprawiedliwości? Naprawienie
sądownictwa? Wiele tych spraw jest tak niepojętych, że jeśli nie dotyka
nas samych, nie widzimy tego z bliska, nie wierzymy.
Na spotkaniach otwartych, a mam ich bardzo dużo, ten temat sam wypływa.
Skala tego, co złe, jest już tak duża, że narasta świadomość,
iż jest tu jakiś błąd systemu
. Polacy oczekują od
polityków, by uzdrowili wymiar sprawiedliwości. I mogę
obiecać, że jeżeli Prawo i Sprawiedliwość przejmie rządy, to
oczekiwanie spełni.
za:
http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2014/03/wymiar-nie-sprawiedliwosci-2/
CBA
zawiadomiło prokuratora generalnego o podejrzeniu popełnienia
przestępstwa w związku z udzielaniem zamówień publicznych
przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Łączna wartość nieprawidłowo
udzielonych zamówień przekroczyła 100 mln zł - podało CBA w
komunikacie.
Chodzi o zarzut przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia
obowiązków przez funkcjonariusza publicznego - dodał. Za
taki czyn grozi do 3 lat więzienia.
- Zawiadomienie to realizacja tego, co szef CBA Paweł Wojtunik
zapowiadał w związku z infoaferą - że będziemy się przyglądać
również innym resortom i instytucjom - powiedział
Dobrzyński. Wyjaśnił jednak, że zawiadomienie nie ma bezpośredniego
związku ze sprawą Centrum Projektów Informatycznych MSWiA.
Zawiadomienie skierowano po kontroli CBA w Ministerstwie
Sprawiedliwości, która objęła lata 2007-13. Biuro zaczęło
kontrolę przed rokiem - w marcu 2013 i prowadziło ją do października.
- Sprawdzaliśmy decyzje dotyczące udzielania zamówień
publicznych oraz rozporządzania mieniem, w związku z wydawaniem
środków na zakup usług i sprzętu teleinformatycznego, w tym
projektu Centrum Świadczenia Usług Rejestrowych w Ministerstwie
Sprawiedliwości - powiedział PAP Dobrzyński.
CBA do prokuratury: Afera na 100 mln w resorcie sprawiedliwości
TVN24/x-news
Prośba o kontrolę
Rzeczniczka prasowa resortu Partycja Loose przypomniała, że to
szefowie resortu występowali o kontrolę CBA po wykryciu w ramach
wewnętrznych procedur możliwych nieprawidłowości przy przetargach
informatycznych. - To ministrowie sprawiedliwości występowali o
kontrolę CBA - zarówno minister Jarosław Gowin, jak i Marek
Biernacki - której efektem jest piątkowe zawiadomienie do
prokuratury. Od początku kontroli ministerstwo
współpracowało z Biurem, teraz czekamy na efekty pracy i
decyzje prokuratury w tej sprawie - powiedziała rzeczniczka.
Problemy z zamówieniami publicznymi
Pod koniec 2012 roku resort sprawiedliwości, po przeprowadzeniu
wewnętrznego audytu, poinformował CBA o swoich wątpliwościach
dotyczących m.in. zakupu w trybie niekonkurencyjnym sprzętu
komputerowego oraz oprogramowania. W marcu 2013 r. CBA rozpoczęło
kontrolę w MS na jego wniosek. Resort chciał zbadać, czy nie doszło do
naruszenia interesu Skarbu Państwa w procedurze udzielania
zamówień publicznych.
W tej sprawie z zawiadomienia ministerstwa w lipcu 2013 r. prokuratura
wszczęła śledztwo w sprawie przestępstwa przy przetargu na budowę
systemu usług elektronicznych dla resortu. Śledztwo objęło okres od
sierpnia 2011 do czerwca 2012 r. Szkoda, która miała powstać
w wyniku tamtego przestępstwa, to 26 mln zł.
We wrześniu 2013 r. CBA podawało, że prowadzi kontrole w pięciu
resortach - sprawiedliwości, sportu, nauki, kultury i spraw
zagranicznych.
pp/PAP/IAR
Tematy
w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY PRAWA" Niezależne
Czasopismo Internetowe redagowane
przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata
których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO
INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
uwagi i wnioski proszę wysyłać na adres: afery@poczta.fm -
Polska aferyprawa@gmail.com Dziękujemy za przysłane
teksty opinie i informacje.
|
WSZYSTKICH
INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH
POGLĄDÓW JEST
ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
Komentowanie nie jest już możliwe.